Gość |
Wysłany: Pią 7:48, 21 Kwi 2006 Temat postu: |
|
Pierwszy przypadek, czyli interwencję pod Ministerstwem - potwierdzam. Wystąpienie było na miarę dziada kalwaryjskiego.
Co do Prezydenta, to jestem spokojny i tu nie chodzi o normalne gafy, ktorych dopiero nieliczne przypadki się wydarzyły, a ile ich będzie... sowa tylko wie. Chodzi ogólnie o politykę zagraniczną!
Pierwsze wizyty naszego Pierwszego potwierdziły, że żadnej polityki nie mamy, a wyjazdy były sondażowe. Ciekawe kto na nich skorzystał? My czy wszyscy tylko nie my? Co gorsza pół roku prezydentury i zarysów polityki nadal Pierwszy nie ogłasza. Podejrzewam, że nawet prowizorki nie ma. A Putin już się odezwał! Odezwał się "przyjaźnie", wyciąga do Kaczyńskiego rękę, a ten nie wie, czy klęknąć i całować, czy odwrócić się.
A putin wie, że cokolwiek Kaczyński zrobi lub nie zrobi, to jego jest całe 360 stopni manewrów!
Już za czasów Kwaśniewskiego polityki nie mieliśmy, chociaż zręby były budowane. Zaczął Wałęsa. Trójkąt czy czworokąt wyszehradzki powinien działać i być dla Polski najważniejszy! Jesteśmy w Europie środkowej na równi lub lekko powyżej z pozostałymi państwami tego regionu.
Polityka zagraniczna też kuleje z powodu braku polityki wewnętrznej. Sami musimy się określić, co MY chcemy i z kim i jak rozwiązywać własne problemy. Nie udawajmy "tygrysa" Europy, bo nawet na Dalekim Wschodzie już z nas się śmieją! |
|
Gość |
Wysłany: Czw 8:53, 20 Kwi 2006 Temat postu: Polska polityka zagraniczna nierządem stoi |
|
Strategia polskiej polityki zagranicznej polega na braku strategii
Agata Jabłońska
Panie Łukaszenka, domagam się wypuszczenia polskiego dyplomaty" - apelował we wtorek premier Kazimierz Marcinkiewicz. W piątek władze Białorusi uwolniły byłego ambasadora RP w Mińsku Mariusza Maszkiewicza. Akcja w wymiarze medialnym wygląda na sukces szefa rządu. W rzeczywistości palnął on co najmniej dwie gafy. Wygłosił wtorkowe oświadczenie tuż po spotkaniu z ojcem Maszkiewicza, przed gmachem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Można by uznać, że zachował się jak porządny człowiek i polityk, zajmując się sprawą uwięzionego obywatela RP i jego zdesperowanego ojca. Ale już samo miejsce było dobrane dziwacznie. Skoro premier apeluje sprzed drzwi MSZ, które powinno sprawę załatwić po cichu, ale skutecznie, to równie dobrze mógłby zwolnić ministra, którego zresztą nie było wtedy w kraju, bo wybrał się na prawie dwa tygodnie w podróż po Dalekim Wschodzie. Na dodatek Maszkiewicz już od czterech lat dyplomatą nie jest, lecz zajmuje się biznesem. Premier Marcinkiewicz popełnił błąd merytoryczny, co w tak dramatycznej wypowiedzi nie powinno się zdarzyć.
Historia z apelem premiera pokazuje, jak funkcjonuje polska polityka zagraniczna. A funkcjonuje tak, że wszyscy zainteresowani chcą nią kierować, wszyscy robią błędy, ale nikt nie czuje się za nie odpowiedzialny. A strategia polega na tym, że coś się robi, a potem sprawdza, czy jest w tym jakaś strategia.
Gazetka dla prezydenta
Polska od kilku lat stara się budować wizerunek wiarygodnego sojusznika USA w koalicji antyterrorystycznej. Po to wysłaliśmy naszych żołnierzy do Iraku. To potwierdzanie sojuszniczej wiarygodności kosztowało już życie 17 polskich żołnierzy i miliony dolarów. Podważanie naszej dobrej opinii u sojuszników jest lekceważeniem tego wysiłku. Tymczasem 5 listopada 2005 r. do centrali NATO w Brukseli trafiła tajna depesza nadana z Pakistanu, czyli jednego z kluczowych państw koalicji antyterrorystycznej. Przedstawiciele NATO napisali w niej, że w ich opinii urzędujący w Islamabadzie ambasador RP Bogdan Marczewski "nie ma kontaktu z rządem w Warszawie", a zamiast z partnerami z NATO woli rozmawiać z przedstawicielami Rosji. Jak wyglądała reakcja naszego rządu? Nie było jej wcale. Jak dowiedział się "Wprost", w MSZ "ten ambasador znajduje się na jednym z czołowych miejsc do zwolnienia, ale nie wiadomo, kiedy to nastąpi".
W sprawie stosunku do Unii Europejskiej świadomie kreujemy dwoisty wizerunek: dojrzałych Europejczyków z MSZ i "oszołomów" z ośrodka prezydenckiego. Doskonałym tego przykładem są "Materiały do wizyty Prezydenta RP Pana Lecha Kaczyńskiego w Republice Czeskiej, w dniach 16-17 lutego 2006 r.". W dokumentach, które przygotował Departament Unii Europejskiej MSZ, datowanych 14 lutego, dwa dni przed wizytą polskiej delegacji w Pradze, można przeczytać kategoryczne twierdzenia, iż "niezależnie od dalszych losów Traktatu, trzeba go uznać za podstawę procesu integracji europejskiej w najbliższych latach" oraz że dokument ten jest dla Polski "prawnym i politycznym zobowiązaniem". W dokumencie sygnowanym przez ten sam departament MSZ 15 lutego nie ma już mowy o bezwarunkowym popieraniu traktatu, a jedynie o "uważnym wsłuchiwaniu się w głosy partnerów unijnych" w tej sprawie. Zwrot nie jest odzwierciedleniem zmiany opinii, jaka błyskawicznie dokonała się w MSZ, lecz wynika z tego, że pierwszy dokument został przygotowany dla szefa MSZ, a drugi dla prezydenta RP. Stałą praktyką wobec UE jest to, że prezydent czy premier mówią jedno, a minister spraw zagranicznych albo jego wiceministrowie do unijnych partnerów mrugają okiem i twierdzą coś innego, czasem całkiem odwrotnego. Apologia traktatu konstytucyjnego nie zyskałaby akceptacji prezydenta Kaczyńskiego, wobec tego - jak w piosence Młynarskiego - MSZ drukuje dla niego specjalną gazetkę. "Jednej woli jednemu trzeba przedsięwzięciu, lepszy jeden wódz głupi niż mądrych dziesięciu" - napisał Adam Mickiewicz. Ale dzieła wieszcza nie są - jak widać - ulubioną lekturą naszych dyplomatów...
http://www.wprost.pl/ar/?O=89022&C=57 |
|