|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 19:51, 05 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Kowa1 napisał: | Po raz trzeci salwujesz się bebłami. Zrobie dla Ciebie wyjątek ewentualnie ale wpier zalecam Nootropil 200 x 1 dzień przez 2 tygodnie potem Enerbol 3x1 przez 2 tygodnie. |
Eeeeeeeeetam, poczekam na efekty kuracji u Ciebie,
Dawno zacząłeś?
Chyba niedawno, bo takiej pląsawicy myślowej i ... rozdwojenia jaźni dawno nie widziałem.
Wystarczy tylko się przyjrzeć częstotliwości zakładania tematów przez Ciebie, ich liczbę, myśl przewodnią, wymowę i zestawić to wszystko z choćby .... oddanym przez Ciebie głosem w wyborach. Do czego oczywiście miałeś ... prawo !!!!
Ale miej .... nadzieję Kowa bo ... to się leczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 20:21, 06 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Wczoraj w "Kropce nad I" min. Rostowski ... urealnił deklaracje wyborcze nowo wybranego Pana Prezydenta.
Dzisiaj Pan Prezydent Elekt w iście bizantyjskiej przypominajacej ... putinowską oprawie, przyjął zaświadczenie PKW o wyborze na Prezydenta a facet, który przewija się w aferze hazardowej sposobi się do objęcia funkcji Marszałka Sejmu.
Jest to kolejny dowód na to, jak forma sprawowania władzy przez PełO góruje nad treścią.
Ten tekst już kiedyś prezentowałem na forum, ale wybory potwierdziły jego jakże bolesną trafność i aktualność.
I to nie tylko w odniesieniu do głównego "bohatera" ale przedewszystkim do .... polskiego elektoratu.
Krasnodębski: Rewolucja Tuska
Zdzisław Krasnodębski
Wielki, coraz bardziej realny sukces Platformy zagraża polskiej demokracji.
Narzeka się często na brak konkretnych osiągnięć rządów PO. Niedawno Rafał Ziemkiewicz napisał w „Rz”, że jest to najgorszy rząd dwudziestolecia. Ale pod rządami Donalda Tuska dokonuje się jednak zasadnicza przemiana polskiej polityki. Gdyby się okazała trwała, Polska już nie będzie taka sama.
Rewolucja ta wyraża się w liczbach. Według wielu badań z ostatniego roku Polacy dobrze zdają sobie sprawę z tego, że rząd Tuska nie może pochwalić się realnymi sukcesami.
Według jednego z sondaży 79 proc. badanych nie było w stanie podać żadnego problemu, który rozwiązał rząd. A mimo to Polacy wydają się w swojej większości nadal niezmiernie zadowoleni z dokonanego w 2007 r. wyboru. W tym samym sondażu aż 54 proc. badanych deklarowało, że popiera PO.
Wygląda więc na to, że pierwszy raz większość Polaków nie oczekuje od rządzących tego, czego obywatele wymagają zazwyczaj od rządów w krajach demokratycznych – rozwiązywania problemów.
Co więcej, wydaje się, że ten rząd nie oczekuje też tego od siebie – co najwyżej byłby skłonny zająć się nimi w przyszłości lub scedować je na społeczeństwo. Determinację rząd Tuska wykazywał tylko w dwóch sprawach – mediów publicznych oraz prywatyzacji szpitali, ale obu na szczęście nie doprowadził na razie do końca.
Wystarczy dobra prezencja
Oczywiście zdolność do rozwiązywania problemów nigdy nie była silną stroną polskiej polityki, a w kampaniach obiecywano co popadnie. Leszek Miller zapowiadał nawet, że na wierzbach wyrosną gruszki. Potem niemal wszyscy rządzili mniej więcej tak samo.
Ale dzisiaj polityczna indolencja, nazwana szumnie, lecz niedorzecznie postpolitycznością, została podniesiona do rangi doktryny państwowej i zaakceptowana społecznie.
Czego więc Polacy oczekują od rządu? Po pierwsze, żeby dobrze wypadał, dobrze ich reprezentował i nie przynosił im wstydu – a dokładnie mówiąc tego, co w ich oczach uchodzi za wstyd. Po drugie, żeby zostawił ich w spokoju, jeśli tylko nie zagrozi im kryzys gospodarczy. A po trzecie, by zapewnił im rozrywkę przez gnębienie i piętnowanie tych, którzy zostali uznani za wrogów publicznych.
Rządy PiS w niestabilnej koalicji z Samoobroną i LPR nie robiły dobrego wrażenia. Media się starały jak mogły, by to złe wrażenie pogłębić. Przez ostatnie półtora roku dodatkowo jeszcze przeczerniano przeszłość, zmieniając ją w zupełną karykaturę.
Sam PiS zrobił zbyt mało, by się temu przeciwstawić. Na przykład nie sporządził własnego bilansu zamknięcia, nie spróbował zbudować własnej przekonującej kontrnarracji lat 2005 – 2007, która nie ograniczałaby się tylko do słusznych, ale bezradnych, narzekań na media. Oczywiście byłoby to trudne. Trauma porażki była wielka, a przeciwnicy polityczni zastosowali jedną z najbardziej skutecznych w polskich warunkach broni – ośmieszanie i drwiny.
Warto dodać, że dobre reprezentowanie w odczuciu większości Polaków sprowadza się do tego, żeby się dobrze prezentować – w kraju i za granicą. Na tym przecież polegał fenomen popularności Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich.
Od tego czasu niewiele się zmieniło. Popularność Radosława Sikorskiego czy Donalda Tuska wynika głównie z tych samych operowomydlanych marzeń. Sukces w polityce zagranicznej to albo pochwały Zachodu, albo uzyskanie z Unii pieniędzy (czy i na co je wydatkujemy, już nikogo nie interesuje), albo wygranie jakichś rozgrywek personalnych, na przykład zablokowanie Eriki Steinbach lub umieszczenie Radosława Sikorskiego na pozycji sekretarza NATO.
Polacy nie mają pojęcia o polityce światowej, nie interesują się nią. Nie czytają prasy polskiej, a co mówić o zagranicznej. Dotyczy to także niektórych największych gwiazd polskiego dziennikarstwa. Media polskie donoszą o świecie co najwyżej wtedy, gdy zdarzy się gdzieś katastrofa, na co dzień wolą koncentrować się na wewnętrznych awanturach.
Jeśli chodzi o warszawskie plotki i personalne spory, każdy jest specjalistą. Wystarczy ustawić przed kamerą polityka o niewyparzonym języku, trochę go pobudzić, i już program gotowy. Polacy postrzegają więc politykę zagraniczną w znanych sobie kategoriach rywalizacji sportowej, która ma służyć leczeniu ich zbiorowych kompleksów.
Nie ma w tej perspektywie wielkiej różnicy między Robertem Kubicą a Radosławem Sikorskim.
Dlatego tak łatwo przychodzi rządowi chwalić się rzekomymi sukcesami, jak pakiet energetyczny lub Partnerstwo Wschodnie. W rzeczywistości nasze relacje z sąsiadami wcale się nie polepszyły, co widać natychmiast, gdy Polska odważy się zająć odmienne od nich stanowisko. Nasza pozycja w Europie i w stosunku do USA zdecydowanie osłabła.
NZS na miejsce “Ordynackiej”
PiS doszedł do władzy z bardzo ambitnym hasłem budowy IV Rzeczypospolitej, a więc głębokiej reformy państwa. Cel był prosty i jasny – zbudowanie silnego, suwerennego państwa, które wreszcie upora się z komunistyczną przeszłością i korupcyjnymi układami oraz zniweluje rosnące różnice materialne, nie w imię socjalistycznej równości, lecz narodowej, republikańskiej solidarności. Okazał się wtedy, że był to program ponad siły tej partii, ale – co gorsza – także ponad siłę i ambicję Polaków.
Ostatecznie wybrali oni spokój zamiast politycznych sporów, dążenia do przebudowy państwa i politycznej walki o pozycję Polski w Europie. Niechęć do wysiłku intelektualnego i politycznego wynika również z tego, że ostatnie lata były wyjątkowo pomyślne pod względem gospodarczym. Tuska wyniosła do władzy koniunktura. Rosnące zarobki i silna złoty sprawiały, że społeczeństwo stało się względnie zadowolone i syte. Platforma zagwarantowała bezpieczeństwo rozmaitym grupom i środowiskom, zaniepokojonym radykalnymi działaniami, a często samą tylko retoryką PiS – od korporacji adwokackich, przez szarą strefę biznesu, po zatrwożoną lustracją elitę. Wprawdzie PO nie do końca realizuje postulaty tych grup, ostrożnie wybierając „trzecią drogę”, ale faktycznie stała się ich parasolem ochronnym.
Świadczyły o tym nominacje Zbigniewa Ćwiąkalskiego i Krzysztofa Bondaryka.
Afery Jacka Karnowskiego i senatora Misiaka pokazały, jak bardzo w PO biznes splata się z polityką. Wprawdzie obaj zostali usunięci z partii, lecz jej systemowy charakter pozostał niezmieniony.
Dzisiaj wyraźnie widać, że jej walka z SLD w poprzednich latach, przyłączenie się do idei IV RP, wynikała raczej z chęci pokonania konkurencyjnej, eseldowskiej grupy polityczno-biznesowej, a nie chęci zmiany reguł gry i budowy państwa prawa.
Dawni członkowie NZS chcieli zastąpić „Ordynacką”. Nepotyzm PSL został po bardzo krótkotrwałym oburzeniu społecznie zaakceptowany. A fakt, że ministrem mógł zostać Michał Boni, oraz zaciekła obrona Wałęsy są czytelnym sygnałem dla środowisk zaniepokojonych ujawnianiem przeszłości.
Niesiona poparciem większości mediów i grup interesów Plaforma doskonale zaspokaja potrzeby ludu na rozrywkę polityczną.
Obsługuje wiele gustów, ale obietnica zmiany stylu – z pełnego spięć i nienawiści na pełen rozwagi, spokoju i miłości – została zrealizowana w równym stopniu co obietnica przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Tyle że teraz nienawiść kieruje się w stronę tych, których nienawidzić można i należy: od prezydenta przez „pisowskich” dziennikarzy i „pisowskie” instytucje po najsławniejszego magistra historii ostatniego dwudziestolecia Pawła Zyzaka.
Nową cechą dyskursu politycznego jest niemal całkowite wypranie go z treści.
Standardem stały się argumenty ad hominem, wyśmiewanie się z nazwisk, happeningi telewizyjne. Przymiotnik pisowski, uchodzący za dyskwalikującą politycznie i obywatelsko obelgę, używany jest mniej więcej w ten sam sposób co przymiotnik rewizjonistyczny lub syjonistyczny w latach 60. oraz burżuazjny i reakcyjny w latach 50. Stosowany jest do każdego niewygodnego poglądu niezgodnego z linią obozu rządzącego i wspierających go mediów.
Politycy rządzącej partii, dysponujący pełnią środków władzy, mówią bez żenady o „pisowskich resztkówkach”, o „pisowskim prezydencie”, o „pisowskich publicystach” czy wręcz „pisowskich lizusach”.
Nie ulega przy tym wątpliwości, że Platforma dokonała prawdziwej rewolucji środków uprawiania polskiej polityki – na gruncie przygotowanym przez Kazimierza Marcinkiewicza.
Profesjonalizacja polskiej polityki polega na większej niż kiedykolwiek skuteczności oddziaływania na nastroje społeczne. Platforma sprawnie zarządza zbiorowymi emocjami i wyobrażeniami, wykorzystując niski stopień wykształcenia polskiego społeczeństwa, którego wcale nie podniosło wyprodukowanie przez prywatne pseudowyższe uczelnie tysięcy ćwierćinteligentów (co uznano za jeden z największych sukcesów III RP).
Postpolityczność, czyli prywata
Rządy Platformy stanowią nową jakość w polskiej polityce także pod innym względem. Otóż pierwszy raz się zdarzyło, że ktoś obejmujący urząd premiera otwarcie i niemal całkowicie podporządkował swoje działania osiągnięciu innego stanowiska – tylko nominalnie wyższego, lecz oznaczającego, przynajmniej dotąd, znacznie mniejszy zakres realnej władzy: prezydentury.
Tak chwalona „postpolityczność” jest przede wszystkim próbą realizacji tego celu bez względu na koszty, jakie z tego powodu mogłaby ponieść Polska. Podobnie stało się w polityce zagranicznej. Minister postanowił zostać sekretarzem generalnym NATO. Od początku szanse miał nikłe. I bynajmniej nie chodziło tylko o jego stosunek do Rosji. Amerykanie nie mogli nie zauważyć nielojalności Radosława Sikorskiego, i to nie tylko w stosunku do swoich dawnych politycznych sojuszników, lecz także do siebie samego sprzed paru lat. Ponadto Niemcy na pewno nie zapomnieli tego, co mówił, gdy był ministrem obrony w rządzie PiS, choć jego dzisiejsze pokłony w ich stronę oraz stronę Rosji są przyjmowane z satysfakcją. Przekonanie, że po ostatnich wypowiedziach o Steinbach (o tym, że przyjechała do Polski z Hitlerem i razem z nim z niej wyjechała), kanclerz Niemiec mogłaby poprzeć kandydaturę Sikorskiego, świadczy o całkowitej nieznajomości nastrojów nad Szprewą i Renem. Jak wiadomo, sam zainteresowany ogłosił, że nigdy nie był kandydatem. Tę misterną grę mogącą co najwyżej zachwycić publiczność „Szkła kontaktowego” zakończono mocnym akordem – Donald Tusk wystąpił z bezprzykładnym atakiem na prezydenta jeszcze w czasie trwania szczytu. Nawet gdyby wersja zdarzeń prezentowana przez Platformę była prawdziwa, rozpętanie tej awantury pokazuje, jak bardzo dobro państwa zostało podporządkowane osobistym ambicjom tego polityka.
Wszystkie te gry i zabawy nie byłyby możliwe bez innej zasadniczej zamiany – bez nowej konfiguracji polskiej sceny politycznej. Przez lata symboliczna bariera dzieliła ją na dwa segmenty: ludzi „Solidarności” i ludzi PZPR. Tylko nieliczni, jak Barbara Labuda czy Andrzej Celiński, skłonni byli zmienić identyfikację polityczną, mimo że w istocie nie było nigdy zasadniczych różnic między lewicą postsolidarnościową i liberalnymi postkomunistami. Łączyło ich i pokrewieństwo ideowe, i wspólne polityczne interesy. Nie przypadkiem pierwsi na masową skalę zignorowali tę barierę demokraci.pl.
Dzisiaj już ona nie istnieje. Nikogo już nie szokuje widok Onyszkiewicza obok Rosatiego, Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego stających ramię w ramię z Kwaśniewskim, Danuty Hübner na listach Platformy czy poparcie Tuska dla Cimoszewicza. Platforma przejęła klientelę SLD i dawną klientelę UW, zespalając w jednej wielkiej rodzinie autorytety z jednej i z drugiej strony. Dziś nie ma już obrońców PRL. Nawet eseldowcy o nim jakby zapomnieli. Walka toczy się natomiast o dziedzictwo „Solidarności”. Sztandarem, pod którym skupili się ci koalicjanci, stał się Lech Wałęsa – ale nie Wałęsa przywódca antykomunistycznego powstania, lecz Wałęsa kompromisu, Wałęsa – ofiara IPN, Wałęsa, którego słabości miałyby być usprawiedliwieniem dla niemal każdego TW.
Koniec politycznego postkomunizmu oznacza także ujawnienie sztuczności wszystkich innych identyfikacji politycznych. W rezultacie panuje całkowita dowolność i zmienność. Decydują tylko lojalności grupowe i kalkulacja polityczna. Dawni politycy PiS wspierają Platformę – i vice versa. Można sobie wyobrazić, że w przyszłości politycy centrolewicy lub niektórzy działacze SLD znajdą się w Platformie, która w Polsce chciałaby uchodzić za liberalną, w Europie za chadecką, a w istocie jest przede wszystkim partią antypisowską, pozwalając nawet dawnym beneficjentom PRL przywdziać postsolidarnościowy kostium.
W dodatku przeżywamy smutny zmierzch autorytetu politycznego Kościoła. Nie jest on w stanie zmierzyć się z problemem przeszłości. To nie jest już Kościół kardynała Wyszyńskiego. Nie jest to Kościół, który dał światu Jana Pawła II. Nikt już nie jest interreksem.
Koniec pluralizmu?
Spychając medialną ofensywą PiS na margines, wasalizując i przekupując PSL oraz przejmując resztki politycznego postkomunizmu, Platforma ma więc szansę zrealizować to, co kiedyś zapowiadało PiS – budowę partii obejmującej szerokie spektrum wyborców – tyle że w wariancie centrowo-lewicowym.
Ten wielki, coraz bardziej realny sukces Platformy zagraża jednak polskiej demokracji.
Dotąd żadna partia w Polsce nie była w stanie zmonopolizować sceny politycznej. SLD z powodu swojej haniebnej przeszłości zawsze musiał powściągać swe zapędy i liczyć się z oporem tych Polaków, którzy byli związani z ruchem „Solidarności”. PiS zaś nigdy polskiej demokracji i wolności nie zagrażało – zagrażało tylko establishmentowi III RP. Opór wobec jego działań był zresztą zbyt wielki, aby mogło ono w jakimkolwiek stopniu zagrozić politycznemu lub ideowemu pluralizmowi. Zagrożenie zaś ze strony populizmu w wydaniu plebejskim lub narodowo-radykalnym było tylko płodem histerycznej imaginacji.
Źródłem niebezpieczeństwa nie jest dzisiaj siła Platformy, lecz filozofia i praktyka jej rządów. Po pierwsze Platforma, mająca w swej nazwie „Obywatelska”, traktuje Polaków nie jak obywateli, lecz jak manipulowalną masę, niwecząc niedawne nadzieje na renesans republikańskiego ducha. Świadczy o tym nieznana w rozwiniętych demokracjach kariera specjalistów od wizerunku oraz PR, czyli propagandy.
Po drugie PO
dąży bez zahamowań do zniszczenia największej partii opozycyjnej. A ponieważ tego rodzaju dążenie nigdy jeszcze nie zyskiwało taki wielkiego poklasku i poparcia, możliwość zniesienia de facto politycznego pluralizmu staje się realna.
Po trzecie
Platforma podjęła działania zmierzające do likwidacji mediów publicznych jako forum publicznej debaty. Media prywatne, których poziom zdecydowanie się obniżył, w pogoni za widzem kierują się zyskiem oraz interesem politycznym właścicieli, a nie troską o jakość polskiej demokracji.
Tylko tym daje się wytłumaczyć niemal stałą obecność w nich ludzi, których w normalnym państwie, o jakim takim poziomie cywilizacyjnym, wstydzono by się pokazywać i odmawiano oglądać.
Po czwarte
pod patronatem PO nastąpiła daleko idąca degrengolada debaty publicznej. Można dyskutować z poglądami i opiniami, nie da się dyskutować z obelgami. W dodatku wtedy, gdy już padają argumenty, mają czysto instrumentalny charakter. Oto na przykład ci, którzy jeszcze niedawno występowali przeciw jakiejkolwiek polityce historycznej, twierdząc, że zajmowanie się upamiętnianiem przeszłości nie jest zadaniem państwa, dzisiaj chcieliby uprawiać totalistyczną politykę historyczną, zakazując publikacji i przedsięwzięć niezgodnych z przygotowywanymi uroczystościami państwowymi. Destruktorzy narodowych mitów chcą teraz budować spiżowe pomniki – często swoje własne.
Po piąte
Platforma pozwala sobie na otwarte lekceważenie podstawowych zasad wolnościowego ustroju – wolności słowa, wolności badań naukowych i autonomii uniwersytetów. Fakt, że premier wypowiada się na temat pracy magisterskiej, że próbuje się przeprowadzić kontrolę na UJ, nasyłając „niezależną” komisję akredytacyjną pod przewodnictwem senatora Platformy (nie przyszło mu oczywiście do głowy, aby po objęciu mandatu zrezygnować z tego stanowiska) oraz nieuzasadniony atak na IPN są rzeczą bez precedensu w ostatnim dwudziestoleciu.
Dekretowanie metodologii
Charakterystyczne jest to, że sprzyjające Tuskowi media zagraniczne przemilczały te zdarzenia, gdyż są one w najwyższym stopniu kompromitujące. Nie do pomyślenia jest bowiem, by w jakimkolwiek kraju zachodnim szef rządu wypowiadał się na temat najgorszej nawet pracy magisterskiej, doktorskiej lub habilitacyjnej. Jedynym zadaniem polityków wobec uniwersytetów jest tworzenie ogólnych reguł ich działalności, a nie ingerencja w treść nauczania lub prac naukowych.
Wystąpienie Donalda Tuska, a potem nadgorliwa akcja minister Barbary Kudryckiej, nie były przypadkowe. Doskonale wpisują się w mechanizm opanowywania sfery publicznej, demonizowania i likwidowania przeciwników ideowych. Nietypowa było tylko próba użycia środków bezpośredniej kontroli. Sposób postępowania w sprawie habilitacji Marka Migalskiego pokazuje, że istnieją metody bardziej efektywne, a nasycone ludźmi dawnego reżimu środowiska akademickie gotowe są do ich użycia.
Tym razem piewcy tolerancji, którzy przy innych okazjach deklamowali przypisywane Wolterowi słowa o tym, że trzeba bronić wolności wypowiedzi także tych, z którymi się nie zgadzamy, milczeli jak zaklęci. W ataku na młodego autora, na jego promotora – jednego z najwybitniejszych polskich historyków – oraz na kierownictwo IPN nastąpiło klasyczne odwrócenie znaczenia słów, zgodnie z najlepszymi wzorami marksistowskiej dialektyki. Nagonka prowadzona jest pod hasłem obrony Lecha Wałęsy przed nagonką, łamanie zasad pod hasłem obrony zasad, oskarżając IPN o partyjność chce się go upartyjnić, a pod pozorem obrony naukowych standardów dokonuje się zamachu na ich podstawę.
Pierwszy raz od lat 50. metodologia stała się sprawą polityczną, choć wszyscy wiedzą, że chodzi o coś zupełnie innego – o nieprzyjemne fakty i mało hagiograficzną narrację. Ci, którzy jeszcze nie tak dawno twierdzili, że bardziej niż dokumentom należy wierzyć składanym ustnie po latach oświadczeniom funkcjonariuszy SB lub że trzeba bezwzględnie ufać każdej, nawet spisanej po latach, relacji ofiar pogromu, utrzymują obecnie, że ustne świadectwa dawnych opozycjonistów czy mieszkańców miejscowości, gdzie mieszkał kiedyś Lech Wałęsa, w ogóle nie mogą być traktowane jako źródła. Nie odróżniają oni źródeł anonimowych od anonimizowanych, których użycie jest standardem w naukach społecznych stosujących metody jakościowe. W istocie zaś rządzący i establishment chcieliby zadekretować taką „metodologię”, dzięki której na końcu zawsze pojawiałaby się książka napisana w duchu profesora Friszkego lub artykuł w stylu niezależnego publicysty Mirosława Czecha.
Nienapisane książki
Tak kompromitująca polskie „liberalne” elity sprawa pokazuje raz jeszcze, jak wiele z mentalności komunistycznej przetrwało w III RP. Bardzo często słyszymy, że nie można badać biografii tych, którzy wywalczyli dla nas wolność. Znaczyłoby to jednak, że ta wywalczona przez nich wolność jest jakąś inną wolnością niż ta, która panuje w krajach prawdziwie demokratycznych i wolnych – i ta, o którą nam kiedyś chodziło. Obama nie wysyła kontroli na Harvard, Merkel nie organizuje konferencji metodologicznych na uniwersytecie w Heidelbergu, Sarkozy nie recenzuje prac magisterskich obronionych na Sorbonie, Bush nie próbował zamknąć ust autorom nawet najbardziej krytycznych wobec niego publikacji. Historia III RP była i jest historią nienapisanych książek, tematów tabu, niedopowiedzeń i sekretów.
I nie chodzi tylko o biografie głównych bohaterów czasu przełomu, jak: Wałęsy, Mazowieckiego, Kuronia, Geremka, Michnika, Bujaka, lecz o najważniejsze procesy ostatniego dwudziestolecia od prywatyzacji poprzez budowę partii politycznych, po przekształcenia i trwanie poszczególnych instytucji. Książka Pawła Zyzaka, zestawiając sprzeczne ze sobą wypowiedzi Wałęsy, dotyczące przełomowych chwil jego życia uświadamia nam, jak wiele niewyjaśnionych faktów jest w jego życiu i w całej najnowszej historii Polski.
IV Rzeczpospolita miała być republiką wolności i prawa. Niewątpliwie w ostatnich latach udało się poszerzyć przestrzeń debaty i przestrzeń wolności. Dzisiaj trwa kontrofensywa. Dalsze skonsolidowanie i umocnienie władzy Platformy może naruszyć fundamenty polskiej demokracji. Partia liberałów stała się największym od 1989 roku zagrożeniem dla wolności i suwerenności Polaków. Filozof Joseph de Maistre twierdził, że każdy naród ma taki rząd, na jaki zasługuje. Na pewno należy ograniczyć ważność tego stwierdzenia do narodów wolnych. Inaczej musielibyśmy uznać, że zasługiwaliśmy na rządy Bieruta, Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. Zapewne Polacy w pełni zasługują na rządy Donalda Tuska. Miejmy jednak nadzieję, że nie zasłużą na jego prezydenturę.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 1:52, 07 Lip 2010 Temat postu: Do w51 |
|
|
poslugiwanie sie cudzym tekstem to Twwwoja specjalnosc.
Przytaczasz w tym co prawda szereg fakltow ktorym zaprzeczyc nie mozna. Ale zbyt jednoznacznie wskazujesz ze intencje ktore towarzysza temu sa tak tendencyjne ze bardziej tendencyjne byc nie moga.
Cala polityczna rzeczywistosc, w Polsce i poza jej granicami to walka najrozniejszych interesow, najczesciej sprzecznych ze soba.
Poruszyles tak wiele watkow ze nie zaamierzam z kazdym,
Pozwole sobie wiec na osobisty wybor.
Media publiczne - TVP1
Kiedy tam ostatnio zauwazyles cos co chwali w nieboglosy PO a poniewwwiera PiSem???
Ja jeszcze nie widzialem, conajmniej w czasie od ostatniej obsady stanowisk przez koalicje PiS / LPR / Samoobrona.
Chetnie placilem skladki na publiczne media ale mialem na mysli standarty swiatowe. Wasze i nasze. Wiecej o rzadzacych, bo ich jest wiecej. Mniej o opozycji bo ich jest mniej.
W Polsce te wymogi sie obrocily. Wszystko o opozycji, nic o rzadzie. Powiedz mi calkiem szczerze kiedy publiczna TVP chwalila wnieboglosy Rzad a ganila opozycjje??
Argument ze nie bylo okazji odrzucam. Punkt widzenia zalezy od miejsca siedzenia.
Piszesz o Zyzaku. Moze i jego wypociny to cos co zmierza do prawdy. Gdzie ale inna czesc prawdy prawda o Ojcu Kaczynskich, Romualdzie jego krewniakach Swiatkowskich. Jakos dziwnie tego tematu sie nie porusza, zwlaszcza w tej czesci mediow za ktore wszyscy placimy.
OK o Lechu Walesie mowili przy budce z piwem, ci co nie chcieli sie ujawnic, rozumiem ich. O Romualdzie i ich rodzinie nawet nie probowano w taki sposob. Dlaczego??
Dlaczego publiczne srodki maja dokumentowac tylko jedne fanaberie??
Lech Walesa to zdrajca, ubek i co tylko. OK zgadzam sie na taka analize.
Te wszystkie Kaczory, Wyszkowskie, Walyntynowicze i gwiazdy wiedzialy o tym od 1970 roku. Dlaczego wiec Lech i Jaroslaw Kaczynski poparli po roku 1988, a wiec 18 lat pozniej tego zdrajce i sprzeniewierzenca?? Dlaczego wtedy wszystkie Wyszkowskie i Gwiazdy zialy milczeniem??
Ja tylko pytam nie udzielam zadnych odpowiedzi. Zeby mi ktos nie zarzucil.
Mowia ze juz wtedy wiedzieli, wierze im, Dlatego jeszcze raz pytam dlaczego mi tego wtedy nie zdradzili??
Ok wiedzieli ale nie chcieli zebym ja wiedzial, bo nie udzielilbym poparciu zdrajcy. Oni udzielili, dlatego zdrajcy zaufalem. Oni byli na sluzbie zdrajcy, o ktorym wiedzieli ze jest zdrajca i kolaborant, ja tego nie wiedzialem.
18 lat temu Sejm zobowiazal Minista Macierewicza do ujawnienia prawdy. Dzisiaj po ponad 18 latachod wykonania tego zobowiazania nie ma powszechnej zgody dotyczacej tego co wtedy ujawniono.
Oczywiscie dla tych co wierza ze cos tam bylo nie trzeba dowodow ze cos tam bylo. Tym co wierza ze nie bylo nie trzebna dowodow na to ze nie bylo.
Czemu wiec Ci co zawsze wiedzieli nie zabezpieczyli tego co swiadczy o tym ze to co wiedzieli to prawda a nie fanaberie??
Ja tylko pytam....., wiem ze zadaje niewygodne pytania, zwlaszcza po dniu pelnym pracy. Ale dlatego pytam glosno i stanowczo.
Czy Patryjotazm, z ktorego tylko RYJ pozostal to jeszcze patriotyzm??
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 8:27, 07 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
W51! Jesteś rewolucjonistą! Zmieniałbyś zmieniałbyś i zmieniałbyś i to im szybciej, tym lepiej. W końcu tyle zamierzeń Pisowskich jest w artykule, że nie tyle się pogubiłem w nich, co nawet się wykluczają. Czy po to mamy rząd i tych na górze, aby spokoju nie było. Ponadto robili rzeczy wyimaginowane?
Uważam, że chwila spokoju, że zauważenie co tak naprawdę nam od spodu przeszkadza, zaczęcie i naprawa RP od podstaw, to jest podstawa i tego chcą polacy przynajmniej tego typu, co ja. To musi być zrobione. Stąd ruszajmy!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 17:49, 07 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Pro Rock napisał: | poslugiwanie sie cudzym tekstem to Twwwoja specjalnosc. |
Ja tam wolę cytować cudze teksty, które uważam za ciekawe o ile nie bardzo mądre, aniżeli na kleczkach pisać sążniste elaboraty .... z wyznaniem wiary jedynej i nieomylnej opcji obecnie .... bezgranicznie nam panującej.
Panesz napisał: | W51! Jesteś rewolucjonistą! Zmieniałbyś zmieniałbyś i zmieniałbyś i to im szybciej, tym lepiej. |
A jestem, ale na swoją ... obronę mam tyle, że bez rewolucjonistów cokolwiek by się przez to nie rozumiało, nie byłoby ... postępu .... też co by się przez to nie rozumiało.
Nieprawdaż???
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 6:01, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
w51 napisał: | .....Ja tam wolę cytować cudze teksty, które uważam za ciekawe o ile nie bardzo mądre, aniżeli na kleczkach pisać sążniste elaboraty .... z wyznaniem wiary jedynej i nieomylnej opcji obecnie .... bezgranicznie nam panującej. .... |
No i po raz kolejny wychodzi z Ciebie PiSata durnota. Widziales jak pisze?? Zapewniam Cie nie widziales wiec dlaczego tu oszukujesz?? Nie stac Cie na pisanie prawdy to nie pisz. Debilne insynuacje dokumentuja tylko ze to co pisza tacy jak Ty to tylko prawda PiSana, ktora z prawda nie ma nic wspolnego.
Na zadne argumenty Cie nie stac i to jest smutne. Postawilem szereg pytan niewygodnych Tobie i opcji tobiepodobnych. Dlatego posuwasz sie do starych ale sprawdzonych juz stalinowsko-hitlerowsko-kaczystowskich metod. W Polsce jest juz coraz wiecej osob ktore na takie zagrywki maja tylko jedna odpowiedz, stanowcze NIE. Po raz kolejny uslyszal je Jarosklaw Kaczynski i uslyszy jeszcze nie raz nie dwa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 6:58, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
W51! Zgadzamy się całkowicie. Rewolucjonista chce zmian. Z tym, że to co proponuje, uważa za lepsze. Za lepsze dla większości, ewentualnie dla własnej mniejszości. Czy zmiany są są dobre, czy złe trudno wyrokować zważywszy przynajmniej na rewolucję październikową w 1917 roku w Rosji.
Z tym, że nie tyle rewolucje, co zmiany, które nie wiadomo co dają, czy aby naprawdę zmieniacze, reformatorzy się nie mylą, zawsze kosztują i lepiej je nie robić.
Z drugiej strony, zmiany zawsze zachodzą, co wymusza, źe można je robić tak, aby je tylko uświęcać, aby je wprowadzać, o ile już są, są spodziewane, likwidują zastój i utrudnienia. I nie robić byle głupich reform, dla samych reform, które wcale nie są potrzebne, tak jak na przykład IV RP. A powód, że mi to, co jest, się nie podoba, a i popleczników ma się, a i przeszkadzać rewolucjonistom nie było właściwie komu, to taki pomysł powstał u tych, co im do głowy uderzyło i ... znalazłwszy się u władzy, zaczęli nas chybił trafił, jak w totolotka, zmieniać cokolwiek możliwe było i ... jak dziś się mają ich reformy do stanu rzeczywistego, niech sobie każdy odpowie. W większości i prawie we wszystko co zaczęli ... nie trafili!
I na samym wstępie takich ludzi z bożej łaski uzdrawiaczy, nie uzasadniających zmian, a obiecujących nie wiadomo co, po co i dlaczego - nie lubię, nawet nie cierpię, dbam o swój żołądek podatny tylko z tych przyczyn na torsje!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 20:19, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Panesz napisał: | W51! Zgadzamy się całkowicie. Rewolucjonista chce zmian. Z tym, że to co proponuje, uważa za lepsze. Za lepsze dla większości, ewentualnie dla własnej mniejszości. Czy zmiany są są dobre, czy złe trudno wyrokować zważywszy przynajmniej na rewolucję październikową w 1917 roku w Rosji. |
Też się ...zgadzam ale mimo wszystko rewolucja 1917 spowodowała ... postęp w tym co się nazywa ... polityką społeczną.
A teraz zamiast podsumowania Twojej ...niechęci do rewolucji, reform itd. czyli praktycznie ... do buksowania w miejscu .... taki zgrabny utworek
http://www.youtube.com/watch?v=8TaVXnL-Sqc&feature=related
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 20:52, 08 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Pro Rock napisał: | Postawilem szereg pytan niewygodnych Tobie i opcji tobiepodobnych. . |
Faktycznie postawiłeś ale czuję się ... nie kompetentny odpowiedzieć na nie bo:
W telewizji publicznej oglądam tylko TVP Kulturę oraz te filmy fabularne, których nie uświadczysz w telewizjach komercyjnych. A jest ich bardzo dużo i nie powtarzanych na okrągło.
Wałęsa, Gwiazda, Macierewicz, Zyzak, Walentynowicz i całe reszta tego towarzystwa ...zupełnie mnie nie interesuje bo ich zwyczajnie od samego początku .... nie lubiłem.
Ojciec Kaczyńskich.
To ich problem, aczkolwiek to, ze jako były AKowiec postanowił żyć normalnie w ramach tamtego systemu, może być potępiane tylko przez skrajnych .... oszołomów
A na koniec ...
Przyjmij wreszcie do wiadomości, żem ... komuch i zagorzały przeciwnik PełO i PiSu i dlatego ich zwalczam ... przy każdej nadarzającej się okazji. Razem i osobno
Jak to ... opozycja
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 23:23, 08 Lip 2010 Temat postu: Do w51 |
|
|
Gdybys byl zagorzalym przeciwnikiem PiSu, tak jak to sobie wmawiasz znaleulibysmy jakis wspolny mianownik, chocby tylko taki ze Kaczkom i im podobnym zdecydowane NIE, Tego u Ciebie mi brakuje.
Ja gardze komuchami, mimo tego zyczliwie wspominalem tu Napieralskiego a nawet Kwasniewskiego. Obecna SLD to nie PZPR.
Akowskie widzisz korzenie...... i jako komuch nie masz watpliwosci ze mamuska ktora wojne spedzila poza Warszawa nie mogla w Warszawskim Powstaniu?? Prawdziwy Gieroj IV RP
I jako komuch doceniasz AK???
Bujac to My nie Nas.
Jestes takim komuchem jak dziwka dziewica. To sie wyklucza z zasady.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 15:20, 09 Lip 2010 Temat postu: Re: Do w51 |
|
|
Pro Rock napisał: | Gdybys byl zagorzalym przeciwnikiem PiSu, tak jak to sobie wmawiasz znaleulibysmy jakis wspolny mianownik, chocby tylko taki ze Kaczkom i im podobnym zdecydowane NIE, Tego u Ciebie mi brakuje. |
Ponieważ nikt z moich ... zacnych koleżanek i kolegów nie chce zaświadczyć żem komuch i zagorzały przeciwnik PiSu muszę się ... bronić sam przed Twoimi niecnymi podejrzeniami.
Dlatego sugeruję Tobie Pro Rocku abyś w naszej forumowej wyszukiwarce wpisał :
he he he Weles lub Janiob
skorzystał z opcji ....szukaj wszystkich oraz szukaj autora ... w51
i pokaż jako posty
Miłej lektury, pozostając z nadzieją, ze wreszcie przestaniesz mi zawracać d....
PS A co do wspólnego mianownika to znajdziemy go wtedy, jeżeli przyznasz choć trochę, że rzady Tuska to rządy ... pełnej miłości pustej gadaniny, efektów ...specjalnych w tym dmuchania ... balonów
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 1:08, 10 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 1:13, 10 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 1:12, 10 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Jak zwykle przesyt nie zawsze wychodzi na dobre. PO nasyciła się do przesytu władzą. Tym samym odsłoniła "miękkie podbrzusze" Teraz chcąc zachować wiarygodność Tusk musi podjąć konkretne , zdecydowane działania zmierzające do uzdrowienia finansów państwa, zmiany, poprawy ,w systemie opieki zdrowotnej ..to tylko jedne z najważniejszych problemów. Na pewno racjonalne działania nie spotkają się z entuzjazmem społecznym. Czy PO zaryzykuje przed kolejnymi wyborami takie niepopularne decyzje? Czy nie będzie tak że PO wygrało wybory prezydenckie po to aby przegrać wybory do parlamentu i tym samym utracić pełnię władzy?.Na drugim biegunie stoi PiS który przegrał , a raczej nie wygrał wyścigu do pałacu prezydenckiego. Ale wygrał o wiele więcej. Kaczyński odzyskał dla PiS-u poparcie społeczne, jeżeli utrzyma swą retorykę w ryzach" to będzie umacniał swa pozycję. Będzie ostrym recenzentem działań PO.
W związku z tymPO i PiS od dziś będą poszukiwać koalicjanta na przyszłość. PO nie pomoże to w realizacji swego programu. A więc na pytanie kto wygrał?.....dziś trudno dać jednoznaczną odpowiedź. Wskazałbym na remis ze wskazaniem na PiS.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Sob 1:16, 10 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 8:17, 10 Lip 2010 Temat postu: Prezydent Elekt pokazuje swe oblicze. |
|
|
Niezwykle inteligentne, bystre i przebiegle rozwiazanie.
Komorowski pokazal ze nie bedzie marionetka. Pokazal ze z nim sie trzeba bedzie liczyc i to powaznie.
Powolanie 2 czlonkow KRRiT to jego domena. To On jest czy raczej bedzie Prezydentem a nie PO. Bez watpienia Luft i Dworak to ludzie PO. Komorowski pokazal wiec lojalnosc wobec bylych kolegow. Ale pokazal tez ze to On a nie PO bedzie decydowalo.
Teraz dopiero rozumiem dlaczego zrezygnowal tak wszesnie. Przeciez mogl pozniej, w dzien przed objeciem Urzedu.
Teraz ustawi Schetyne, ktory bedzie tanczyl jak sie Elektowi podoba. Przez ten miesiac moga powstac sytuacje w ktorych sprawujacy obowiazki Prezydenta bedzie musial podjac decyzje. Bedzie ona inna od tej jaka podjalby Prezydent Komorowski bedzie cos nie tak, bedzie powazny zgrzyt. A tego musi PO sie wystrzegac.
Komorowski ma zdadtki aby zostac najlepszym Prezydentem i zjednoczyc wokol siebie wszystkich Polakow i cala Polske.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 8:56, 10 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Bez przesady, za wcześnie wyrokować jaki będzie Prezydent Komorowski. W równie uprawniony co powyżej sposób mozna tłumaczyć ostatnią decyzje personalną jako chwyt propagandowy. Dwóch urzedników nie najwyzszej rangi nie czyni wiosny i o żadnym konflikcie nie świadczy. Poczekajmy z oceną.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|