|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 8:02, 07 Cze 2007 Temat postu: Żydzi zdesakralizowani |
|
|
Żydzi byli sakralizowani na kilka sposobów. Po pierwsze, zsakralizowali siebie sami, ogłaszając się narodem wybranym przez Boga i to Boga jedynego i jedynego prawdziwego, twierdząc iż są monopolistami na kontakt z bóstwem i mają jedyny prawdziwy odeń przekaz. Po drugie, ich sakralność podtrzymało chrześcijaństwo uznając ich za lud Starego Przemierza, w którym dokonała się niewątpliwie prawdziwa według chrześcijan, pierwsza z dwóch transmisja boskiego przekazu. Prócz marginalnych sekciarzy żaden chrześcijański teolog nie twierdził przecież, że objawienia jakie Żydzi dostali od Abrahama, Mojżesza czy Izajsza, nie były prawdziwe i w dużej mierze wiążące także chrześcijan. Po trzecie, przez tychże chrześcijan zostali zsakralizowani negatywnie czyli przeklęci jako bogobójcy i niedowiarkowie, którzy odrzucili Mesjasza - Żyda Jezusa, "króla żydowskiego" - kiedy przyszedł do nich z objawieniem, przez chrześcijan uznanym za ostateczne. Od tego wyklęcia poszło do czwartej sakralizacji, którą owinęli Żydów antysemici, okadzając ich dymem podejrzeń o możliwe i niemożliwe niecne czyny i zamysły; charakterystyczna jest tu, dla antysemityzmu, jego iście sakralna niejasność. Po piąte, narodowi socjaliści ogłosili antysemityzm radykalny, uznając Żydów za miejsce, wcielenie i uosobienie zła rozumianego z gruntu fundamentalistycznie, za czym niby B po A poszedł zamiar wymordowania wszystkich. Na co odpowiedzią była sakralizacja numer sześć czyli "religia holokaustu".→1 Były też sakralizacje pomniejsze, na przykład (numer już siedem) wizja Żydów jako supermenów czyli wyjątkowo uzdolnionej "rasy", dzięki swym lepszym genom predestynowanej do historycznej misji; tu zwykle na dowód wylicza się wielką trójcę Marks-Freud-Einstein w towarzystwie koryfeuszy odrobinę tylko mniej sławnych. Snuje się też po Polsce, ale pewnie nie tylko u nas, ósma już pomniejsza i niejasna sakralizacja, według której Żydzi są umoczeni w komunistyczne zbrodnie, do których przyznać się nie chcą; jak śpiewał Kaczmarski: "Wie o tym cały kraj / że Żydzi to bezpieka!"
Sakralizowani. Sacer po łacinie znaczy 'święty, poświęcony bóstwu, przeklęty'. Coś lub ktoś przestaje być "normalne", ponieważ zostało zabrane ludziom i oddane bogom. Ale jak się okazuje pojęcie sacrum jest mocniejsze od bogów i może działać także pod ich nieobecność. Sacrum u Rzymian było tym samym co tabu u Polinezyjczyków, zresztą wszystkie dawne ludy znały to pojęcie. Słowiański i germański grzech obżarstwa brał się stąd, że potrawy na rytualnych ucztach były poświęcone bogom, skąd wynikało, że wierni zobowiązani byli zjeść wszystko do ostatniego okrucha. U Żydów była instytucja cherem czyli rytualnej klątwy, której podlegały łupy wojenne. Zdobycz poświęcona Jehowie musiała być zniszczona, a jeńcy zabici. (W późniejszych czasach cherem zmienił sens - tak określano wygnanie ze wspólnoty, banicję.)
Sakralizacja bywa uświęceniem, ale też klątwą, wyklęciem, jak również czymś w rodzaju zaczarowania lub zahipnotyzowania. Przed czymś tak zaczarowanym umysł poznającego staje w iście świętym hipnotycznym osłupieniu. Nie rozumie, nie "rozbiera" i wiedzieć nie chce. Sakralny mit Żydów jako supermenów, wyższej rasy, chroniony jest przez politpoprawność, a statystyki pokazujące dziedzicznie wyższą inteligencję etnicznych Aszkenazyjczyków→2 ponad amerykańską średnią są pokazywane ukradkiem prawie jak ..., podobnie jak ich "zła" odwrotność, czyli polit-niepoprawne statystyki wrodzenie niższej inteligencji u Murzynów. Ale i prawo zostało zaprzęgnięte dla ochrony wspomnianego sacrum. Religia Holokaustu chroniona jest przez kodeksy karne większości krajów Zachodu, w tym nasz, jako że "kłamstwo Holokaustu" jest jedynym urzędowo uznanym i kryminalizowanym bluźnierstwem! - Fundamentaliści katoliccy i muzułmańscy mogą tylko sobie pomarzyć, aby świeckie ramię tak samo karało "ich" bluźnierstwa przeciw Mahometowi i Maryi Dziewicy. Jak widać, sacrum potrafi dawać sobie radę i bez bogów.
Mając to wszystko w umyśle, książkę Yuri Slezkine'a "Wiek Żydów" czyta się z ulgą. Z ulgą, ponieważ udała mu się niemożliwa, zdawałoby się, sztuka: pisać o Żydach bez cienia sakralizacji. No ale autor ma na to mocne papiery, z których zrobił dobry użytek: jest Rosjaninem, jego nazwisko w polskiej pisowni brzmiałoby Jurij Sliozkin; po mieczu - o czym świadczy właśnie to nazwisko - z wielkoruskiej szlachty, po babce w ćwierci Żyd. Rocznik 1956, w latach 80-tych wybrał wolność i osiadł w USA, gdzie został profesorem historii Rosji w Berkeley. Wcześniejsze jego książki także dotyczą stosunków narodowościowych w sowieckiej Rosji, jedna o mniejszościach Północy, Arctic Mirrors: Russia and the Small Peoples of the North, 1994, druga o micie Syberii, Between Heaven and Hell: The Myth of Siberia in Russian Culture, 1993. (Ciekawe, czy ktoś je kiedykolwiek przetłumaczy na polski i wyda.)
Żydów zdesakralizować udało się Slezkine'owi dzięki chytrej sztuczce: pokazaniu, że nie są wyjątkowi. Że nie są, niby aniołowie u Tomasza Akwinaty, osobnym rodzajem. Slezkin przedstawia Żydów jako egzemplarz wyjęty z szerszej klasy etnicznych bytów: jako narodu czy społeczności merkuryjskiej. Takich merkurian było i jest w historii i w świecie więcej: Cyganie w Europie, Ormianie na Bliskim Wschodzie, zaratusztrianie-Parsowie w Indiach, diaspora Hindusów w Afryce i diaspora Chińczyków z okolic Kantonu na wyspach Indonezji, Malezji i Filipin. Libańczycy i Grecy w Afryce i w Ameryce Łacińskiej, a w dawnej Rosji obok Żydów także Niemcy bałtyccy. Oraz kilka mniej znanych ludów, które autor skrupulatnie wylicza.
Merkurianie stoją w opozycji do drugiej klasy społeczności i kultur, które Slezkine nazywa apollińskimi. Przy okazji lekceważąc Nietzscheańską rzekomą przepaść pomiędzy idącymi drogą Apollina i Dionizosa; dionizyjczyk to tylko chwilowo pijany apollińczyk! - żartuje Slezkine. Kultury i narody apollińskie są osiadłe, apollińczycy żyją z ziemi i ze swoją ziemią są związani niby pępowiną, zakorzenieni. Mają swoją ojczyznę i przodków, którzy tak jak i oni gospodarzyli na tej samej ziemi. Cenią hierarchiczny porządek we własnym gronie, stałość, dostojeństwo i honor. Wysoko sobie liczą cnoty męskie i żołnierskie. Większość uprawia rolę, ich elity zaś czerpią dochody z "kontrolowania dostępu do ziemi i do zbawienia" (jak pisze Slezkine), przez co typowy dla nich jest stanowy trójpodział, który zauważył już Piotr Skarga ("rodzaj ludzki na trzy stany podzielony jest: na modlących się, na broniących i robiących, na księżę, rycerstwo i lud pracujący"), George Dumézil zaś pochopnie uznał za wyłączny atrybut dawnych Indo-Europejczyków.→3
Merkurianie są ich przeciwieństwem. Na ziemi gdzie żyją, są obcy i uważani za przechodniów. Ich ojczyzna jest zmistyfikowana, jest "gdzie indziej" lub realnie nie istnieje. Oni sami kultywują rodzinną solidarność, bo wspólnota swoich jest dla nich, prócz tego bezbronnych, jedyną ochroną. Często płaszczem obcości i dziwności posługują się świadomie i cenią sobie własną obcość i wrogie wykluczenie od miejscowych apollinian, które choć niebezpieczne, to czyni z nich elitę. Żyją nie jak tamci z ziemi, ale z ludzi, mianowicie ze swych apollińskich klientów, z którymi handlują lub dostarczają im usług, często takich, które naruszają tabu apollińczyków, jak wróżby oferowane przez kobiety Cyganów lub kredyt (zwany lichwą) w średniowieczu i później tradycyjnie praktykowany przez Żydów. Inaczej niż apollińczycy zależni od pogody, materii i żywiołów w ogóle, merkurianie są bytowo zależni od ludzi - od swoich klientów. Są w ruchu, w podróży, w kontraście do zasiedziałych apollińskich kohabitantów.
Wszystkie osobliwości żydowskie Slezkine wyjaśnia posługując się tą nadzwyczaj nośną parą pojęć. Jest to niezwykła, nowa, nie przedstawiana przez nikogo dotąd wizja świata narysowana w oparciu o te dwa przeciwstawne pojęcia: apolliński i merkuriański. Merkury-Hermes był młodszym bratem Apollina i użycie tych dwóch mitycznych postaci jest zdumiewającym świadectwem aktualności i nośności koncepcji, które starzy Grecy zaklęli w swoich bóstwach! Żeby zdjąć ze swych przodków i braci ich semicki cherem, Slezkine sięga do mitologii greckiej! Zdumiewające! Świat okazuje się wciąż sporem Semitów z Grekami, Abrahama z Odyseuszem. I wciąż na nowo grecki wątek okazuje się tym, który rozjaśnia, wyjawia, wyciąga na światło to, co Semici (ale czy tylko oni? - oj, nie tylko oni...) oddali bóstwom w przekleństwo. Nie darmo Grecy prawdę nazwali alētheia, nieukrytością.
Merkurianizm tłumaczy związek Żydów z nowoczesnością, a mówiąc wprost, tłumaczy błyskotliwą karierę, jaką w epoce nowoczesności zrobili Żydzi. Nowoczesność polega(ła) bowiem przejściu społeczeństw z apollińskiego sposobu istnienia na merkuriański, a w tej sztuce Żyd jako urodzony merkurianin miał oczywiste fory nad apollińskim "chłopem i księciem", jak udatnie nazywa apollinian Slezkine. Zresztą tę książkę powinni czytać nie tylko studiujący Żydów, ale równie pilnie ci, którzy chcą zrozumieć nowoczesność wraz z ponowoczesnością.
W świetle pojęć Slezkine'a nagle wyjaśnia się też to coś dziwacznego i niepokojącego, co napisała Joanna Tokarska-Bakir w artykule "Śrubka w polskiej wyobraźni", mianowicie iż "empiryczna dychotomia Pany/Chamy przeobraziła się w fantazmatyczną dychotomię Chamy/Żydzi." Polski lud, na przykładzie cytowanych przez nią mieszkańców wsi spod Sandomierza uznał "szlachtę" czyli nie tylko faktycznych ziemian, ale i mieszczan-inteligentów (z jaką precyzją i intuicją premier Dorn wynalazł dlań nazwę wykształciuchy!) za tożsamą z "Żydami". Po czym doszedł do wniosku, iż przez nich "my sprzedani jesteśmy - przepadło." Lud zobaczył to samo co Slezkine: przyszła nowoczesność i ci, co przeszli na jej stronę, więc wykształciuchy, spadkobiercy szlachty, stali się obcy trzymającym się apollinizmu chłopom. Obcy i merkurianie przeciw "nam" apollińczykom - a więc na usta ciśnie się jedyne znane w plebejskim słowniku słowo mogące ich nazwać: Żydzi! Profesor Tokarska-Bakir odnotowała prawidłowość, nie aberrację. A głoszona przez chłopów dychotomia wcale nie fantazmatyczna, tylko pojęcie "Żydzi" logicznie poszerzone.
Merkurianizm-apollinizm Slezkine'a wyjaśnia też bieżącą polityczną historię Polski. Bo nie ma u nas żadnej prawicy ani nie ma lewicy i o tych bzdurnych terminach najlepiej jak najszybciej zapomnieć. Polacy są podzieleni na tych od Apollina i na tych od Merkurego, na wyznawców wartości i pojęć (lub nosicieli memów, jakby rzekli Dawkins i Wilber) apollińskich - i merkuriańskich. Ci pierwsi trzymają się ziemi, tradycji i ojcowizny, rozumianej nie tyle jako zagon, co jako kompleks mentalny, gdzie się mieści też katolicka religia i miłość do państwa, urzędu i policjanta, których słodką swojskością Polacy nie mieli dość okazji w minionych dwóch stuleciach się nasycić, więc smakują ją teraz. Ci drudzy odnajdują się w nowoczesności, rynku i profesjonalizmie. Są podzieleni terytorialnie i w tym miejscu wyjaśnia się zagadka pomarańczowych województw zachodnich w wyborach z jesieni 2005 i niebieskich województw kongresowo-galicyjskich. Polska Merkurego to Polska przesiedlona, to zbiorowość tych, których oderwało od korzeni, i należą tu zarówno Ziemie Zachodnie, jak i zamieszkałe przez imigrantów duże miasta. Polska korzenna, więc Kongresówka i Galicja, pozostały apollińskie. W wyborach 2005 merkurianie głosowali na Tuska, apollińczycy na Kaczyńskich.→4 Okrzyki "prawica" i "lewica" nie mają tu nic do rzeczy. Procesyjno-pielgrzymkowa religia i solidarne państwo opiekuńcze tak samo należą do świata Apollina i tak samo budzą niechęć merkurian, jak i swoje ostrza właśnie przeciwko merkurianom kierują. (Merkuriańska jest też po-pruska Wielkopolska i ja, nie będąc stamtąd, nie wiem dotąd, dlaczego? - i jaki historyczny proces uczynił ukorzenionych przecież Wielkopolan ludźmi nowoczesnymi.) Dopuszczam myśl, że te dwa narody polskie różnią się na tyle, że w jednym państwie nie wytrzymają ze sobą; polecam tę ideę futurologom.
Odszedłem już spory kawałek od omawianej książki, przy czym nie wspomniałem o większej części tego, co ona zawiera, ale myślę, że przekazałem to, co miałem najważniejszego: że książkę "Wiek Żydów" Yuri'ja Slezkine'a czytać warto. I jeszcze uwaga: nadtytuł dodany przez polskiego wydawcę: "Dlaczego Żydzi odgrywają tak wybitną rolę w historii?" jest mylący, bo książka jest nie o całej historii Żydów, tylko o XX wieku, i nie o Żydach wszystkich, lecz o rosyjskich, inne zaś kwestie wspomina, często nader błyskotliwie, jako ledwie tło i wstęp.
Książka omawiana:
Yuri Slezkine, Wiek Żydów, przełożył Sergiusz Kowalski, wyd. Nadir - Media Lazar, Warszawa 2006.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|