bujanylas |
Wysłany: Czw 16:47, 25 Mar 2021 Temat postu: |
|
1.Owszem walki bratobójcze w latach 1945- 1947, bolesne , ale to nie miało znamion wojny
1956 - jako data pełnej pacyfikacji społeczeństwa polskiego, pogodzenia się z losem - czyli symboliczna "odwilż gomułkowska" i nowa nadzieja, bo Stalin zdechł, Beria zdechł, idą lepsze czasy, ale oczywiście powinienem był widełki historyczne tej wojny pociągnąć do roku 1963 i śmierci "Lalusia".
2.Owszem walki bratobójcze w latach 1945- 1947, bolesne , ale to nie miało znamion wojny
Otóż, Panie Ekor - zaskoczę Pana. Rzeczywiście - ten okres/wasze zwycięstwo cechowała nie tyle bratobójcza wojna, co konflikt pomiędzy sowietami (na początku decydentami narodowości rosyjskiej, żydowskiej, ukraińskiej i ... również polskimi bolszewikami) którzy mieli "siłę argumentu" w postaci Armii Czerwonej, która stała za nimi. A później polskimi kolaborantami, którzy jednakowoż do UPA strzelali celnie, ale do NSZ już trochę mniej... To akurat prości żołnierze. Często z łapanki do LWP. Ale jednak. Jeśli idzie o oficerów - ci wspaniale się wykazywali. Począwszy od klasycznych drobiazgów jak wkładanie palców w imadło i zgniatanie genitaliów mężczyznom oraz pastwienie się i brutalne gwałcenie więzionych kobiet - po absolutnie genialny wynalazek (moim zdaniem) tzw. "bandy pozorowane". Ponieważ sam pracuję niejako "w mediach", to nie mogę nie doceniać tej sowieckiej innowacyjności propagandowej.
W zasadzie na tym polega różnica pomiędzy pryncypialnym i trochę naiwnym Polakiem, a komunistą, który jest wyzbyty chrześcijańskich skrupułów. Szli do prostych ludzi na wsiach, gwałcili, mordowali z opaskami AK i NSZ (jaki prosty chłop rozpozna?). I roztaczali atmosferę "sanacyjnego terroru". Zajebiście prosty i skuteczny myk socjotechniczny. |
|