Autor |
Wiadomość |
Gość |
Wysłany: Sob 0:00, 20 Lis 2010 Temat postu: |
|
Oba wykonania ciekawe. To pierwsze - baletowe, to drugie - bardzo autentyczne.
Masz racje, Pro, tym tańcem można się zafascynować. Chyba z pół świata już się fascynuje. |
|
|
Gość |
Wysłany: Pią 17:15, 19 Lis 2010 Temat postu: fascynacje .... nie tylko muzyczne |
|
Przypadkiem natknęłam się na pełną werwy muzykę/chyba pasodoble/ pięknie- z ogniem odtańczone przez:
Max'a Kozhevnikov'a i Yulie Zagoruchenko - "Paso Zorro WSS 2006"
http://www.youtube.com/watch?v=-AE9vLwxL3Y
Sądząc po nazwiskach wykonawców tańca pochodzą oni ze wschodu.
Może Ty Paneszu wiesz coś o nich? ???
Inne tempo- inna para - pięknie odtańczone - Flamenco
Timo Nunez and Pamela Laurant- Santa Barbara :
http://www.youtube.com/watch?v=BjMAr1xffzg
|
|
|
Gość |
Wysłany: Śro 9:33, 27 Paź 2010 Temat postu: |
|
Hmmm..... fascynacje?
Ostatnio bardzo spodobała mi się piosenka zupełnie nie z moich klimatów. Ale chyba coś w sobie ma. Kojarzy mi się z dobrym cygarem i whisky Glennfiddich.
http://www.youtube.com/watch?v=mqWq_48LxWQ&ob=av3e |
|
|
Gość |
Wysłany: Nie 13:24, 24 Paź 2010 Temat postu: fascynacje muzyczne i nie tylko... |
|
kontynuując przybliżenie nam przez Jagę osoby i talentu Bernarda Ładysza, pozwolę sobie zamiprezentować - również w jego wykonaniu starorosyjsk balladę "Mów mi o miłości" :
http://www.youtube.com/watch?v=D347AG1svcM
i równiez tego samego gatunku- po rosyjsku :
"Gari , gari- moja gwiazda" z muzyka Rachmaninowa. :
http://www.youtube.com/watch?v=NYTNfpbtqRE
na koniec coś z polskiej muzyki operowej- Stanisław Moniuszko-
"Straszny Dwór" - aria - Ten zegar stary
- śpiewa Bernard Ładysz :
http://www.youtube.com/watch?v=TnKGHJG2oHU
MIłego niedzielnego popołudnia
|
|
|
Gość |
Wysłany: Nie 12:36, 24 Paź 2010 Temat postu: fascynacje - troche inne |
|
Piosenke o pchle - z innym tekstem zaśpiewał Lachowicz- jest to piosenka nieco humorystyczna, a nieco tragiczna tez :
http://www.youtube.com/watch?v=8UObAhvitlQ
|
|
|
Gość |
Wysłany: Nie 23:05, 17 Paź 2010 Temat postu: |
|
Dzisiaj może nie fascynacja, a raczej wzruszenie....
Warsztaty Operowe, prowadzący Sławomir Pietras, skarbnica wiedzy i anegdot.
Wprowadzając w historię polskiej opery, z niesłychaną swadą, sympatią i
zaangażowaniem rysuje sylwetki tworzących ją śpiewaków, nadając im ludzki wymiar.
Dzisiaj - bohaterem był Adam Didur, pierwszy polski światowej skali bas, koncertujący na scenach całej Europy, przez 25 lat wiodacy bas Metropolitan Opera w N.Y. Porównywany z Szalapinem, wg wielu przewyższający go.
W schronie pod Teatrem Wielkim przeżył bombardowanie Warszawy, w czasie okupacji nauczał śpiewu we własnym mieszkaniu. Cieszył się wraz z Ada Sari takim poważaniem u Niemców, że pozwolono im kontynuować pracę w czasie okupacji. Torował w Ameryce drogę kariery swojego ucznia - Jana Kiepury.
Gość honorowy - Bernard Ładysz... I tu właśnie wzruszenie. Kiedy wchodził na scenę, z laseczką, wychudzony, niedosłyszący, wstaliśmy i klaskaliśmy...
I nie było to ostatni raz tego wieczoru. Szczególny moment, kiedy wstał, i przeprosił publiczność -
"Mam wszystko poukładane w głowie, ale nie mogę tego wymówić.. mam już 89 lat.." Więc znów klaskaliśmy, a wzruszenie
dławiło w gardle. Uczucie ocierania się o prawdziwą historię.
Opowiadając o karierze Didura, Ładysza, w gruncie rzeczy Pietras ukazał nam międzypokoleniową więź łączącą artystów,
tym razem basów, aż do najmłodszego, który dzisiaj śpiewał.
A teraz garstka anegdot... :) Adam Didur był mężczyzna bardzo przystojnym, i cieszącym się niesłychanym powodzeniem u dam,
gdzie notował niepoliczalne rezultaty. Ożenił się z Meksykanką, śpiewaczką. Kobietą piękną i pełną prawdziwie latynoskiego
temperamentu, a także wszelkich zalet, oprócz jednej wady. Była strasznie zazdrosna, i nie bez powodu...
Kiedy Didur koncertował na różnych scenach Europy, ona zwykła podróżować jego śladem. Przychodziła do jego hotelu w czasie
koncertu, meldowała się jako Madame Didur, wpuszczano ją do jego apartamentów, po czym.. właziła pod łóżko i czekała,
z kim to mąż tym razem wróci. I podobno rzadko się zawodziła.. a potem, jak to określił Pietras, "odbywało się prawdziwie polskie mordobicie".
Inne, wynikające z tej cechy zajście. Didur koncertował ze słynną i piekną divą. Sprawa stała się tak powszechnie znana,
że oparła się o Watykan. Któregoś dnia, żona Didura wzięła na ręce małą córeczkę, poszła do domu divy, i, czekając na nią,
ciągle z dzieckiem na ręku, metodycznie zdemolowała cały salon - porozbijała lustra, meble, rzeźby, wszystko.
Kiedy przerażona diva wpadła do salonu, zapowiedziała jej: Jeżeli zbliżysz się jeszcze raz do mojego męża na odległość
mniejszą niż 100 metrów, zrobię to jeszcze raz, dokładniej!
Takie katusze przechodził Didur, co nie wpływało na zmianę jego sposobu życia, w szczególności osobistej kwalifikacji śpiewaczek.
Króciuteńki urywek "Pieśni o pchle", dla przybliżenia głosu i sylwetki Didura:
http://www.youtube.com/watch?v=gIbNqmdBtPE
Jak powiedział Bernard Ładysz, nigdy tej pieśni dwa razy tak samo nie wykonał, bo w śpiewanie (i granie, też, zapewne...) trzeba wkładać uczucie, trzeba wiedzieć, po co to się robi... :)
Posłuchajcie kilku starych romansów rosyjskich w wykonaniu Ładysza. Trochę te romanse basowe, i takie z górnej póki,
ale cóż - każdy romansuje, jak potrafi... ;)
Bernard Ładysz - Droga
http://www.youtube.com/watch?v=Ofjz88528jc
Bernard Ładysz - Idę sam
http://www.youtube.com/watch?v=c-EkWRl3hp8&feature=related
No i po takich "romansach", to nic, tylko się zalać... :)
Bernard Ładysz - Pomóż mi
http://www.youtube.com/watch?v=P5W0jzo4tMM&feature=related
A to podany dzisiaj przykład wykonania, w które koniecznie należy włożyć uczucie. Pięśń Moniuszki, a brak w necie polskiego wykonania...
http://www.youtube.com/watch?v=GD8nb6If52c&p=87202BA43536C5A0&playnext=1&index=19
Czuję, że zanudziłam już Was kompletnie... :) |
|
|
Gość |
Wysłany: Sob 23:52, 16 Paź 2010 Temat postu: |
|
Wieczór sprzyja fascynacjom.. dodam więc mały pieprzyk do swojej relacji. Bo ta fascynacja wciąż trwa...
W końcu spektaklu, na scenie pojawia się "panienka" w okularach słonecznych. Bardzo, bardzo wysoka i wręcz chuda tancerka. Ona również metodycznie zdejmuje części plażowego kompletu, siada na kocyku w skąpym bikini i zaczyna nacierać się "oliwką". Kiedy już jesteśmy pewni, że reżyser oferuje nam scenę ekwiwalentną do tańca gwardzisty - "panienkę" opalającą się przynajmniej topless - reżyser mruga do nas, i - wprowadza na scenę dużą grupę statystów, wśród których "panienka" niknie nam z oczu...
I mam wrażenie, że, gdyby ta scena była dokończona, to zamiast pięknego widowiska mielibyśmy zwykły, dopowiedziany do końca kicz. |
|
|
Gość |
Wysłany: Czw 22:34, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
Fascynujące.
Carmen - Gran Teatre del Liceu, Barcelona - transmisja na żywo.
"Już byłem na Carmen." Błąd. Każda inscenizacja jest inna, inne głosy, inna wizja reżysera , inna Carmen.
Oczekiwałam awangardowej, i tak było.
Scenografia ograniczona do minimum - budka telefoniczna, słup lub samochód.
Uwaga widza skupiona wyłącznie na artystach. Współczesność, wystudiowana naturalność ubiorów, zachowań.
Jurni gwardziści, prostackie dziewczyny, agresywni przemytnicy. Zwyczajne ubrania, mundury.
A Carmen - Beatrice Uria-Monzon - pełna temperamentu, prowokująca, pociągająca, szafująca nagością.
Naturalność - zabawa dziewcząt z gwardzistami, "dobre uczynki" świadczone jednemu z nich na scenie...
Jose i Carmen w scenie miłosnej, przemytnicy dźwigający telewizory Sonny, zestawy garnków.
A wszystko splecione z muzyką i śpiewem tak naturalnie, że ulega się pełnej iluzji widowiska.
Przerwa wprowadza nas w nastrój pięknej, starej opery barcelońskiej. Światła gasną, i..
Świt, młody gwardzista schodzi do kąpieli. Spokojnie, metodycznie zdejmuje wszystkie części ubrania - i staje przed nami,
nagi, piękny, w - pełnym wzwodzie.
A potem - tańczy, możemy się tylko domyślac, co oznacza ten taniec, ciągle tak samo, stymulując swój stan lekkimi strzepnięciami palców, prezentując piękno męskiego ciała, jego radość i siłę. Cisza na sali taka, jakby nikogo nie było.
Możecie pomyśleć, że skupiam się na szczegółach, przy których umyka sedno - piękno samej Opery i jej wykonania.
Ale tak nie jest, wszystko jest spójną całością, a piękno muzyki ponad wszystkim.
Inscenizacja różna od tej transmitowanej w zeszłym roku z La Scalli.
Nicią przewodnia tamtej była młodość i uroda wykonawców. Tutaj - współczesność, naturalność.
I jeszcze jedna piękna sala Opery.
Spektakl zakończony.
Pozostaje fascynacja: piękny jak grecki bóg, muskularny, nagi mężczyzna, w glorii i radości swojego ciała...
Nagość nie musi być ...ą. Może być Pięknem, odbieranym poprzez Sztukę, lub Uczucie.
Wirtualna wizyta w Teatrze:
http://www.liceubarcelona.com/el-liceu/visita-virtual/el-liceu/sala-principal-1.html |
|
|
Gość |
Wysłany: Czw 22:27, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
Pro Publico, "Henry Lee", bardzo piękne, jeszcze do tego linku nie doszłam. Ale ubiegłaś mnie, miałam wkleić dzisiaj, specjalnie z dedykacją dla Ciebie, "Tam gdzie rosną dzikie róże" - kiedyś, już prezentowałaś nam inne wykonanie tego utworu.
Najbardziej jednak podoba mi się wersja prezentowana przez Deltę:
http://www.youtube.com/watch?v=chF244LWWqg&feature=related |
|
|
Gość |
Wysłany: Czw 12:28, 14 Paź 2010 Temat postu: fascynacje piosenki i nie tylko piosenki.... |
|
Wywołałaś Jago Malańczuka. Nie znałam jego repertuaru- nie widziałam jego wystepu na żywo- wczoraj odsłuchałam jego "Tango Libido'- nie podobał mi się sposób w jaki Malańczuk śpiewał to tango- słowa...
Dzisiaj odsłuchałam Twojej Jago propozycji - spodobała mnie się treść słów, ale film pokazujący jak i gdzie on to śpiewa - zdegustował mnie. W You Tube wyszperałam wspólnie zaśpiewana przez niego i Anne Marię Jopek "Tam gdzie rosną dzikie róże" i zachwycił mnie ten duet.
Postanowiłam go tutaj zaprezentować :
http://www.youtube.com/watch?v=kXNNtNfIihA
i jeszcze jedna piosenka w wykonaniu tego duetu :
" Henry Lee" http://www.youtube.com/watch?v=nwcgLY4JZfQ
znalazłam tez "HenryLee" w innym wykonaniu , ale to po polsku bardziej mnie się podoba :
http://www.youtube.com/watch?v=-NNkhr0qxo8
|
|
|
Gość |
|
|
Gość |
Wysłany: Czw 0:23, 14 Paź 2010 Temat postu: |
|
Pro, zaraz odsłucham Twoje linki. Byłam, wspaniałe, jutro napiszę, niech mi się wrażenia trochę uleżą. Ale opera, chociaż z Barcelony, była wystawiona w języku francuskim, z napisami w języku angielskim. W międzynarodowej obsadzie. Do tego rozdawano streszczenie libretta, które przecież dobrze znamy.
Pytałam - tak, są te seanse wyświetlane również w Gdyni, w Multikinie. Dzisiaj podobno mogły być tam zakłócenia, bo mieliście silne wiatry, a to była transmisja na żywo. Czasami są to spektakle wcześniej rejestrowane, też dobre.
Ale miałam przygodę.. Zapomniałam z domu portfela, został w drugiej torebce.. Bez pieniędzy, bez biletu, dobrze, że miałam karte przejazdową, ale w 5 minut na Ursynów, nie zdążę.. Ale.. wykazałam się desperacją.. I wpuścili mnie, bez biletu!!!!!
Dobrej nocy, do jutra.
A wrażenia.. szok. |
|
|
Gość |
Wysłany: Śro 21:42, 13 Paź 2010 Temat postu: fascynacje - nie tylko muzyczne..... |
|
"Carmen" w wydaniu hiszpańskim pewnie jest ciekawsza niż w wykonaniu obsady Opery Bałtyckiej, na ktorej byłam razem z moimi koleżankami. Multykin a w Trójmieście nie brakuje- jest 3 jedno w Gdyni- blisko Skweru Kościuszki, i 2 w Gdańsku- w pobliżu Opery- w Gdańsku- Wrzeszczu i Multikino"Krewetka" w centrum Gdańska- w pobliżu Dworca Głównego w Gdańsku. Nie wiem czy multykino jest wyposażone we wszystko co niezbędne do wystawienia "Carmen"?
Piękna aria Julii Migenes - jako Carmen:
http://www.youtube.com/watch?v=djsuP0uta7s
To próbka tego co jest potrzebne do wystawienia takiej opery - sceneria- autententyczna.
A to scena finałowa - jako Carmen- ta sama Julia Migenes w duecie z Placido Domingo :
http://www.youtube.com/watch?v=7fL3HtDWO3g
|
|
|
Gość |
Wysłany: Śro 18:27, 13 Paź 2010 Temat postu: |
|
Z pewną taką nieśmiałością zadam pytanie: Czy Macieja Maleńczuka można określić jako artystę fascynującego?
Chyba tak, sądząc chociażby z liczby fanek.. głównie fanek, w różnym wieku. Zresztą, Maleńczuk brawurowo wchodzi w swoją 50-0-tkę, puszcza oko na temat "zwisu", żartuje na temat zbliżającej się emerytury, a w międzyczasie nagrywa z Pawłem Kukizem płytę "Starsi Panowie", co jest znów ewidentnym "oczkiem" , a która, podobno, wraz z płytą "Pan Maleńczuk" osiągnęła status Złotej Płyty.
Więc, pomimo tego andromantyzmu, trudno się nie zafascynować - żywiołowością, niepokornością, apetytem na życie. A także umiejętnością wciągnięcia widowni w wir swoich piosenek i osobowości. Do których nie można nie mieć jakiegoś stosunku - pozytywnego lub negatywnego, ale w żadnym wypadku obojętnego.
Tak jak i do tej:
http://www.youtube.com/watch?v=uymfoyrNsdU&feature=related |
|
|
Gość |
Wysłany: Wto 22:48, 12 Paź 2010 Temat postu: |
|
Ja też, Pro Publico - właśnie odsłuchałam Twoje linki "z górnej półki".
Doszło jednak do mnie, że jutro w Multikinie:
13 października 2010, godzina 20:00 Carmen
– pokaz na żywo z Gran Teatre de Liceu w Barcelonie
Chyba pójdę.. o ile jeszcze będą bilety. Niestety, nie widzę tego typu kin w Trójmieście.
Zamieszczam listę:
Multikino Kraków
ul. Dobrego Pasterza 128, tel. 0-12 376 43 10
Multikino Poznań – Stary Browar
ul. Półwiejska 42 (CH Stary Browar), tel. 0-61 624 13 10
Multikino Szczecin
ul. Wyzwolenia 18-20 (CH Galaxy), tel. 0-91 886 48 10
Multikino Warszawa – Złote Tarasy
ul. Złota 59 (CH Złote Tarasy), tel. 0-22 201 16 10
Multikino Wrocław – Pasaż Grunwaldzki
ul. Plac Grunwaldzki 22 (CH Pasaż Grunwaldzki), tel. 0-71 733 44 10
A z fascynacjami się nie o graniczaj.. Wiele ich jeszcze przed nami, mam nadzieję. Może i Panowie zdecydują się ujawnić swoje. |
|
|