 |
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 23:02, 24 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Politycy lewicy z niecierpliwością czekają na zabranie głosu przez Józefa Oleksego na mazowieckiej konwencji Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Jak dowiedział się portal tvn24.pl bohater "taśm Oleksego" zapowiadając swoje wystąpienie, powiedział znajomym "sam na dno nie pójdę". Oleksy pojawił się już na konwencji.
Na konwencji (rozpoczęła się o 11) działacze Sojuszu podsumowują dwa lata rządów obecnych władz wojewódzkich. Zaplanowany jest także m.in. wybór sekretarza wojewódzkiego. Niewykluczone, że dojdzie także do wyboru szefa SLD na Mazowszu.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Sob 23:08, 24 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Ahron znalazłem się w kłopotliwej sytuacji albo inaczej zadałeś kłopotliwe pytanie ,ale odpowiem Ci może w moich ustach zabrzmi to dziwnie ale podoba mi się wyłapywanie aferzystów i złodziei ,z tym że do szczęścia brakuje bezstronności u myśliwych, polują oni w zasadzie na z góry upatrzoną zwierzynę, ale sam fakt eliminowania cwaniaków uważam za pozytywny. Niestety Ahron myślę i myślę aż mi się czoło marszczy i nie mogę znaleźć niczego co by mi się w pełni spodobało, nie będę pisał dlaczego bo pytanie było o pozytywy a tych niestety tak prawdę mówiąc nie widzę.
Przykro mi Ahron, ale udzieliłem Ci szczerej odpowiedzi..
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 20:15, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Jarosław Kaczyński kontra Donald Tusk!!!
Kto jest winny tego, że nie powstała koalicja PO-PiS, czy dziś możliwy jest powrót do tej idei oraz jaki jest bilans rządów Prawa i Sprawiedliwości - o tym wszystkim mówią premier i lider Platformy Obywatelskiej w pierwszej części debaty, jaka odbyła się w redakcji "Faktu".
Czy jest możliwa koalicja między PO a PiS? Co by się musiało stać, żeby do niej doszło?
Jarosław Kaczyński: "Koalicja nie doszła do skutku z powodu decyzji Platformy Obywatelskiej. Pierwszym warunkiem byłaby zmiana tej decyzji. Ale są przykłady, że można się porozumieć. W Austrii istniała po wojnie przez wiele lat koalicja chadeków i socjaldemokratów, choć w latach 30. strzelali do siebie. W naszym przypadku musiałoby minąć trochę czasu i zapewne musiałyby być wybory. Musiałaby też spaść temperatura walki politycznej".
Donald Tusk: "Bliższy mi jest polski przykład historyczny. W 20-leciu międzywojennym nie dochodziło wprawdzie do koalicji, ale wiele razy do poważnej współpracy między Józefem Piłsudskim a Romanem Dmowskim, chociaż obaj mieli w pamięci 1905 rok, kiedy stali po przeciwnych stronach ideologicznej barykady. Mimo to w sytuacji krytycznej dla Polski, w roku odzyskania niepodległości, potrafili wspólnie działać na rzecz polskiego interesu. Dlatego zastanawiałbym się, co można dziś dobrego zrobić dla naszego kraju, współpracując przy konkretnych sprawach, szczególnie tych związanych z polityką międzynarodową i bezpieczeństwem państwa".
A co z koalicją?
Donald Tusk: "Koalicja PO-PiS byłaby możliwa po radykalnej przemianie Prawa i Sprawiedliwości. Jej oznaką byłoby odejście od koalicji wstydu - PiS z Samoobroną i LPR. I powiem otwarcie, panie premierze: ktoś, kto od półtora roku kompromituje Polskę taką koalicją, stracił intelektualne i moralne prawo oceniania, co jest dla Polski dobre, co złe. Zgadzam się, że do korzystnych zmian politycznych mogłyby doprowadzić nowe wybory i chciałbym, żeby doszło do nich jak najszybciej".
Liczy pan na zwycięstwo?
Donald Tusk: "Moim celem są samodzielne rządy Platformy Obywatelskiej. Projekt trudny i ambitny, ale w zasięgu ręki. Dziś wizerunek rządu Jarosława Kaczyńskiego jest zrujnowany - mówię o ostatnich sondażach".
Czy w takim razie nowe wybory są możliwe?
Jarosław Kaczyński: "Pan przewodniczący Tusk nie potrafi zrezygnować z agresywnego tonu, z socjotechniki pani de Barbaro. To umacnia mnie w przekonaniu, że choć nasza koalicja jest bardzo trudna, to jednak jest koniecznością. Nie podzielam poglądu pana przewodniczącego, który twierdzi, że sprawa poparcia dla rządu i PiS-u została rozstrzygnięta. Przypominam, że we wrześniu 2005 roku sondaże pokazywały przeciętnie 11-procentową przewagę PO, a my wygraliśmy 3 procentami, czyli błąd wynosił 14 procent. Co nie znaczy, że lekceważę sondaże. Jednak nie jest zasadą demokracji, że jeśli partia rządząca ma w nich gorszą sytuację, to jest zobowiązana do rozpisania wyborów".
Jak się pan odnosi do oceny postrzegania koalicji przez Polaków, jaką przedstawił Donald Tusk?
Jarosław Kaczyński: "W hiszpańskim dzienniku „El Pais” ukazał się wprost bzdurny artykuł o Polsce. Ten tekst pokazuje, że napisać można wszystko, bez jakiegokolwiek związku z rzeczywistością. Atak medialny na nasz rząd, trwający od kilkunastu miesięcy, ma się do rzeczywistości tak jak ten artykuł, czyli nijak. Prawda jest taka, że Polska jest rządzona dobrze. Jeśli spojrzeć na wskaźniki, to od niemal 18 lat tak dobrej sytuacji nie było. Owszem, bywały lepsze wskaźniki rozwoju, ale wtedy gorsza była sytuacja w innych sferach".
Donald Tusk: "To zrozumiałe, że lider opozycji będzie inaczej oceniał dokonania rządu niż jego szef. Ale jeśli mówimy o potrzebnej zmianie nastawienia, to przede wszystkim powinien pan zrezygnować z nieustannego napominania mediów, że są przesadnie krytyczne wobec pańskiego rządu. Nie ma lepszej miary demokracji i wolności obywatelskiej, jak gdy wolne media w sposób nieskrępowany oceniają rządzących. Nieraz słyszę ze strony liderów pana obozu niemęskie kwilenie, że wszystko jest świetnie, tylko te paskudne wolne media wmawiają ludziom, że jest źle. A za tym żaleniem się idzie coraz większa chęć, żeby przynajmniej media publiczne chwycić za gardło i zmusić do „konstruktywnego” relacjonowania poczynań władzy. Pogląd Polaków o pana gabinecie jest miażdżący: jeden procent badanych ocenia go bardzo dobrze! Atakując wolne media, lekceważy pan w dodatku Polaków, bo zakłada pan, że bardzo łatwo nimi manipulować. A to nieprawda. Powinien się pan zastanowić, co takiego złego jest w rządach PiS, że pomimo dość optymistycznych wskaźników gospodarczych i dużej pomocy europejskiej Polacy tak krytycznie oceniają pana rząd. Żaden gabinet od 18 lat nie miał po roku tak złych ocen. Polacy mówią waszemu rządowi: odejdźcie".
Jarosław Kaczyński: "Polacy rzeczywiście nie dają sobą manipulować mediom. Mimo lawiny spadającej na nas każdego dnia sondaże są takie, że zaryzykowałby pan, panie przewodniczący, gdyby na wynik wyborów postawił pan własny majątek".
Donald Tusk: "Niedużo bym ryzykował".
Jarosław Kaczyński: "Nie mówię, że dużo, ale coś pan przecież ma. Zatem nasze wyniki to dowód, że ludźmi niełatwo manipulować".
Donald Tusk: "To może spójrzmy na wyniki nie sondaży, ale choćby wyborów samorządowych".
Jarosław Kaczyński: "Straciliśmy dwa procent. Po roku takiego bombardowania i w okolicach afery z Renatą Beger to naprawdę bardzo dobry wynik".
Donald Tusk: "Pierwsza w historii III RP przegrana obozu rządzącego w wyborach samorządowych".
Jarosław Kaczyński: "Wyniki SLD w 2002 roku były gorsze od ich wyniku z wyborów parlamentarnych o kilkanaście procent. Nasze - o dwa procent. Może pana zaplecze powinno przekazywać panu precyzyjniejsze informacje, skoro w niestarym jeszcze wieku zawodzi pana pamięć. I jeszcze jeden apel do pana. Pańska partia i pan sam macie niestety silną skłonność do obrażania. A to ktoś kwili, a to jest infantylny, a to sfrustrowany. Ja wiem, że wy to wynosicie z Unii Demokratycznej, z jej niczym nieuzasadnionego poczucia wyższości i chęci jej okazywania. Ale to bardzo zły sposób uprawiania polityki. Też mógłbym mówić, że pan kwili albo coś podobnego, ale to przecież nie ma żadnego sensu".
Jak pan się odnosi, panie premierze, do oceny sytuacji mediów, jaką przedstawił pan przewodniczący Tusk?
Jarosław Kaczyński: "Można oczywiście udawać, że polskie media - akurat nie redakcja, w której siedzimy, ale media ogólnie - są korporacjami wolnych dziennikarzy, gdzie każdy może pisać, co chce, nikomu się nie narażając. Ale wie pan doskonale, panie przewodniczący, że jest inaczej. Że najpotężniejsze media prywatne powstały w bardzo specyficznych okolicznościach. Że ich pracownicy - bo nawet nie używałbym tu słowa "dziennikarze" - są w stanie całkowitej zależności od dysponentów tych mediów. Że dawny system czy układ - choćby się pan miał śmiać z tego słowa - jest przez tych panów broniony. Że oni bardzo się przestraszyli wyników wyborów. Zna pan nastawienie "Gazety Wyborczej", jej poczucie zagrożenia tą sytuacją, poczucie dyskomfortu. Ludzie tej gazety mieli zawsze bliski dostęp do ludzi władzy, nawet jeśli był to Leszek Miller. To wszystko stracili. Polska nie jest taka, jak by chcieli, a zawsze mieli ambicję urządzania jej po swojemu. Zostaliśmy zresztą zaatakowani, zanim w ogóle cokolwiek zrobiliśmy. To był oczywisty dowód daleko idącego uprzedzenia".
Jak panowie oceniają sytuację gospodarczą?
Jarosław Kaczyński: "Jest koniunktura. Nie mówię, że to my ją stworzyliśmy, nie jesteśmy twórcami cyklu koniunkturalnego. Natomiast zrobiliśmy wiele, żeby ją jak najlepiej wykorzystać. Weźmy pomoc unijną. Absorpcja tych środków była na poziomie 3,4 procenta, a w ciągu 2006 roku doprowadziliśmy ją do 32 procent i to w dalszym ciągu rośnie. Czeka nas wielka reforma w dziedzinie finansów publicznych. Planujemy ułatwienia dla biznesu w postaci pakietu Kluski. Prowadzimy przemyślaną politykę prywatyzacji. To, że jej tempo spadło, to przewidziany przez nas wynik tej polityki. Najpierw przeprowadzamy restrukturyzacje i konsolidacje, a dopiero potem prywatyzujemy. No i korzystamy z giełdy, bardzo ściśle z nią współpracując. Planujemy wprowadzenie na nią mniejszych przedsiębiorstw. Walczymy o to, żeby warszawska GPW stała się największą giełdą w tej części Europy, przeganiając Wiedeń".
Donald Tusk: "Może pan powiedzieć konkretnie, na czym polega wysiłek pana rządu, żeby powiększyć kapitalizację warszawskiej giełdy? Bo jeśli prywatna firma idzie na giełdę, to rządowi nic do tego, jak się pan premier pewnie orientuje".
Jarosław Kaczyński: "Zapewniam pana, że się orientuję".
Donald Tusk: "Pytam o to, bo zawsze, gdy się rozmawia o gospodarce, okazuje się, że jest pan niezwykle mocny w słowach bez pokrycia. Dlatego proszę o konkretną informację: ile firm państwowych dzięki pańskiemu rządowi trafiło na giełdę?"
Jarosław Kaczyński: "Odpowiadam: trafił z wielkim sukcesem Ruch. Teraz trafi Polska Grupa Elektroenergetyczna i to będzie największe wejście do tej pory. Trafią kolejne grupy energetyczne. Po konsolidacji, w okolicach 2010 roku na giełdę wejdzie przemysł zbrojeniowy. Trafi po konsolidacji Jastrzębska Spółka Węglowa. Trafi na giełdę przemysł spirytusowy, być może farmacja, z czasem zapewne elektronika…"
Donald Tusk: "Czyli dzięki pana rządowi na giełdę dotychczas trafił tylko Ruch? Prawda jest naga i przykra, panie premierze".
Jarosław Kaczyński: "Za czasów poprzednich rządów sytuacja w prywatyzacji była jednym, wielkim, przynoszącym szkody bałaganem. My to porządkujemy".
Donald Tusk: "Mówi pan to samo od wielu miesięcy: że w mglistej przyszłości zrobicie to, to i to. A kiedy się pytamy, co zrobiliście, bo macie już za sobą prawie połowę kadencji, to okazuje się, że niemal nic. Wmawia pan opinii publicznej, że w przemyślany sposób wstrzymaliście prywatyzację. A ja panu mówię, że w tej dziedzinie dotąd nie zrealizowaliście dokładnie nic z założeń, jakie sami przedstawialiście na początku swoich rządów. Obiecywanie Polakom, co pański rząd zrobi w roku 2010 czy 2012, jest o tyle niesatysfakcjonujące, że mówi pan o czasie, gdy prawdopodobnie to nie pan będzie podejmował decyzje".
Jarosław Kaczyński: "Skąd ten pesymizm, panie przewodniczący?"
Donald Tusk: "Jako szef partii rządzącej powinien pan odpowiadać za to, co się już wydarzyło, a także za to, co się nie wydarzyło, bo jest pan na półmetku".
Jarosław Kaczyński: "Mam jedną wadę…"
Donald Tusk (śmiech): "Tylko jedną?"
Jarosław Kaczyński: "Pewnie jeszcze coś się znajdzie. Pan na pewno nie zaniecha poszukiwań. Ta wada polega na tym, że lubię precyzję. I, precyzyjnie mówiąc, do półmetka mamy jeszcze siedem, osiem miesięcy. Gdybyście natomiast w 2005 roku podjęli inną polityczną decyzję, to wiele rzeczy mogłoby pójść znacznie szybciej. Chcę panu także przypomnieć, że na wiosnę 2006 roku mógł się pan zdecydować na wybory. Wtedy nie było koalicji z Samoobroną i LPR".
Donald Tusk: "To się wtedy nazywało pakt stabilizacyjny. Są w Polsce miejsca, gdzie zachłanność pana partii na łupy polityczne jest nawet większa niż u poprzedników. Należy do nich Pomorze, które dobrze znam. Nie prywatyzujecie, trzymacie w państwowych rękach jak najwięcej firm, a w ich radach nadzorczych lokujecie swoich działaczy partyjnych. Właśnie w Gdańsku pańska prawa ręka, Jacek Kurski, ogłosił to publicznie na konferencji prasowej jako oficjalną doktrynę pana partii. Powiedział: „Będziemy odzyskiwali spółki skarbu państwa dla działaczy PiS”. I tak się dzieje".
Jarosław Kaczyński: "Po pierwsze, proszę nie przesądzać, kto jest moją prawą ręką. Jackowi Kurskiemu za jego wypowiedź, w najwyższym stopniu niewłaściwą i niefortunną, zostało udzielone upomnienie i zapewniam pana, że pan Kurski nie będzie niczego obsadzał".
Donald Tusk: "Bo nie ma już czego obsadzać. Na Pomorzu wszystkie spółki zostały obsadzone przez partyjnych liderów PiS-u. Rozumiem, że zdenerwowało pana, że Jacek Kurski powiedział głośno to, czym nie ma powodu się chwalić".
Jarosław Kaczyński: "Proszę o konkretne przykłady. Bo zawsze gotowi jesteśmy interweniować, gdzie się coś złego dzieje. Nie zakładamy przecież, że Duch Święty zstąpił na działaczy PiS i że są oni wszyscy wolni od wszelkich słabości. Ale cały pana wywód o pazerności nijak się ma do rzeczywistości. Jest jak ten artykuł w „El Pais”."
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 21:45, 25 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Uwaga na taśmę!!!!
Z medialnych relacji można odnieść wrażenie, że taśma Oleksego to tylko zbiór towarzyskich niedyskrecji, może zabawnych ale niezbyt ważnych bo jakie znaczenie ma wyfiokowana Jola i jej beza czy to że Olejniczak nie zna języków? Przesłuchajcie jednak taśmę a czeka Was wielka niespodzianka, okazuje się bowiem, że dziennikarze pominęli to co jest na tej taśmie najważniejsze, co było celem tego spotkania i co jest naprawdę mocne. Myślałam, że już mnie nic nie zdziwi ale to co zrobili dziennikarze z działu śledczego Dziennika to jest majstersztyk. Wyłapać z całej rozmowy te wszystkie wstawki o liftingach, brzytwie, narcyzie a całkowicie pominąć prawdziwe mięso - to trzeba umieć. Na szczęście dziennikarzy mamy zdolnych więc udało się sensacyjną - moim zdaniem - rozmowę przedstawić jako pijackie ploteczki. Taśma jest bardzo męcząca do słuchania,bardzo długa (prawie trzy godziny, ja zmęczyłam dopiero jedną), miejscami niewyraźna, łatwo się pogubić ale nie jest to bynajmniej zapis luźnych uwag Oleksego na temat lewicy, to co znamy z mediów to właściwie wątki poboczne tej rozmowy, która poświęcona jest przede wszystkim intrydze wymierzonej w Millera. Nie podejmuję się spisania całej rozmowy, ani nawet omówienia jej, kto chce niech sam posłucha, na zachętę fragment:
Aleksander Gudzowaty: Moje zdanie jeżeli chcesz znać, to Kwaśniewski szykował coś na Millera, ale coś poważnego moim kosztem. Moim, Kulczyka, Staraka i Krauzego ale nie wyszło mu trochę, ale najważniejsze to, że Miller prosił żeby sprawę wyciszyć, Miller prosił. A Ungier mnie prosił, radził mi, żebym udokumentował to i ja to zrobiłem. (…) Oni chcieli premiera obalić moim kosztem. (…) Miller był o sprawie informowany, byłem u niego w kancelarii, on mnie przepraszał, jego syn mnie przepraszał, nie mógł przeciwdziałać przeciwko swojemu, co mnie ten wasz pałac interesował, dworzanie .. śmieszni.(…) Miller do mnie zadzwonił jak tą plotkę [że młody Miller bierze] się dowiedział od Siemiątkowskiego, ja do niego pojechałem, pogadaliśmy se trochę, on mi powiedział, że jest taka plota [że młody Miller chciał łapówkę od Gudzowatego], ustaliliśmy dzięki inteligencji gdzie to było i kto tam był i ja napisałem list, Ungier mi poradził, żeby napisać list do prezydenta, do ministra Siemiątkowskiego i do premiera, ja ten list napisałem, panowie mnie poprosili, od razu, i proponowali, żeby to zlikwidować. (…) [premier Miller] mnie prosił, żeby tego listu nie publikować bo go zniszczy. A jeszcze przedtem mnie Siemiątkowski przepraszał u Urbana za plotkę jaką sfabrykował Zarząd Wywiadu, i jeszcze on mi mówi, że on nie mógł tego nie przekazać premierowi (…) Ktoś chciał przy mojej pomocy obalić premiera Millera, ja żartując mówię do tego idioty, bo to jest idiota, ten Siemiątkowski, "To wygląda na zamach stanu przez pana robiony". "Tak? Muszę się temu przyjrzeć" – taka była jego reakcja, słowo honoru. „A czy może pan to zniszczyć?”. Ja mówię „Zastanowię się jak mi Miller powie”. A Miller mi powiedział, żebym to zniszczył. (…) Oni [adresaci wyżej wspomnianych listów Gudzowatego] twierdzą, że zgubili [listy od Gudzowatego] a ja nie zniszczyłem [listów] właśnie po to, żeby nie usłyszeć po trzech latach, że przystąpiłem do spisku. (…) Oni zrobili błąd, że moje nazwisko użyli.
Józef Oleksy: To naprowadza na fałszywy trop. I to może być całkiem świadomy ruch. (...) Ja cię przyszedłem ostrzec żebyś cyzelował precyzyjnie przekaz publiczny ponieważ być może przypadkowo ale skręca to w twoją stronę jako tego który wywołał temat. Leszkowi to bardzo pasuje bo on natychmiast w telewizji powiedział, że no proszę państwa, najpierw mu ktoś posłał Rywina, potem… (…) to wobec tego – odbierz to dobrze – ty błądzisz popierając go i publicznie mówiąc, że ubolewasz nad próbą zamachu na niego a po drugie on jest dupek, że powtórzył publicznie dwukrotnie, że wyklucza rolę prezydenta (…) bo jeżeli służby wywołały to służby już nie są dawno bezpańskie i nigdy nie były bezpańskie (…) Wczoraj mu powiedziałem „Lesiu, jak ty mogłeś tak jednostronnie patrzeć, to ty nie wiedziałeś, że Siemiątkowski jest podległym ci ministrem ale duszą jest w pałacu, nie wiedziałeś o tym?” „No wiesz, w służbowych sprawach to ja muszę trzymać się formalnej drogi”. Pierdoli głupoty. W związku z tym nikt mnie nie przekona, że rzeczy w wykonaniu Siemiątkowskiego były tylko za wiedzą Millera, bądź były wymysłem schizofrenicznym samego Siemiątkowskiego, to jest konfabulant w ogóle z natury. W związku z tym jak Lesio opowiada publicznie nie pytany, że wyklucza udziału Aleksandra Kwaśniewskiego, po pierwsze się boi być może, bo już i tak zaognił te ataki na niego publiczne, bądź się dogaduje z nim, bo u Leszka wszystko jest możliwe, bądź dostał taki sygnał, żeby przestał atakować Olusia dlatego, że w ten sposób zagmatwa sam się w sprawę, dlatego, że jeśli się będą trzymać tezy, że służby – a one są ewidentnie tutaj – bo to Luks, Siemiątkowski i Bóg wie kto jeszcze, to z czyjego zlecenia, na czyj obstalunek działają, to pytanie jest podstawowe i prokuratura właśnie powinna tym tropem pójść (…)
I co, nie ciekawsze niż to co znamy z mediów? A to tylko mały fragment. Rozmowa jest naprawdę mocna, nic dziwnego, że się "Oluś" zdenerwował i w te pędy wraca do polityki bo to mu ułatwi obronę. Media go nie skrzywdzą a prokuraturze zwiąże ręce bo trudniej nękać czynnego polityka opozycji niż prywatną osobę. W wywiadzie dla Gazety już zapowiedział, że ewentualne śledztwa uruchomione na podstawie taśm mu się nie spodobają. "Ciąganie mnie teraz po prokuraturach uznałbym za skandaliczne pogwałcenie moich praw".
Rozmowa Gudzowaty-Oleksy w tych fragmentach, które media przemilczały wcale nie jest zabawna, jest bardzo ponura, tak jak ponure jest gangsterskie państwo o którym rozmawiają. Żałośnie brzmią wczorajsze słowa Kwaśniewskiego o "podsłuchach, inwigilacji, szczuciu" w kontekście tego i innych fragmentów rozmowy, której jest głównym bohaterem. Nie rozumiem tylko dziennikarzy, którzy z tej taśmy wybrali to co wybrali i udają, że reszta nie istnieje. Jeśli w kolejnych wydaniach nie będzie nic na temat właściwego przedmiotu rozmowy Gudzowaty-Oleksy będę musiała ze smutkiem przyjąć, że od czasu Charkowa niewiele się w mediach zmieniło - nadal obowiązuje okres ochronny na Kwaśniewskiego.
Nie jest dobrze :(
Rozmowa Gudzowaty-Oleksy
Dziękuję Zyziowi, który pod poprzednimi wpisami namawiał do odsłuchania taśm. Sama bym pewnie po nie nie sięgnęła bo naiwnie myślałam, że czasy medialnych przegięć minęły i teraz jak jest coś ciekawego i ważnego to się dziennikarz nie odważy przemilczeć, tym bardziej jeśli czytelnik może sam sprawdzić. O ja naiwna frajerka.
KATARYNA
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 8:13, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Ludzie Kwaśniewskiego zamieszani w gazowe przestępstwa?
Aleksander Gudzowaty wie o przestępstwach związanych z obrotem gazu, w które mogą być zamieszani ludzie z otoczenia Aleksandra Kwaśniewskiego - pisze "Rzeczpospolita". Według dziennika, możliwe jest, że były prezydent też został nagrany przez ochronę biznesmena.
"To ważny wątek całej sprawy" - twierdzi w "Rzeczpospolitej" szef ochrony właściciela Bartimpeksu Marcin Kossek.
Jak twierdzą współpracownicy Gudzowatego, o rzekomych przestępczych powiązaniach sporo może wiedzieć też były szef Wojskowych Służb Informacyjnych, generał Marek Dukaczewski.
Wciąż nie wiadomo jednak od kiedy i ilu polityków nagrywali ochroniarze Gudzowatego. Szef ochrony biznesmena
przyznaje jedynie, że jego ludzie nagrywali każdego, kto - według ich szefa - stał za spiskiem przeciwko interesom i życiu biznesmena. Potwierdził to także w rozmowie z dziennikiem.pl.
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 21:31, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Ziobro: Kwaśniewski chce odwrócić uwagę
"To oczywista próba odwrócenia uwagi od kompromitujących treści nagrań Oleksy - Gudzowaty" - tak minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro komentuje oskarżenia Aleksandra Kwaśniewskiego, że ktoś go podsłuchuje.
"Kwaśniewski postawił byłemu premierowi zarzut zdrady. Jest to o tyle uderzające, iż nie był to zarzut kłamstwa, czy konfabulacji, ale zdrady właśnie. Zasługuje to na szczególną uwagę i daje do myślenia" - napisał Ziobro w oficjalnym oświadczeniu Ministerstwa Sprawiedliwości. Ziobro twierdzi, że Oleksy zna wszystkie tajemnice lewicy i jego nagrania mocno przestraszyły polityków tej formacji. Dlatego próbują oni desperackimi atakami na PiS wykręcić się z afery.
Minister kpi też w oświadczeniu z byłego prezydenta. "Do Ministerstwa Sprawiedliwości niejednokrotnie trafiają listy czy skargi, których autorzy wyrażają przekonanie, że są podsłuchiwani, podglądani, podtruwani, a nawet, że ktoś im do głowy wszczepił <chip>. Jestem przeciwnikiem politycznym byłego prezydenta, mam jednak nadzieję, że w podobnym kierunku nie będą eskalować jego podejrzenia" - napisał minister.
W podobnym tonie mówił też dziś o oskarżeniach Kwaśniewskiego premier Jarosław Kaczyński. "Współczuję mu. Poczucie, że jest się ciągle inwigilowanym to poczucie związane często z nie najlepszym stanem ogólnym" - rzucił kąśliwie premier. I dodał: "Równie dobrze można by nas obarczyć winą za nieurodzaj orzeszków ziemnych w Gabonie".
dziennik.pl
-))))))))))))))))))
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
bosska_nie może się zalog
Gość
|
Wysłany: Pon 21:56, 26 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
powiem tylko tyle:
te uwagi mogli sobie darować
nie sądzę, aby zajmowane przez nich stołki upoważniały ich do wydawania takich opinii - a wręcz przeciwnie
ale historia pokazuje nam coś innego (choćby komentarze ziobry w kilku ostatnich sprawach)
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 8:15, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Premier: IV Rzeczpospolita nikogo nie podsłuchuje!!
Jarosław Kaczyński jest zbulwersowany obarczaniem obecnych władz odpowiedzialnością za to, że Aleksander Gudzowaty nagrał swoją rozmowę z Józefem Oleksym. Według niego to stawianie rzeczywistości i zdrowego rozsądku na głowie.
Kwaśniewski powiedział w poniedziałek w TVN24, że ma poczucie, że jest "podsłuchiwany przez IV RP".
Odpowiadając na zarzut Kwaśniewskiego, że IV RP to "państwo podsłuchów", premier przypomniał czasy prezydentury Lecha Wałęsy, kiedy - jego zdaniem - podsłuchów było rzeczywiście dużo. Jarosław Kaczyński zapewnił, że dzisiaj nikt nikomu podsłuchów nie zakłada. IV Rzeczpospolita nikogo nie podsłuchuje - oświadczył premier. Zdaniem szefa rządu, w ten sposób próbuje się "odwrócić kota ogonem". - To co jest do wyjaśnienia, to są te taśmy. Ja mogę zapewnić, że o tym, że zostaną one opublikowane, dowiedziałem się z gazety (...). Ta władza nie miała z tym nic wspólnego - powiedział premier w radiowych "Sygnałach Dnia".
Dodał, że IV RP dąży do pokazania prawdy o polskim życiu publicznym takim, jak ono naprawdę wyglądało w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Premier przyznał, że choć jest tym zaskoczony, Oleksy ma tu dużą zasługę dla Polski.
Jarosław Kaczyński uważa za niepotrzebne powoływanie komisji śledczej do wyjaśnienia oskarżeń zawartych na tak zwanych "taśmach Oleksego". Zdaniem premiera może to wyjaśnić prokuratura.
Premier wyraził zdziwienie, że Aleksander Kwaśniewski ogłosił zamiar powrotu do czynnej polityki w momencie, gdy ujawniono tak zwane "taśmy Oleksego". Podkreślił, że nagranie to uderza w osobę byłego prezydenta i należałoby się spodziewać, że najpierw zostaną wyjaśnione zawarte w nim oskarżenia.
Jarosław Kaczyński powiedział, że nie wie, czy oskarżenia pod adresem Kwaśniewskiego mają oparcie w faktach. Przyznał jednak, że sam niejednokrotnie zastanawiał się, w jaki sposób były prezydent zgromadził tak duży majątek.
Zdaniem premiera, Kwaśniewski i znaczne grono jego zwolenników, także w mediach, uznają że to jest świetny moment, żeby rozpocząć ponowne uczestnictwo w życiu publicznym. A sprawa wyjaśnienia całkowicie znika.
Komentując zapowiedź powrotu Kwaśniewskiego do czynnej polityki premier powiedział, że nie wróży mu sukcesu. Zdaniem Kaczyńskiego były prezydent powinien najpierw spróbować wrócić do dawnej formy. W ocenie premiera, jego siłą była umiejętność zachowywania spokoju i posługiwania się bardzo łagodnym językiem w każdej sytuacji. - A teraz miota przekleństwa, co wskazuje, w jakim jest stanie - mówił premier.
Kilka dni temu media ujawniły nagrania z prywatnej rozmowy Oleksego ze związanym z lewicą biznesmenem, Aleksandrem Gudzowatym. Były premier negatywnie wypowiadał się w jej trakcie o czołowych politykach lewicy. Powiedział między innymi że Aleksander Kwaśniewski nigdy nie zdołałby się wyliczyć z posiadanego majątku. Po opublikowaniu nagrania Józef Oleksy został zawieszony w prawach członka SLD.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 8:20, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Traktat o wyciszaczach
Sprawa taśm Oleksego pokazała, że we współczesnej Polsce plenią się "wyciszacze". Wyciszacz to dziennikarz, który nie chce wiedzieć. A gdy go już zmuszają, aby się dowiedział, krzywi usta z niesmakiem, stwierdzając: "w tym nic nie ma" - pisze Piotr Zaremba, publicysta DZIENNIKA.
Podczas stanu wojennego Przemysław Gintrowski śpiewał piosenkę o "ozdabiaczach". Byli to ci intelektualiści, którzy podczas brutalnych represji, gdy zamykano ludziom usta, tworzyli miłe dekoracje, prawiąc o greckiej filozofii i polskim patriotyzmie w reżimowych mediach.
Absolutnie niczego nie porównując, użyjmy podobnej maniery językowej. We współczesnej Polsce plenią się "wyciszacze". Wyciszacz to dziennikarz, który nie chce wiedzieć. A gdy go już zmuszają, aby się dowiedział, krzywi usta z niesmakiem, stwierdzając: "w tym nic nie ma". Albo żąda tłumaczenia się od tych, którzy podsunęli mu niemiłą informację pod nos.
Wyciszacze obecni są po wszystkich stronach ideowych barykad. Każdy lubi czasem powyciszać w interesie osób, które popiera. Ale - będę się upierał - najwięcej wyciszaczy pojawia się po stronie liberalnej i postkomunistycznej lewicy. Po prostu dla tych obozów "wyciszanie" - na przykład afer czy agenturalnej przeszłości - było nie tylko doraźną koniecznością chwili. Było ideologią.
Nie chcą wiedzieć
Klasykiem tego sposobu myślenia jest Piotr Najsztub. Gdy podczas kampanii wyborczej 2005 roku zastanawiano się, jaki jest naprawdę majątek Włodzimierza Cimoszewicza i czy przy jego ujawnianiu nie doszło do nieprawidłowości, Najsztub ogłosił, że to wszystko go nie interesuje, że istotniejszy jest program kandydata SLD.
Dziennikarze zachodni, gdyby dowiedzieli się, że szef poważnego tygodnika ogłasza: nie będę zaglądał politykowi do portfela czy oświadczenia majątkowego, byliby bardzo zdziwieni. Taka wiedza to źrenica demokracji. Bywa, że staje się przedmiotem walki politycznej. Tyle że następstwem tej walki jest często oczyszczenie życia publicznego. Politycy na Zachodzie muszą się tłumaczyć nawet z tak "prywatnych" spraw jak zatrudnianie cudzoziemskiej, nieubezpieczonej służącej. W Polsce rozmaite nieformalne klosze często w końcu pryskały. Ale nim do tego doszło, tłum wyciszaczy dzielnie pracował nad ich instalacją i ochroną, aby się broń Boże nie stłukły.
Nie zdziwiło mnie więc, gdy zobaczyłem Najsztuba gorączkującego się w TVN 24 przeciw poważnemu potraktowaniu tak zwanych taśm Oleksego (albo Gudzowatego 2). To jak najbardziej zgodne z jego wizją dziennikarstwa. Niemniej publicysta sięgnął po argument chętnie używany przez innych wyciszaczy i warto mu się przyjrzeć. Oto taśmy Gudzowatego jawią się jako "wrzutka", efekt politycznej intrygi. Ma to nie tylko dyskwalifikować ich treść, ale zwalniać wyciszaczy od debaty nad nimi.
Świat spiskowych teorii
W stanie czystym to rozumowanie zostało zaprezentowane w "Gazecie Wyborczej". Pierwszego dnia pismo to uznało, że treść nagrań warta jest ósmej strony. Gdy jednak okazało się, że stacje telewizyjne i radiowe nie stosują się do tej hierarchii informacji, zdecydowano się na atak.
Marcin Wojciechowski snując rozważania, czy ulega spiskowym teoriom, czy nie, obwieścił: "To oczywiście przypadek, że nagrania atakujące Aleksandra Kwaśniewskiego pojawiają się, gdy jest on coraz bardziej aktywny w kraju, udziela coraz więcej wywiadów i rozważa powrót do polityki. To jeszcze większy przypadek, że publikują je "Dziennik" i "Wprost". Nie ma się co dziwić, bo pisma te zdobyły przecież nagrania w ramach żmudnego dziennikarskiego śledztwa. Mogę im tylko pozazdrościć warsztatu. To, że nagrania były w dyspozycji prokuratury od jesieni, a wypłynęły właśnie teraz, jest niewiele znaczącym szczegółem.
Ta gryząca ironia co do terminu publikacji jest zabawna na łamach gazety, która nawet dla tekstu o aferze Rywina (godzącej wszak w jej własne interesy) wybrała tak starannie moment druku, że przypadł on na pół roku po wydarzeniach. Niemniej protekcjonalne uwagi dziennikarza "Wyborczej" o warsztacie warte są odpowiedzi. Oczekiwać bowiem można, że lider polskiej opinii publicznej nie ograniczy się do ogólnikowych napomnień, ale przedstawi szczegółowo wytyczną - komu wolno mniej, a komu więcej w podobnych skądinąd przypadkach. Od czego to zależy i jakie gremium będzie rozdawać pochwały i nagany.
Dwa standardy
Przypomnijmy przypadek tak zwanych taśm Renaty Beger, nazwanych także taśmami prawdy. Pokazanie ich w TVN-owskim programie "Teraz My" było przyjęte przez "Wyborczą" wręcz owacyjnie. A przecież spełniły one wszystkie kryteria z tekstu Wojciechowskiego. Czy przyjęcie zaproszenia do instalowania kamer w pokoju posłanki Samoobrony to "żmudne dziennikarskie śledztwo"? I czy nie widać gołym okiem, kto na emisji tego słynnego programu skorzystał, a kto stracił? Samoobrona zmusiła PiS do ustępstw i wkrótce wróciła do koalicji. A politycy PO, dziś zżymający się na przecieki, dziękowali wtedy wylewnie dziennikarzom za obronę podstaw demokracji. Czyli za - chwilowy skądinąd - spadek notowań PiS.
Może nawet profitenci tamtej emisji byli łatwiejsi do wskazania niż ci, którzy skorzystają na obecnej publikacji. Bo tak naprawdę nie wiadomo, kto bardziej zyskuje na pognębieniu lewicy i ewentualnej kompromitacji Kwaśniewskiego - PiS (potwierdza własną wizję świata) czy PO (osłabia groźnego konkurenta).
Żeby było jasne - nie uważam pozyskania taśm Beger za coś nagannego. Przeciwnie, broniąc wtedy Sekielskiego i Morozowskiego przed bezsensownymi oskarżeniami posłów PiS o uleganie inspiracjom WSI czy inne bezeceństwa, pisałem, że decydującym kryterium oceny ich dziennikarskich decyzji jest interes publiczny. W obu przypadkach - choć metoda dotarcia do kompromitujących rozmów Beger z Lipińskim i Oleksego z Gudzowatym jest inna - dowiedzieliśmy się sporo o kulisach polityki. Podobne stanowisko - że to nie nowa afera Rywina, ale ciekawa i ważna informacja - zajmował wówczas "Dziennik".
Interes publiczny
Tymczasem wyciszacze zdają się dziś twierdzić, że dziennikarz znajduje takie nagrania (lub ważne dokumenty) na ulicy. Tak oczywiście nie jest - także, gdy jakąś rewelację odkrywa "Gazeta Wyborcza". Przypomnijmy utrwaloną na taśmie rozmowę Aleksandra Gudzowatego z Adamem Michnikiem. Potentat zarzucał gazecie redaktora korzystanie z materiałów przynoszonych wprost przez funkcjonariusza służb specjalnych. Michnik nie zaprzeczał - przeciwnie, tłumaczył się z tego. A jego zastępca Piotr Pacewicz oznajmił z rozbrajającą szczerością w studio TVP, że "u nas nikt nie zna się na tematyce energetycznej". Czyżby więc "wrzutka" demonicznych oficerów UOP przyjmowana na wiarę przez naiwnych redaktorów? Wówczas także ja broniłem "Wyborczej", wskazując, że kryterium oceny publikacji powinna być przede wszystkim ich prawdziwość, a ponadto za podnoszeniem tematyki zagrożeń dla polskiej suwerenności energetycznej także stał ważny interes publiczny sprzeczny z interesem Aleksandra Gudzowatego.
A czy było przypadkiem, że "Wyborcza" pozyskała w 1991 roku dokumenty dotyczące spółki Telegraf? Bardzo wielu ludzi i wiele instytucji nie lubiło wówczas braci Kaczyńskich. Ich gotowość do dzielenia się dowodami swojej wiedzy z też nieżyczliwą tym politykom gazetą była zapewne ogromna. A czy przypadkiem były łatwe sukcesy "Wyborczej" w przeczesywaniu rozmaitych ciemnych interesów na obrzeżach rządów AWS? Przecież taka wyliczanka nie ma sensu. Istnieją oczywiście etyczne granice poza które dziennikarz - próbując zdobyć informacje - nie powinien wychodzić. Kłopot w tym, że trudno je precyzyjnie wytyczyć. Szczególnie tym, którzy stosują inne miary wobec siebie, a inne wobec ideowej czy rynkowej konkurencji. Dziennikarz odpowiada za to, czy sam manipuluje informacjami. W dużo mniejszym stopniu za intencje tych, którzy mu je przekazują.
Kto jest obryzgany?
Inną metodą wyciszaczy jest bagatelizowanie tego, co powiedział Oleksy. Sugeruje się, że był pijany (choć z emisji kawałków wynika, że mówił bardzo składnie). Ogłasza się, że nie lubi Kwaśniewskiego (to akurat prawda, ale czy to musi oznaczać, że powtarzał o nim same fałszywe informacje). Albo po prostu - jak komentator "Wyborczej" - uznaje się rozmowę za "plugawą". Taka kwalifikacja zwalnia z dalszej debaty.
A przecież nawet jeśli w tej czy innej kwestii Oleksy się myli, czy powtarza plotki, nie ma powodu rysować fałszywego, skądinąd apokaliptycznego obrazu własnej formacji wobec osoby, która również nieźle zna jej naturę, tyle że podpuszcza swojego rozmówcę. Nawet fakt, że były premier i marszałek Sejmu jawi się tu i ówdzie jako samochwał, nie jest dowodem, że nie mówi prawdy, choćby dlatego, że w innych miejscach tej rozmowy posługuje się językiem kapitalizmu politycznego zrozumiałym dla nich obu. Na przykład wtedy, gdy ma pretensję do Gudzowatego, że ten przychodził po pomoc nie do niego, a do Kwaśniewskiego i Millera. To język wewnętrzny. Dlaczego mieliby go używać tylko ci dwaj ludzie - będąc jakąś wyspą zła w morzu dobra i bezinteresowności.
Jedną myśl Najsztuba wyrażoną w studiu TVN 24 warto poprzeć: to wszystko, co usłyszeliśmy, jest surowym materiałem, który trzeba teraz weryfikować. Tyle że krzyki wyciszaczy (taki mały paradoks - wyciszanie jest często bardzo hałaśliwe) wcale w tej weryfikacji nie pomaga. Bo teraz każde podążanie za interesami Kwaśniewskiego czy innych osób obecnych na taśmie będzie przedstawiane jako dalszy ciąg politycznych szykan. Skoro Oleksy z definicji nic ważnego nie powiedział - nie ma czego sprawdzać.
Niezależnie zaś od sukcesów czy porażek w dziele tego sprawdzania, rozmowa Oleksego z Gudzowatym jest znakomitym materiałem badawczym dla socjologów polityki. I znakomitym źródłem wiedzy o atmosferze panującej na postkomunistycznej lewicy dla komentatorów. Marcin Wojciechowski napisał na łamach "Wyborczej", że wszyscy zostaliśmy tymi rewelacjami obryzgani.
Nie obwieszczał tego, gdy poznawaliśmy brzydką polityczną kuchnię relacji PiS - Samoobrona. Obryzgane było tylko PiS. Ja się obryzgany nie czułem wtedy i nie czuję teraz. Więc niech gazeta Adama Michnika nie wyciera sobie twarzy w moim imieniu.
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 9:07, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Ochroniarz Gudzowatego: Specsłużby wpływały na "Wyborczą"!!
Służby specjalne inspirowały Adama Michnika do zamieszczania w "Gazecie Wyborczej" tekstów niekorzystnych dla Gudzowatego - twierdzi Marcin Kossek, szef ochrony biznesmena. Według niego, redaktor "GW" potwierdza na nagraniu rozmowy z Gudzowatym. Innym niż to, które w październiku wyciekło do mediów.
Kossek ujawnił w radiowych "Sygnałach Dnia", że jest jeszcze jedna taśma z nagraną rozmową Aleksandra Gudzowatego i Adama Michnika. A to, co prezentowane było w mediach, jest tylko niewielką częścią całości.
Wszystkie spotkania odbywały się z inicjatywy redaktora "Wyborczej" - przyznał szef ochrony biznesmena. Podczas jednej z rozmów - jak powiedział Kossek - Michnik przyznał, że specsłużby inspirowały go do zamieszczania w dzienniku niekorzystnych i nieprawdziwych artykułów na temat Gudzowatego.
Kossek zaznaczył, że wszystkie taśmy są w prokuraturze. Dodał, że w związku ze sprawą redaktor naczelny "Wyborczej" stawił się w prokuraturze, ale - jak twierdzi szef ochrony Gudzowatego - odmówił składania zeznań ze względu na grożącą mu odpowiedzialność karną.
W październiku ubiegłego roku ujawniono zapis fragmentu rozmowy Gudzowatego z Michnikiem. Naczelny "Wyborczej" przyznał w niej, że jeden z dziennikarzy piszący o biznesmenie mógł dostawać informacje od służb specjalnych.
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 9:38, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Macierewicz: WSI zniszczyły materiały o Gudzowatym!!
Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoni Macierewicz poinformował, że w lipcu 2006 roku Wojskowe Służby Informacyjne zniszczyły materiały dotyczące spraw związanych z Aleksandrem Gudzowatym, zaś ludzie za to odpowiedzialni zostali zidentyfikowani.
- Istniały rzeczywiście materiały dotyczące spraw związanych z Aleksandrem Gudzowatym i zostały przez WSI zniszczone bezprawnie w lipcu 2006 roku, a więc w czasie kiedy już weszła w życie ustawa o rozwiązaniu WSI, kiedy było jasne że powstanie komisja weryfikacyjna - powiedział Antoni Macierewicz w poniedziałek wieczorem w TVP1.
Macierewicz zaprzeczył spekulacjom według których nazwisko Gudzowatego miało znaleźć się w raporcie z likwidacji WSI - - Zaprzeczam stanowczo jakoby Aleksander Gudzowaty miał się znaleźć w raporcie WSI. To nie jest prawda.
Macierewicz ocenił, że w sposób oczywisty mamy do czynienia z przekroczeniem prawa. - Zostali już zidentyfikowani ludzie odpowiedzialni za to zniszczenie i staną przed komisją - dodał szef SKW.
(PAP)
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 9:40, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
TRZEZWY ??????????????????????? HIHIHI ?? CHYBA DUZY , DUZY KAC !!!
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:32, 27 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Z polskokanadyjskiej strony internetowej Andrzeja Kumora, szanowanego w Kanadzie działacza polonijnego:
[link widoczny dla zalogowanych]
Passentowa choroba
W ramach promocyjno-książkowych wojaży do Toronto zawinął p. Daniel Passent - były okręt flagowy propagandy peerelu - człowiek kształcony niegdyś w stalinowskiej kuźni bolszewickich charakterów warszawskim liceum im. Świerczewskiego. Pewien absolwent tej placówki tak wspominał młode lata: "Większość uczniów z naszej szkoły (Elżbieta Jędrychowska, Daniel Passent, Ochabówny, Marian Grinberg i inni - przyp. G.D.) wywodziła się z tej formacji, dla której ten nowy, komunistyczny ustrój był akceptowany znacznie bardziej niż potocznie. Można przypuszczać, że gdyby to nie była Warszawa tylko prowincja, zbrojne podziemie strzelałoby do naszych rodziców, a nie do innych. (...) I oni głęboko ubolewali, że Polska nie jest 17. republiką radziecką. Kolega mojego brata miał nad łóżkiem własnoręcznie zaprojektowany herb polskiej republiki rad." - koniec cytatu.
Passent pilnie się w PRL-u uczył, bo pchnięto go na studia na Harvardzie. Przypomnę młodszym czytelnikom, że było to w czasach komunistycznego totalu, gdzie dla wielu obywateli uzyskanie paszportu uprawniającego do przekroczenia żelaznej kurtyny pozostawało w sferze marzeń sennych. Niektórych nie wypuszczano nawet na wczasy do Bułgarii.
Był więc p. Daniel Passent artystą propagandowego pióra i członkiem komunistycznej "bohemy", czerwonej "elyty", której zadaniem było trucie mózgów ludzi, do których nie przemawiał siermiężny żargon "Trybuny Ludu". Od komunistycznej propagandy wyższych lotów była "Polityka" - pismo, które wertował przy papierosie każdy peerelowski in-żynier o intelektualnych pretensjach. W przeciwieństwie do sloganowej grypsery "TL", wedle której czerwone "było, jest i będzie", w "Polityce" pisano, że czerwone niekoniecznie musi być, ale taka jest konieczność historyczna i racje geopolityczne, więc dobrze się stało, że jest.
W tym to periodyku błyszczała dialektyczna gwiazda meandrowego języka p. Passenta.
Ponieważ w Polsce nie doszło do dekomunizacji, "Polityka", a wraz z nią p. Passent, przechlupnęli się bezboleśnie do demokracji, gdzie nadal stroili się w szaty nauczycieli, ostrzegając m.in. przed rzekomo nadciągającą teokracją i katolickim fundamentalizmem. Zajęli się także en masse wybielaniem PRL.
Nawiasem mówiąc, dawno temu - właśnie na tle oceny komunizmu p. Passent zarzucił mi chorobę psychiczną, którą skontrastował ze swym domniemanym umysłowym zdrowiem. Pozwolę sobie przytoczyć Passentowy ustęp z "Polityki":
"Nie znam się na medycynie, ale sądzę, że wszystko zależy od tego, co uznamy za normalne. (...) Jeżeli za normę uznamy to, co z PRL zapamiętali np. dotychczasowi szefowie TV (tekst pisany w 1996 roku - przyp. moje) i ?Życia Warszawy= oraz ich pampersi, to wówczas ten i ów kwalifikuje się do leczenia. Wtedy bowiem normą jest to, co pisał o PRL zaledwie kilka miesięcy temu w ?Życiu Warszawy= (pod starym jeszcze kierownictwem) bardzo psychicznie zdrowy p. Andrzej Kumor: ?Można śmiało powiedzieć, że cała krajowa elita intelektualna jadła komunistom z ręki. (...) W Polsce powojennej powstawała jedynie literatura komunistyczna, komunistyczny film i komunistyczna sztuka! Tylko to, co miało od panów z komitetów placet=. Psychicznie zdrowy teoretyk z ?Życia= dochodził do wniosku, że przy okrągłym stole ?porozumienie robiły elity intelektualne przez komunistów wyniańczone, wyhodowane na partyjnych pożywkach...=.
Jeżeli pan Kumor jest zdrowy, a Kuroń, Michnik i Wałęsa byli wyniańczeni przez komunistów, to pani Bogucka słusznie udała się do specjalisty (...) Co do mnie, to wolę być chory, jak Chećko i Małcużyński, niż zdrowy, jak Kumor". - koniec cytatu.
Kto był wówczas chory, kto zdrowy - dziś widać gołym okiem.
Nic to, drobna szczypawka...
P. Passent, który w nowej Polsce załapał się przy MSZ-cie na ambasadorowanie w Chile, napisał książkę o swych doświadczeniach dyplomatycznych zatytułowaną "Choroba dyplomatyczna" i z tą to lekturą wojażuje dziś po kontynentach. O "Chorobie" tak pisał swego czasu recenzent "Rzeczpospolitej":
"W tej książce (...) najbardziej pasjonujący jest indeks nazwisk. Wskazuje, że mamy do czynienia z księgą rodzinną i towarzyską. Passent Agata wymieniona jest dziewięć razy, Passent Bernard dwa razy, Passent Izabela (z domu Mic) dwa razy, Passent Marek raz, Passent Marta 33 razy, Jakub Prawin (wuj) jedenaście razy, Prawinowa Anna (wujenka) dwa razy, Dobromirski Łukasz (pasierb autora) sześć razy i Osiecka Agnieszka (była żona) osiem razy. Rodzina Kwaśniewskich wymieniona jest sześć razy, Kwaśniewski Aleksander (bez Jolanty) 41 razy, Kwaśniewska Jolanta (bez Aleksandra) dwanaście razy. Natomiast Kiszczak Czesław jest wymieniony trzy razy, tyle samo, ile prezydent Chile Eduardo Frei Ruiz Tagle, razem z całą rodziną i zdjęciem, albo Ludgarda Buzek solo. Różnica między miejscem poświęconym przez ambasadora Chilijczykom i innym obcokrajowcom a Polakom pokazuje, że albo Passent nigdy naprawdę z Polski nie wyjechał, a jeśli wyjechał, to niepotrzebnie...". - koniec cytatu.
Tyle o czerwonym salonowcu Passencie. Mam nadzieję, że udając się na autorskie z nim spotkanie będziesz, Drogi Czytelniku, miał jako takie wyobrażenie, na co jest on dyplomatycznie chory.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 0:05, 28 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Gudzowaty: Wszyscy ludzie lewicy są źli !!!!
"Józek jest taka gadułka, ale oni się wszyscy kłócili. Cała trójka - Kwaśniewski, Miller, Oleksy. Bez przerwy: chimery i awanturki" - mówi DZIENNIKOWI Aleksander Gudzowaty, którego ochrona nagrała rozmowę z Józefem Oleksym.
Michał Majewski i Paweł Reszka: Dużo piliście z Oleksym?
Aleksander Gudzowaty: Wino jedno. To był obiad przecież.
Wiedział pan, że pańska ochrona nagrywa?
Gdybym wiedział, to nie zadałbym głupiego pytania o liftingi w intymnych miejscach. Wyszedłem na osła.
Ochrona nagrywa, a pan nic nie wie? Trudno uwierzyć.
Tak było! Mój zespół bezpieczeństwa to nie są ochroniarze, którzy latają z pistoletami. Są dosyć przystojni, ale ich głównym zajęciem jest praca głową. Dla ochraniania mnie, rodziny i firmy prowadzą akcje kontrwywiadowcze. Dałem im wolną rękę. Ja nie mogę o tym wszystkim wiedzieć, bo bym zwariował. Najwyraźniej Kossek (Marcin, szef ochrony biznesmena - red.) uznał, że trzeba nagrać spotkanie z Oleksym.
Ale dlaczego?
Mówi o tym pierwszy fragment zarejestrowanej rozmowy. Nie chcę zdradzać szczegółów. To jest sprawa, którą zajmuje się prokurator.
W pierwszej części rozmowy z 14 września 2006 r. Oleksy próbuje pana zniechęcić do ujawniania afer na lewicy. Jego wizyta jest związana z dwoma tekstami w DZIENNIKU, które ukazały się 11 i 12 września 2006 r. Opisaliśmy w nich polityczno-korupcyjne rozgrywki na szczytach władzy za rządów SLD, w które próbowano pana wciągnąć. Oleksy przychodzi tuż po tekstach. Jest czyimś emisariuszem? Zjawia się przypadkowo?
Myślę, że nieprzypadkowo.
Zależało mu, żeby do pana przyjść?
Tak, to prawda.
Przychodzi, bo chce wyciągnąć informacje?
Tak, ale ja nie chcę przeszkadzać prokuratorowi.
Oleksy przekazywał panu prosty komunikat: lepiej, żeby rozgrywki na lewicy nie wychodziły na jaw.
Tak.
Wypytywał o szczegóły.
Jak wiecie, to po co pytacie?!
Był pan poddawany presji przez środowisko Oleksego, żeby rozmowa nie wyszła?
Nie pamiętam.
Przez środowisko lewicy?
Nie pamiętam.
Na tej taśmie pojawia się...
Nie pamiętam.
Nie jest panu przykro z powodu tego, co spotkało Oleksego w ostatnich dniach?
Szkoda mi było tej smutnej buzi, jak się żegnał w zeszłym tygodniu. Trochę się czuję winny, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. Oleksy mówił od siebie. Nie mógł przypuszczać, że go ktoś nagrywa. Postąpiono z nim niehumanitarnie. Mogli mu podziękować, że znalazł odwagę i wszystko opowiedział. Sam Oleksy też mógł się zachować jak chłop i zrobić z siebie bohatera. Ale zaczął się wycofywać.
Nie jeden Oleksy opowiadał panu co się dzieje w SLD?
Józek jest taka gadułka, ale oni się wszyscy kłócili. Cała trójka - Kwaśniewski, Miller, Oleksy. Bez przerwy: chimery i awanturki.
Ale jest mnóstwo zdjęć, jak pan robi misia politykom z SLD. Świadczy to o tym, że dobrze żyliście.
Misia to ja wszystkim robię.
Ale z Oleksym misie były wyjątkowe.
Józio jest gruby. Żeby z nim zrobić misia, to trzeba go objąć choć trochę. Ja go lubię, tylko uważam, że był złym premierem. Oni wszyscy są źli, bo nie mają dusz patriotów.
Zgadza się pan z tym co mówił Oleksy, że Kwaśniewski stworzył kapitalizm polityczny?
Kwaśniewski w ogóle nie myślał o Polsce. Miał inne priorytety. Wprowadził sytuację "przymrużenia oka". To rozhermetyzowało Polskę, w tym sensie, że wszystko było wolno. Wprowadził fikcyjny język, język pozorów. Choć był elokwentny. Gada pięknie.
Nie myślał o Polsce? Poważny zarzut. O czym myślał?
O przyjemności sprawowania władzy. To nie był reformator. Reformator kieruje się pasją, idzie do przodu, jest obsesyjny.
Jaki był cel Kwaśniewskiego?
Istnieć.
Jest pan nim zawiedziony?
Bardzo.
Czego chciał od pana Marek Ungier, kiedy w zeszłym tygodniu zaniepokojony telefonował do pana do Paryża?
Zapytać, czy go ktoś nagrał.
I co mu pan powiedział?
Że moim zdaniem nikt.
Pytał pan Kosska, ilu nagrał polityków?
I tak nie odpowie, ale myślę, że niewielu.
Czujemy w pańskim głosie pretensję do Kosska.
Gdybym wiedział, co z tego wyniknie, to może próbowałbym go powstrzymać.
Zakaże mu pan nagrywania?
Będzie chciał to i tak sobie nagra.
Czy ma pan kopię dokumentu UOP z lat 90., mówiącego o tym, że pan handluje czerwoną rtęcią?
Wiem, że taki dokument jest w archiwach służb. To opinia o Bartimpeksie i o mnie, z której wynika, że handlujemy jakimiś niestworzonymi metalami i jesteśmy trefni. Papier został podpisany przez Konstantego Miodowicza.
W końcówce rządów AWS udzielił pan wywiadu. Mówił pan, że czeka na SLD, że nie może pan wytrzymać z AWS-em.
Pamiętam. Mdliło mnie. Na Buzka miałem alergię...
I przyszedł Miller...
No przyszedł Miller, cholera! Rozpacz i to wszystko.
Wierzy pan, że Kwaśniewski oszukiwał i nie będzie w stanie udokumentować majątku?
Odczepcie się ode mnie!
Kaczyńscy są lepsi od poprzedników?
Myślę, że są uczciwi. Nie wierzę, żeby robiły na nich wrażenie jakieś obce pieniądze.
Teraz ustawia się pan pod PiS?
Powinniśmy pomagać kolejnym rządom, to rodzaj patriotycznego obowiązku. Niezależnie od tego, czy nam się podoba Kaczyński, czy nie. Bracia są niezwykle skuteczni i mądrzy. Na razie wszystko im się udaje, idą równym krokiem. Za chwilę zaproponują wygodne ustawy ekonomiczne, np. emerytalne, i naród ich polubi. Nie podoba mi się tylko numerowanie Rzeczpospolitych. Chcę umrzeć w Rzeczpospolitej Polskiej, a nie w IV Rzeczpospolitej.
A proszę sobie przypomnieć, kto był w rządzie Buzka ministrem sprawiedliwości? A z kim miał pan proces, nie z Lechem Kaczyńskim?
Ale... on się inaczej zachowuje teraz. Poza tym on ma wielkiego pomocnika, ambitnego brata. W zespole są silniejsi.
Jak pana nazwał Kaczyński? Dowodził, że jesteś pan ruski agent.
Tak, ruski agent, ale to się zaczyna powoli wyjaśniać. Okazało się, że to Jerzy Marek Nowakowski napompował Kaczyńskiego taką wiedzą. Podaliśmy Nowakowskiego do prokuratury.
Teraz ludzie będę się bali z panem rozmawiać?
Chrzanię to!
Jakie konsekwencje przynosi panu ten skandal?
Jestem pod pręgierzem. Ludzie nie lubią podsłuchiwania. Już nazywają nas Polskie Nagrania. A sezon na kabarety się jeszcze nie zaczął. Jak się zacznie, to dopiero dostanę
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Śro 7:19, 28 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Mamy wreszcie drogowe sukcesy!
Projekt „Odnowa i rehabilitacja dróg” to spory sukces polskich drogowców. Oby go nie zaprzepaścili. Taka groźba jest realna.
O budowaniu autostrad w Polsce (a raczej ich niebudowaniu) od lat krążą legendy. Nie wszystko jednak, za co bierze się Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA), kończy się porażką. Są inwestycje, którymi może się poszczycić, np. projektem „Odnowa i rehabilitacja dróg”.
Hojne banki…
Jest to jeden z projektów drogowych najlepiej ocenianych przez Bank Światowy, który współfinansuje inwestycje. Drugim podmiotem, który nie szczędzi pożyczek, jest Europejski Bank Inwestycyjny (EBI). Ma pożyczyć 300 mln EUR.
— Prowadzone są negocjacje. Pieniądze te są przeznaczone na inwestycje w odnowę i rehabilitację dróg w latach 2007-08. Pozwolą utrzymać dotychczasowe tempo prac 2 tys. km dróg rocznie — mówi Artur Mrugasiewicz, z biura prasowego GDDKiA.
To dużo, bo jeszcze cztery, pięć lat temu było tylko 200-250 km. Negocjowany obecnie kredyt ma zaciągnąć Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK). Pieniądze powinny trafić do Krajowego Funduszu Drogowego, czyli rachunku w BGK. Inwestorem jest jednak drogowa dyrekcja.
… skąpy budżet
Już w ubiegłym roku Kazimierz Marcinkiewicz, ówczesny premier, zapowiedział, że w latach 2006-09 na projekt zostanie przeznaczone 4 mld zł. Tylko w tym roku drogowa dyrekcja zamierza wydać 1,8 mld zł. Jeśli uda się sfinalizować rozmowy z EBI, plan może się powieść. Są jednak zagrożenia. Największym z nich są ciągłe spory o zasady finansowania wszelkich drogowych inwestycji między resortami finansów i transportu.
Poprawa sytuacji w sferze remontów i odnowy dróg to m.in. rezultat powołania KFD, który ma zarządzać kredytem negocjowanym z EBI. Obydwa ministerstwa nie mogą jednak porozumieć się co do tego, jak ma on funkcjonować. Nieoficjalnie mówi się nawet o tym, że Ministerstwo Finansów chce zlikwidować wszelkie fundusze i samo zarządzać kasą. „PB” od 9 marca stara się uzyskać z tego resortu informacje na temat planów dotyczących działania KFD. Na razie bezskutecznie.
Wojciech Malusi, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa, wielokrotnie podkreślał, że lepiej byłoby, gdyby KFD był podmiotem podległym resortowi transportu.
Współpraca z resortem finansów jest jednak konieczna. Od 2004 r. do końca 2008 r. na rehabilitację i odnowę dróg budżet ma wydać 200 mln EUR.
Wojciech Malusi obawia się też, że planowane zastąpienie w tym roku części wydatków KFD przez rezerwę budżetową może zakończyć się tym, że drogowcy pieniędzy nie otrzymają. Urzędników odstrasza bowiem związana z korzystaniem z niej biurokracja. Kolejną barierą w realizacji drogowych inwestycji są ceny. Normą stało się, że wykonawcy znacznie wyżej wyceniają kontrakty niż dyrekcja i w rezultacie inwestycje opóźniają się.
Katarzyna Kapczyńska
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|