|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 14:56, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Niech Ekor wypowie się sam, czy mu zaburzamy, czy nie, ale nie sadzę.
Po pierwsze, jesteśmy tu po to, aby dyskutować, a nie tylko wykładać swoje racje. Pierwszą reakcją jest zawsze obrona swojego stanowiska - widzimy to szczególnie jasno na Polityce.... Ale potem, sprawa wraca, zastanawiamy się, coś z tej dyskusji wynosimy, wszyscy. Panowie - może odrobinę więcej wiedzy o nas? Oczywiście, jeżeli chcą.
Faktem jest, Delto, że nie potrafimy zupełnie stanąć ponad własnymi emocjami, oddzielić tej dyskusji od własnych przeżyć, doświadczeń.
Nie możemy się zgodzić także z Ekorem bez zastrzeżeń - bo może wtedy okazałoby się, że i my nie zawsze mamy rację? Że dajemy się ponieść emocjom? A to jest sprawa niezależna od całego podłoża.
Esprit wspomniała o swoim sposobie na uspokojenie się....
U mnie jest trochę inaczej. Po pierwsze, rzadko mi się zdarza dać ponieść emocjom, ale jeżeli już, to tak długie "wstrzymywanie się" powoduje silniejszą erupcję. Czyli silniejsza reakcję układu autonomicznego. Na ogół, wstrzymuję oddech, uspokajam bicie serca.... i całkowicie oddalam się myślowo. Nie kontynuuję, wogóle. Przenoszę się w inny wymiar. Odwracam plecami - w przenośni, i realnie. Zajmuję czym innym. Staram się sprawę odsunąć, zapomnieć, jakby ześlizgnęła się po niewidzialnej membranie. Czy słuszne, nie wiem, ale działa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 16:14, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Widzisz Jago -ja swoje emocje wyciszam, ale nie wychodzi mi to na dobre. Bo one nie znikają, jak nie znika powód. Odsuwanie w moim przypadku powoduje kumulację i prędzej, czy później wybuch jest nieunikniony... a wtedy na pewno zdarza się że wyskakuję z czymś "ni w pięć ni w dziesięć" i trudno mnie samej zrozumieć o co chodzi tak naprawdę. Bo trzeba by drążyć, a tego wcale nie lubię, i jeśli upływa długi czas, nawet czasem nie pamiętam. Zostaje tylko slad, cos na kształt blizny, której nic nie zmaże, a która czasem baaardzo dokucza. W dodatku mając świadomość, że moja uraza ma tak głęboko schowane korzenie, czuję się głupio wobec partnera i już w ogóle robi się nieciekawie. Niezaleznie od tego kto pierwotnie zawinił....wina zawsze okazuje sie moja.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 18:35, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Tak to jest, Delto..... Jeżeli coś boli, każde dotknięcie uraża.
Ale - spróbujemy podążyć chyba za Ekorem. Upuszczając przy okazji nieco pary z własnych emocji, czego może nie będzie miał nam za złe!! :))
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 18:43, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Właśnie... może skorzystam z bezmiaru wiedzy Ekora i przy następnym konflikcie...usiądę
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 19:33, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Ja także mam nadzieję, że Ekor nie będzie miał nam za złe, w końcu wygadanie się tutaj spowoduje choć trochę mniejsze emocje w "realu"
Siadamy więc i przysłuchujemy się wykładom, dorzucając od czasu do czasu swoje "trzy grosze"
Siadamy z jeszcze jednego powodu:
Cytat: | ..kłótnia, inwektywy (mogą być na siedząco).. |
nie, nie mogą być na siedząco. Tzn. mogą, ale nie będą miały takiego wyrazu i siły miażdżenia jak te na stojąco! Naprawdę. Nawet przemowy odbywają się z mównicy, na której się stoi. Łatwiej wtedy przekazać emocje i silniej się to wyraża. Kiedy więc siądziemy to emocje przygasają (być może z powodu tego utrudnionego przepływu..) i właśnie dlatego nieraz już słyszałam mądre rady, że do rozmów trzeba usiąść przy stole. Wtedy przebiegają one w spokojniejszej atmosferze. A kiedy jedno z Nich się wzburzy, to (sami zaobserwujcie!) wstaje.
Przy stole (zwłaszcza okrągłym, jak u króla Artura) jest się równym. Ręce położone na stole - widoczne, najczęściej gestykulują. Schowanie ich pod stół wskaże albo na nieczyste intencje, albo na niepewność, brak wiary we własne siły. Trzeba więc trochę "zagrać".
Może przydałoby się kilka "lekcji" z dziedziny body language...
Ale tego wszystkiego, co napisałam nie oparłam na żadnych naukowych wywodach. Po prostu gdzieś-kiedyś usłyszałam czy przyswoiłam, sprawdziłam. Być może się więc mylę, że nie wspomnę o przypadkach tzw. "wyjątków" (potwierdzających zazwyczaj regułę).
Teraz pozostaje rozwiązać problem - jak rozmawiać. I jak nakłonić opornych do rozmowy.
Ale tu już mądrzejsi ode mnie muszą się wypowiedzieć.
W każdym razie nie wolno tracić nadziei, uszy do góry
Zupełnie inną kategorię stanowi umiejętność zastosowania tych teorii w praktyce
P.S. Jago, ja też zamykam się w sobie, zacinam, milknę, wychodzę..
Tracę język w gębie i wszystkie argumenty ulatują mi z głowy.
Taka już ze mnie introwertyczka [link widoczny dla zalogowanych]
P.S.2 Mam mgliste wrażenie, że wszystkie te rozważania powinny się znaleźć na osobnym topiku
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 19:38, 25 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 19:54, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Cytat: | ..kłótnia, inwektywy (mogą być na siedząco).. |
nie, nie mogą być na siedząco. Tzn. mogą, ale nie będą miały takiego wyrazu i siły miażdżenia jak te na stojąco!
[quote]
P.S. Jago, ja też zamykam się w sobie, zacinam, milknę, wychodzę..
Tracę język w gębie i wszystkie argumenty ulatują mi z głowy.
Taka już ze mnie introwertyczka [link widoczny dla zalogowanych][quote]
No...ja tez tracę argumenty....
A w kwestii mogą czy nie mogą być na siedząco... Czy może masz Espritku jakieś wiadomości o pozycji horyzontalnej? Bo nie wiem, czy przepływ jest wtedy ok, czy zaburzony....ale na leżąco kłóciłam sie z milion razy...
P.S. Cos mi te wklejki nie wyszły...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 20:26, 25 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
A to mnie złapałaś Delto
Nie, nie mam. Ja w pozycji horyzontalnej nigdy nie próbowałam się kłócić, prędzej po wszystkim łykałam łzy.
Ale nie potrafię sobie wyobrazić swojej siły przekonywania w takiej pozycji. W tej chwili w mojej wyobraźni każde zebranie się do perory (albo stracia słownego - takiego, które w zamierzeniu ma być skuteczne) wiąże się z podniesieniem się i lekkim choćby pochyleniem do przodu, nawet palce zaciskają się w pięści. Mimowolnie.
Kłótnia automatycznie kojarzy mi się z poderwaniem na równe nogi - w gotowości do starcia
Pewnie nie o to Ci chodziło [link widoczny dla zalogowanych]
No i napisałam, że
Cytat: | Tzn. mogą, ale nie będą miały takiego wyrazu i siły... |
i miałam na myśli, że ktoś być może potrafi się tak kłócić. Ja - nie. [link widoczny dla zalogowanych]
Na temat zakończenia kłótni w takiej pozycji nie będę się wypowiadać [link widoczny dla zalogowanych]
P.S.
W sprawie przepływów w pozycji horyzontalnej niech się lepiej wypowie sprawca całej dyskusji.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 20:31, 25 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 23:42, 26 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Proponuję zamknąć dosyć burzliwy wstęp do zasadniczego wątku.
Oczywistym jest że każda sytuacja jest jednostkową i każda z Pań zabierajacych głos w dyskusji ma rację.
Trochę podkolorowałem opis sytuacyjny. Jako męski szowinista uchwyciłem się tego, ze organizm mężczyzny z zasady szybciej powraca do równowagi.A więc ten układ autonomiczny nie jest tym bodźcem uruchamiajacym kolejne emocje w układzie limbicznym. Ale jak wiemy z życia mężczyźni też bywają często "upierdliwi, pamiętliwi". Takie to życie. Dobrze jest uzmysłowić sobie ten mechanizm.
Teraz przystępujemy do sedna tematu. Schodzimy do rozważań na poziomie genetycznym.Rozważań w których MY , nasze EGO stoimy z boku patrząc co te geny wyprawiają z naszym organizmem.
[link widoczny dla zalogowanych]
Patrzymy i nie mamy na to żadnego wpływu.
Na początek kilka oczywistych a jakże istotnych stwierdzeń;
1. Jesteśmy "produktem "procesu ewolucji.
2.Ewolucja której głównym zadaniem jest przedłużenie gatunku jest bezwzględna i racjonalna w swym działaniu.Choćby to że wybrała w zaawansowanym stadium formę płciowego rozmnażania. Ten sposób daje nieskończenie wiele mozliwości adaptacyjnych do zmieniajacych się uwarunkowań środowiskowych. Zawsze bowiem znajdzie się jakiś organizm któremu akurat będą odpowiadać aktualne zewnętrzne warunki. Zapewnia to kombinacja genów JEJ I JEGO.
3.Ale zarówno ONA , jak i ON realizując zadanie naczelne ewolucji dązą do maksymalizacji ilości SWOICH kopii genetycznych.
I tu rysuje się pole konfliktu między jedną a drugą płcią.
Paradoks ; Cel wspólny - przedłużenie gatunku. Różnica; Każda płeć chce aby to jej geny dominowały , a więc jak najwięcej potomstwa z MOIM genotypem, czyli moimi cechami osobowymi.
Przechodząc do szczegółów dla bezpieczeństwa, wygody będę operował ogólnymi pojęciami; SAMICA , SAMIEC. Wszak rozważamy bliski nam etap ewolucji.
Nasze EGO stoi z boku. Ile z tego przyjmiemy do siebie niech pozostanie sprawą indywidualną.
Wiemy że będzie , jest, konflikt płci ,wynika to z założeń. Zakreślamy ARENĘ na jakiej zachodzi ten konflikt;
1. Każdy osobnik dąży do stworzenia maksymalnej ilości kopii swgo genomu (potomstwa w których jego geny będą dominować).
2.Wykształcone związki pokrewieństwa wśród stadnych istot naczelnych pozwalające przetrwać trudne chwile nie odgrywają tu żadnej roli. Natura w różny sposób zabezpieczyła te istoty przed "prokreacją w rodzinie" Tu na "pomoc brata , siostry liczyć nie można".
W związku z tym dochodzimy do źródeł konfliktu;
1.Trzeba się kojarzyć z "obcą " istotą. Na swoich jak już wspomniałem liczyć nie można.
2.Nierównomierny podział kosztów reprodukcji.
Samiec; kilka ruchów , ot ćwicenie gimnastyczne, niewielki wydatek energetyczny na wytworzenie plemników i gimnastykę. Jeżeli trafił żle pod wzgledem genetycznym , nie duża strata, przy dobrym układzie połowa samic w okolicy może nosić już w swym organiźmie jego geny.
Samica; tak, Ona przejmuje na siebie cały ciężar metaboliczny związany z ciążą. A jeszcze jak trafiła na samca z wadliwymi genami ..to czeka ją dużo ..dużo wysiłku i kłopotów.I nie ma zmiłuj...Jej to niestety problem.
Jak więc te geny radzą sobie. Walczą i to jest prawdziwa walka , a nie tam jakieś wypominki czy frustracje jednej czy drugiej strony.
1.Ring wolny starcie pierwsze;
Doszło do zapłodnienia. Polem starcia jest ..łożysko. Twór w zasadzie obcy samicy. Ono tylko zagnieździło się w Jej ciele na pewnie czas.Taki inkubator któremu samica dała schronienie.
Nie wdając się w szczegóły dobrze wiedzieć że w naszym genomie jest kilkadziesiąt genów tzw. Piętnowanych (imprindent genes)
One to odpowiadają za funkcjonowanie także łożyska w zakresie jego wzrostu a tym samym i płodu.
Pietnowane geny ze strony samca dążą do maksymalizacji wzrostu łożyska. Mają w tym swój cel. Większe łozysko , wiekszy płód , większy i silniejszy noworodek , większe szanse przeżycia i dalszego powielania genów.
A że wyssie to ostatnie siły z samicy? to jest nieistotne ,a nawet pożądane. Pożądane gdyż jest szansa że kolejno nie urodzi potomstwa konkurencji.
Ze strony samicy sytuacja wygląda zgoła inaczej. Oczywiście chce donosić płód, ale ewolucja żąda od niej maksymalnej ilości kopii genetycznych z Jej strony. A więc jej geny piętnowane przeciwdziałają w tym zakresie genom samca obniżając tempo wzrostu łozyska. Wszak musi oszczędzać siły na kolejne ciąże.
A więc trwa bezpardonowa walka genów na polu łożyska.
Co się dzieje gdy z jakichś powodów geny piętnowane samicy są słabe?
Geny samca dominują następuje inwazyjny rozrost łozyska. Grozi to oprócz oczywistych kłopotów nabłonniakiem kosmówkowym (groźnym nowotworem)
Jeżeli zaś dominuje gen piętnowany samicy , to w swym zapale destrukcyjnym nie pozwoli zagnieździć się łożysku w śluzówce.Czyli nici z potomstwa.
A więc w miarę normalny rozwój płodu , przyszłego potomka jest wynikiem swoistego remisu między genami samca i samicy. A więc REMIS !!!
Nasuwa się taka refleksja;
Ewolucja przypomina bieg sztafetowy w nieskończoność.
Organizmy żywe są kolejnymi biegaczami niosącymi swój DNA("genotyp") w przyszłość.
Napewno i My ludzie jesteśmy tymi biegaczami wykonującymi zadania jakie stawia przed nami ewolucja poprzez nasze DNA.
A więc jesteśmy tylko narzędziem , posłańcem naszego DNA.
A CZŁOWIEK to brzmi dumnie!!!???
P.S.Proszę to co napisałem traktować jako ciekawostkę , na poziomie luźnej dyskusji. Nie odnoszę się do głębszej wiedzy naukowej, bo i takiej nie posiadam.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 0:56, 27 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 18:20, 27 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Esprit, to chyba niejako dotyczy Twojego zapytania o przepływy horyzontalne... chociaż.. nie jestem pewna.. ale chyba ten typ przepływów wykształcił się w procesie ewolucji znacznie później. Tak więc, czekamy dalej.
I tylko pytanie: a gdzie nasza wolna wola?! Do niej należy chyba tylko bezskuteczna walka z naszymi genami.
Intryguje mnie tylko - dlaczego Natura wyznaczyła Samcowi i Samicy tak przeciwne zadania w zakresie prokreacji? Czyżby korzystny wynik mógł się kształtować tylko na zasadzie walki konkurencyjnej, w czasie której korygowane są niekorzystne odchylenia? A sztywne ustalenie zasad, podział funkcji, nie dawałoby możliwości korekty, i tym samym powodowało stopniowe mutacje....
Jakoś mi to przypomina Wolny Rynek..
Jaga
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 18:22, 27 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 19:47, 27 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Jedna mała uwaga: pytanie o przepływy..horyzontalne nie ja zadałam. Ja tylko "pociągnęłam" temat.
I to wszystko jest na tej stronie.
Ja nie wiem czy to należy tak ująć
Cytat: | Każda płeć chce aby to jej geny dominowały , a więc jak najwięcej potomstwa z MOIM genotypem, czyli moimi cechami osobowymi |
Moim zdaniem to nie kwestia płci, to każdemu osobnikowi (i osobniczce, żeby było jaśniej) zależy na przekazaniu swoich genów i płeć to tylko wynik tego Cytat: | że wybrała w zaawansowanym stadium formę płciowego rozmnażania |
Ale idźmy dalej
Cytat: | Samiec; kilka ruchów , ot ćwicenie gimnastyczne, niewielki wydatek energetyczny na wytworzenie plemników i gimnastykę. Jeżeli trafił żle pod wzgledem genetycznym , nie duża strata, przy dobrym układzie połowa samic w okolicy może nosić już w swym organiźmie jego geny. | No nie całkiem niewielki wydatek energetyczny
Żeby ta połowa samic stała się przechowalnią jego genów, musi ów samiec zdobyć pozycję lidera w stadzie, w którym żyje. A to kosztuje dużo wysiłku. I jeszcze kwestia utrzymania tej pozycji... ciągłe walki w celu podporządkowania sobie pozostałych samców oraz samice.
Cytat: | Większe łozysko , wiekszy płód , większy i silniejszy noworodek , większe szanse przeżycia i dalszego powielania genów.
A że wyssie to ostatnie siły z samicy? to jest nieistotne ,a nawet pożądane. Pożądane gdyż jest szansa że kolejno nie urodzi potomstwa konkurencji (...) Wszak musi oszczędzać siły na kolejne ciąże |
Ale także aby wykarmić i wychować potomstwo, które narazie w sobie nosi. Wcale nie jest to takie oczywiste i nagminne, że inna samica przejmie obowiązki tej, która oddała ostatnie siły i pozostawiła młode na pastwę losu czy też łaskę lub niełaskę innych członków stada. Nie każdy gatunek "ma takie zwyczaje". Czyżby więc natura się tutaj pomyliła? O co naturze, tej sile sprawczej chodziło doprowadzając do tej walki genów w łożysku...?
Ja przepraszam, że tak wyciągam pojedyncze kwestie i "się czepiam" zwyczajem, którego wcale nie pochwalam. Ale z pewnymi stwierdzeniami nie mogłam się zgodzić.
Tym razem zupełnie bez emocji.
Nasza wolna wola Jago ma ujście chyba tylko w osiągnięciach cywilizacyjnych człowieka. Mam na mysli medycynę, która ratuje wiele istnień - w tym przypadku tych, które mają nikłe szanse na przeżycie i w warunkach naturalnych przepadłyby w naturalnym procesie selekcji słabych organizmów (przepraszam jeśli kogoś uraziłam, starałam się patrzeć na problem z pewnego dystansu)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 0:27, 28 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Esprit, zaczynam mieć wrażenie, że cała nasza cywilizacja, kultura, obyczaje, prawo to jest walka z naszymi genami, na które usiłujemy nałożyć wędzidło!
A co do przepływów, nie tylko poziomych.. ja też przecież pociągnęłam, nie jesteś odosobniona. I myślę, że mógłby to być temat ciekawy, naukowo, oczywiście.. na oddzielny topik.. ale czy ktoś zdecydowałby się go pociągnąć?! Hmm, tu dopiero byłby problem osobistego zaangażowania.
Co do wydatku energetycznego.. to masz bezwzględna rację. To Przewodnik stada ma zawsze największą szansę przekazania swoich genów, a tą pozycję musi wywalczyć.... Przypomina mi się Złota Gałąź J.G. Frazera.. . chyba czas, aby przeczytać jeszcze raz.
Ile pamiętam - Król, aby utrzymać pozycję, musi walczyć z konkurentami.
Kiedy przegrywa - ginie.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 0:37, 28 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 0:42, 28 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Esprit napisał: |
Nasza wolna wola Jago ma ujście chyba tylko w osiągnięciach cywilizacyjnych człowieka. Mam na mysli medycynę, która ratuje wiele istnień - w tym przypadku tych, które mają nikłe szanse na przeżycie i w warunkach naturalnych przepadłyby w naturalnym procesie selekcji słabych organizmów (przepraszam jeśli kogoś uraziłam, starałam się patrzeć na problem z pewnego dystansu) |
Czyli, medycyna, walczy przeciwko Naturze, przeciwko genom, które w procesie autodestrukcji eliminują niepożądane kombinacje genowe.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 11:26, 28 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Esprit napisał: | .......Czyżby więc natura się tutaj pomyliła? O co naturze, tej sile sprawczej chodziło doprowadzając do tej walki genów w łożysku...? ......................................
|
Ewolucja w swej istocie jest procesem w skali makro procesem racjonalnym i bezwzględnym w dązeniu do celu. Nie znamy ile było w przeszłości nieudanych eksperymentów, "uliczek bez wyjścia"
Realizując zasadniczy cel walka na poziomie genów przy rozmnażaniu płciowym odbywa się na każdym kroku gdzie tylko jest mozliwość gominacji genetycznej. Własnie nawet tam , na tym pierwszym etapie tworzenia nowego organizmu.
Trzeba sobie przypomnieć że geny są motorem życia.Tak mi sie wydaje. Rywalizacja genetyczna nie tylko przebiega między genomem Samicy i Samca.Ale wszędzie , powiedziałbym w większym stopniu w relacjach pomiędzy Samcami konkurującymi o względy Samic. Na tym polu trwa walka o to jak przekonać Samicę że jest sie najlepszym partnerem . Najlepszym to znaczy dysponującym najlepszym zestawem genów.Samice bowiem kierują sie racjonalizmem w wyborze. W cenie jest dobry materiał genetyczny.On to bowiem pozwoli wywiąząć się Samicy z zadań które nałozyła na Nią ewolucja.....zdrowe potomstwo mające szanse przeżycia. Inaczej zuzyta energia na "wyprodukowanie" potomka byłaby ewidentną stratą.
Przyroda jest oszczędna w wydatkowaniu energii.
Dlatego też Samce(najczęściej One) dokonują "cudów" aby zaprezentoawć sie godnie . Te wszystkie kolory w ubarwieniu , długie ogony, imponujące poroże świadczyc ma o dobrej kondycji zdrowotnej , dobrym genomie.Jest to cokolwiek ryzykowne dla Samców .duży wydatek energetyczny na "strój paradny" może osłabić organizm chocby w odporności na różne choroby, a także zwrócić na siebie uwagę naturalnych wrogów. Ale czego nie robi się aby "przypodobać się Samicy" .Chociaż w zasadzie egoizm lezy u podstaw. "Moje ma być na wierzchu".
Czy Samice na to reagują ? Oczywiście. Chociaż One też maja troche dylemat w wyborze. Grymaszą często. Przeprowadzono pewien eksperyment.Połączono parę cietrzewi. Samiec starał się jak mógł, Samica była obojętną , czyli nie był w jej guście.
Dokonano pewnego zabiegu Otoczono samca gronem wypchanych samic cietrzewi. I co? Samica szybko zmieniła zdanie i stała się nadzwyczaj przychylna Samcowi. Jak to tłumaczyć?
Ale statystycznie wszystko jest zgodne z regułami.
Przeprowadzono pewien eksperyment na jednym z amerykańskich uniwersytetów. Pytanie w ankiecie brzmiało; "Czego poszukujesz u partnera, jakich cech , wartości".
Badania miały szeroki zakres; 10 000 osób z 37 kultur,różnych ras i narodowości , małych i dużych miejscowości, rózne ustroje polityczne , związki mno i poligamiczne , zróznicowanie religijne. Dosłownie całe możliwe spektrum.
Z analizy wynika że KOBIETY w wiekszym stoniu niz męzczyźni uważały że dobre perspektywy finansowe są istotnym czynnikiem przy doborze partnera.Hmmm...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 12:47, 28 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Ekor napisał: | Przeprowadzono pewien eksperyment.Połączono parę cietrzewi. Samiec starał się jak mógł, Samica była obojętną , czyli nie był w jej guście.
Dokonano pewnego zabiegu Otoczono samca gronem wypchanych samic cietrzewi. I co? Samica szybko zmieniła zdanie i stała się nadzwyczaj przychylna Samcowi. Jak to tłumaczyć?
|
Ja bym to wytłumaczyła na dwa sposoby...po pierwsze "owczym pędem" u cietrzewi?? - samica ujrzawszy taki ruch wokół jednego samca poczuła potrzebę dorównania społeczności, bo skoro tyle ich się tym gościem interesuje, to chyba coś w tym jest... a po drugie myslę, że to dowód na to, ze i u samic rywalizacja jest jak najbardziej normalnym zjawiskiem... zdobyć, nawet jeśli cel mało atrakcyjny, ale być górą ponad resztą. Czy w naszym życiu tak nie bywa? Samiec otoczony wianuszkiem samic wydaje sie byc bardziej atrakcyjny a że czasem to ułuda, to juz inna rzecz
A co do drugiego eksperymentu - nie ma w nim nic zaskakującego, jak dla mnie. Bowiem skoro Samica poszukuje w Samcu cech dających jej maksymalne szanse na posiadanie i utrzymanie dorodnych pociech, to w obecnych realich własnie zasobność kiesy jest owym czynnikiem. Resztę załatwia medycyna która jest o ileż przychylniejsza dla zasobnych... ale to już nie ten topik i nie ten temat
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 12:51, 28 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|