|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 11:41, 26 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Nie wrócę do komentowania wydarzeń politycznych w Polsce na łamach Internetu bo jest to zajęcie syzyfowe , bo w większości media w tym i Internet są opłacane z kasy korporacji , których mocodawcy nie urzędują w Polsce. Wnioski są oczywiste.
Pozwolę sobie jednak na kilka jednorazowych uwag. Nie będę apelował do tutejszych dyskutantów o odrobinę obiektywności , bezstronności co do komentowania walki jaka toczy się obecnie w Polsce na najwyższych szczeblach , bo to nie ma sensu. I tak najważniejsze sprawy rozstrzygną się nie tutaj , nie na forum. To ludzie , to Polacy dojrzewają by wreszcie powiedzieć co o tym wszystkim myślą i wyrażą swoją opinię , ten czas już się zbliża.
III Rzeczpospolita to Rzeczpospolita Bananowa. Aby to udowodnić , uzmysłowić wystarczy przytoczyć kilka faktów.
- wybory 4 czerwca 1989 roku wcale nie były demokratyczne mimo , że frekwencja była wystarczająca . Były wcześniejsze uzgodnienia , Sejm był kontraktowy , jedynie Senat był wybrany demokratycznie , a kto wie czy i pierwszy Prezydent w wolnej Polsce nie był uzgodniony przy stoliku , to słynne Michnika wasz Prezydent , nasz Premier.
- wybór Lecha Wałęsy na Prezydenta III RP. Bez komentarza.
- program zmian ustrojowo – gospodarczych został opracowany przez jednego człowieka i to napisany nie koniecznie w Polsce , nie został poddany żadnym konsultacjom ,(społecznym , eksperckim) nie konkurował z żadnym innym programem co było nie zgodne z konstytucją , nie mówiąc o zdrowym rozsądku.
- w polskim Sejmie w 1992 roku został obalony Rząd Olszewskiego w okolicznościach co najmniej wątpliwych.
- w polskim Sejmie , z trybuny sejmowej padły oskarżenia o szpiegostwo pod adresem urzędującego Premiera , nikt nie ucierpiał.
- w polskim Sejmie padną słowa oskarżenia o naruszenie prawa przez byłego Ministra Sprawiedliwości , ministra którego większość Polaków uważa za tego , który jako pierwszy w wolnej Polsce wziął się poważnie za walkę z korupcja , nie tylko w całym kraju , ale przede wszystkim w aparacie sprawiedliwości.- zapoczątkował poważne zmiany. Skutki są widoczne. Dzisiejsza sytuacja powinna wszystkim uzmysłowić , że jego poczynania zostały w brutalny sposób zniweczone , przerwane i z ścigającego stał się ściganym.
Można przytaczać wiele innych przykładów , ale i te wystarczą by okres 19 lat uznać za „bananowe”, czyli korupcjogenne , nieuczciwe, złodziejskie , sprzyjające uchwalaniu złego prawa , złej konstytucji , złego prawa wyborczego , gospodarczego , powiązanie świata polityków (minionego okresu też)ze światem biznesu , który w początkowej fazie swego rozwoju , jak uczy historia ,nie zawsze działa w zgodzie z obowiązującym prawem…….
Nadszedł czas na zmiany , które powinny się zacząć od ogólnego , powszechnego i obowiązkowego pisania własną ręką , szczegółowych życiorysów ludzi reprezentujących polskie elity gospodarczo – intelektualne – od wójta po Prezydenta. Jednym słowem daj przeczytać swój życiorys , a powiem Ci kim jesteś. I nie kłam bo to się nie opłaci.
To , że nastąpią zmiany jestem tego pewien , tylko czy przyniosą one pożądane efekty , spełnią nasze oczekiwania , tego nie jestem już taki pewny. Dopóki będziemy tylko głosować a nie wybierać , dopóki nie będziemy mieli zielonego pojęcia kogo wybieramy , o jakiej przeszłości , jakich korzeniach , dopóty w Polsce nic konkretnego się nie zmieni. Bo jeśli nam trochę poluzują , dadzą złapać oddech , uśpią kolejny raz naszą czujność……, to nic na dłuższą metę nie zmieni. Potrzebne są zmiany radykalne. Gdzie szukać wzorców ? Najlepiej u sąsiadów.
Janusz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 11:42, 26 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Tak dla przypomnienia , zrozumienia pewnych spraw i potwierdzenia potrzeby znajomości życiorysów ludzi starających się o najwyższe funkcje w państwie polskim
Jest to fragment mojego dziennika z lat 1991- 1993, który wkrótce
ukaże się w postaci książki. Został on opublikowany w dodatku do
"Rzeczpospolitej" - "Plus Minus", pierwszego czerwca 2002 roku, czyli
tuz przed 10 rocznica obalenia rządu Jana Olszewskiego.
Opowieść o upadku rządu Jana Olszewskiego
DWUDZIESTY DRUGI KWIETNIA 1992 roku, wtorek.
Przed południem rozpoczęło się w Urzędzie Rady Ministrów ostatnie - jak się okazało -
zebranie liderów dziesięciu partii (siedmiu należących do koalicji rządowej - i trzech do
tak zwanej małej koalicji utworzonej przez Unię Demokratyczną, Kongres Liberalno-
Demokratyczny i Polski Program Gospodarczy). Trwało, przy drzwiach zamkniętych, do
czwartej, bez przecieku. - Skoro trwa tak długo, mimo że poprzedniego dnia ustalono, iż
trzeba ostatecznie przesądzić o losie wielkiej koalicji, to - myślałem - może coś wyjdzie.
Byłem w domu; koło czwartej wezwano mnie do siedziby UD. Ktoś, otwierając mi drzwi,
powiedział krótko - "klops".
Jan Olszewski zaprzepaścił wyjątkową szansę, jaką było zawiązanie pod jego
kierownictwem koalicji dziesięciu partii. Była to jedyna okazja utworzenia w ówczesnym
parlamencie stabilnej większości dla sprawniejszego rządzenia krajem. Olszewski ją
zaprzepaścił, bo bał się utraty samodzielności na rzecz nowych koalicjantów i na rzecz
Jarosława Kaczyńskiego, swego wcześniejszego protektora z Porozumienia Centrum. Był
to lęk przesadny, silnie podtrzymywany przez bliskich premierowi ludzi. (...)
Unia wyrusza na wojnę
DWUDZIESTY TRZECI MAJA, sobota.
Zebrało się prezydium Unii Demokratycznej (...). Członkom prezydium brzmiało jeszcze
w uszach "pożegnalne" przemówienie Jana Parysa w Sejmie, mającym zaraz potem
głosować nad dymisją ministra, a jeszcze bardziej wystąpienie Olszewskiego, który
wniosek o dymisję Parysa uzasadniał. Oba wystąpienia były bardzo agresywne wobec
Wałęsy. Mazowiecki dopatrzył się w nich lekceważenia interesów państwa i
przewidywał, że teraz prezydent będzie energiczniej dążył do obalenia rządu. Dodał, że
ZChN rozważa cofnięcie poparcia dla Olszewskiego, jeżeli konflikt z Belwederem będzie
się zaostrzał.
Jednak, gdy kilka dni później Wałęsa cofnął zaufanie rządowi, ZChN pozostało przy
premierze. Był więc pat, sytuacja niejasna i wobec tego brakowało jasności w naszych
głowach. Unia nie miała dobrego ruchu. Lityński powiedział jednak, że po przemówieniu
Olszewskiego musimy zgłosić wniosek o odwołanie rządu. - Musimy - tłumaczył - zrobić
to, zanim podobny wniosek zgłosi prezydent, żeby uniknąć wrażenia "małpowania"
Wałęsy i zarzutu, że zachowujemy się jak jego dworacy. Na to zawsze byliśmy uczuleni
(...).
DWUDZIESTY CZWARTY MAJA, niedziela.
Jak zwykle o godzinie jedenastej, w ratuszu na placu Bankowym rozpoczęły się obrady
Rady Unii Demokratycznej, podczas których miała być podjęta uchwała o tym, że rząd
Olszewskiego powinien ustąpić. Spotkanie miało też zademonstrować, że Mazowiecki
pozostaje niekwestionowanym liderem partii i jej ewentualnym kandydatem na premiera.
W czwartek zaprosiłem do siebie do domu Halla i Syryjczyka, żeby przedyskutować
mowę Mazowieckiego, uchwałę Rady i inne sprawy. Projekt uchwały według ustaleń z
tego spotkania przygotował Hall i po przeróbce, jaką mi zlecono, zatwierdziło prezydium.
W Sejmie tymczasem trwał burzliwy tydzień. Jego osią był konflikt rządu z prezydentem.
Po niekorzystnym dla Parysa orzeczeniu komisji sejmowej pod przewodnictwem
Bentkowskiego, Parys złożył dymisję. Olszewski przyjął ją jednak z grymasami, by
wiedziano, że ugina się przed belwederskim dyktatem. Potem ujawnił się trwający już
jakiś czas spór o traktat polsko-rosyjski, który Wałęsa miał podpisać w Moskwie. Spór
ten z winy rządu i prezydenta nabrał posmaku gorszącej afery rozgrywanej na oczach
świata. Krótko mówiąc - między Alejami Ujazdowskimi a Belwederem trwała kanonada
na całego.
DWUDZIESTY SIÓDMY MAJA, środa.
Zebrało się najpierw prezydium Unii, a potem - drugi raz od powołania - Rada Małej
Koalicji. Radę Koalicyjną poprzedziło zebranie Klubu Unii. (...) Obrady klubu otworzył
Geremek. Postawił trzy pytania: czy wnosimy o odwołanie rządu, czy można będzie
powołać nowy rząd, jakie zajmiemy stanowisko w sprawach budżetu? W tej ostatniej
sprawie przeważył pragmatyzm - głosujemy za budżetem. W sprawie odwołania rządu
głosy były podzielone (...). W głosowaniu zdecydowana większość klubu poparła
zgłoszenie wniosku o wotum nieufności, według schematu "za budżetem, przeciw
rządowi" (...).
DWUDZIESTY ÓSMY MAJA, czwartek.
Dzień, który przeszedł do historii. Tego dnia szef Unii Polityki Realnej poseł Janusz
Korwin-Mikke, oryginał, bardzo inteligentny, ale często zachowujący się niemądrze,
zgłosił projekt uchwały o ujawnieniu agentów UB i SB, Sejm zaś projekt uchwalił, nie
dopuściwszy, w atmosferze tumultu, do debaty. Zaskoczenie było zupełne, kluby
przeciwne uchwale nie zdążyły uzgodnić stanowisk ani się zmobilizować. W Unii
dominował sprzeciw wobec uchwały, ale na przykład Hall, który ją krytykował, oddał
głos co prawda wstrzymujący się, ale robiący quorum. Tymczasem projekt przeszedł przy
prawie pustej sali. Wystarczyło, żeby jeszcze trzech posłów nie głosowało i historia
potoczyłaby się inaczej.
Nagle znaleźliśmy się w Polsce u progu dekomunizacji. W następnych dniach
rzeczywiste problemy kraju zeszły na daleki plan. Jeden z czytelników, dzwoniąc do
"Telefonicznej opinii publicznej" w "Gazecie Wyborczej", powiedział z przenikliwą
trafnością, że było to tak, jakby wrzucono granat do szamba. Po przegłosowaniu uchwały
z galerii dla wyższych urzędników zbiegł Naimski, szef UOP, mówiąc głośno do
towarzyszącego mu mężczyzny: "to jest to", po czym niemal pobiegli do wyjścia.
DWUDZIESTY DZIEWIĄTY MAJA, piątek,
o 9 rano zebrało się prezydium UD, a potem Rada Koalicyjna. Po obradach prezydium,
gdy w klubowym pokoju zostali Mazowiecki, Konopka i ja, obecny też Rokita
powiedział, że udało mu się przez kogoś zaufanego dostać (...) projekt ustawy
dekomunizacyjnej, opracowany w gabinecie Macierewicza. Był to wydruk komputerowy,
bez dwóch ostatnich stron. Treść porażała - na zawsze pozbawieni mieli być wszelkich
stanowisk państwowych wszyscy, którzy kiedykolwiek pełnili najmniejsze choćby
funkcje kierownicze w PZPR, ZSL, SD, ZMP, ZMS, ZMW i tak dalej. To mogła być
czwarta część Polski albo i więcej.
Powiedziałem, że ten materiał powinien zostać bez zwłoki ogłoszony. Rokita się od razu
zgodził, pod warunkiem pełnej dyskrecji, jeśli chodzi o źródło. Mazowiecki się wahał.
Sądził, że publikacja dokumentu zaogni sytuację i popchnie rząd oraz Macierewicza do
pójścia na całego. Uległ jednak po dłuższych naciskach wszystkich obecnych. Wyrwałem
prawie dokument Rokicie z rąk i od razu go wepchnąłem głęboko za pazuchę. (...).
Umówiłem się koło "Gazety", by nie kojarzono dokumentu z moją obecnością (...).
Dokument wydrukowano w poniedziałek jako sensację dnia, na pierwszej stronie, z
komentarzem.
TRZYDZIESTY MAJA, sobota.
Sytuacja była coraz paskudniejsza, położenie Unii i Małej Koalicji się komplikowało. W
piątek po zebraniu Rady Koalicyjnej wysmażono w końcu wniosek o dymisję rządu i
Rokita złożył go marszałkowi Zychowi. Kości zostały rzucone. Złożenie wniosku
skonsolidowało jednak partie rządowe, mimo że niektóre dopiero co same energicznie
premiera podkopywały. Zadecydowała zapewne wola, żeby inicjatywy nie oddać Unii.
Sześć partii rządowych, które rozlazły się już po kątach, zebrało się więc, by ustalić
wspólne stanowisko w głosowaniach nad budżetem i nad wnioskiem o odwołanie rządu.
Premier Olszewski natomiast, czując, że zagrożenie jest tuż, nasilił próby kupienia KPN.
Konfederacja postawiła dobrze pomyślane dla jej interesu warunki. Zażądała
Ministerstwa Obrony dla Moczulskiego oraz Sprawiedliwości i Łączności, do tego 12
stanowisk wiceministerialnych, w tym urzędu sportu i turystyki (wpływ na młodzież),
posady likwidatora RSW i szefa Komitetu do spraw Niepełnosprawnych. (...)
W sobotę wieczorem zadzwonił Mazowiecki, żebym do niego przyjechał. Ściągnął też
Jacka Ambroziaka, bo będąc poza tym polityczno-sejmowym kotłem, mógł mieć inne
spojrzenie. Mazowiecki chciał wiedzieć, co ma robić, czy naciskać Wałęsę, żeby
energiczniej obalał rząd, czy nie, a jeśli tak, to jakie działania mu podsunąć. (...)
Atmosfera była ciężka. Byliśmy zmęczeni tygodniami jałowych rozmów i przygnębieni
wzbierającą falą dekomunizacyjnej, brudnej piany. Uchwała o agentach wzburzyła
Mazowieckiego jak żadna sprawa od dawna. Sejm jawił mu się jako rozszalałe, niemądre
zbiorowisko, które daje się zmanipulować byle dziwakowi. Wyczuwałem, jakby
Mazowiecki zaczął poważnie rozpatrywać wariant prezydent - premier, jako ostateczną
zaporę przed sejmową "szajbą". Nawet go o to wprost zapytałem, ale nie dał jasnej
odpowiedzi, co znaczy, że podejrzewałem trafnie.
Rysowały się dwa wyjścia. Po pierwsze nierobienie niczego, przegranie wniosku o
odwołanie rządu i przygotowanie Unii na przyjęcie tej porażki. Już zresztą doświadczenia
z przyjmowaniem porażek mieliśmy. Można było ją potem zdyskontować, gdyby rząd
dalej brnął w ślepą uliczkę. "Podwariantem" było wycofanie wniosku o dymisję rządu,
jeśli Olszewski zrekonstruowałby gabinet, dobierając KPN. Można by powiedzieć, że
wniosek stracił rację bytu - tak sugerował Mazowiecki, bo rząd zyskał większość. Wtedy
- mówił też - można by głosować przeciwko budżetowi według schematu - budżet niezły,
ale rząd jeszcze gorszy, bo z dodaniem KPN.
Drugim wyjściem było namówienie Wałęsy na proponowane przez szefa PSL spotkanie
dwóch "trójek" (UD - KLD - PPG i ZChN - PSL - PL), ale wtedy byłoby pewne, że
Mazowiecki rządu tworzył nie będzie, iż znajdziemy się w pozycji podporządkowanej
Belwederowi, czyli zaczniemy przybliżać się do wariantu "prezydent - premier". Dalsze
rozmowy z poszczególnymi partiami były bezcelowe. Rozmawiały już wszystkie ze
wszystkimi na wszystkie tematy, i zaczynało to budzić mdłości, bo codziennie prawie
trzeba było zmieniać poglądy. Nie zdecydowaliśmy, które wyjście przyjmujemy.
Zadecydował sam Mazowiecki; został w Warszawie do poniedziałku, by rozmawiać z
Wałęsą. W sobotę, gdy od niego wychodziłem, szepnął mi, zachowując dyskrecję wobec
Ambroziaka, by może zatrzymać druk dekomunizacyjnej ustawy w "Gazecie", bo jest
szansa zablokowania uchwały o agentach. Mylił się, a ja tekstu nie wycofałem.
TRZYDZIESTY PIERWSZY MAJA, niedziela.
Około drugiej zjawił się przed naszym domem R. z "Gazety". Chciał się upewnić, że
materiał, który dostali w sobotę, jest prawdziwy. Powiedziałem mu, że pochodzi od
Rokity i że ma to zachować tylko dla siebie, ujawniając jedynie, iż materiał ma ode mnie
(...). Powiedział, że wydrukują pełny tekst ustawy z informacją na pierwszej stronie i z
komentarzem Ewy Milewicz, czyli maksymalny akord.
PIERWSZY CZERWCA, poniedziałek.
W "Gazecie Wyborczej" na pierwszej stronie projekt ustawy dekomunizacyjnej, pomysł z
domu wariatów albo wprost od bolszewików. "Najjaśniejsza" okazywała się nie taka
jasna, a na dodatek zaczynało jej brzydko pachnieć z "najjaśniejszego ust pąkowia". A tu
jeszcze Tymiński ściągał do kraju, żeby, jak zapowiadał, "rozstawiać chorągwie do
ostatecznej walki z udokomuną, a wiadomości o Polsce czerpał telepatycznie przez
czwarty wymiar". Jak niewiele trzeba, żeby ogłupić tłumy ludzi? Przecież setki tysięcy
głosowało na "porąbanego", jak mawiała slangiem młodzieżowym Natalia, moja
najmłodsza córa.
Rano Mazowiecki był u Wałęsy, ale przez telefon nie chciał wiele powiedzieć. Rozmowa
była lepsza niż w czwartek, gdy był u prezydenta z Janem Krzysztofem Bieleckim, co
zostało mu wciśnięte przez liberałów i niektórych naszych unionistów z Prezydium.
Prezydent powiedział, że pójdzie na konwent seniorów i będzie domagał się dymisji
rządu. (...) Chciał przeciągnąć na swoją stronę KPN, ale tutaj kłodą był Moczulski
domagający się dla siebie stanowiska ministra obrony. Wałęsa gotów był pójść nawet na
to. - Na cztery miesiące, Panie Tadeuszu - mówił Mazowieckiemu podczas jednego z ich
spotkań. (...)
Mazowiecki zgadza się na Pawlaka.
Zbliżamy się do wydarzenia, które zadecydowało o upadku rządu Olszewskiego, do
zgody Unii na Pawlaka jako ewentualnego następnego premiera. Podsumujmy to, co
wydarzyło się wcześniej. Po utworzeniu Małej Koalicji Wałęsa zaczął wskazywać na
Mazowieckiego jako na jednego z kandydatów na przyszłego premiera. Żeby jednak mieć
furtkę w innym kierunku, a właściwie we wszystkich kierunkach, dodał do towarzystwa
Andrzeja Olechowskiego. Sądzę, że Wałęsa chciał tym ruchem przybliżyć do siebie Unię,
w której nurt zwolenników Mazowieckiego był silny, i całą małą koalicję, w której z
kolei Unia odgrywała główną rolę. Powstanie małej koalicji dostarczyło prezydentowi
kawałka twardego gruntu, na którym można było przygotować rozstrzygającą ofensywę
przeciwko Olszewskiemu. Wcześniej był bezradny.
Wystawienie Mazowieckiego - o którym Wałęsa być może myślał poważnie jako
następcy Olszewskiego - dało korzystny dla prezydenta rezultat. Mała Koalicja zbliżała
się do Belwederu, teraz popychana też przez osobiste zainteresowanie lidera Unii. Pokusa
ponownego kierowania rządem na pewno nie przysłaniała Mazowieckiemu wszystkiego -
co się wkrótce okazało - ale miała swoje znaczenie.
Po zbliżeniu do siebie małej koalicji - a było ono tak szybkie, że odczuwaliśmy niesmak,
niezręczność sytuacji, niepokój, czy aby nie zostaniemy prezydenckimi satelitami -
Wałęsa zaczął przekonywać do obalenia rządu także KPN i SLD. Żeby jednak mieć
pewność powodzenia, trzeba było wyrwać choćby jedną cegłę z fundamentu
podtrzymującego rząd Olszewskiego. Cegłą najwątlejszą, najłatwiejszą do obruszenia,
było niewątpliwie PSL, kierowane przez złaknionego władzy, młodego, ambitnego
polityka, grające na wszystkie strony - obrotowe, jak mawiano - i skłonne do współpracy
z Belwederem.
Zabiegi Wałęsy wokół PSL nasiliły się po jego powrocie z Moskwy, gdzie towarzyszył
mu Bronisław Geremek. Wśród identyfikującego się z Geremkiem nurtu w Unii pomysł
sojuszu z PSL dla obalenia - wyjątkowo przez ten nurt niecierpianego - rządu
Olszewskiego (i w tym kontekście kandydatura Pawlaka na premiera) pojawił się podczas
dramatycznego posiedzenia prezydium 9 maja. Doszło na nim do ostrej kontrowersji o
osobę Mazowieckiego jako kandydata na premiera. Pawlaka miał zaproponować Rokita,
ale w niezręczny sposób wyprzedził go Frasyniuk i sprawa spaliła wtedy na panewce. Jest
mało prawdopodobne, by nie była uzgodniona z Geremkiem, bo wtedy Rokita uzgadniał
z nim ważne posunięcia. Nie można też wykluczyć - choć dowodu na to nie ma - że
podczas podróży do Moskwy Geremek i Wałęsa rozmawiali o wykorzystaniu PSL i
Pawlaka jako dźwigni wysadzającej rząd Olszewskiego. Ze względu na ostrą wtedy
kontrowersję w kierownictwie Unii co do osoby Mazowieckiego jako kandydata na
stanowisko premiera niepokoiła nas obecność Geremka w delegacji jadącej z Wałęsą (...).
Gdy we wtorek, 2 czerwca, spotkaliśmy z Pawlakiem i Mikołajem Kozakiewiczem,
marszałkiem Sejmu poprzedniej kadencji, członkiem władz PSL, Kozakiewicz
wspominał o jakiejś rozmowie Pawlaka i Geremka już po zakończeniu wizyty
moskiewskiej.
W poniedziałek 1 czerwca rząd rozmawiał z KPN. Moczulski wiedząc, jak bardzo
Olszewskiemu trzeba wsparcia, stawiał twarde warunki. Żądał trzech stanowisk
ministerialnych, trzynastu wiceministrów, zgody na "otwarty budżet", czyli na druk
pustych pieniędzy, i tak dalej. Mówił, że albo rząd przyjmie wszystkie jego warunki, albo
upadnie. Chyba chciał upadku. Gdyby Olszewski przyjął warunki, zostałby zakładnikiem
KPN. (...) Dla małej koalicji był to dzień minorowy. Coraz wyraźniej rysowała się
perspektywa porażki wniosku o odwołanie rządu. MSW zaprzeczyło, jakoby projekt
ustawy dekomunizacyjnej opublikowany przez "Gazetę" pochodził od niego. Bardzo
miękko zaprzeczyło. Mazowiecki był na konferencji intelektualistów w Poznaniu. Piotr
Konopka zaś w Radomiu, w swoim okręgu poselskim. I tam dopadł go telefon Mikołaja
Kozakiewicza. Nieoczekiwanie podjął on myśl, by, się spotkać, która padła już kilka
tygodni wcześniej w jakiejś ich luźnej rozmowie. Umówili się na wtorek, na godzinę
wpół do ósmej wieczorem w "Larsie", na ulicy Długiej. Ze strony PSL miała być silna
reprezentacja: Pawlak, Łuczak i on. Uprzedziliśmy, że Mazowieckiego nie będzie, ale nie
zrezygnowali, co znaczyło, że się im do czegoś bardzo śpieszy.
DRUGI CZERWCA, wtorek.
Około szóstej po południu Mazowiecki wrócił z Poznania i zdecydował, że idzie na
spotkanie. Wyglądało ono poważnie, a sytuacja była podbramkowa. Moczulski w
dalszym ciągu gadał w URM i choć nie zanosiło się na zgodę, to tak zupełnie nie można
było wykluczyć, że poprze rząd. O dziewiątej wieczorem miała się spotkać z premierem
koalicja rządowa i zdecydować, czy przyjmuje warunki KPN. Zdesperowana, przyciśnięta
do muru mogła je przyjąć, a w końcu Moczulski też mógł pójść na kompromis. I oto tuż
za pięć dwunasta rysowała się szansa wyłuskania PSL i obalenia rządu.
Mazowiecki, który jeszcze parę dni wcześniej wahałby się z poparciem Pawlaka jako
kandydata na premiera po to tylko, by obalić Olszewskiego, przestał mieć wątpliwości po
sejmowym tumulcie, w którym przegłosowano ujawnianie "agentów". To był moment, od
którego obalenie rządu stało się dla niego celem najważniejszym. Emocja brała się
przypuszczalnie stąd, że wiedział, jak wątpliwe materiały zamierza się ujawniać, jak
bardzo może to zatruć atmosferę w kraju i skrzywdzić ludzi.
Na ulicę Długą przyjechaliśmy punktualnie. W restauracji nikogo z PSL nie było. Gdy
czekając, spacerowaliśmy po ulicy, nadjechał Jerzy Osiatyński z przyjęcia w belgijskiej
rezydencji, wydawanego na cześć goszczącego w Polsce królewskiego brata, księcia
Liege. Na przyjęciu Mieczysław Wachowski powiedział Osiatyńskiemu, że PSL jest już
przez Wałęsę "ugadane" na wyjście z koalicji. W tym momencie pojawił się
Kozakiewicz, a Osiatyński jako "nadwyżkowy" wrócił do Belgów.
Podczas gdy czekaliśmy na Pawlaka, a czas płynął, w swobodną początkowo rozmowę
wplatała się sztywność. Coś było nie tak. Wreszcie zjawiła się sekretarka lidera PSL.
Zostawiła Kozakiewiczowi pieniądze, bo to oni zapraszali, poszeptała mu do ucha i
odjechała. Marszałek spurpurowiał, pot mu się zaperlił na czole, usiadł i solidnie się
jąkając, zaczął nieskładnie tłumaczyć, że Pawlak nie przyjedzie. Szef PSL sądził, że na
spotkaniu jest drugi garnitur unijny i po prostu je "olewał" Jednak w chwilę potem
przyjechał, dowiedziawszy się zapewne od sekretarki, że w Larsie nie czeka na niego
drugi garnitur, lecz sam Mazowiecki.
Pawlak mówił językiem ezopowym, nie postawił wprost swej kandydatury na premiera,
ale jego półsłówka były przejrzyste. Proponował koalicję dwu wspomnianych wyżej
trójek z "PSL w roli głównej". Był krótko, przeprosił i pojechał na spotkanie koalicji
rządowej z premierem. Dopiero po jego wyjściu przekazaliśmy Kozakiewiczowi
otwartym tekstem nasze stanowisko: - Jeżeli Wałęsa wystawi Pawlaka, to poprzemy
powierzenie mu misji, ale pod warunkiem, że będą głosowali za odwołaniem rządu
Olszewskiego. - Nie będzie tak - powiedział Mazowiecki - że ktoś wkłada kasztany do
ognia, a ktoś inny je wyjmuje.
TRZECI CZERWCA, środa.
O dwunastej rozpoczęło się posiedzenie prezydium UD, przy małej frekwencji. Tego dnia
Wałęsa energicznie ugniatał PSL, "Solidarność", a także SLD, by głosowały za
odwołaniem rządu, a kandydatura Pawlaka na premiera stała się jednym z głównych
tematów. Próbowano też zablokować wykonanie uchwały o agentach, ale bez skutku.
Chrzanowski, który dopiero wrócił z zagranicy i został zaskoczony faktem, że
dekomunizacji nie zaczyna się ustawą, po krótkich wahaniach podpisał uchwałę, i już nic
nie stało na przeszkodzie, by listy z MSW trafiły do Sejmu. Wieczorem rozeszły się
pogłoski, że zostały dostarczone do gabinetu marszałka.
Podczas posiedzenia prezydium pomysł, by poprzeć misję rządową Pawlaka, ostro
zaatakował Hall, który był przeciwny składaniu obietnic poparcia jego kandydatury na
funkcję premiera. Hall mówił, że będzie to rozwiązanie niepoważne, a zarazem
wymowne, pokazujące bezradność posolidarnościowej klasy politycznej, która trzy lata
po obaleniu komunizmu oddaje władzę w ręce wychowanka satelickiej wobec PZPR
partii. Było jednak oczywiste, że jeżeli wniosek o odwołanie rządu ma być uchwalony,
innego wyjścia nie ma. Prezydium - przy zadowolonych uśmieszkach Rokity, którego
koncepcja się właśnie materializowała - ustaliło, że zaproponuje podczas posiedzenia
rady małej koalicji, mającej się odbyć zaraz potem, by rozmawiać z Pawlakiem i
zapewnić, że dostanie poparcie dla misji tworzenia rządu, jeśli Wałęsa go zgłosi.
Rada koalicji wbrew obawom o stosunek liberałów do kandydatury Pawlaka okazała się
bardzo zgodna. (...) Ostatecznie ustalono następującą formułę: "Jeżeli Wałęsa wysunie
Pawlaka jako kandydata na premiera, to koalicja trzech będzie głosowała za
powierzeniem mu tej misji, co nie oznacza, że automatycznie wejdzie do tworzonego
przez niego rządu". Stanowisko rady koalicyjnej przekazano Pawlakowi jeszcze tego
dnia. Tak więc ładunek wybuchowy pod rządem został podłożony, a lont zapalony.
Następnego dnia miało się okazać, czy odpali. Następnego dnia, to znaczy czwartego
czerwca, dokładnie w trzecią rocznicę zwycięskich dla obozu "Solidarności", dla drużyny
Lecha Wałęsy, wyborów do kontraktowego Sejmu.
Bum!!
CZWARTY CZERWCA, czwartek.
Wszyscy interesujący się polityką wiedzieli, że będzie to ważny dzień. Miało być
głosowane odwołanie Rady Ministrów, a już od samego rana potwierdziły się pogłoski z
wieczora poprzedniego dnia, że u marszałka są koperty z listami "agentów", adresowane
do kierowników klubów parlamentarnych. Nikt jednak nie przewidywał, że będzie to
dzień tak dramatyczny, najbardziej dramatyczny od przejęcia władzy przez
solidarnościową formację, być może dzień pogrzebu tej formacji.
Otwarcie sesji Sejmu obserwowałem w domu w telewizji, przeczytawszy w telegazecie
trącące histerią oświadczenie Wałęsy na temat teczek. Wyglądało, jakby Wałęsa bał się,
co też może być opublikowane o nim samym. O tym, że z wydarzeń grudniowych 1970
roku nie wyszedł czysty, że ugiął się przed bezpieką, napisał sam w swojej książce
jeszcze przed upadkiem komunizmu. Czyżby to była tylko część, nieodsłaniająca kart
najgorszych? Dramatyczny był epizod z czarną teczką Tymińskiego podczas drugiej tury
wyborów prezydenckich 1990 roku. Groził on, że ujawni, iż Wałęsa był przez kilka lat
agentem SB. Parę dni przed rozstrzygającym głosowaniem ze sztabu wyborczego Wałęsy
i z Porozumienia Centrum dochodziły do nas w Aleje Ujazdowskie sygnały skrajnego
zaniepokojenia tą groźbą. Choć przed chwilą byliśmy przeciwnikami, ba! - wrogami,
oczekiwano jakiejś pomocy. Wydaje mi się, że były nawet konsultacje z ówczesnym
ministrem spraw wewnętrznych Krzysztofem Kozłowskim z sugestiami, by Tymińskiemu
uniemożliwić spełnienie zapowiedzi. Nie sądzę, by minister cokolwiek przedsięwziął.
Wkrótce zresztą Tymiński przycichł co do czarnej teczki i potem już nią nie wymachiwał.
Kozłowski, informując wtedy premiera, powiedział w mojej obecności, że chodzi o
sprawę agenta "Bolka", którym we wczesnych latach siedemdziesiątych podobno miał
być Wałęsa. Jednak niezbitych dowodów na to nie miał. Jedno jest pewne, ówcześni
sojusznicy Wałęsy, Porozumienie Centrum, Kaczyńscy, wszyscy wiedzieli o poszlakach
zaciemniających biografię przyszłego prezydenta. Nie przeszkadzało im to zupełnie
forsować na najwyższe stanowisko w państwie osoby, którą półtora roku później
okrzyknęli agentem.
Debata sejmowa miała się zacząć od budżetu, a tu zaraz przy omawianiu porządku
dziennego poseł Marek Dziubek z PC zaproponował, by w nowym, pierwszym punkcie
przegłosować postanowienie, iż wniosek o odwołanie Rady Ministrów będzie
rozpatrzony po ujawnieniu "agentów". Nie sądzę, by Porozumienie Centrum, zgłaszając
taki wniosek, liczyło, że to ujawnienie przechyli szalę na korzyść rządu. Chodziło raczej
o uwypuklenie, iż rząd jest obalany, bo ujawnił "agentów". To było stwarzanie podstawy
do propagandowej ofensywy, która zaczęła się już następnego dnia salwami dziennika
"Nowy Świat", w duchu Piotra Wierzbickiego, choć już bez niego, bo nieco wcześniej
podziękowano mu za kierowanie pismem. Wniosek Dziubka upadł i zaraz potem upadł
wniosek następny, żeby zarządzając tajność obrad, ujawnić wobec Izby zawartość kopert
z "agentami". Upadek tych dwu wniosków dowodził, że mina podłożona pod rząd jest
sprawna, iż antyrządowa koalicja skonstruowana na podstawie kontraktu z PSL działa jak
należy. Po tych głosowaniach nie miałem wątpliwości, że rządu Olszewskiego już
właściwie nie ma.
Potem wrócono do debaty budżetowej, lecz uwagę wszystkich przyciągały teczki. W
kuluarach sejmowych wrzało jak w ulu. Kierownicy niektórych klubów, otrzymawszy
materiały z "agentami" pod rygorem tajemnicy państwowej, natychmiast się tą tajemnicą
podzielili ze swymi kolegami, i wkrótce zaroiło się od nazwisk. Rozeszły się też
pogłoski, że oprócz listy dla "sejmowych oficerów" jest także lista dla "generalicji" -
marszałków, prezydenta i prezesa sądu najwyższego, na której znajduje się pięć
znakomitości z marszałkiem Sejmu i prezydentem. Kiedy to się działo, spokojnie
uzupełniałem w domu notatki z poprzednich dni, gdy nagle podano przez radio, że
Wałęsa nadesłał pilny list do marszałka, domagając się natychmiastowego odwołania
premiera. Wniosek ten miał być głosowany jeszcze tego dnia. Działo się coś bardzo
dramatycznego, więc natychmiast pojechałem do Sejmu. Była akurat przerwa w
obradach; kuluary pełne, szum, grupki posłów, rozmowy pełne podniecenia,
gdzieniegdzie sprzeczki, czasem soczyste, zwinne postacie dziennikarzy i dziennikarek
podsuwające posłom mikrofony pod nos. W sali koktajlowej, w której też wyczuwało się
emocje, spotkałem Mazowieckiego, który zdenerwowany tłumaczył Bronisławowi
Komorowskiemu niesłuszność sztywnego podejścia Halla do misji Pawlaka. Było to już
po zebraniu Klubu Unii, na którym Hall, wbrew przeważającej w klubie opinii,
opowiedział się za lustracją, choć nie w takim stylu, jak to zrobił Macierewicz. Starcie
musiało być niezwykle ostre, bo Hall powiedział nawet Mazowieckiemu rzecz
niesłychaną: "Tadeuszu, nasze drogi się rozeszły". Nazwiska "agentów" były już znane,
"tajemnicę państwową" powtarzali wszyscy.
Wkrótce nie było rządu Jana Olszewskiego. Rząd ten był niestabilny od początku, a
bardzo się do tego przyczynił sam premier oraz jego doradcy. Olszewski został
wyniesiony przez koalicję pięciu partii zawiązaną dzięki decydującemu wkładowi
Jarosława Kaczyńskiego, lidera Porozumienia Centrum. Widział on w Olszewskim
narzędzie swego wpływu na bieg spraw w kraju, a także narzędzie swej osobistej wojny z
prezydentem. Samo wymuszenie zgody na Wałęsie, by powierzył Olszewskiemu misję
tworzenia rządu (pierwsze chyba wymuszenie personalne w karierze Lecha) było już
salwą w tej drugiej wojnie na górze i zapowiadało groźny dla państwa konflikt. Konflikt
niemający uzasadnienia w niczym innym niż tylko w urażonej ambicji dwu ludzi;
prezydenta i jego najgorętszego do niedawna orędownika i najbliższego
współpracownika. Premier postawiony, być może nawet wbrew swej woli, w konflikcie z
Belwederem zrobił wszystko, by ten konflikt doprowadzić do wrzenia, do zerwania
jakiejkolwiek współpracy między tymi członami władzy państwowej. Mało tego, ledwo
desygnowany przez Sejm, zaczął lekceważyć opinie popierającej go koalicji i wszedł w
ostry konflikt z kluczową jej postacią - liderem PC. Olszewski wbrew politycznej
rzeczywistości, która go otaczała, chciał tworzyć rząd nieodzwierciedlający klucza
partyjnego, rząd o pewnym dystansie do sił popierających go w parlamencie i - wobec
tego - teoretycznie bardziej samodzielny. To była intencja nawet chwalebna, ale można ją
było zrealizować tylko przy zgodzie koalicji rządowej na taką samodzielność rządu. Tej
zgody nie było.
Waldemar Kuczyński
Pisane w toku wydarzeń od kwietnia do czerwca 1992 roku
Janusz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 12:00, 26 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
To kto w koncu jest taki utalentowany literat? Ty, czy Waldemar Kuczynski?
tak czy inaczej nie przeczytam, za dlugie to to i pelne jadowitego falszu :)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 8:18, 28 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Przeczytałem, bo głowa opadła mi na wydruk i zagięła go, więc dziś rano kłopotów nie miałem. Ciekawa sprawa z tym Tymińskim i Bolkiem!
A wogóle co vel Kuczyński, vel Ty robiliście! I to jest demokracja? I to są poglądy? Toć to manipulacja! Demokracja owszem, ale tylko i wyłącznie po "naszemu"!
Januszu. Nie obchodzi mnie cokolwiek postanawiasz, cokolwiek piszesz na "tak" lub "nie", ale sam sobie zaprzeczasz. Może Ci nasza grupka nie odpowiada, bo za małe forum, bo szukamy dziur w całym. Ale i sam manipulujesz, coś dokładnie i wyraźnie w oby postach podał.
A boska w "skowycie" podała link do opisu, kto i dlaczego działa na forum. WIęc już to pominę, a zajmę się przykładem.
Cytat: | - program zmian ustrojowo – gospodarczych został opracowany przez jednego człowieka i to napisany nie koniecznie w Polsce , nie został poddany żadnym konsultacjom ,(społecznym , eksperckim) nie konkurował z żadnym innym programem co było nie zgodne z konstytucją , nie mówiąc o zdrowym rozsądku. |
O ile się orientujesz jakie dantejskie sceny rozgrywają się przy okazji otwierania supermega hipermarketów bez względu przepisy czy zasady?Przepisy i zasady ogólnie, ale nawet specjalnie w tym zakresie. A czym był PRL? Takim superhiper sklepem. Wszelkiej maści spekulanci i dorobkiewiczem. A teraz? Jeszcze nie słyszałem od tamtych wydarzeń do dziś rano, aby ktokolwiek podał inną możliwość otwarcia nowego ustroju z jednopartyjnego (skorupcjonowanego - no bo tyle lat po wojnie, ależ czemu nie?) ustroju przejść na własnościowy oprócz ZAMORDYZMU, czyli dużo powolniejszych przemian!
Przecież jedyna słuszna strona *( a PiS to najlepiej przedstawia!), o którą bezpardonowo, więc niedemokratycznie walczy się, kłamie, nadużywa słownictwa i cwaniactwa, zmienia się jak najszybciej, aby nikt się nie połapał o co chodzi, w sumie używa metod komunistycznych, eliminuje przeciwników jak tylko potrafi i nieważne czy słusznie, czy niesłusznie, ciągle będzie obowiązywać! Nikt nie nauczy społeczeństwa "lepiej wybierać", jeżeli tym społeczeństwo nie żyje i ma to w .... A tak było i w jednym i tym ustroju. Będzie i w trzecim....., zawsze tak będzie, że o swoje trzeba zawsze walczyć! A kto i ile na tym zyska - kształtuje mu ...... (tu wpisać samemu).
Cytat: | Można przytaczać wiele innych przykładów , ale i te wystarczą by okres 19 lat uznać za „bananowe”, czyli korupcjogenne , nieuczciwe, złodziejskie , sprzyjające uchwalaniu złego prawa , złej konstytucji , złego prawa wyborczego , gospodarczego , powiązanie świata polityków (minionego okresu też)ze światem biznesu , który w początkowej fazie swego rozwoju , jak uczy historia ,nie zawsze działa w zgodzie z obowiązującym prawem |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 21:25, 29 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Widzisz Janusz. Polska przez 19 lat była krajem kacyków. Takich małych, cwanych i straszliwie upierdliwych ludzi, którzy mieli przede wszystkim na uwadze własny interes i interes plemienia (czyt. ugrupowania partyjnego), którym przewodzili. Naród? Polska? To były tylko szyldy, za którymi nic się nie kryło. Zamiatanie pod dywan i wpychanie w swiatła rampy ludzi nieodpowiednich, ale spolegliwych to było główne zadanie. Walka frakcyjna o tort (majątek narodowy) gdy się było u władzy, aby go jak najwięcej skonsumowac i podkładanie nogi, wpychanie kija w szprychy, cichy podskórny lub najzwyczajniej w świecie jawny ostracyzm, gdy się u władzy nie było. No i ta wiodaca zasada: z komuną, postkomuną i postpostkomuna nigdy, nigdzie i w żadnym wypadku.
hasło: nikt nie ma racji, tylko ja - my mamy rację. Wszystko jest do d... co robią inni, tylko to co my robimy jest cacy. I nie miało znaczenia, czy kierunki zmian były słuszne i celowe, czy też nie. Przejelismy władzę, więc dokonania poprzedników do kosza. Nowa miotła od nowa zamiata. Efekty - jak widac. Wszyscy bez wyjatku, od prawa do lewa, to banda zakłamanych drani. Karierowiczów o niskich pobudkach, bez krzty moralności, o etyce nie wspomnę. Super hamulcowi. Apogeum tego zakłamania to IV RP i PiS. Moralność Kalego. Etyka niemal odwzorowana z klasyków marksizmu-leninizmu. Kult jednostki. Nieomylność włodarzy.
Walka z układem, który się samemu budowało. Bezprawność lub pozaprawność działalności i to zakulisowej w zakresie prawa stanowionego, jak i stosowanego. Manipulowanie opinia publiczna. Zaprzeczanie oczywistym faktom. ferowanie wyroków bez wyroków i osądów bez rozpoznania sprawy. Przetrzymywanie ludzi w pierdlu latami, bez postawionych zarzutów. I jesteś zdziwiony? Zszokowany? TKM to przecież wy. Jak piszesz sam w tym uczestniczyłeś. To twoja spowiedź? Oczekujesz rozgrzeszenia? Czy jak bracia K - manipulowali, kradli, a teraz krzyczą łap złodzieja. Myślisz, że jak napiszesz, to czy owo o kulisach, to coś zmieni? Trzeba było wówczas krzyczeć. Pokazywać. Zmieniać, a nie tylko gadać. Tak wam było wygodnie. teraz smrodek się za wami ciagnię więc od smrodka należy się odciąć. To nie my - to oni!
Nie mój drogi! To wy, wy wszyscy jesteście w tym g... umoczeni po same uszy. Oddajcie nam władzę. Zmieńcie ordynacje. Wprowdźcie JOW. Znieście głosowanie na listy partyjne. Niech do Sejmu wchodzą ludzie, którzy otrzymali największą ilość głosów w okręgu wyborczym, a nie ludzie z klucza partyjnego. Może wówczas uwierzę w wasze intencje. Inaczej nie mamy o czym wogóle gadać. JASNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 0:37, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Casandra
Uwielbiam Cie czytać, naprawdę.
Po dzisejszej lekturze postanowiłem przestać popierać kaczystów, oni nie mają tak soczystego języka i nie potrafią krzyczeć to wina naszych przeciwników że nam sie nie udaje.
Precz z braciami, niech żyje Niesiołowski.
Mam nadzieje że nie zapomniecie o mnie przy dzieleninu stołków.
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 0:39, 30 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 6:50, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Będę pamiętał Katoliku!
Ale odpowiedz mi na na pytania, które zadam. Zresztą prosżę o to wszystkich, sPiSowszczyków szczególnie.
[link widoczny dla zalogowanych]
Skąd J. Kurski, Z. Ziobro, i ... ???... wiedzą więcej od prokuratury. Wiedzą, że Sprawa, ktora się ciągnie od marca br. i która rozgrywali pomiędzy sobą biznesmen z prezydentem Sopotu, że w okolicach dziś, biznesmen Julke postanowił "zagrać" donosem na prezydenta ma jedyną i najsłuszniejszą rację? Wiedzą, że Julke i to nie z ich ugrupowania!, jest w porządku na tip top, a prezydent sopotu na pewno nie, chociaż w tej materii nic a nic nie mówią! I oni nie mówią, bo tylko domagają się jego ustąpienia. Jeszcze nic na przeciw prezydentowi Sopotu nie usłyszałem z nikąd. Nie mówmy, że Karnowski jest święty, taki pobożny, że ... z kościoła nie wychodzi. Jak zwykle, a główniegdy się jest na piedestale, to i ma się grzeszki, bo w nie jest się wrabiany, ma się też nieudane czy niedokończone sprawy i tak dalej. Ale zarzutu chociażby innej sprawy korupcyjnej i to rozstrzygniętej na niekorzyść Karonowskiego - jeszcze nie usłyszałem. Więc się pytam skąd Kurski i Ziobro, kóry twierdzi, że z takiego powdu Tusk nie może być premierem! maja taką pewność?
A nadużycie przez Kurskiego swoich uprawnień? Pozwala mu być posłem? Pozwala mu destruktywnie wpływać na obrady rady miasta? Jeżeli ma prawo zwoływać ludzi, robić nawet manifestację i to pod urzędem państwowym i to w czasie obrad, to jako poseł może oskarżać człowieka, któremu nic nie udowodniono, o korupcję, czy zmuszać do opuszczenia urzędu mimo poparcia RM?
Tym się cechuje poseł? Ma się cechować , ze obowiązuje samowolka i ważność i wyższość posła nad społeczeństem? Jedynie poseł, co pomyśli ma jedyną i najsłuszniejszą rację? Gdzie ma argumenty za tym za czym obstaje? Czy aby w tym nie przoduje PiS?
Zważywszy, że jak "obkakali" Sejm na komisji regulaminowej, Sopot, to nie ich malusieńka wpadka, to już jest działanie antypolskie, bo antydemokratyczne, antyspołeczne!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 9:18, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
W wszystskim masz racje, nie po to Karnowski startował w wyborach, nie po to wstepował do PO, nie po to chciał pomóc Julke by teraz ustepował. To Julke powinno sie skazać na 10 lat kamieniołomów za nagranie i udostepnienie prokuraturze nagrania. Jak mozna kogos nagrywac to obrzydliwa obrzydliwość i do tego jeszcze prezdynta będącego członkiem PO. Wszystcy wiedzą że PO jest czyste nie to co kaczyzm. Cała sprawa pachnie prowokacją i uwikłaniem prawego obywatela w intrygę, pewnie Julke dostał "zlecenie" na niego od samego Kurskiego.
A i jeszcze te obrzydliwe media pisza o całej sprawie jakby. Gdyby nawet to co takiego sie stało? Przecież wszystcy i tak wiedzą że badytą jest ZZ, morderca laptopów.
[link widoczny dla zalogowanych]
jeszcze nie wypleniono wszystkich kaczystów
:(
Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 9:19, 30 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 10:27, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
katolik napisał: | . Jak mozna kogos nagrywac to obrzydliwa obrzydliwość i do tego jeszcze prezdynta będącego członkiem PO. Wszystcy wiedzą że PO jest czyste nie to co kaczyzm.
|
Przyznam Ci w pełni rację Katoliku jak można i to członka PO partii nie uwikłanej w żadne świństwo nie to co kaczyści.
katolik napisał: |
jeszcze nie wypleniono wszystkich kaczystów
|
No właśnie i to mnie niepokoi ale jak widzę zdrowa część Polskiego społeczeństwa dobiera się do d…. lawirantom aferzystom i miglancom z PiSu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 14:33, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Dziwie sie Po że nie zazwoliła na odstrzał kaczystów pod hasłem "dobry kaczysta to martwy kaczysta". pozostaje jedynie wierzyć w Donka, wierzyć że sie opamieta i pozbawi kaczystów praw obywatelskich. Przecież moga jeszcze sięgnać po władzę i zacznie sie spektakl rozlicznia ludzi którzy wieri marnych pare groszy za szybkie załtwienie drobnej sprawy.
Tak nie może byc w demokracji, by rozliczać tych co chcą żyć lepiej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 15:55, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
katolik napisał: | Dziwie sie Po że nie zazwoliła na odstrzał kaczystów pod hasłem "dobry kaczysta to martwy kaczysta". . |
Wybacz ale takie ostateczne rozwiązania w ustach katolika to przyznam brzmi trochę groźnie aż boje się że zaproponujesz wydzielenie kawałka pustyni błędowskiej ażeby zgromadzono członków i potraktowano jądrem tak profilaktycznie tak jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 17:18, 30 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Miła , przesympatyczna Casandro nie popełniaj takich gaf , które spychają dyskusję na manowce. Casandro to nie moja spowiedź lecz Pana Waldemara Kuczyńskiego byłego ministra przekształceń własnościowych, dziennikarza i publicysty.
[link widoczny dla zalogowanych]
Bujany mi wytknął, powiedzmy drobną dwuznaczność pisząc –
„To kto w końcu jest taki utalentowany literat ? Ty, czy Waldemar Kuczynski?” - Oczywiście Pan Waldemar Kuczyński
Przypomnę sedno polskiego piekiełka. Daj mi przeczytać Casandro życiorysy ludzi , których określasz jako - „cwanych i straszliwie upierdliwych ludzi, którzy mieli przede wszystkim na uwadze własny interes i interes plemienia „ - a dam Ci diagnozę niepowodzeń w Polsce po 1944 roku , po 89 roku , kto wie czy nie można tego przełożyć na całe wieki.
Prawdę mówiąc taka diagnoza potrzebna jest dla ludzi myślących twoim tokiem rozumowania , poruszających się w ograniczonym polu widzenia spraw polskich , lokujących się zawsze po czyjejś stronie , nie potrafiących się wyzwolić z nabytych sympatii i spojrzenia na sprawy polskie bez podtekstów i sympatii Należy porzucić takie stereotypy . Wielu Polaków i bez tego wie co jest grane, co jest przyczyną naszych niepowodzeń , ogólnej niemocy wyjścia na prostą , przegrywania z każdym , na którego z sąsiadów nie spojrzysz. Czy to przypadek , złe fatum ?
Nie bez powodu w Polsce odzywają się głosy , które mówią , że nasze rządy wyglądają tak jakby nami rządzili nasi najwięksi wrogowie. Ja tego nie wymyśliłem , ale mogę stwierdzić , że coś w tym rozumowaniu jest logicznego. Po 89 roku była szansa na lepszą Polskę , bo i czasy nie te co kiedyś , a i cele są ambitniejsze , co nie oznacza , że dla nas Polaków optymistyczne . Prawdę mówiąc niektórych marzenia już się spełniły i nie mają prawa narzekać. Chodzi jednak o coś więcej niż na ten przykład osobisty , jednostkowy , czy też grupowy dobrobyt.
Dzisiaj Polsce potrzebni są ludzie z otwartą głową , dla których sprawy Polski i Polaków są na pierwszym miejscu , są jedynym celem w życiu.
Będąc na miejscu Prezydenta posadziłbym do wspólnego stołu ludzi ponad wszelkimi podziałami , kompetentnych , sprawdzonych w tym co potrafią robić najlepiej , do czego zostali przygotowani zawodowo i intelektualnie , dobrze zapłacił i rozpoczął pracę nad budową modelu państwa polskiego ; na dzień dzisiejszy , na jutro , na po jutrze……..na całe lata i wara temu co by od tego odszedł , pod zarzutem zdrady. Wszelkie zmiany , drobne odstępstwa wynikłe z nieprzewidzianych sytuacji mogą być wprowadzane tylko przez powstałe zespoły.
Uważam , że Prezydent jest od rządzenia całością , Premier jest od realizacji przyjętych planów, zadań w dziale gospodarka – finanse , to i tak bardzo dużo. Prezydent jest wybierany na pięć lat , ma swój rozdział w konstytucji , Premier jak sobie nie radzi może być odwołany choćby jutro , a w konstytucji na jego temat nie wiem czy jest jedno zdanie. Konstytucja , która w wyraźny , jednoznaczny sposób nie rozstrzyga problemu władzy , demokracji , jest wadliwą konstytucją .
Ludzie z otwartą głową to tacy , którzy nie szukają drzwi do lasu , lecz potrafią patrzeć na otaczający ich Świat i czerpać z tego same korzyści. Proste jak konstrukcja cepa. Szkoda tylko straconego czasu. Aby nie było pudła , podłości , obłudy , zdrady ……..trzeba zacząć od życiorysów………, niestety. Dlaczego niestety ? Bo dla niektórych napisanie prawdziwego życiorysu własną rączką , przekreśli jego całą życiową karierę , obnaży nicość , kłamstwo , fałsz , a może i zdradę polskich interesów narodowych.
Byt społeczny tworzy świadomość . Gdy zdobędziesz wykształcenie , jesteś młody , pełen zapału i energii , masz podstawy by osiągnąć sukces życiowy, zająć jakiś szczebel na drabinie hierarchii społecznej , a mimo to twój status materialny jest mizerny , a droga awansu zamknięta , to zaczniesz myśleć. Myślenie to nasza przyszłość , myślenie , a nie ucieczka z kraju. Nie mam ochoty wykładać kawy na ławę. Każdy sam powinien dochodzić do pewnych wniosków.
Do Panesza. Jeśli chcesz się zapoznać z stosunkami panującymi w trój mieście to zapraszam do blogu „gdańszczanina” , który opisywał , może i opisuje dalej o panujących tam zwyczajach. Bywało , że tam zaglądałem. Ostatnio nie jestem na bieżąco co do wydarzeń w polskim świecie polityki , mało mnie obchodzi co i kto mówi i co robi.
[link widoczny dla zalogowanych]
Panesz czy Pani Sawickej trzeba coś udowadniać ? Jeśli tak to powiedz co ? Ludzie nie bądźcie jacyś zaślepieni , bo to świadczy tylko o jednym. Nie traktujcie innych swoją miarą.
Z ostatniej chwili.
Jak słyszę , że Premier nie miał wczoraj czasu by się spotkać ze stoczniowcami , a dzisiaj znalazł czas na otwarcie boiska sportowego , to przepraszam bardzo co ja mogę dobrego powiedzieć o takim Premierze.
Jeśli Prezydent zawetował ustawę o mediach publicznych przygotowaną przez PO (czytaj Agorę) o której nawet wśród PO mówi się , że nadaje się do kosza , albo , że mówi o wecie dla ustawy o służbie zdrowia w której kluczową sprawą jest , że i w tym segmencie liczy się tylko kasa czyli zysk , to co ja złego mogę powiedzieć o Prezydencie.
Ja nie jestem przeciwnikiem robienia interesu na leczeniu ludzi , kto widzi w tym interes i zarobek , bardzo dobrze , niech działa. Kogo stać niech się leczy prywatnie , nawet za granicą , tylko niech to nie odbywa się kosztem ogółu , niech to się odbywa na normalnych , uczciwych zasadach , na zasadach przestrzegania obowiązującego prawa i konstytucji.
Pozdrawiam wszystkich – Janusz.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 7:37, 31 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Sprawa Sawickiej jest prosta, bo ma dokumentację. Ponadto tu na forum nie wyrażałem się w tej sprawie.
Ale sprawę sopocką widzę tak. Co działo się pomiędzy marcem i lipcem br?
Dlaczego nagranie, a właściwie zgłoszenie do prokuratury nie odbyło się wcześniej? Widocznie było niepotrzebne, bo prezydent by się wykpił? A teraz są dowody? Czyli nagranie było po to zrobione, aby zebrać dokumentację! Ale też biznesmen mógł szantażować prezydenta sopotu i .... dlatego nagrał tą rozmowę! No bo skąd wiedział, że akurat ta rozmowa jest czy będzie mu przydatna? Czy aby na pewno nie ma ponagrywanych innych rozmów? Czyli biznesmen w tym przypadku winny. Czy rozmowa nie była sprokurowana, czy Karnowskiego nie naprowadził na temat, a Karnowski nie odwalił, bo takowe jest to współtowarzystwo niezależne partyjnie, że za dwa mieszkania w centrum, podobnie jak biznesmen "traktował" dotychcza magistrackie towarzystwo. Czy to nie jest tylo zwykła zemsta? Czy to była rozmowa prywatna, nieoficjalna w urzędzie i tak dalej. Nawet wątek jej jest nieważny w stosunku do tego co z niej wynikło. Więc co z nagranej rozmowy wynikło? To jest główne pytanie!
Fakt że nic o tym nie wiemy, a media donoszą co chcą. Julia Pitera wie tyle, bo słyszałem jej wypowiedź, że na Wybrzeżu jest najwięcej spraw przeciwko władzy umorzonych niż w innych częsciach kraju i będzie musiała się tym zająć. . A wniosek może też być taki, że urząd miasta w Sopocie jest bardziej atakowany korupcyjnie niż się daje skorumpować.
Na pewno Jacek Kurski wie jeszcze więcej od Julii. Więc wybrał się na posiedzenie rady miasta! Ale dlaczego w obstawie ludzi nie związanych z Sopotem czy walką z korupcją? Co do tego ma Z.Z., który walczy z pojęciem korupcji, jeszcze jej nie zdefiniował i ma wielkie mniemanie o swoim przewidywaniu kto jest, a kto jest wrobiony lub musi być poza wszelkimi podejrzeniami bez względu na wzgląd!
Jeżeli Kurski poprosił o udział w posiedzeniu do czego miał prawo, wręcz obowiażek, jeżeli chciał pomóc czy przyjrzeć się od strony RM, jeżeli przewodniczący RM odmówił mu nawet krzesła, dlaczego nie zgłosił tego, nawet nie wypowiedział się w tej sprawie? To jest zastanawiające.
A teraz czy poseł ma prawo jak ksiądz przerywający aborcję do interwencji ad hoc i to niezgodnych z przepisami? Przecież posłowi biorącemu udział w powiedzeniu RM przysługuje prawo nawet zasiadania w prezydium, zabierania głosu, zgłaszanie wniosków, propozycji, ale nie branie udziału w głosowaniu czy żadanie czegokolwiek w dodatku obarczającego złamaniem regulaminu przewodniczącego RM! Czy niezgodnego z prawem (zwolnienie prezydenta?). Przecież posiedzenie odbyło się właściwie i przewodniczący nie zbiera "batów", posiedzenie nie będzie unieważnione, a Karnowski nie zapozna się z piaskiem przy molo.
A to co zafundowali posłowie, to była nagonka na władzę w SOpocie i tym powinna się zająć odpowiednia Komisja Sejmowa! I to zrobili posłowie z imienia i nazwiska nie wskazując palcem na jakąkolwiek partię patrząc na to bezstronnie.
Lobbing i korupcyjność im wyżej jest oczywistsza. Przecież kto jest najlepiej poinformowany o możliwościach załatwienia czegokolwiek, jak zainteresowani załatwiający takowe sprawy, jak nie ludzie przy władzy i około niej? Sopot nie jest odosobniony! Nawet w pipidówkach jest tak, że wójt czy sołtys mało tego, że załatwia, to służy doradztwem, dba też o własną rodzinę, przyjaciól i tak dalej. Sam też może ubijać interesy, wręcz musi. Przecież aby wójt nie mógł kupić się wybudować, kupić sobie lepszą chałupę, w dodatku nie mógł rozbydowywać gospodarstwa czy pobudować lub pomóc własnej rodzi nie. Przecież to jest dyskryminacja. Po cichu też tego nie zrobi na wsi, ale w Sopocie? Ale w Warszawie? Po cichu jest jak najbardziej możliwe! A dodajmy do tego kto miałby piastować takowy urząd? Nawet najuczciwszego można o coś podejrzewać czy mówić, że można jeszcze lepiej sprawować urząd, a Kurski tym sposobem wprowadziłby anarchię! I tak Polska nie ma najlepszej, a ma najgorszą opinię, że sobie nie pomoże, a i innym nie chce pozwlolić.
Liberum veto już było. Mamy wiek XXI i Kurski z jego "zgrają" się pomylili! To nie te czasy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 6:16, 01 Sie 2008 Temat postu: |
|
|
Możnaby już założyć specjalny temat, jaki to wedle pisa jest nieudolny rząd Tonalda Ducka. Ale może Zioberek wyniesie się z budynku Sejmu, bo mamy czas kanikuły i podąży szukać afer PO na plażach czy gdzie indziej i ... niepotrzebnie założyłbym topik. Dziś jeszcz TU.
[link widoczny dla zalogowanych]
Pitera: jeśli otrzymam pismo od Ziobry podejmę działania wyjaśniające
2008-07-31 13:58
Pełnomocnik rządu do walki z korupcją Julia Pitera zapewniła w czwartek, że jeżeli otrzyma od posła PiS Zbigniewa Ziobro pismo z opisanymi nieprawidłowościami w sprawie dziennikarza Wojciecha S. to "natychmiast podejmie działania" wyjaśniające.
W czwartek podczas konferencji prasowej w Sejmie były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (PiS) wezwał premiera Donalda Tuska, jako osobę "odpowiedzialną za działanie służb specjalnych", aby wyjaśnił okoliczności związane z decyzją sądu o aresztowaniu dziennikarza Wojciecha S.
Jak podkreślił, trzeba sprawdzić, czy materiał dowodowy, na podstawie którego sąd podjął decyzję o aresztowaniu Wojciecha S., "jest wystarczający".
Odpowiadając b. ministrowi Pitera powiedziała w TVN24: "Chciałabym, aby wreszcie posłowie PiS-u przestali zwoływać konferencje mówiąc o nieprawidłowościach, tylko żeby wreszcie złożyli w tej sprawie formalne zawiadomienie. Jeśli dostanę pismo od pana ministra Ziobro, a nie tylko gadanie przed ekranem, gdzie zostaną te nieprawidłowości opisane, to natychmiast podejmę w tej sprawie działania".
W jej ocenie, jeśli Zbigniew Ziobro ma wątpliwości co do zasadności decyzji Sądu Okręgowego, który wydał decyzję o zastosowaniu wobec dziennikarza Wojciecha S. środka zapobiegawczego, powinien zadać pytanie prezesowi Sądu, ponieważ "ma takie same możliwości dowiedzenia się jak premier".
W środę Wojciech S., który decyzją sądu miał trafić do aresztu, próbował popełnić samobójstwo. "Rzeczpospolita" podała, że jeszcze przed decyzją sądu o areszcie, dziennikarz przekazał jej list, w którym napisał o prowadzonych ostatnio dziennikarskich śledztwach i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Według "Rz", S. twierdzi, że miał mu grozić wiceszef ABW ppłk Jacek Mąka, za to, że dziennikarz zajmował się sprawą jego mieszkania.
W sprawie próby samobójstwa Wojciecha S. można, że służby, że zemsta, że zaszczuty i tym podobnie. Można też że służby specjalne uwzięły się na dziennikarza! Ale nie! To Donald T., nasz premier się na niego uwziął!
Takie rżnięcie najsprawiedliwszego wśród sprawiedliwych i natychmiastowych wyroków gdy za swej kadencji werował na zaś wyroki i domagał się nawet bez sądów, nawet bez dochodzeń karania, tu ma obiekcje, że sąd specjalnie i bezpodstawnie...., że Tusk jest w to wmieszany i na całe szczęście nie Matka Boska czyktóś większy.
Można jedynie za nawiedzonym powtórzyć jego prawo Morphy`ego, że jeżeli może stać się cokolwiek najgorszego, to tak będzie napewno!
PS. W rządzie Tuska - oczywiście!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|