|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sziman11
Gość
|
Wysłany: Pon 20:03, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
No patrz zapomniałem odnieść się do najważniejszego - otóż generalnie cywilizacja zachodu już dawno nie uważa się za lepszą!! W tym właśnie problem - ciągle się kajamy - za kolonializm, za niewolnictwo, za niszczenie prastarych kulur i Bóg sam wie za co jeszcze. Festiwal samobiczowania trwa ku uciesze tych, którzy ten chóralny lament Europy potrafią wykorzystać. Kryzys tożsamości o którym piszę wyklucza w praktyce racjonalne wykorzystanie swych przewag i to miałem na myśli mówiąć "na nic cały ten arsenał dopóki nie będziemy wiedzieć w imię czego mamy go użyć."
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bl
Gość
|
Wysłany: Pon 20:21, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Chcesz czy nie chcesz Bujany historia zachodu to historia twórczego przyswajania cudzych wynalazków, idei i pomysłów (nawet
nie chce mi się przytaczac szeregu dowodów). |
Ależ przytaczaj, bo ja twierdzę, że to co piszesz, to bzdura. Na każdy
jeden przyswojony przez Zachód wynalazek z kultur niezachodnich
(zauważ nie o samym islamie mówię, ale o całym świecie) wymienię dziesięć zachodnich wynalazków, przejętych przez resztę świata.
A od jakiś 200-300 lat Zachód jest samotnym liderem
technologicznego wyścigu a dzikie tylko zbierają resztki z naszego talerza. Gdyby się dobrze przypatrzyć, to właściwie cały otaczający
nas świat (no, może 99%) jest zachodnim wynalazkiem. Także tu mam
już pierwszy z wielu powodów do dumy.
2. Mnie nie trwoży ichnia determinacja.
Oczywiście fanatyzm podnosi wartość bojową, jednak to my jesteśmy
w posiadaniu (jeszcze) stokroć bardziej wydajnych środków walki,
zabijania (ba!) totalnej eksterminacji (tyle, że nie używamy). A więc także pod tym względem cywilizacyjne morale mam wyborne. Co do ichnich kamikadze, natomiast - to są najczęściej zmanipulowani głupcy. Bezmyślna siła. A gdzie nie ma inteligencji - jest żywioł i w takim przypadku determinację żywiołu (czy to powódź, trzęsienie ziemi, watacha wilków, tudzież banda fanatyków) - taki bezmyślny żywioł trzeba po prostu zwalczać. Powiem Ci, że prywatnie nie czuję żadnego strachu przed ewentualnymi atakami terrorystycznymi (jeśli to masz na myśli) Między innymi dlatego, że postrzegam to właśnie jako bezmyślny żywioł - równie dobrze może mi jutro cegła spaść na głowę, samochód potrącić itd. A jeszcze mniej się boję (prywatnie) islamizacji Europy - za naszego życia na pewno całej planety nie zislamizują, więc w razie czego - po prostu z Europy zwieję. Emocje które odczuwam nazwałbym oburzeniem, a czasami jest to czysta wściekłość, ale na pewno nie strach. Wściekłość na nich - rzecz jasna - ale też na euroabderytów, którzy chociaż mają środki, by wspomniany żywioł zwalczać - mało tego - zdusić go w zarodku - patrzą z rozwartą mordą zafascynowani jak ten żywioł się rozprzestrzenia.
Piszesz, że cierpiąca na uwiąd starczy Europa nie ma o co walczyć.
Ja Cię proszę - Ty nie przenoś na mnie swoich kompleksów. Mów za siebie. To nie ja cierpię na uwiąd, brak woli walki. Inaczej niż Ty
widzę (co ważne - ROZUMIEM, czego nie można powiedzieć o islamskich samobójcach) ... widzę i rozumiem sto tysięcy powodów dla których warto Europy bronić.
Widzę te powody - w odróżnieniu do Ciebie - który niedawno dał
się poznać jako jeden z takich właśnie egzaltowanych, totalnie spacyfikowanych euro-piromanów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 20:35, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Upraszczając temat : Oni walczą o coś nowego,religia stanowi dla nich swoiste panaceum na wszystkie wątpliwości. Oni walcząc musza byc zorganizowani , jednostka się nie liczy, liczy sie idea. My zaś staramy się zachować stan posiadania, kierujemy się ku wyzwoleniu JEDNOSTKI gubiąc z pola widzenia często OGÓŁ. Im wystarczy Koran , a nam Europejczykom? jakoś nie spotkałem się w ostatnich latach z ciekawym nurtem w myśleniu który dawał by nadzieje ,szansę wskazywałby kierunek. No bo skoro religia nie, to kto? Ostatnim Europejczykiem przed którym nalezy uchylić kapelusza był J-P Sartre. Brak nam w Europie impulsu, szukamy przyczyny wszędzie tylko nie u siebie.To jest nasza słabość.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bl
Gość
|
Wysłany: Pon 21:26, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Sziman... jeszcze coś dodam a propos myślenia życzeniowego
pt. "postawimy na handel, to będzie cacy". Przykro mi, ale jest
to kolejna, tym razem nie muslimska-rodem, ale liberalna bzdura.
Handel wcale nie toruje drogi pokojowi ogólnoświatowemu - on czasem wręcz nawet generuje konflikty. Jak ktoś to ładnie napisał - "wzajemna zależność gospodarcza sprzyja pokojowi tylko wtedy, gdy państwa
spodziewają się, iż wysokie obroty handlowe utrzymają się w przewidywanej przyszłości. Jeśli takich oczekiwań nie ma, istnieje
duże prawdopodobieństwo wybuchu wojny."
I jeszcze jedno - "mityczny fundament kulturalny" - kontra ta Twoja globalna kultura "ordynarnego interesu". Globalna kultura "ordynarnego interesu" funkcjonuje jedynie w kręgach ścisłych elit - będzie tego może ze dwa miliony łebków na całą ludzkość - na sześć i pół miliarda luda, które jeszcze nie dorosło do takiego stawiania sprawy i w pierwszej kolejności, jeszcze przed robieniem jakichkolwiek interesów czują potrzebę zaznaczenia swojej odrębności - kulturowej (bo to
juz najwyższy stopień odrębności plemiennej). A dlaczego kulturowej,
a nie właśnie - plemiennej, czy narodowej? Ot, daleko patrzeć - wspomniana globalizacja. Świat się kurczy i to bardzo szybko
- taki Francuz z Niemcem będą się jeszcze określali nawzajem
jako Francuz i Niemiec. Kiedy ci sami będą mieli do czynienia z dwoma Arabami (co się dzieje coraz częściej) z których jeden jest Saudyjczykiem, a drugi Egipcjaninem, jedni będą się definiowali jako Europejczycy, a drudzy jako Arabowie. Francuzi wrogo reagują na napływ imigrantów z Afryki Północnej, a jednocześnie coraz chętniej gotowi są przyjmować imigrantów z katolickiej Polski. Amerykanie z o wiele silniejszą wrogością przyjmują inwestycje japońskie, niż większe od nich inwestycje kanadyjskie, czy europejskie. Oto w czym się przejawia ów "mityczny fundament kulturowy".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 22:08, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Sziman...
Ad mojego zdania...Bardzo ładnie, iż skromnie sądzisz, że jesteś największym idiotą w Polsce(oczywiście oprócz mnie i Bujanego ) i że nie istnieją w RP miliony ludzi nieprzekonywalnych, pełnych fobii, uprzedzeń ... i drzemiącej agresji. .. śpieszę wyjaśnić. Wiem że przez pośpiech a może i ono trochę zapętlone... Te z pozoru inwektywy.."Idiota" są uprosczeniem statystycznym aby podkreślić, iż...istnieją w RP miliony ludzi nieprzekonywalnych, pełnych fobii, uprzedzeń ... i drzemiącej agresji i że to nie my(nawet-z tąd idioci) na dnie jesteśmy problemem tylko właśnie oni. Jest to problem poza nami i niezależnie od nas, nie do opanowania. I w tym widzę zagrożenia które są kluczem.
Myślę, że moje niedociągnięcia w rozumieniu czasem Ciebie wynikają chyba z podobnych przyczyn, pośpiech...(lizanie tekstu) i trochę powierzchownym ocenom. Trudno... za podobne wpadki... sorki
Bujany...
Myślę że wyliczanki kto komu więcej, co, jak gdzie... do niczego nie prowadzi. W Europie lepiej sobie poradzono, może przez większy pragmatyzm i mniejszy mistycyzm . Złośliwie dodam, że kolej żelazną (tak Bujany... ) świat zawdzięcza górnikom... ... Może trudniejsze środowisko to wymusiło? Licho wie . Prawdę mówiąc obśmiewane Chiny mogą też się chwalić. Ale podsumowując. Można swoje kultury kultywować, przedstawiać, czerpać z nich na wzajem. Ale czy do tego koniecznie trzeba otwierać granice? I nie chodzi o izolacje ale sztuczne bratanie... Przecież w ten sposób można wiele popsuć miast poprawić. Dorobkiem, myślą, kuturą można się raczyć z książek i przebywając jako goście. Tu akurat Twoje zdanie znam.
No cóż. Ekor...
Jeżeli potrafisz zachować względny stoicyzm w temacie to dobrze. W końcuś wojak-fachowiec. Uważam że roją żołnierza jest wystraszyć, a kogo się nie da.... zlikwidować(qrna... ale uproszczenie ). No i takie sytuacje się zdarzają. Nie sądzę abyś idealizował (wahacjąc się) stojąc po drugiej stronie lufy , mogłoby zaboleć co niektórych.
I trzeba sobie zdać sprawę, że granice nie są po to aby dzielić ale porządkować. Bo brak tego porządku rodzi problemy...
Ekor..
Piszesz... Oni walczą o coś nowego,religia stanowi dla nich swoiste panaceum na wszystkie wątpliwości.... Z tą walką o coś nowego nie przesadzałbym. Tkwią w wielowiekowej doktrynie(i pewnym zastoju)... Europa potrafiła jakoś asymilować chrześcjaństwo, przysposobić do współczesności(wprzęgając do pracy na rzecz społeczeństwa)... uczłowieczyć. Oni nie, bo w zasadzie ich życie ewoluowało nieco inaczej być może ze względu (może) na inne wymagania środowiskowe.? Trzeba sobie zdać sprawę, że w zalążku religie były pierwsze i udane próby skodyfikowania struktór społecznych w jakąś uporządkowaną formę. Stąd duże zainteresowanie zachowaniami ludzkimi w życiu doczesnym(nawet w chrześcjaństwie)... Indoktrynacja religijna, wpajanie nawyków porządkuje (także w przeszłości) zachowania mas (wtedy podejrzewam bardzo niepiśmiennych) i kreuje autorytety moralne przed którymi nawet władza chyli głowę. Aby te kodyfikacje miały należny szacunek (jednak jakiś kodeks Prawny) podparto się siłami boskimi, co na ogół w obliczu niezrozumiałego świata okazało się trwałym i skutecznym nie tylko tam. Ciekawostką też jest ,że w owym tyglu (tam) powstały niemal jednocześnie spisane po latach(7-8 wne) kodeksy(pisma święte)w jakiś sobie właściwy sposób poukładane reguły zachowań, pełne niedomówień, dwuznaczności w oparciu o które dokomplikowuje się samo rozumienie, nadając jeszcze temu charakter uczoności, niezwykłości i przez swój archaizm świętości(im starsza religia tym prawdziwsza... hehe). No i mamy gamę jakby trzech nurtów lokalnie (jednak) tam obowiązujących i współcześnie sobie do dziś rywalizujących. No i to słowo zapisane w księgach świętych jakby nie patrzeć od strony religii jest Prawem.
Qrna... ale się rozpisałem... . W każdym bądź razie z charakteru (Islam, Judaizm i chrześcjaństwo) jakby samo w sobie i tu uporządkowane w rozwoju(niekiedy wspólni święci ale jakby w innych rolach), ewolucjach i przystosowaniach... Islam... doktryna na maxa(konserwa), judaizm na pół maxa(centrum)... a chrześcjaństwo ewoluuje(lewica... haha- jednak równość )... z wolna choć też ma doktryny.
Jednak religia, tradycja jest jakimś punktem zaczepienia. Każda nosi w sobie pierwiastek kultu przodków(jednak należny)... Teraz rolę autorytetów przejeli politycy(często profesorowie) i okazuje się, że są nadzbyt ludzcy jeśli chodzi o przywary. , zero autorytetu i zasad...
Pozdro....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 23:28, 22 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Zobaczcie panowie jak to jest. Zaczeliście od hipotetycznego aktu terroru, a zaszliście do polityki miedzynarodowej i sporu o islam. Oczywiscie upraszczajac. Spieracie sie o gruszki w sąsiada ogródku. Biegacie wokół studni, ale żaden z was nie chce tak naprawde do niej zajrzeć. Zaglaanie zaś w studnię daje kilka efektów. Po pierwsze echo. Po drugie zwierciadlane odbicie własnej facjaty. Łacznie zaś sumę obrazu i dźwięku. Czyli możliwość ujrzenia własnych myśli. Znowu uproszczenie. Efekt zaś jest taki, że najpierw należy przyjrzeć sie dołębnie problemowi, aby móc go rozwiazać. A problem tkwi nie tyle w ludziach co w idei. Ta ideą jest panislamizm. Panislamizm, jako idea i ruch polityczny, rozpoczął się w XIX w. wyzwoleniem ludów – wyznawców islamu spod władzy europejskich mocarstw. Po II wojnie światowej obejmował kraje arabskie walczące z Izraelem i przeplatał się z ideami panarabskimi, wskazującymi bardziej na rolę wspólnoty kulturowej niż religijnej. Znaczenie wiary zaczęło rosnąć w latach 60., co wzmocniło pojawienie się fundamentalizmu religijnego. Islam stał się też zasadniczym elementem polityki Libii, silną pozycję wyznawcy partii islamskich zyskali w latach 90. w Turcji. Dlatego panislamizm to radykalne idee i dążenia do uczynienia z religii fundamentu państw wraz z wypowiedzeniem wojny wyznawcom innych religii, a szczególnie Zachodowi oskarżanemu o imperializm wobec państw islamskich, a także dążenie do konsolidacji państw, w których islam jest dominującym lub znaczącym wyznaniem w celu rozwijania bliskiej współpracy, koordynacji polityki zewnętrznej, ochrony wspólnych wartości kulturowych.
Ten drugi kierunek realizuje Organizacja Konferencji Islamskiej utworzona w 1971, skupiająca obecnie 52 państwa w Afryce i Azji. Tworzy ona dużo szerszą formułę niż LPA, zajmuje stanowisko nie tylko w najistotniejszych sprawach krajów muzułmańskich, ale przyczynia się do likwidacji konfliktów w regionie. Organizacja jest aktywna też na polu współpracy gospodarczej, kultularnej, edukacyjnej.
Szczyt w Casablance z 1994 zakończył się deklaracją określającą główne problemy współczesnego świata z punktu widzenia państw muzułmańskich i zawierającą przekonanie, że nie da się ich rozstrzygnąć bez współpracy z innymi krajami, stąd zaakcentowano konieczność współdziałania w ramach ONZ, OJA, LPA oraz z przedstawicielami innych wyznań, jak chrześcijaństwo. Jak z tego widać i w kręgach islamu istnieją odłamy mniej i bardziej radykalne. Pierwsze należy zwalczać drugie wspierać. Tyle, że jak na razie państwa zachodu - ogólnie to ujmując - nie maja wspólnej polityki, ani wypracowanej formuły " walki i wspóldziałania" w tym zakresie. W wypowiedziach analityków i przedstawicieli administracji amerykańskiej będących reakcją na bezprecedensowy atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone, przewija się myśl, że ten akt terroru oznacza wypowiedzenie wojny Stanom Zjednoczonym i całemu cywilizowanemu światu. Ale czy rzeczywiście mamy tu do czynienia po pierwsze z wojną, a po drugie z jej wypowiedzeniem?
Wskazuje się - zapewne słusznie - na różnorakie islamskie organizacje terrorystyczne jako najbardziej prawdopodobnych sprawców, a najczęściej wspomina się postać Osamy bin Ladena, Saudyjczyka, uczestnika dżihadu skierowanego przeciwko wojskom radzieckim okupującym w latach osiemdziesiątych Afganistan, a obecnie ukrywający się w części Afganistanu zajętej przez talibów. Byłby to już jego kolejny wymierzony przeciwko Stanom Zjednoczonym atak terrorystyczny, z których najbardziej spektakularnym było wysadzenie w powietrze ambasad amerykańskich w Nairobi (Kenia) i Dar es Salaam (Tanzania) w 1998 r. Także ówczesne ataki zdumiewały precyzyjną synchronizacją i skalą: obie ambasady wyleciały w powietrze niemal jednocześnie, i pochłonęły niemalże 300 ofiar śmiertelnych i ponad pięć tysięcy rannych. Osama bin Laden przed rokiem ostrzegał, że doprowadzi do czegoś, czego Ameryka dotychczas nie widziała i sobie nie wyobrażała.
Bez względu na to, czy ten trop okaże się właściwy, bin Laden prezentuje pewien styl myślenia cechujący stosunkowo duże odłamy społeczeństw krajów muzułmańskich. Pominąwszy organizacyjną precyzję oraz fortunę, jaką Osama bin Laden dysponuje, nie jawi się on jako ktoś wyjątkowy, gdy zważy się jego wizję świata i dążenie do ustanowienia specyficznie pojmowanego porządku na świecie. W rzeczywistości realizuje on ideę panislamizmu, jaka zrodziła się w II poł. XIX wieku w wyniku ekspansji kolonialnej i zachodniej dominacji ekonomicznej. Kulturowe i ekonomiczne upokorzenie dawnych potęg cywilizacyjnych, takich jak imperium osmańskie, Egipt, Persja, Azja Środkowa (Chorezm, Samarkanda, Buchara) czy Indie, oraz gwałtowne obniżenie się poziomu życia w tych krajach, musiało wywołać nie tylko frustrację czy poczucie niesprawiedliwości dziejowej, ale także dążenie do aktywnej zmiany sytuacji.
Ze względu na uwarunkowania kulturowo-geograficzne takim dostarczycielem schematu wyjaśniającego stał się w sposób naturalny islam, lecz w formie szczególnej, zreformowanej. Jego proste przesłanie, łatwo zrozumiałe nie tylko dla teologów, ale także dla rzesz niewykształconych wyznawców, nakazywało poszukiwać przyczyn utraty niezawisłości państwowej, utraty godności czy wzrostu ubóstwa, w samych społeczeństwach muzułmańskich, które odeszły od pierwotnej nauki Koranu. Remedium miało być przemodelowanie zasad, na jakich opierało się państwo i społeczeństwo, a w konsekwencji powrót do pierwotnych zasad islamu. W rzeczywistości nie był to powrót do fundamentów w rozumieniu historycznym.
Idee fundamentalistyczne, które doprowadziły do stopniowego renesansu islamu w II poł. XIX w wprowadziły zupełnie nową jakość: koncepcję panislamizmu. Za jej twórcę uchodzi Dżamal ad-Din al-Afghani (1838-1897), z pochodzenia Pers, który swoją aktywność polityczną rozpoczął w Afganistanie (stąd jego przydomek), by następnie propagować idee rewolucji islamskiej, modernizacji gospodarczo-społecznej i zreformowania społeczeństwa w całym świecie islamskim. Elementem najbardziej charakterystycznym przesłania al-Afghaniego było zjednoczenie wszystkich wyznawców islamu na całym świecie, a co za tym idzie: objęcie ich wszystkich jedną strukturą państwową, rządzoną w sposób zcentralizowany przez kalifa, realizującego ideały religijne i dbającego o wypełnianie zasad islamu. Państwo panislamskie miało być strukturą ponadetniczną i ponadnarodową. To wspólnota wyznawców stawała się narodem, a czynniki etniczne czy “narodowe” w europejskim (a konkretnie Heglowskim) rozumieniu nie odgrywały istotnej roli.
Do zreformowania społeczeństwa i islamu nawoływano także w innych regionach, czego przykładem może być działalność w kolonialnych Indiach Sajjida Ahmada Chana (zm. 1898), zintensyfikowana pod wpływem zdławienia antybrytyjskiego powstania sipajów w 1857-58 r.
Idea panislamimu została dość szybko podchwycona przez różne środowiska, a islam w sposób silniejszy niż dotychczas stał się czynnikiem określającym przynależność narodową, co widać wyraźnie na przykładzie podziału Indii po uzyskaniu niepodległości w 1947 roku wg. kryteriów religijnych na obszar zdominowany przez muzułmanów (wówczas Pakistan Zachodni i Wschodni) i wyznawców hinduizmu (Indie).
Idea panislamizmu była czynnikiem konsolidującym nie tylko w walce o niepodległość (np. Algieria), ale ożywała ze wzmożoną siłą także w chwilach globalnego kryzysu ekonomicznego. W czasie kryzysu paliwowego lat 70-tych w wielu krajach islamskich zaczęto kolportować na szerszą skalę mapy ukazujące państwo panislamskie. Jednym kolorem (zielonym, jako kolorem islamu) zaznaczano obszar rozciągający się od Maroka, poprzez wybrzeże północnoafrykańskie (niekiedy także wybrzeże wschodnioafrykańskie), Bliski Wschód aż po Filipiny i Indonezję. Mapy takie można było zobaczyć także w latach 80-tych na ścianach domów Irańczyków i Irakijczyków, którzy - choć prowadzili ze sobą tragiczną i nierozstrzygniętą wojnę - to w szerszej perspektywie przyznawali się do idei islamskiej jedności ponad podziałami. Podobne mapy można zobaczyć także u Palestyńczyków, a nawet - przede wszystkim obecnie - w Indonezji, przeżywającej od trzech lat poważny kryzys gospodarczy i polityczny.
Łatwo dostrzec bezpośrednią zależność między pogorszeniem się warunków życia, nasileniem konfliktów wewnętrznych i utratą ludzkiej godności a odżywaniem ruchów fundamentalistycznych i idei panislamskiej. Religia staje się tu czynnikiem tłumaczącym szeregowemu wyznawcy nie tylko strukturę otaczającego świata, ale pomagającym znaleźć mu własne, bezpieczne miejsce w niezrozumianym i nie rozumiejącym go świecie, czynnikiem ukazującym wyznawcy właściwą perspektywę oceny i godnego postępowania.
Cechą islamu, którą przejął on ze swych monoteistycznych judeo-chrześcijańskich korzeni, jest głębokie poczucie posiadania jedynej prawdy. Ta właśnie cecha odróżnia islam choćby od buddyzmu czy hinduizmu, co może uniemożliwić osiągnięcie autentycznego kompromisu w sytuacjach konfliktowych o podłożu ideologicznym czy światopoglądowym. Trudno znaleźć wśród islamskich filozofów na przestrzeni dziejów takich myślicieli, którzy w pełni akceptowaliby odmienność światopoglądową czy wyznaniową. Do wyjątków należy zapewne największy myśliciel świata islamu al-Biruni (973-1048), związany pierwotnie z Chorezmem (Azja Środkowa), największym ośrodkiem akademickim ówczesnego świata. Al-Biruni siłą sprowadzony do Afganistanu przez Mahmuda z Ghazni uczył się m.in. języków indyjskich (sanskrytu), aby bez uprzedzeń móc poznawać obcą mu filozofią i religie indyjskie.
Islam zarazem ukazuje już w założeniu świat w sposób globalny, tj. jako układ homogeniczny, na która składa się nie tylko sfera wiary i przekonań, ale także organizacja społeczeństwa i struktura państwa. Podział na sferę “boską” i “cesarską” jest praktycznie nieobecny, gdyż to władca realizuje zalecenia boskie. Wyrazem takich powiązań między wiarą, obyczajowością i organizacją państwową jest choćby podatek (zakat), którego regularnie opłacanie należy do pięciu podstawowych obowiązków religijnych, obok wyznania wiary, modlitwy, postu i pielgrzymki (hadżdż). Obowiązek taki nakłada na wyznawcę sam Koran i prawo koraniczne, ale jest on jednocześnie wyrazem uznawania politycznej zwierzchności władcy (kalifa) i przynależności do społeczeństwa.
Dlatego też z perspektywy islamskich terrorystów trudno mówić o wyraźnym podziale na ludność cywilną i żołnierzy, gdyż ich status jest jednakowy z perspektywy tak pojmowanego państwa. W takim właśnie ujęciu można postrzegać ofiary cywilne poległe w zeszłotygodniowym mega-zamachu jako przedstawicieli wrogiego systemu - na takiej samej zasadzie, jak w czasie wojen krzyżowych uczestnicy wypraw nie byli wojskowymi z prawdziwego zdarzenia, lecz ludnością cywilną biorącą udział w pospolitym ruszeniu.
Cechą szczególną panislamizmu jest rozwijanie podobnych idei w różnych kontekstach kulturowych i ośrodkach geograficznych w sposób paralelny, choć niezależny od siebie. Dlatego też w szerszej perspektywie ruchy wyrosłe na gruncie panislamizmu - np. organizacje terrorystyczne - mogą z sobą współpracować realizując określone cele strategiczne.
Przykładem takiej współpracy są działania zbrojne prowadzone na terenie Afganistanu przez talibów, aktywnie wspieranych przez Pakistan, a jeszcze do niedawna mających finansowe wsparcie Amerykanów (sic!) czy aktywność Osama bin Ladena. Podczas sierpniowego 41. spotkania w Tbilisi, dowódcy sił zbrojnych Wspólnoty Niezależnych Państw oceniali, że dotychczas w ośrodkach szkoleniowych Osama bin Ladena przeszkolono 35 tysięcy gotowych na wszystko żołnieży, pochodzących nie tylko z Afganistanu, ale także z krajów arabskich, Czeczeni, Xinjiangu (wschodniej prowincji Chin, zamieszkałej przez muzułmańskich Ujgurów), Filipińczyków, a nawet Birmańczyków.
Talibowie i Osama bin Laden wspierają także opozycjonistów islamskich w państwach Azji Środkowej. Najbardziej znanym jest Uzbek Dżumanboj Chodżijew, zwany Dżuma Namangani, związany z miastem 250-tysięcznym miastem Namangan w Dolinie Fergany, we wschodnim Uzbekistanie. Dżuma Namangani od kilku lat podejmuje cyklicznie działania zbrojne w Uzbekistanie. W zeszłym roku jego oddziały dotarły 80 km od Taszkentu położonego tuż przy granicy z Kazachstanem, zamieniając Taszkent w miasto oblężone. Oznacza to, jego bojownicy zdołali się skutecznie przedrzeć przez całe terytorium Uzbekistanu od granicy afgańskiej. Ocenia się, że w tym roku jego oddziały wspiera ok. 4 tysięcy żołnierzy, w tym 300 Czeczeńców, którzy przeszli specjalne przeszkolenie w obozach finansowanych przez bin Ladena. W zamian Dżuma Namangani osobiście uczestniczył - wespół z częścią swoich oddziałów - w drugiej połowie lipca b.r. w największej od dwóch lat ofensywie zbrojnej podjętej przez talibów przeciwko siłom demokratycznej opozycji w północnowschodniej prowincji afgańskiej Tachar, a regularnie wspiera działania talibów w prowincji Balch.
Rokrocznie na początku sierpnia, kiedy śniegi w najwyższych przełęczach Pamiru na zachód od Piku Komunizma topnieją, z niedostępnej bazy położonej w Tadżykistanie przechodzą do okręgu Batkien w Kirgistanie bojownicy islamscy, aby po kilku tygodniach walk się wycofać ponownie w góry. Jest to ośrodek szkoleniowy wspomagany przez Osama bin Ladena.
W pierwszej połowie bieżącego roku w samym tylko Kirgistanie aresztowano niemalże stu ekstremistów - w większości powiązanych z Dżumą Namanganim i ośrodkami bin Ladena - prowadzących akcję agitacyjną na rzecz panislamskiego państwa i wzywających do zbrojnego wystąpienia przeciwko rządowi.
Na przestrzeni ostatnich kilku lat - jako element wojny domowej - znaczne tereny wschodniego i południowego Tadżykistanu były kontrolowane przez lokalnych dowódców, z których wielu odwoływało się do idei fundamentalistycznych. Jeszcze pod koniec lipca b.r. byłem świadkiem ostrzału wschodnich przedmieść Duszanbe przez oddziały podporządkowane Rachmonowi Sanginowi, pseudonim “Hitler”, który skutecznie kontrolował obszary między Duszanbe i Kuljabem w Tadżykistanie południowym i długie odcinki głównej drogi prowadzącej z Duszanbe do Pamiru (Chorog). Wspomina się, również on miał powiązania z terrorystami wywodzącymi się z Afganistanu, choć bezpośrednio był on zaangażowany w opozycyjną względem rządu walkę, będącą kontynuacją wojny domowej w latach 1992-1997, a nie w realizację planu panislamskiego. Dopiero 17 sierpnia b.r. tadżyckim wojskom rządowym udało się rozbić jego oddział, a jego samego wraz z sześćdziesięcioma innymi towarzyszami broni zabić.
Cel tych wszystkich akcji jest podobny: stopniowe rozszerzanie obszaru, na którym władza sprawowana jest wg zasad prawa koranicznego, interpretowanego dość szczególnie.
Dwadzieścia kilometrów od Kabulu wzdłuż równiny Szemali przebiega linia frontu afgańskiego. Przy dobrej widoczności na horyzoncie można dostrzec przedmieścia Kabulu. Naprzeciwko mnie stoją wojska talibów, którzy kontrolują ok. 90 procent powierzchni Afganistanu. Obok mnie znajdują się oddziały demokratycznej opozycji: mudżahedini, weterani wojny antyradzieckiej z lat osiemdziesiątych, nadal uznawani przez rządy państw zachodnich i ONZ, których charyzmatycznym przywódcą jest Ahmad Szach Masud, “Lew z Doliny Pańdżśiru” i symbol demokratycznego Afganistanu. Czterdzieści kilometrów od linii frontu już w samej dolinie Pańdżśiru znajduje się silnie strzeżone więzienie jenieckie, w którym trzymani są na wymianę najważniejsi talibowie pojmani podczas działań zbrojnych. Podczas wizyty w tym więzieniu na przełomie lipca i sierpnia miałem możliwość przeprowadzić wywiady z wojownikami szkolonymi bezpośrednio w obozach Osama bin Ladena. Zgodnie potwierdzali oni scenariusz eksportu rewolucji islamskiej. Wśród nich znajdowali się bojownicy z Arabii Saudyjskiej, Pakistanu, Bośni, Czeczenii i chińskiej prowincji Xinjiang zamieszkałej przez Ujgurów, a nawet z kraju tak odległego geograficznie i religijnie jak buddyjska (!) Birma. Większość z nich była szkolona w obozach bin Ladena po to, aby po okresie bezpośredniej praktyki w rzemiośle wojennym u boku Talibów na froncie powrócić do swoich krajów i tam wspierać ideę panislamską.
Najważniejszym jeńcem w tym więzieniu był pakistański mułła, przetrzymywany od ponad 6 miesięcy. Po roku 1992 uczestniczył on na terenie Pakistanu w zakładaniu medres (szkół islamskich), w których wykształcił się ruch talibów (“talib” oznacza “student prawa koranicznego”), by następnie w 1995 r. przybyć do Kabulu i zakładać fundamentalistyczną partię islamską, przygotowując grunt pod przejęcie stolicy Afganistanu przez siły talibów. W obszerny sposób przedstawił on ideę państwa panislamskiego, podkreślając, że ma ono stopniowo objąć cały Afganistan i Pakistan, a następnie rozszerzyć się na kraje środkowoazjatyckie i chiński Xinjiang. Jednocześnie państwo to powinno zbrojnie występować przeciwko Stanom Zjednoczonym i krajom NATO, które uważane są za źródło zła moralnego, niesprawiedliwości na świecie i nierówności ekonomicznej. Mułła ten podkreślał, że mimo militarnej przewagi Paktu Północnoatlantyckiego, islamiści mogą stosować niekonwencjonalne metody walki, takie jak wykorzystanie rejsowych samolotów pasażerskich jako zdalnie sterowanych rakiet. Jednym z celów strategicznych, w jakie miałby takie samoloty pasażerskie uderzyć, mógłby być np. Biały Dom i siedziba Pentagonu. Oznacza to, że plany ataków, jakich byliśmy świadkami w zeszłym tygodniu, były formułowane w otoczeniu talibów i Osamy bin Ladena co najmniej pod koniec ubiegłego roku, tj. w okresie, kiedy mój rozmówca przebywał jeszcze na wolności. Nie musi to rzecz jasna wskazywać na odpowiedzialnych bezpośrednio za te ataki terrorystyczne. Pokazuje przede wszystkim, że takie idee mogą się zrodzić w tego typu środowiskach fundamentalistycznych.
O tym, że działań zbrojnych na terenie Xinjiangu obawiają się władze chińskie, świadczyć może największa od lat demonstracja siły w Kaszgarze, starożytnym mieście w zachodnim Xinjiangu przy granicy z Kirgistanem, zamieszkiwanym przez Ujgurów, tradycyjnie wyznawców islamu. 11 sierpnia b.r. byłem tam świadkiem parady wojskowej, która na wiele godzin sparaliżowała miasto kawalkadą czołgów i wozów opancerzonych. Ujgurzy, sprowadzeni we własnym kraju przez Chińczyków do roli mniejszości narodowej - na wzór Tybetańczyków, od lat domagają się co najmniej autonomii, a w samej prowincji co jakiś czas wybuchają zamieszki. Idee islamskie przeniesione z Afganistanu mogłyby zostać z powodzeniem wykorzystane podczas ewentualnego powstania, a islamskie ruchy fundamentalistyczne mogłyby wykorzystać nastroje panujące wśród ludności ujgurskiej do przeprowadzenia rewolucji islamskiej.
Z kolei administracja krajów środkowoazjatyckich, takich jak Kirgistan, Uzbekistan, Turkmenistan czy Tadżykistan obawia się wzmożonej aktywności nieterrorystycznych ruchów fundamentalistycznych, przede wszystkim wahhabitów. Ruch ten odwołuje się do idei osiemnastowiecznego arabskiego teologa Muhammada Ibn Abd al-Wahhaba (1703-1792). Wzywał on do odnowienia podstaw państwa wedle wzorów najpierwotniejszego prawa koranicznego i do ścisłego przestrzegania zasad islamu. W dobie obecnej rozwój wahhabizmu w krajach Azji Centralnej jest intensywnie wspierany przez kraje arabskie, gł. przez Arabię Saudyjską. Dzięki tym funduszom powstają w Kirgistanie, Tadżykistanie czy Uzbekistanie szkoły podstawowe czy licea, finansowane są czasopisma i inne wydawnictwa islamskie, realizowana jest odbudowa meczetów, zniszczonych w okresie supremacji radzieckiej, itp. W obrębie ruchów wahhabickich formułowane są również koncepcje uzdrowienia państwa w duchu nauki islamu.
Tego typu aktywność przyciąga przede wszystkim rzesze młodzieży, która w ideologicznej próżni i ekonomicznej katastrofie, powstałej w wyniku rozpadu imperium radzieckiego, szuka ratunku. W sytuacji, kiedy tych krajach miesięczna pensja urzędnika czy nauczyciela wynosi ok. 30-40 złotych, a dotychczasowa infrastruktura - w tym służba zdrowia, sądownictwo, drogi, przemysł - uległa rozpadowi, a plaga bezrobocia w wielu rejonach wynosi ponad 90%, islam w różnych odcieniach stał się czynnikiem konsolidującym społeczeństwo, sposobem na zapewnienie - choćby iluzorycznego - bezpieczeństwa na ulicy i metodą na wyrobie w sobie wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa i perspektyw na przyszłość. Te procesy - mające miejsce od dziesięciu lat na terenach Azji Środkowej - są klinicznym przypadkiem, na którym można obserwować zależności zachodzące między wzrostem popularności idei fundamentalistycznych a gwałtownym spadkiem poziomu życia mieszkańców, wzrostem poczucia niepewności i zagrożenia oraz świadomością, że bogate kraje uprzemysłowione odbierają elementarne poczucie godności, spychając mieszkańców w ich odczuciu w nędzę.
Jednocześnie rządy krajów środkowoazjatyckich posługują się nagminnie argumentem panislamskim w walce z polityczną opozycją, niesłusznie zarzucając jej aktywność fundamentalistyczną. Wyjątkowo wyraźne jest to w Uzbekistanie, Tadżykistanie i Turkmenistanie, krajach oskarżanych o łamanie praw człowieka, ograniczanie swobód obywatelskich i totalitarne zapędy postkomunistycznych władz.
Nie wolno zapominać o sprawie w tym kontekście najważniejszej: islam jest zjawiskiem niezwykle zróżnicowanym, a sama idea panislamizmu jest wątkiem marginalnym i skrajnym, który jednak nie znajduje zrozumienia u większości muzułmanów. Co więcej, u wielu muzułmanów panislamizm budzi nie tyko bezpośrednią niechęć, ale także uzasadnione obawy. Jednocześnie nie sposób wyobrazić sobie państwa wyznaniowego jednoczącego społeczności tak odmienne jak sunnici i szyici, czy szyicki odłam ismailitów, gdyż wszystkie te grupy rozmaicie interpretują fundamenty prawno-społeczne i naukę islamu. Zdecydowana większość obywateli państw środkowoazjatykich czy największego kraju muzułmańskiego na świecie, Indonezji, kategorycznie odrzuca perspektywę utworzenia państwa wyznaniowego. Nawet w kraju tak tradycyjnym jak Afganistan, ludność zdecydowanie odrzuca fanatyczne zasady wprowadzane sukcesywnie i brutalnie przez talibów, uciekając w popłochu na tereny kontrolowane przez oddziały Masuda, czy całkowicie opuszczając Afganistan. Jest to jeden z głównych czynników - obok ponadtrzyletniej suszy i klęski głodu oraz trzęsień ziemi - które są odpowiedzialne za fakt, że ponad połowa wszystkich uchodźców na świecie (wliczając tu uchodźców wewnętrznych, tzw. IDPs = “internally displaced people”) to Afgańczycy.
W trakcie wywiadów udzielonych mi przez Ahmada Szacha Masuda i profesora Burhanuddina Rabbaniego, prezydenta Afganistanu, ongiś wykładowcę prawa koranicznego na Uniwersytecie Kabulskim aż do inwazji talibów, obaj rozmówcy podkreślali, że przyszłe państwo afgańskie, całkowicie wolne od plagi fundamentalistycznych talibów, powinno się przede wszystkim kierować zasadami demokracji. “Pragniemy utworzyć Afganistan wolny, w który każdy człowiek - czy to kobieta, czy mężczyzna - będzie się czuć szczęśliwie. Państwo w którym każdy obywatel będzie mógł znaleźć dla siebie miejsce, mając poczucie, że jego interesy reprezentowane są w sposób sprawiedliwy. Państwo, w którym władzę sprawuje rząd wybrany w sposób demokratyczny w wolnych i niezależnych wyborach,” mówił Masud przed miesiącem.
Takie kraje jak Iran czy Afganistan znają okresy wolne od dominacji prawa islamskiego. Wystarczy przyjrzeć się archiwalnym zdjęciom z Teheranu czy Kabulu końca lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych. Widzimy na nich kobiety z wyraźnym makijażem, w spódniczkach mini. To, że te kraje utraciły podstawowe swobody obywatelskie na rzecz skrajnych ideologii było wynikiem nieodpowiedzialnej polityki gospodarczo-społecznej monarchów, w wyniku czego idea rewolucji (odpowiednio islamskiej i komunistycznej) znalazła stosowną pożywkę.
Jedynie fanatyczna mniejszość gotowych na wszystko bojowników daje światu znać o swoim istnieniu i o swej wizji sprawiedliwego w ich rozumieniu układu na świecie. Zazwyczaj u podłoża tych działań leży desperacja i bezsilność w obliczu tragicznego losu i własnej nędzy. Trudno się dziwić desperacji ludzi, których los zmusza - czego byłem sam świadkiem w Afganistanie - do gotowania trawy: choć nie zawiera ona składników odżywczych, to zapełnia na kilka godzin żołądek i daje iluzoryczne poczucie sytości. Z perspektywy przerażającej nędzy kraje takie jak Polska jawią się wyspą dobrobytu i ziemią obiecaną.
Tak jak powiązania finansowe w epoce globalizacji nie znają granic i stały się rozległym organizmem ponadpaństwowym, podobnie terroryzm przestał być udziałem partyzantek narodowych walczących z konkretnym obcym okupantem, a zamienił się w tkankę przenikającą liczne organizmy państwowe, dążąc do realizacji celów ideologicznych.
Na ile racjonalnie można zatem podchodzić do zapowiedzi przedstawicieli Pentagonu i NATO, że kontratakiem odpowiedzą na tragiczne wydarzenia z ubiegłego tygodnia?
Obserwacja zjawisk społecznych w krajach trzeciego świata wskazuje, że w rzeczywistości do tych tragicznych wydarzeń stopniowo doprowadził postkolonialny układ ekonomiczno-gospodarczy, który jest postrzegany w wielu regionach jako układ niesprawiedliwy i nieuzasadniony jakimikolwiek argumentami, poza ekonomicznymi. Myślenie kategoriami ekonomicznymi nie może być jedyną, a tym bardziej jedyną słuszną aksjologią. To jedynie krótkowzroczność, nieuwzględnianie czynników humanitarnych i nieznajomość specyfiki kulturowej uniemożliwiała dostrzeżenie pogłębiającej się przepaści między ekonomicznymi biegunami na świecie, jako zapowiedzi nadciągającej katastrofy.
Fizyczne wyeliminowanie pojedynczych grup terrorystycznych nie zagwarantuje, że na ich miejsce nie powstaną nowe. Realnym sposobem na rozwiązanie problemu globalnej przestępczości terrorystycznej nie wydaje się przeprowadzanie ataków na kraje wspierające terroryzm, na kraje, których ludność nie musi się utożsamiać z ideami swoich przywódców, lecz taka zmiana globalnych mechanizmów ekonomicznych, ażeby zdecydowana większość mieszkańców ziemi żyjących poza europejską i amerykańską wyspą dobrobytu miała poczucie, że czasy, kiedy egzystencja w rozpaczliwej nędzy odbierająca im resztki godności, stopniowo przechodzą do przeszłości. Islam wszak głosi równość ludzi.
Ten tekst, nie mój z resztą powinien dać wam wiele do myślenia. I wyciagnięcia wniosków. Ja na to jestem za głupia:))
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 11:36, 23 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Cassandro...
Dość długi i interesujący tekst odkórzający nieco moją wiedzę, która po ponad 30 latach nieużywania jest dość haotyczna. Nie jestem specem od religii a moja wiedza coraz bardziej ogólna(choć to może nawet zaleta). Nie wiem czy zamierzeniem autora było "wymiękczyć" niektóre nastawienia świata do Islamu czy to przypadek ale np.
Co myślał pisząc...Islam wszak głosi równość ludzi. ???. Bo w zestawieniu z innym zapodanym zdaniem ...Cechą islamu, którą przejął on ze swych monoteistycznych judeo-chrześcijańskich korzeni, jest głębokie poczucie posiadania jedynej prawdy... Zanaczałem to jako rzecz niedopuszczalną w Europie i mocno konfliktogenną.
Dalej... Ta właśnie cecha odróżnia islam choćby od buddyzmu czy hinduizmu, co może uniemożliwić osiągnięcie autentycznego kompromisu w sytuacjach konfliktowych o podłożu ideologicznym czy światopoglądowym. Trudno znaleźć wśród islamskich filozofów na przestrzeni dziejów takich myślicieli, którzy w pełni akceptowaliby odmienność światopoglądową czy wyznaniową.... jakby ciąg dalszy...
Dalej... Panaislanizm. Autor podaje jako główną przyczynę biedę... itp. Nie przeczę że istnieją relacje... ale jako jedne z wielu o czym raczej się nie rozpisuje. Fundamentalistów mamy w każdej opcji. Istnienie w Europie Islamu samo w sobie jest zaprzeczeniem praworządnośći Europejskiej gdzie równość ludzi (w ostatnim zdaniu wyartykułowana przez autora) jest czymś innym niż w Islamie. Dla nich ludzie są równi, ale pod warunkiem że wyznają islam I to jest problem, który mnie niepokoi. O ile stosunkowo łatwo jest spacyfikować agresję wyrastającą z samej biedy pomocą... to trudno tę agresję uładzić w ludziach nafaszeowanymi określonymi doktrynami i to nawet nie panaislamskimi ale zwykłego Islamu. Drugie... To oni u nas chcą nas poukładać. Mógłbym jeszcze się podoczepiać do paru rzeczy ale artykół przypomina mi trochę coś ,co określiłbym jako delikatną i zgrabną indoktrynację (zresztą temat jednego z topików) choć nie ukrywam z dużą dawką faktów i to prawdziwych.
Mnie trochę bawi (może to tylko moje odczucie) że pojedyńczy ludzie, nacje mają jakąś dziwną ale nieśmiertelną manierę . W uproszczeniu pretensje do otoczenia, świata, że nikt im nic nie daje, nie chce. A to wszysko w parze z wielkimi wymaganiami i lawiną pouczeń, nauk . Indywidualnie np... nabiorą tacy np. pożyczek a potem pretensje do banków Świat już wiele razy pomagał, łożył i nic. A może nie trzeba? Może muszą się sami nauczyć pracować? Czy kolonializm (aczkolwiek rzecz naganna) tak do końca zadołował prosperujące pod liściem gospodarki? Sądzę, że niejednokrotnie za uszy wyciągnął miejscowych z epoki kamienia łupanego. Dekolonizacja, kontynuując pełen pretensji monolog pokrzywdzonych (podobno) nie spowodowała wcale rozkwitu miejscowych, a w wielu(chyba przeważających) wypadkach uwsteczniła życie już wolnych a kiedyś ciemiężonych. Winnych trzeba szukać wewnątrz... o czym się zapomina.
Już się nie rozpisuję bo to temat rzeka... może później kiedyś... Oczywiście stanowczo protestuję przeciw...Ja na to jestem za głupia:))... Tu już przeginasz. .
Pozdro...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sziman11
Gość
|
Wysłany: Wto 13:01, 23 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
W przeciwieństwie do Ciebie Bujany moja filozofia walki opiera się na ściśle racjonalnych przesłankach. Osobiście jestem bynajmniej na przeciwnym biegunie niż pacyfiści ale nie przemawia mi Twoje wymachiwanie cepem na oślep. Każdy kto staje przed jakimkolwiek konfliktem czy to w wymiarze taktycznym czy też strategicznym musi sobie odpowiedzieć na kilka fundamentalnych pytań:
1. Jaki cel chcę osiągnąć?
2. Jakimi środkami?
3. Co mogę stracić?
4. Co zyskam?
5. Czy stan końcowy, który uzyskam będzie stanem trwałym (czyt. ile sił będę musiał zaangażować do obrony tego stanu)?
Ty sobie tych pytań nie zadajesz naiwnie sądzisz, że wystarczy rzucić przeciwko nim wszystko co mamy i oni łaskawie się ukorzą a ja Ci powiem, że to gówno prawda tą wojnę wygramy jedynie poprzez systematyczne wygrywanie kolejnych starć nie koniecznie na polu militarnym. Twoja koncepcja separacji jest w istocie kapitulacją, piszesz, że nie boisz się ich determinacji i ich zamachów więc czemu mamy się izolować. Jeżeli piszę o uwiądzie starczym Europy to wiem co mówię, bo wynika to z obserwacji - rozejrzyj się Bujany nie widzisz co sie dzieje? Nie ma już Wikingów i Cortezów są francuscy lewacy, włoscy komuniści i niemieccy emeryci mamy te Twoje czołgi i bomby atomowe ale drżące łapki lewactwa nigdy tej broni nie użyją; zasłaniać sie będą deklaracjami, humanitryzmami i ..... wie czym jeszcze. Twoja wola jednostkowa nic tu nie zmieni. To co cały czas proponuję to budowanie od nowa tożsamości człowieka Zachodu - proponuję zacząć hodować nowych Cortezów, Pizzarów i Wikingów. To co Ty proponujesz - obrona status quo za wszelką cenę doprowadzi do ostatecznego rozkładu tej Twojej Europy (celowo pisze Twojej, bo nie utożsamiam się z tą pseudokulturą, której jednym z mistrzów był jak raczył zauważyć Ekor - J.P. Sartre - piewca stalinizmu). Jedynie odbudowa, stała praca organiczna, ciągły rozwój ekonomiczny w warunkach drapieżnej rywalizacji może dać nam ostateczne zwycięstwo, każde rozstrzygnięcie militarne będzie pyrrusowym zwycięstwem i da nam jedynie krótkotrwałe efekty. Ruchy migracyjne, które centralnie chcesz powstrzymać, są elementem naturalnego porządku rzeczy i nie są niczym strasznym o ile pamiętać będziemy, że wyższa kultura zwycięża niższą - przecież upadek Rzymu w efekcie w dużej mierze zromanizował Twoją Barbarię. Jeżeli więc jesteśmy tak silni jak Ty piszesz a ja wierzę to czego się boisz? Twoja krwiożerczość w istocie nie służy niczyim interesom (chyba, że islamu) wolę juz być raczej tym Twoim pacyfistą (choć jeśli ja jestem pacyfistą to Ty Bujany przy mnie byłbyś chyba pluszowym misiaczkiem).
Jeżeli piszę o ordynarnym interesie to mam na myśli szukanie (przy wszystkich innych konfliktogennych różnicach) jednego wspólnego mianownika, który pozwoli zbudować jakiś stabilny układ.
"Globalna kultura "ordynarnego interesu" funkcjonuje jedynie w kręgach ścisłych elit - będzie tego może ze dwa miliony łebków na całą ludzkość" - może i tyle jest tych co przewijają się przez biznesowe salony ery globalizacji natomiast na wolnym handlu zyskują całe narody.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sziman11
Gość
|
Wysłany: Wto 13:11, 23 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Wynalazki zapożyczone:
papier, proch, kompas, algebra ...... nawet destylacja alkoholu
Oczywiście to były twórcze zaporzyczynie więc po zapoznaniu się z własciwościami prochu biały potrafił zbudować armatę zamiast bawic sie sztucznymi ogniami ale jednak.... Czy mielibyśmy Einstaina gdyby nie Hindusi i Arabowie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:15, 23 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
No i mój drogi szimanku doszedłeś do ściany. Konkluzja ostatniego postu zahacza o najstarsze pytanie świata: co było najpierw - jajo czy kura. Z resztą cała konkluzja z mojego punktu widzenia jest z gruntu błędna. Bowiem jakie ma znaczenie z historyczno-kulturowego punktu widzenia, kto wynalazł proch, a kto armatę? I jedno i drugie wynalazł homo sapiens. Kolor skóry nie ma znaczenia.
W efekcie ów homo z skórą jakąkolwiek, oba te wynalazki skutecznie zastosował. Zasadne zaś byłoby pytanie, co jest praprzyczyną całej sytuacji, jaki efekt i jak sobie radzić w tej sytuacji. Piszesz: cyt. "Ruchy migracyjne, które centralnie chcesz powstrzymać, są elementem naturalnego porządku rzeczy i nie są niczym strasznym o ile pamiętać będziemy, że wyższa kultura zwycięża niższą - przecież upadek Rzymu w efekcie w dużej mierze zromanizował Twoją Barbarię. Jeżeli więc jesteśmy tak silni jak Ty piszesz a ja wierzę to czego się boisz?". Otóż to. Uwaga słuszna, wniosek błędny. Z resztą w całej swojej wypowiedzi często sam sobie zaprzeczasz. Dlaczego wniosek błędny? Ano dlatego, że to Rzym upadł i mimo zromanizowania Barbarii przestał istnieć. Kultura zachodu naciskana przez barbarię islamu równie dobrze może tak skończyć. Tu trzeba racjonalnego i chłodnego osądu. Racjonalnych i chłodnych wniosków. Wypracowania metodyki działania i konsekwentne jej realizowanie. Ma rację BL i ty masz rację, że to co można w waszych wypowiedziach zamknąc w zbiorze tzw. poprawności politycznej, więcej przyniesie szkody jak pożytku. Stara japońska maksyma mówi: ugnij się a zwyciężysz. Trzeba zatem w naszych czasach i w odniesieniu do istniejącego problemu być elastycznym. Monitorować zagrożenie. Opracowywać schematy mozliwych zdarzeń i wyprzedzająco przeciwdziałać. Forma przeciwdziałania powinna zawierać wszystkie możliwe prawnie środki. Z użyciem siły lub groźby jej użycia włącznie. Tu nie ma się co szczypać. Osobiście uważam, że problem jest nieco wyolbrzymiany, ale z drugiej strony całkowicie realny. W kontekście powyższego zachodzi podstawowe pytanie. Pytanie które ujęłabym w następujacy sposób: czy Europa jako wspólnota kulturowa powinna rozwiązywać ten problem wspólnie w ramach ogólnoeuropejskiego systemu polityczno-obronnego, czy też pozstawić ten problem rozwiązaniom narodowym. Czy zatem załatwiamy sprawę wspólnie, czy też każde państwo bedzie się matolić z problemem z osobna? Ani jedno, ani drugie rozwiązanie nie jest dobre. Pierwsze dlatego, że mam wielkie wątpliwości, czy narody Europy uzgodnią wspólny front w tej sprawie. Drugie doprowadzi do mozaiki rozwiazań. Od bardzo radyklanych do całkowicie umiarkowanych. A takie podejście nie rozwiązuje sprawy wogóle. Cóż więc robić?
Teraz może z innej beczki. Pozornie to co napiszę poniżej nie ma nic wspólnego z powyższym tekstem. Ale tylko pozornie. Swego czasu przeczytałam książkę pana Blumricha ( imienia niestety juz nie pamietam ) o tytule "Kaskara, siedem światów". Nie bedę się rozpisywała o treści tej książki. Zbyt długo by to trwało. Generalnie chodziło w niej o to, że narrator, tej ksiązki ( wódz o imieniu Biały Niedźwiedź z plemienia indian Hopi ) przedstawił w dość sugestywny sposób, podparty całą masą historycznych przekazów, cykliczność kultury ludzkiej jako całości. Czyli inaczej mówiąc stwierdził, że ludzkość, jej historia charakteryzuje się cyklicznością. Ludzkość rozwija się osiąga pewnego rodzaju apogeum technologiczne, załamuje się i znika. Kultury i ludy powstają i znikają z kart historii wypierane przez inne kultury i ludy. Łącznie takich okresów w dziejach ludzkości na globie zwanym Ziemią ma być siedem. Nam przypadł okres środkowy. Czwarty. Jesteśmy dokładnie w połowie istnienia na Ziemi naszej ludzkiej kultury ujętej globalnie. Przyczynami zanikania kultur były przede wszystkim zdarzenia o charakterze klimatycznym, technicznym i demograficznym. Kultury młodsze zawsze wypierały kultury starsze. Ludy, które osiagnęły apogeum swoich możliwości technicznych i demograficznych, ulegały stagnacji i były wchłaniane przez nowe bardziej ofensywne i kreatywne nacje. O dziwo owe bardziej kreatywne nacje zazwyczaj stały na dużo niższym poziomie technicznym i organizacyjnym ( vide: Rzym i ogólnie pojęta barbaria ). Ludy owe wchłaniały, asymilowały zdobycze techniczne swoich poprzedników i na ich bazie tworzyły nowe wartości umożliwiające postęp zarówno technologiczny jak i społeczny.
I tu dochodzi do wspólnego mianownika obu powyższych tekstów. Co z nich wynika? Jak należy budować pytania dotyczące problemu który omawiamy? Na jakie pytania ludzie zachodu powinni sobie odpowiedzieć i jakie zająć stanowiska?
Spróbujemy razem? Bez megalomanii i zacietrzewienia? Racjonalnie i na chłodno?
No jak panowie?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sziman11
Gość
|
Wysłany: Śro 6:47, 24 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Kwestia wynalezie prochu i armaty w kontekście dyskusji o cywilizacjach ma jednak znaczenie, jakkolwiek mówiąc, że to i tak homo sapiens wynalażł wszystko masz rację to jednak biały homo sapiens strzelał z armaty podczas gdy czarny homo sapiens rzucał w niego kamieniami
Również rozpatrując upadek Rzymu w kontekście cywilizacyjnym nie masz racji mówiąc, że "i tak Rzym upadł" w sensie cywilizacyjnym jesteśmy spadkobiercami Rzymu więc "nie wszystek on umarł". Przez czas trwania cywilizacji zachodu padało wiele państw i imperiów nigdy jednak nie rozpatrywaliśmy tego w kontekście klęski cywilizacyjnej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bl
Gość
|
Wysłany: Śro 8:18, 24 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
muszę się dzisiaj spinać w czasie, więc na razie odniosę się tylko do jednego wątku (a trochę się tego namnożyło) :)
Sziman
Cytat: | koncepcja separacji jest w istocie kapitulacją |
Błąd. Ja nie obstaję za tym żeby robić z Europy białe getto (przede wszystkim jest to nierealne), tylko żeby zatrzymać napływ "świeżej krwi" na zasadzie jak popadnie. Mieszanie nacji nie jest złym pomysłem (zwłaszcza, że jest koniecznością), już raz się udało. Chociaż - zwróć uwagę - że sukces USA, to przede wszystkim właśnie nie tyle sukces multikulti, co multinejszyn (pod monokulturowym sztandarem).
W przypadku Europy amerykański scenariusz przechodzi z bólami, ponieważ w odróżnieniu do budowniczych USA nie jesteśmy "wysadzeni" z narodowego siodła, nie mamy aż tak wielkiej motywacji, wystarczająco spontanu żeby budować podobną do USA kompletnie nową megawspólnotę. Tam dosyć szybko Anglik, czy Irlandczyk, Francuz, czy Niemiec stawali zgodnie przed amerykańską flagą i z ręką na sercu
(i wiarą w sens tego co robią) odśpiewywali hymn USA. A dla nas narodowe resentymenty, paranoje stale są ważniejsze. Dopiero co połowa Europy uciekła spod skrzydełek jednego Azjaty a na nieszczęście zderzamy się właśnie z drugą azjatycką, agresywną kulturą - w momencie, kiedy mało kto poważnie myśli, żeby porzucić dawne swary, prowincjonalne patriotyzy i przestawić się na myślenie globalne.
I tak, owszem - uważam, że w tym początkowym okresie formowania federalnej UE z zabawy trzeba kategorycznie wyprosić synów Allacha - emigracja z pokrewnej kulturowo Ameryki Łacińskiej (należałoby zacząć to promować) chrześcijańskiej Afryki, w zupełności nam wystarczy. Południowa półkula roi się od zdrowych chrześcijan, którzy chętnie by zamieszkali w Europie, niestety w niszę wlewają się właśnie synowie Allacha i wielu ludzi, takich jak Ty Sziman - uważa, że jest to naturalne z racji bliskości geograficznej, a stopień powinowactwa kulturowego mając sobie za nic. Także nie wciskaj mi banialuk - tak jak z tą niby "niemocą" wynalazczą Zachodu (zgadnij, kto je propaguje?) że bez napływu ISLAMSKIEJ biedoty Europa zdechnie. Południe to nie sam islam. Niech
ci, którzy Cię najwyraźniej fascynują, sami się przestaną separować, otworzą kulturowo w swoich (wcale nie biednych, sączących propagandę) krajach, olśnią tolerancją, to wtedy na ZASADZIE WZAJEMNOŚCI, ewentualnie można będzie się zacząć zastanawiać. Wypominanie mi "strachliwości" w tej materii jest równie sensowne jak wypominanie amerykanom niegdysiejszych praktyk eugenicznych w polityce emigracyjnej, które mogłyby dowodzić ich "tchórzliwości" wobec wizji debilizacji, czy syfilizacji Nowego Świata. Pardon za drastyczność porównania, ale o to mniej więcej tutaj chodzi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 8:33, 24 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Ab owo! "destylacja alkoholu - - wymyśliły muszki! I nie musieli to robić arabowie, bo tylko udoskonalili technologię.
Casandro! Jako jedyne wyjście, aby nie było niespodziwanych przypadków, jest rozmowa, dyskusja, uzgadnianie poglądów i wspólne rozwiązywanie problemów. Ponieważ to toczy się się na wielu płaszczyznach, jest za dużo przypadków i prawie niemożliwe do zrealizowania i kompatybilności (zgrania). Jednak takie wyjście zaistnieje, ale jego poziom rozwiązania będzie zaskakująco niski. Bo jak pisałaś, występuje cykliczność. Jedni i drudzy na tym stracą, powstaną nowe wartości. I do nich należy dążyć. Jedną z dróg wskazał JPII. Jest to droga strasznie trudna i długotrwała. Nie wszystkich na to stać i straty i nieporozumienia będą. Nie starczy na to 40 lat mojżeszowych, aby narody i kultury w tym okresie zrozumiały i przemyślały swoje stanowiska. Piszę, że głównym czynnikiem łączącym jest dialog między religiami zwaśnionych stron. Bez tego nie sądzę, aby problem został rozwiązany chociażby w części polubownie. Dopiero zrozumienie i zmiany postaw religijnych może przyczynić się do zmniejszenia się i/lub likwidacj waśni kultowych.
Że cykl rozwojowy białych chyli się ku upadkowi przemawia dzisiejsza wizja świata. Młodzież buntuje się (zawsze to robi) przeciwko dzisiejszym obyczajom. A to przeciwko porządkowi i możliwościom obejścia prawa (huligaństwo, ruchy hippisowsko-seksualne), czy stabilizacji uniemożliwiającej jej szybkich zdobyczy majątkowych lub zaspokojenia własnych potrzeb. Globalizacja występuje w celu przetrwania bogatych w rewolucji kulturowej. Jest to metoda rozproszenia sił i środków, aby po "rewolucji" pozbierać resztki i jak najmniej na tym stracić. Więc stąd wywodzi się tendencja jak najszybszego bogacenia się kosztem pobratymców i innych. To robią nie tylko kraje czy niektóre grupy społeczne, ale wszyscy we własnym zakresie. Do tego celu wykorzystywane są nawet konflikty społeczne. Stąd to zamieszanie. Demokracja, czy zaawansowany (przeżyty) kapitalizm, socjalna polityka społeczna czy stablilizacja prawna świata trzeszczą w szwach. Ktoś komuś kiedyś będzie musiał ustąpić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sziman11
Gość
|
Wysłany: Czw 6:58, 25 Maj 2006 Temat postu: |
|
|
Sukces USA polega właśnie na tym, że dla potecjlnego "nowego Amerykanina" kryteria bycia nim są bardzo jasne i czytelne. Nieprawdą jest jak piszesz, że fobie narodowe to balast Europy wręcz przeciwnie - patriotyzm, poczucie misji i bycia kimś lepszym od innych tylko z tytułu przynależenia do tej a nie innej nacji to są właśnie cechy przeciętnego Amerykanina ba są one nawet poczytywane za cnoty obywatelskie. W Europie gdybyś pochwalił sie podobnym zestawem przekonanań to byłbyś conajmniej nacjonalista jeśli nie faszystą, patriotyzm to raczej śmieszny archaizm, którego prawie, że trzeba się wstydzić. Europa to kraina relatywizmu pod każda postacią tu nic nie jest białe a ni czarne wszędzie mamy tylko szara relatywistyczną breję - tu nie ma się z czym asymilować skoro nic jest dobre ani złe to dlaczego mam odcinać się od swoich korzeni?
Chcesz sprowadzać chrześcijan z południa? Latynosów byś musiał sciągać raczej siłą oni generalnie głosuja nogami za USA co do chrześcijańskiej Afryki to ich kultura jest tak samo odległa od kultury zachodu jak islam nie wiem co byłoby większą plagą czarni chrześcijanie czy oliwkowi muzułmanie. Jedno wiem zamknięcie Europy na ruchy migracyjne spowoduje zapaść demograficzną. Europa wschodnia szczególnie Rosja i Ukraina mają znacznie większe problemy demograficzne niz zachód stąd więc nie wypatrujmy pomocy.
Nie pisałem o niemocy wynalzczej zachodu to raczej pozytywna cecha - umiejętność twórczego przyswajania. Każdy na niej korzystał, ba Ci którzy tego nie robili wyraźnie tracili podam tylko kilka przykładów - Japonia (do czasów epoki Meji czyli do czasu otworzenia się na Zachód i przyswajania jego zdobyczy), Chiny (do czasów upadku cesarstwa). Zamknięte społeczności zawsze się degenerują fizycznie, psychicznie i kulturowo historia świata pełna jest tego przykładów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|