|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 20:44, 02 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Weles, wszytsko chyba zależy, jak bardzo ktoś skupia się na swoim bólu i na swoim cierpieniu. jak bardzo pielegnuje w sobie poczucie krzywdy.
tylko, jak jest tego cel? żeby poczuć ulgę? to tylko tymczasowe. potem zaś czuje się niesmak: niesmak do siebie i do tej całej sytuacji.
NAjprościej jest po prostu chcie przez to przejść jak najszbciej. samo rozstanie jest bolesne, wiec po co jeszcze bardziej dokładać sobie do pieca i starac się rozwlekać rozwód jeszcze bardziej? bo chcemy dopiec drugiej stronie? przeciez ona juz nie chce z nami być! nie można zmusic kogos do bycia z nami. wiec nie pozostaje nic innego, jak pogodzic sie z tym, choc to bardzo trudne moze byc i bolesne. ale zachowuje sie szacunek do samego siebie. a takie nakrecanie sie, skupianie sie na swoim bólu, na złych emocjach do niczego dobrego nie prowadzi. ból jest bólem i tylko czas moze tutaj pomóc. a nie uprzykrzanie komus życia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 0:19, 03 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
boska...
wszytsko chyba zależy, jak bardzo ktoś skupia się na swoim bólu i na swoim cierpieniu. Chyba tu trafiłaś w sedno. Tylko że nasze stany emocjonalne uwarunkowane 1000-cami czynników czynią nasze "stany skupienia" dość dynamicznie zmieniającymi się. Bo jeśli już tak uda nam się poukładać (a to faza przedkryzysowa) to być może Twój niewątpliwie mało agresyswny model się sprawdzi w całej gamie.
Trochę przewrotnie dodam pytanie. Kiedy zacząć przygotowania? Bo teraz jak włączymy nasz racjonalizm przed zakochiwaniem się, to zapomnij o masie radosnych przeżyć (nie wierzę w mechanikę w tym względzie). Będzie to związek na zimno i tu można spokojnie i pragmatycznie niemal zaplanować rozwód. Doradzam jednak żywioł na maxa, spuścić z cugli dzikie zwierzę i niech sobie dziko nadaje... Dowiadujemy się o sobie dużo rzeczy i to nie koniecznie przykrych. Fakt, że przejście z tego stanu do smutnej rzeczywistości jest prawie zawsze bolesne i "Twoje sedno" działa tu jak wzmacniacz. Wynika więc z toku (tu mojego) rozumowania, że jak chcesz pełnej poprawności to można w sposób poukładany bez (jednak)gwarancji, ale uprawdopodabnia klasę i kulturę. Ale ja wolę jednak żywiołowe przeżywanie pierwszej fazy(to ta do decyzji)... Jest pełniejsze, prawdziwsze, może i bardziej szczere, niesterowane... itp.
Całkiem słusznie uzasadniasz...po co jeszcze bardziej dokładać sobie do pieca i starac się rozwlekać rozwód jeszcze bardziej?. W emocjach większość rozkręconych ludzi lubi się znęcać, zadawać ból i być w tym skrajnie irracjonalny. Jeszcze dobrze jak potrafi to u siebie zauważyć, a w naszym temacie jeszcze przeprosić, to już dobrze i można to nawet nazwać "klasą i kulturą"... i też zachowuje sie szacunek do samego siebie.
Myślę bosska, że nasze tu dywagacje są cenne, bo już uczymy się ew. postaw pt. rozwody... Gdy tak wymieniamy nasze w temacie przekonania pewnie perforujemy coś na naszej podświadomości. Dobre i to... hehe. Ale ja (i ty) ropatrujemy problem w oparciu o własne charaktery, własną psychikę i może doświadczenia z emocji w ogóle. Wiem, że jak jestem podkręcony to zapominam ile jest 2+2, a prościej ... wisi mi to. Po pewnym czasie (dość szybko) wracam do równowagi i często dziwię się samemu sobie. A, że nie jestem specjalnie wyróżniającym się z przeciętności osobnikiem, więc na podstawie swoich prymitywizmów zakładam jakieś normy. I są jakie są.
Z tego co mówisz (piszesz) można by wysnuć wniosek, że jesteś osobą łagodną, nie ulegającą emocjom (w to akurat śmiem wątpić), racjonalną nawet w stresach...(aniołeczek) Wynika stąd też, że się troszkę różnimy (poza płcią jeszcze) i pewnie stąd nasze niezgodności w podejściach do problemu. Mało. Te niezgodności zawierają się jednak w spekrum obowiązujących poglądów z tej materii. Ty zakładasz racjonalizm, ja żywiołowość jako prawdopodobniejszą... I oboje mamy rację, albo jesteśmy blisko niej.
Pozdro...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 19:02, 03 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Weles w swoim poscie z godz 21,25 piszesz o sytuacjach konfliktowych powodujących przyczynek do rozstań zapytam zatem czy Ty sam nie miałeś podobnych sytuacji? i co? rozstałeś się? odszedłeś? a widzisz jednak można być razem mimo pewnych różnic, każdy człowiek jest jedynym w swoim rodzaju nawet wiadomi bracia różnią się sporo, zatem w każdym małżeństwie ludzie powinni znaleźć kompromis wspólne wyjście jeśli tego nie zrobią to jak pisałem są gówniarzami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 20:52, 03 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Hehe... Łukasz...
Co prawda takie wyznania chyba wykraczają poza dopuszczalną granicę szczerości na forum, ale postaram się. Pytasz czy ja byłem w... sytuacjach konfliktowych powodujących przyczynek do rozstań ... Tysiące razy, Łukaszku, tysiące... Cóż, połowicę mam krnąbrną, nieposłuszną i o dość władczym charakterze Podejrzewam że ona o mnie jest podobnego zdania. Mieszczę się na pewno w standartowym przedziale normalności. Sam wiesz że wiele rzeczy staje się często powodem do sprzeczek i te rzeczy trzeba jakoś eliminować. Tak że poza sprzeczkami nie było innych powodów i raczej sobie ich jeszcze nie wyobrażam w swojej praktyce... Ale jeszcze żyję, więc wszystko możliwe(hehe). Swoje tam (w wym. poście) uwagi opierałem równierz o fakty zaobserwowane i stąd ich mnogość.
A rozwiązania wymagają każdorazowo niemal endemicznego środka. Niby układ dwu ludzi, ale z uwagi na niezmierzoną różnorodnośc konfiguracji charakterów trudno o jakieś jednoznaczne precyzyjne klasyfikowanie, a o przewidywaniu zachowań już nie mówię. To zależy od ludzi, charakteru i determinacji aby osiągać kompromis... Czasem się nie da, ale gówniarzem jest ten co przynajmniej nie próbuje.
Pozdro...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 7:22, 04 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Nie sądzę Weles że takie wyznanie przekracza granice szczerości to nie zdrada tajemnic alkowy.
Osobiście mam podobnie z tym że stroną uległą bywam ja, nigdy nie podnoszę głosu do poziomu włączonego odkurzacza uprzedzając gniewnie wyglądającą małżonkę że rano sąsiedzi współczuć będą mnie, to działa, każdy z nas ma swój patent na normalność często wygląda to humorystycznie i rozładowuje napiętą sytuację. Nie jest tak ze nie mam swojego zdania wprost przeciwnie w sprawach zasadniczych tylko moje zdanie się liczy i wszyscy liczą na mnie to ogromna odpowiedzialność i właśnie odpowiedzialność jest podstawą wszystkiego, człowiek odpowiedzialny nie rozstaje się tak łatwo właściwie nie rozstaje się nigdy mówię o odpowiedzialności obojga ludzi a nie jednostronnej jeśli do tego dołożymy kompromis to możemy mówić że rozwody i dramaty dzieci są wymysłem futurystów.
Pozdrawiam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 10:18, 05 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
.......jeśli do tego dołożymy kompromis to możemy mówić że rozwody i dramaty dzieci są wymysłem futurystów.
....
Niestety Łukaszu - nie są. I cokolwiek by tu nie napisac, o dojrzałości, odpowiedzialności, gówniarstwie i poziomie kultury.... zycie nie jest takie proste. Nie da sie go wcisnąc w "zerojedynkowy" schemat.
Mozemy sobie dywagować, snuć teorie i ponad poziomy wylatywać swoimi wypowiedziami - a prawda jest taka, że miedzy dwojgiem ludzi bywa bardzo różnie i nie ma dwóch takich samych par, małżeństw, zwiazków. Tu jestem w pełni zgodna z Welesem - kazdorazowo jest to indywidualne i nie podlegajace kompletnie zadnym normom.
Oczywiście, mozna przyjąc pewne załozenia (np. ze dobro dzieci jest sprawą pierwszoplanową...), ale tak naprawdę, nie ważyłabym sie nikogo osądzac, bo bardzo łatwo skrzywdzic niesłusznym osądem w tak prywatnej i indywidualnej sprawie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 10:55, 05 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Delteczko przepraszam za może głupi pomysł z tym tematem chciałem jednak poruszyć sprawę ważną chociażby ze względu na dzieci które są często niemymi świadkami tragedii ich rodzin widzę jednak że odbierasz to emocjonalnie osobiście powiedziałbym nawet dlatego poprzestanę na starym powiedzeniu Jak ktoś sobie pościeli tak się wyśpi
Pozdrawiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 12:15, 05 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Alez Łukaszu, pomysł wcale nie jest głupi, a ja podchodze emocjonalnie właściwie do wszystkiego, więc nie rób sobie wyrzutów
Zgadzam się, że w trakcie spraw rozwodowych najbardziej cierpią dzieci, stąd posiadajac dwoje - mam prawo do emocji.
Zresztą kazdy temat, gdzie wchodzi w grę los dzieciaków jest dla mnie bardzo poruszający - to juz chyba własciwośc charakteru. A skoro ja ze swoim charakterem juz dawno przestałam walczyć, więc czemu ktokolwiek miałby miec szanse z nim wygrać?
Kontynuujmy temat, o ile znajda sie jeszcze jacys chetni do wyrazenia własnych opinii
Pozdrawiam równiez
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 12:34, 05 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
No to kontynuujmy Delteczko a więc zakładając że masz rację mówię o Twoim ostatnim poscie to przyznam nie ma takich samych ludzi każdy to indywidualista ale jest przecież okres poznawania się nawzajem zakładacie a góry mówię teraz również o Welesie że konflikty były są i będą i to jest faktem przyznam, ja jednak nie mogę zrozumieć jednego jak można dopuścić do sytuacji bez wyjścia po prostu sobie tego nie wyobrażam .Jestem żonaty od 27 lat i wiele konfliktowych chwil przejem (dobre słowo przeżyłem) Moi rodzice zawsze powtarzali że rodzina to takie małe państwo i jeśli nie będziemy rozmawiać to będzie wojna i tą złotą myśl „jeśli nie będziemy rozmawiać” wcieliłem w życie rodzinne to przecież proste.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 12:57, 05 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Tak, to proste. Ale nie dla kazdego.
Czasem też bywa tak, że jedna, albo i obie strony nie widza problemu dopóki ich nie przywali... a wtedy bywa za późno.
Rozmowa to podstawa, też tak uwazam. Jednak nie kazdy, uwierz mi jest na tyle otwarty, ze umie mówić o tym co go boli, co mu przeszkadza. Sa i takie przypadki, gdy oczekuje taki ktos, ze partner sie domysli. Co wtedy?
Ano wtedy problemy rosna, nawarstwiają sie, mijaja lata.... kiedy dochodzi wreszcie do rozmowy....nie ma o czym gadać. Oczywiście, nie jest to sytuacja patowa, przegrana. Jeśli jeszcze cokolwiek obie strony chca zmienic, szansa jest. Ale jest to bardzo trudne. Nie kazdy umie wybaczyc urazy nagromadzone przez długi czas...
Skojarzyło mi się to z rzeką... jest dzika, nieuregulowana. Jesli sie o nia zadba, na bieżaco oczyszcza naniesione osady, dba o brzegi, zeby były mocne, to nawet w okresach dużego naporu mas wody nic złego sie nie dzieje- brzegi sa utrzymane, rzeka płynie swoim wyznaczonym nurtem. ale jeśli nie ma tego dbania, to z upływem czasu, nawet niewielki deszczyk moze stac sie przyczyna katastrofy... z małżeństwem jest tak samo. Ale żeby ta prostą w sumie zasadę pojąć niektórzy musza się zdrowo napocic przy naprawianiu naderwanych brzegów...
Pozdrawiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 17:25, 06 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Weles napisał: | boska...
wszytsko chyba zależy, jak bardzo ktoś skupia się na swoim bólu i na swoim cierpieniu. Chyba tu trafiłaś w sedno. Tylko że nasze stany emocjonalne uwarunkowane 1000-cami czynników czynią nasze "stany skupienia" dość dynamicznie zmieniającymi się. Bo jeśli już tak uda nam się poukładać (a to faza przedkryzysowa) to być może Twój niewątpliwie mało agresyswny model się sprawdzi w całej gamie.
Trochę przewrotnie dodam pytanie. Kiedy zacząć przygotowania? Bo teraz jak włączymy nasz racjonalizm przed zakochiwaniem się, to zapomnij o masie radosnych przeżyć (nie wierzę w mechanikę w tym względzie). Będzie to związek na zimno i tu można spokojnie i pragmatycznie niemal zaplanować rozwód. Doradzam jednak żywioł na maxa, spuścić z cugli dzikie zwierzę i niech sobie dziko nadaje... Dowiadujemy się o sobie dużo rzeczy i to nie koniecznie przykrych. Fakt, że przejście z tego stanu do smutnej rzeczywistości jest prawie zawsze bolesne i "Twoje sedno" działa tu jak wzmacniacz. Wynika więc z toku (tu mojego) rozumowania, że jak chcesz pełnej poprawności to można w sposób poukładany bez (jednak)gwarancji, ale uprawdopodabnia klasę i kulturę. Ale ja wolę jednak żywiołowe przeżywanie pierwszej fazy(to ta do decyzji)... Jest pełniejsze, prawdziwsze, może i bardziej szczere, niesterowane... itp.
Całkiem słusznie uzasadniasz...po co jeszcze bardziej dokładać sobie do pieca i starac się rozwlekać rozwód jeszcze bardziej?. W emocjach większość rozkręconych ludzi lubi się znęcać, zadawać ból i być w tym skrajnie irracjonalny. Jeszcze dobrze jak potrafi to u siebie zauważyć, a w naszym temacie jeszcze przeprosić, to już dobrze i można to nawet nazwać "klasą i kulturą"... i też zachowuje sie szacunek do samego siebie.
Myślę bosska, że nasze tu dywagacje są cenne, bo już uczymy się ew. postaw pt. rozwody... Gdy tak wymieniamy nasze w temacie przekonania pewnie perforujemy coś na naszej podświadomości. Dobre i to... hehe. Ale ja (i ty) ropatrujemy problem w oparciu o własne charaktery, własną psychikę i może doświadczenia z emocji w ogóle. Wiem, że jak jestem podkręcony to zapominam ile jest 2+2, a prościej ... wisi mi to. Po pewnym czasie (dość szybko) wracam do równowagi i często dziwię się samemu sobie. A, że nie jestem specjalnie wyróżniającym się z przeciętności osobnikiem, więc na podstawie swoich prymitywizmów zakładam jakieś normy. I są jakie są. |
Weles, po prostu dla mnie jak coś się kończy, to się kończy i nie ma sensu walczyć o przegrana sprawę. tracić energię i rozmieniać sie na drobne, by pokazać/udowodnić komuś .... no właśnie komu? komuś, z kim sie rozstajemy? komuś, kto już nie chce być z nami (albo my z nim)? komuś, kto ma nas dosyć (albo my jego)? etc. etc.
rozwód jest zawsze bolesny. cos się kończy. jakiś etap w naszym życiu. ważny etap. wiązaliśmy z tym nadzieje, że "nie opuści aż do śmierci". ale, life is brutal & full of zasadzkas. szkoda po prostu czasu i energii na przegraną sprawę. lepiej energię tą zużytkowac na poprawne ułożenie stosunków niz na "wojnę państwa rose"
Weles napisał: |
Z tego co mówisz (piszesz) można by wysnuć wniosek, że jesteś osobą łagodną, nie ulegającą emocjom (w to akurat śmiem wątpić), racjonalną nawet w stresach...(aniołeczek) Wynika stąd też, że się troszkę różnimy (poza płcią jeszcze) i pewnie stąd nasze niezgodności w podejściach do problemu. Mało. Te niezgodności zawierają się jednak w spekrum obowiązujących poglądów z tej materii. Ty zakładasz racjonalizm, ja żywiołowość jako prawdopodobniejszą... I oboje mamy rację, albo jesteśmy blisko niej.
Pozdro... |
dobrze, że możnaby .... a nie, że wysnuwasz
wiem, że to prokowacyjne z Twojej strony, ale powiem tyle: jestem okropnie zazdrosna, zaborcza, zachłanna, impulsywna i trudno ze mną wytrzymać. mam najgorszy telefon służbowy z całej firmy, bo z reguły telefony zywot swój kończą na ścianie. mam 3 niekompetne serwisy obiadowe, gdyż zdarza mi się urządzać pokaz "latajacych talerzy". jak typowa kobieta potrafię zrobić z niczego: kapelusz, sałatkę i awanturę. ta ostatnia wychodzi mi najlepiej. dziwię się facetom, że ze mną wytrzymują.
ba! po zrobieniu awantury na stacji benzynowej obcemu facetowi, że się wpycha bez kolejki przede mna, ten "podobno spieszący się" oferuje pomoc przy pompowaniu kół i zaprasza na kawę. gdzie ja jestem w dresie, bez makijażu, bo po fitnesie. i żeby to był odosobniony przypadek .... innych przykładów podawać może nie będę ..... /wiem wiem, wystraszył się takiej hetery /
nie rozumiem facetów
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 20:03, 06 Lis 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 17:57, 06 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
bosska napisał: | trudno ze mną wytrzymać. mam najgorszy telefon służbowy z całej firmy, bo z reguły telefony zywot swój kończą na ścianie. mam 3 niekompetne serwisy obiadowe, gdyż zdarza mi się urządzać pokaz "latajacych talerzy". jak typowa kobieta potrafię zrobić z niczego: kapelusz, sałatkę i awanturę. ta ostatnia wychodzi mi najlepiej. |
O rany!!!! nie wierzę
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 19:43, 06 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Łukasz napisał: | bosska napisał: | trudno ze mną wytrzymać. mam najgorszy telefon służbowy z całej firmy, bo z reguły telefony zywot swój kończą na ścianie. mam 3 niekompetne serwisy obiadowe, gdyż zdarza mi się urządzać pokaz "latajacych talerzy". jak typowa kobieta potrafię zrobić z niczego: kapelusz, sałatkę i awanturę. ta ostatnia wychodzi mi najlepiej. |
O rany!!!! nie wierzę |
dlaczego? sałatki robię pyszne
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 19:54, 06 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
bosska napisał: | sałatki robię pyszne
|
To wystarczy BOSSKA!!!!!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:30, 06 Lis 2007 Temat postu: |
|
|
Łukasz napisał: | bosska napisał: | sałatki robię pyszne
|
To wystarczy BOSSKA!!!!!! |
dobra dobra .... wiedziałam, że Wam tylko jedno w głowie
..... "do garów kobieto" i "podaj piwo kobieto"
/najgorsze, że ja to lubię /
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|