|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 0:27, 10 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Gady, płazy, a nawet ryby.... co słychać w "mokrej" przyrodzie
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:09, 17 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Komu katar z przyległościami, temu herbata z wkładką i... wykład z zakresu "wiedzy" o zdrowiu i higienie jako takiej.
Albo seria wykładów autorstwa Krzysztofa Jaroszyńskiego pt. "Apteka domowa". Zapraszam!
Odczyt pierwszy
Największym wrogiem zdrowia jest bakteria. Jest to niewielki owad pokryty chorobą. Trudno dostrzegalne okiem lubią wylegiwać się na pieniądzach, klamkach a także sztućcach domowych. Dlatego warto przed posiłkiem opalić sztućce nad gazem, jeżeli jemy drób - należy opalić ręce. Warto też przed posiłkiem pojeździć nożem między zębami widelca - jak się często w wykwintnych domach czyni. Albowiem jakaś większa bakteria może się zaprzeć między zębami widelca, a łatwiej nam jest strząsnąć bakterię z między zębów widelca, niż swoich. Właśnie. Należy myć zęby. Jeżeli ktoś ma. Na przykład dwa... Szedł ulicą, znalazł dwa zęby, adoptował, kocha jak swoje, więc musi je myć. Zęby myje się dwa razy dziennie: rano dla urody, wieczorem dla zdrowia. Jeżeli ktoś się pomyli i umyje rano dla zdrowia, wieczorem dla urody, to nic nie szkodzi - najwyżej będzie paskudny w dzień, za to chory nocą. Jego prywatna sprawa.
Wracamy do sprawy bakterii. Zdarza się często, że robimy sobie kanapkę z masłem... tu może przesadziłem. Robimy sobie kanapkę z ceresem, jest jakaś uroczystość... powiedzmy, robimy tort urodzinowy warstwowy: chleb-ceres-chleb-ceres-chleb-ceres-bułka... Oczywiście, bułka po to, by warstwy różniły się kolorytem. Na wierzch bułka tarta, kawałki kajzerki. Całość ślicznie wygląda, zresztą każdy wie, bo to robi. Smarujemy jedną warstwę tłuszczem, a nagle kanapka wymyka się z rąk i spada na podłogę. Oczywiście zawsze potłuszczoną stroną do ziemi - taka jest tradycja. Wzięła się ta tradycja stąd, że przemysł tą margarynę i to PCW robi w tej samej fabryce i to do siebie ciągnie. Latem wychodzi im margaryna, zimą mróz ściśnie - PCW jak sie patrzy. Ale do tematu. My często tę kanapkę podnosimy z ziemi, dmuchamy na nią i dajemy do zjedzenia żonie. NIE WOLNO! Znaczy... żonie wolno, jeśli jest głodna niech je. Nie wolno dmuchać na kanapkę - przecież możemy mieć bakterię między zębami, my ją wydmuchamy, ona uczepi się tej margaryny jak małpa "Palmy" i żona to zje. Owszem, wolno dmuchać na kanapkę pod warunkiem, że mamy na sobie maseczkę chirurgiczną.
Chirurdzy często noszą takie maseczki, żeby pacjent po operacji nie rozpoznał, kto go tak wyleczył. Trzeba pamiętać, że chirurdzy to też ludzie, mają niekiedy swoje słabości. Na przykład zdarzają się tacy chirurdzy, co nie znoszą widoku krwi. Oni mają tylko jedno wyjście - zakładają sobie maseczki nieco wyżej, na oczy. Operacja wygląda w ten sposób, że siostra wręcza mu skalpel (nawet nie wiadomo, czy to jest naprawdę jego siostra), podprowadzają go do stołu operacyjnego, on potnie tą dermę na stole operacyjnym, wychodzi i cieszy się jak dziecko. Taki lekarz, co się cieszy jak dziecko to pediatra. A w korytarzu już zdenerwowana rodzina czeka, pyta:
- No, jak? Udała się operacja?
- Hmm... jaka operacja? To nie była sekcja?
Zaiste, wiele problemów niesie ze sobą współczesna medycyna.
Ubranie. Cóż... ubranie trzeba zmieniać. Jak ktoś nie ma - powiedzmy - drugiej koszuli, to zamienić się z kolegą. Albo swoją założyć tył na przód. Dokładnie tak, jak kelnerzy zmieniaja obrus w lokalach. Przyjdzie nowy klient (właściwie pacjent) to ciach! Obrus na lewą stronę. Następni przyjdą - jeszcze raz na lewą. Tyle tych lewych stron ma taki obrus. Kelner może to robic tak długo, dopóki ten obrus daje się odlepić od blatu. Dopiero jeśli nie daje się odlepić, wtedy trudno... stawiają tabliczkę "SŁUŻBOWY". I mucha nie siada, pardon, klient nie siada, mucha bardzo chętnie.
Wreszcie podstawowa rada: żeby się MYĆ CODZIENNIE. No... może przesadziłem - góra co tydzień. Dół co dwa tygodnie.
Z książki "Przepraszam, że kabaret...", wydawnictwo "Zebra", Warszawa 1992
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 23:11, 17 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
O, Boże, moje boki!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 16:45, 19 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Szlachetne zdrowie.... ale sami zobaczcie jak trudno łatwo chorować
Stefania Grodzieńska
"Katar"
(do czytania na głos)
Obudziłam się. W skroni miałam gwóźdź, w uchu szpilkę, w gardle kręgosłup szczupaka, a w nosie: wszystko.
Pomyślałam: "Mam katar" i głośno powiedziałam: "Bab katar", po czym gwałtownie eksplodowałam.
Kiedy odzyskałam przytomność i stwierdziłam, że jednak jestem w całości, domyśliłam się, że kichnęłam.
Ubrałam się i chwiejnym krokiem poszłam do pracy.
- Strasznie wyglądasz - ucieszyła się koleżanka.
- Bab katar - odpowiedziałam ponuro i usiadłam.
- Bieczysławie! - zwróciłam się do woźnego.
Mieczysław ani drgnął.
- Bieczysławie, przecież do Bieczysława bówię! - zawołałam
- Słucham panią - domyślił się
- Proszę o baszydę.
- Słucham panią! Co takiego?
- Cóż to, nie wie Bieczysław, co to jest baszyda? - zdenerwowałam się, wskazując maszynę do pisania.
Podał. Łzy lały mi się z oczu.
- Dlaczego pani płacze? - zapytał ze współczuciem.
- Bab katar - odburknęłam.
Nie czułam sie na siłach sama pisać. Postanowiłam zatelefonować na dół po pannę Murczyńską, maszynistkę. Nakręciłam numer. Odezwano się.
- Poproszę paddę Burczyńską - rzekłam.
- Słucham? Kogo?
- Paddę Burczyńską, baszydistkę.
- Pardon, est-ce que vous parlez francais?
- Die rozubie pad, co bówię?
- Do you speak english?
- Padie, da biłość boską, przecież wyraźdie bówię. Po polsku! - krzyknęłam i kichnęłam trzy razy w tubę.
- Niech pani zamknie radio, bo nic nie słyszę - zniecierpliwiono się.
Kichnęłam jeszcze sześć razy, rzuciłam słuchawkę i opadłam na krzesło. Cztery chustki, które miałam przy sobie, były nie do użycia, z oczu płynęły mi strumienie łez, a nos był już od ucha do ucha.
- Katar to właściwie głupstwo, a gorsze niz najgorsza choroba - wymyśliła koleżanka. - Powinnaś wziąć aspirynę. Albo wąchać amoniak. Chociaż na katar nie ma lekarstwa. Niby to medycyna się rozwija, a kataru nie potrafią wyleczyć.
Kichnęłam
- Nie kichaj. To podrażnia gardło.
Zalałam się łzami.
- Nie płacz. To podrażnia spojówki.
Wytarłam nos.
- Nie wycieraj nosa. Sama się od siebie zarażasz. Idź i połóż się do łóżka, inaczej nigdy ci nie przejdzie.
Poszłam i położyłam się do łóżka. Przyszła ciotka.
- Co? Z katarem leżysz w łóżku? Ależ ty się pieścisz!
Wstałam, wyszłam i wsiadłam do tramwaju. Dokładając cegiełkę do odbudowy państwa za pomocą wykupienia biletu, kichnęłam osiem razy.
- Z czymś takim nie chodzi się między ludzi - powiedziała konduktorka - pozaraża pani wszystkich.
Wysiadłam z tramwaju.
- Ale pani nos spuchł! - zauważył młodociany sprzedawca papierosów.
Schroniłam się do bramy. Za mną podążała pani z synkiem.
- O, widzisz, tak wyglądają ludzie, którzy piją dużo wódki - powiedziała, wskazując na mnie. - Nie będziesz nigdy pił wódki, prawda?
Usiadłam na schodach i zaczęłam płakać. Po chwili zgromadził się dokoła mnie tłum ludzi.
- Bab katar - powiedziałam.
Od razu się rozeszli. Tylko katar został.
Z książki "Kawałki żeńskie, męskie i nijakie", wydawnictwo "Akapit Press", Łódź 2001
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 16:47, 19 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 19:02, 26 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Chlip Hop, Teatr Ateneum, Warszawa.
Zostały wydane płyty z nagraniem z tego spektaklu.
Humor, ironia, i znane polskie piosenki.
Siedzę właśnie, słucham, i... zapłakuję się ze śmiechu.
Spektakl przede wszystkim dla internautów, ale zabawny dla każdego.
Absolutnie cudowne....
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 20:26, 26 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 23:31, 26 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Ciągle słucham....
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 7:11, 27 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Przypomniałaś mi Jago ich e-mail
tylko nie wiem, czy to nie jest kolejny grzech z jego dziejów i to nie jeden z najnowszych - ostatnich! Więc mimo wysłuchania - nie zamieszczam go nigdzie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|