Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

JAKĄ PRZYSZŁOŚĆ MA KRAJ
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 40, 41, 42 ... 62, 63, 64  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Historia i Przyszłość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 0:34, 02 Mar 2007    Temat postu:

ALEZ OCZYWISCIE ! PANOWIE Z SLD , PO ( DAWNA UW, UD , KLD ) ORAZ PSL PRZEZ 17 LAT TAK CIEZKO PRACOWALI I BYLI TAK KOMPETENTNI , ZE AZ GLOWA BOLI OD ICH WYCZYNOW ! AFERA ZA AFERA , PANSTWO TRAKTOWALI JAK WLASNE KORYTO , NIE BYLO TAKIEJ DZIEDZINY FUNKCJONOWANIA PANSTWA GDZIE NIE POWSADZALIBY SWOICH NADDYSPOZYCYJNYCH PRZYDUPASOW , PRZEZ 17 LAT ZA SWOJA CIEZKA PRACE PRZYZNAWALI SOBIE OCZYWISCIE WYSOKIE DAROWIZNY !!! -)))))))))))) CHYBA MUSISZ ZALOZYC JESZCZE WIEKSZE OKULARY ! ALBO KUP SOBIE LORNETKE ! TO BEDZIESZ MNIEJ OPOWIADALA TAKICH NIEWYDARZONYCH BZDUR O CZASIE , KTORY TRACIMY I TYCH MOZLIWOSCIACH DO SZYBKIEGO ROZWOJU! HEHE! HEHEHEHE ! STRACILISMY 17 LAT ! A 17 LAT ZLODZIEJSTWA , PRYWATY I AFER TO JUZ PRAWIE POKOLENIE !!!!! JAK DODAMY DO TEGO 45 LAT PRL TO TO SA JUZ TRZY UPODLONE POKOLENIA !! BRAWO KACZORY !
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:34, 02 Mar 2007    Temat postu:

"Wiedźmin" i "Quo vadis" pod lupą ABW!!
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zwróciła się do prezesa TVP, Andrzeja Urbańskiego o udostępnienie dokumentacji dotyczącej produkcji filmowej i seriali telewizyjnych: "Przedwiośnie", "Wiedźmin" i "Quo vadis".
Prezes TVP zadeklarował udzielenie wszelkiej pomocy.

Działania funkcjonariuszy ABW były wykonywane w obecności biegłych z zakresu produkcji filmowej i realizowano je w ramach nadzorowanego przez Prokuraturę Okręgową w Szczecinie śledztwa w sprawie nieprawidłowości związanych z finansowaniem produkcji powyższych filmów w latach 1999-2002. Akta sprawy szczecińska prokuratura otrzymała w październiku zeszłego roku z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która wcześniej umorzyła śledztwo w tej sprawie. Obecnie biegli z zakresu produkcji filmowej oraz ekonomii oceniają i analizują proces produkcji filmów.

Samo śledztwo dotyczy współpracy znanego producenta filmowego Lwa Rywina, skazanego na dwa lata więzienia za pomoc w płatnej protekcji wobec Agory, z telewizją publiczną przy produkcji filmów. W 2003 r. w czasie prac komisji śledczej ujawniono, że firma Rywina Heritage Films podpisywała z TVP bardzo lukratywne kontrakty.

W zeszłym roku media podawały, że zajmująca się sprawą tej współpracy ABW w raporcie przygotowanym dla komisji śledczej obliczyła, że przez pięć lat - do 2003 r. - kierownictwo telewizji na wspólne z Rywinem produkcje wydało 25 mln złotych, czyli tyle, ile na kontrakty z prawie 40 innymi firmami. Według wyliczeń ABW, na jeden film w koprodukcji z Rywinem przeznaczano niemal 3,5 mln złotych, podczas gdy na pozostałe filmy zaledwie po 760 tys. złotych.

Gazety podawały przykład "Wiedźmina", który miał kosztować 20 mln zł, z czego TVP z własnego budżetu wyłożyła aż 15 mln zł, nie uzyskując potem żadnych zysków wynikających z dystrybucji w kinach.
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:35, 02 Mar 2007    Temat postu:

Sejm rozszerzył uprawnienia prokuratorów!!
Sejm znowelizował ustawę o prokuraturze rozszerzającej uprawnienia prokuratorów. Za nowelą głosowało 217 posłów, przeciw było 186, nikt się nie wstrzymał.
Zmiany zakładają, że wszczynanie i prowadzenie śledztwa ma należeć wyłącznie do prokuratora; nie będzie on mógł, tak jak dotychczas, powierzać policji przeprowadzenia czynności związanych z przedstawieniem zarzutów lub zamknięciem śledztwa

Nowela zakłada także możliwość przedłużania okresu śledztwa oraz stosowania aresztu tymczasowego w postępowaniu przygotowawczym przez prokuratora przełożonego. Będzie on mógł też, w uzasadnionych przypadkach, przejmować sprawy prowadzone przez prokuratorów podległych i wykonywać ich czynności. W trakcie prac nad zmianą ustawy, przedstawiciele środowisk prawniczych krytycznie ocenili propozycje autorstwa resortu sprawiedliwości. Kontrowersje wzbudził zapis przewidujący możliwość zmiany i uchylenia decyzji prokuratora przez prokuratora nadrzędnego.
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:36, 02 Mar 2007    Temat postu:

Wprost: prokurator Stefański bez immunitetu!!!

Sąd dyscyplinarny zdecydował o uchyleniu immunitetu Ryszardowi Stefańskiemu, byłemu zastępcy prokuratora generalnego. Wkrótce zostaną mu przedstawione zarzuty składnia fałszywych zeznań – dowiedział się „Wprost”.
Kłopoty prokuratora Stefańskiego mają związek z jego zeznaniami w sprawie kulis zatrzymania 7 lutego 2002 przez Urząd Ochrony Państwa ówczesnego szefa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskego.

W katowickiej prokuraturze twierdził, że nie widział notatki UOP, w której była mowa o możliwości zagrożenia bezpieczeństwa energetycznego państwa, w przypadku przedłużenia przez PKN Orlen kontraktu na dostawę rosyjskiej ropy z firmą J&S. Jednak 17 września 2004 r., przed posłami z komisji śledczej, Stefański zeznał, że miał do czynienia ze wspomnianą notatką. Przekazać mu ją miała Barbara Piwnik, była minister sprawiedliwości. Prokurator twierdził, że zaniósł ją do Zygmunta Kapusty, szefa warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej.

Kapusta zeznał przed komisją, że dostał od Stefańskiego polecenie pilnego podjęcia czynności śledczych na podstawie tej notatki.

Dokument miał był prawdopodobnie podkładką umożliwiającą zatrzymanie Modrzejewskiego. We wrześniu 2004 r. sejmowa komisja śledcza uznała, że Ryszard Stefański popełnił przestępstwo, składając fałszywe zeznania. Rafał Pasztelański
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:38, 02 Mar 2007    Temat postu:

Kalata: ten rząd ma odwagę dokończyć reformę emerytalną!!

Minister pracy i polityki społecznej Anna Kalata zapewniła w piątek w Sejmie, że obecny rząd ma odwagę dokończyć reformę emerytalną, którą rozpoczęły poprzednie rządy.

Opozycja krytykuje rząd za brak konkretnych rozwiązań dotyczących m.in. emerytur pomostowych oraz wypłat świadczeń z II filara.

W Sejmie odbyła się debata nad informacją rządu na temat funkcjonowania ZUS, waloryzacji świadczeń w 2007 r. oraz oceny przygotowań systemu ubezpieczeń do wypłaty świadczeń emerytalnych na nowych zasadach, z uwzględnieniem emerytur pomostowych.

Informację przedstawił wiceminister pracy Romuald Poliński. Ponieważ w Sejmie nie było w tym czasie min. Kalaty, klub SLD domagał się jej przybycia na Wiejską. Ogłoszono krótką przerwę, w trakcie której szefowa resortu pojawiła się w Sejmie.

Kalata przypomniała, że "to SLD w 2004 r. zlikwidował coroczną waloryzację rent i emerytur", a w 2005 r. uchwalono ustawę o dodatku pieniężnym dla emerytów i rencistów, "którą obecny rząd musiał poprawić".

Zapewniła, że coroczna waloryzacja rent i emerytur będzie realizowana od 2008 r. "I będą środki w budżecie, aby dać emerytom to, co zabrał im SLD" - dodała.

Minister pracy poinformowała, że prawie gotowe są założenia do ustawy o emeryturach pomostowych. "Trwają jeszcze analizy ekonomiczne" - wyjaśniła. Ponadto powiedziała, że ustawa o Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE) ma być uchwalona do końca tego roku, a wypłata świadczeń z II filara będzie prowadzona przez "instytucję bezpieczną, tanią i efektywną".

- Emerytury i renty będą wypłacane i skarb państwa to gwarantuje - zapewniła. - Emeryci i renciści - jesteście bezpieczni i zawsze będziecie mieć swoje świadczenia - zwróciła się do emerytów i rencistów.

Wiceminister Poliński przypomniał, że pod koniec lutego nadzór nad ZUS przejął premier, co było podyktowane "koniecznością wzmocnienia pionu ubezpieczeń społecznych". Dodał, że ma zostać powołany międzyresortowy zespół ds. ubezpieczeń społecznych, na czele którego stanie wicepremier Ludwik Dorn. Celem działania zespołu ma być zintensyfikowanie prac nad dokończeniem reformy emerytalnej.

Wiceminister powiedział, że "sytuacja Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), zarządzanego przez ZUS, jest trudna, o czym świadczy konieczność dotacji z budżetu państwa", ale - jak dodał - sytuacja "poprawia się".

Tadeusz Cymański (PiS) podkreślił, że na stan systemu ubezpieczeń negatywnie wpływa ogromna skala zatrudnienia w szarej strefie. Jego zdaniem, niezbędne jest uszczelnienie systemu ściągania składek ubezpieczeniowych. Poseł zwrócił uwagę, że mimo wysokiego poziomu składek na ubezpieczenie społeczne, nie zabezpieczają one wypłaty świadczeń, a ZUS musi korzystać z dotacji budżetowych oraz kredytów.

Za odrzuceniem informacji jest PO. "W informacji rządu nie znaleźliśmy odpowiedzi na wezwania dotyczące funkcjonowania ZUS, emerytur pomostowych, waloryzacji rent i emerytur, czy kwestii dotyczących wypłaty z drugiego filara" - oświadczył Zbigniew Chlebowski. Zaapelował do rządu o jak najpilniejszy projekt ustawy, która przesądzi o modelu wypłaty środków z OFE. Potrzebny jest także - jego zdaniem - projekt przepisów o emeryturach pomostowych.

SLD skrytykował rząd Jarosława Kaczyńskiego za brak w 2007 r. waloryzacji rent i emerytur. Sylwester Pawłowski zarzucił rządowi także opieszałość w pracach nad emeryturami pomostowymi i zamieszanie wokół wypłat świadczeń z OFE. Domagał się przedstawienia informacji o pracach w tym zakresie.

Rajmund Moric (Samoobrona) ocenił, że problemy dokończenia reformy emerytalnej "to nie są problemy koalicji, opozycji, ale Polski" i należy rozwiązać je wspólnie. Podkreślił, że przejęcie w lutym przez premiera nadzoru nad ZUS jest "istotnym wsparciem dokończenia reformy emerytalnej i personalną odpowiedzialnością za jej skutki i wyniki".

O prace nad reformą systemu ubezpieczeń społecznych "ponad podziałami" apelował także Mieczysław Kasprzak (PSL). Zwrócił uwagę, że przyszłość ubezpieczeń społecznych w Polsce budzi ogromny niepokój. "System emerytalny nie jest sprawą jednego czy drugiego rządu - to sprawa pokoleniowa. Dlatego powinniśmy - ponad podziałami politycznymi - pomyśleć o przyszłości. PSL chce włączyć się w rozwiązywanie problemów" - zadeklarował Kasprzak.

Elżbieta Ratajczak (LPR) postulowała, że trzeba podnieść najniższe emerytury "tak, aby była to kwota realna, starczająca na godne życie ludzi, którzy sobie na to zasłużyli, to sobie wypracowali". Według niej, "istnieje pilna potrzeba przebudowy systemu ubezpieczeń społecznych".
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:40, 02 Mar 2007    Temat postu:

Premier: rząd ma gotowy projekt ustawy o licencjach prawniczych!!

Rząd zakończył prace nad ustawą o licencjach prawniczych - poinformował premier Jarosław Kaczyński. Według niego, ustawa ma znacząco zwiększyć dostępność usług prawników.
- Mimo oporów, ataków, krytyk będziemy szli tą drogą, otwierania zawodów prawnych, by przeciętny Polak mógł korzystać z usług prawników - powiedział premier, prezentując wraz z ministrem sprawiedliwości projekt .

Jarosław Kaczyński dodał, że dostępność usług prawniczych to kwestia praw obywatelskich, tak jak prawo do sądu. - Jeśli jest ona fikcją, to cały system ochrony praw w jakimś stopniu jest fikcją - powiedział Kaczyński, dodając, że w Polsce mamy do czynienia z taką właśnie fikcją, bo przeciętnego Polaka nie stać na usługę prawnika.
brawo kaczory !!!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:43, 02 Mar 2007    Temat postu:

Ziobro: Bezwzględne dożywocie dla zbrodniarzy!!

Jestem za karą bezwzględnego dożywocia, bo jest ona rozwiązaniem dla najgroźniejszych przestępców - grzmi minister sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro, skoro nie może w Polsce wprowadzić kary śmierci dla brutalnych morderców, to chce ich na zawsze odizolować od społeczeństwa.

Minister zapewnia, że jego projekt jak najszybciej trafi pod obrady Rady Ministrów. Ziobro chce, by sąd mógł zabronić zwolnienia warunkowego czy wyjścia na przepustki dla ludzi, którzy popełnili wyjątkowo odrażające zbrodnie.

"Jest grupa sprawców o psychopatycznym rysie osobowości, którzy są bezwzględni i cyniczni; którzy zawsze, kiedy wyjdą na wolność, będą zagrożeniem" - mówi minister. Dlatego chce, by tacy mordercy do końca życia gnili za kratami. Najlepiej - według Ziobry - byłoby ich skazać na śmierć, a to jednak jest niemożliwe. Polska jest w Unii Europejskiej, a przepisy unijne zakazują wprowadzenia kary śmierci. Dlatego bezwzględne dożywocie to jedyna możliwość wykluczenia morderców ze społeczeństwa.

Obecnie skazani na dożywocie mogą prosić o przepustki czy warunkowe umorzenie części kary. Ziobro nie chce tych możliwości zabrać wszystkim skazanym. Bo ci, którzy naprawdę chcą się zmienić i poddają się prawdziwej resocjalizacji, dostaną szansę na normalne życie.

BRAWO ZIOBRO !! JEZELI LOBUZ ZAPLANOWAL I Z PREMEDYTACJA ZABIL ( LACZNIE Z CZASAMI PRL ) TO NALEZY MU SIE KARA ADEKWATNA DO TEGO STRASZNEGO CZYNU !!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 22:52, 02 Mar 2007    Temat postu:

Aparat Bezpieczeństwa w Polsce. Kadra kierownicza.!!!

Kolejne publikacje IPN .
Ujawnimy wszystkich, do ostatniego ubeka.

Obiecał prezes IPN Janusz Kurtyka.
Książka juz dostępna w ksiegarniach. Drugi tom.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 16:40, 03 Mar 2007    Temat postu:

"Tomaszowi Lisowi w odpowiedzi!!!!

Hipokryzja

W ramach walki o uczciwe dziennikarstwo Tomasz Lis przypuścił z furią atak na tych, którzy nie wybrali jego modelu kariery dziennikarskiej. Atak w stylistyce nieodległy od tego, czego, jak się domyślam, uczono na wydziale dziennikarstwa w latach osiemdziesiątych szykując nowe kadry dla Trybuny Ludu, Żołnierza Wolności i Dziennika Telewizyjnego. Problem z Lisem i innymi oburzonymi obecnymi praktykami w mediach nie polega na tym, że w ogóle nie maja racji. Problem polega na tym, że oni sami przez lata robili to, co teraz tak gwałtownie krytykują.

Zacznijmy jednak od faktów, których przekręcanie weszło Lisowi najwyraźniej w krew.

Fakty

W roku 1992 trafiłem do pracy w "Wiadomościach" prosto z "Gazety Wyborczej". Zajmowałem się między innymi relacjonowaniem całej historii lustracyjnej. Nigdy jednak nie uczestniczyłem w żadnej z poufnych narad, które rzekomo codziennie miały odbywać się z udziałem ówczesnego rzecznika Antoniego Macierewicza w gabinecie szefa TAI. Według mojej wiedzy nic takiego nie miało miejsca. Chyba, że narady odbywały się beze mnie, za to z udziałem Tomasza Lisa, ale to już zupełnie inna historia.

Lis pisze, że razem z Agnieszką Romaszewską dostałem od Jarosława Kaczyńskiego zdjęcie, na którym miał być Wachowski. To nieprawda. Zdjęcie dostaliśmy od autorów książki o Wachowskim Pawła Rabieja i Ingi Rosińskiej. Było to w czasie, kiedy Jarosław Kaczyński publicznie powiedział, że takie zdjęcia istnieją, ale nie chciał ich pokazać. Zdjęcie zdobyte od Rosińskie i Rabieja pokazaliśmy Kaczyńskiemu, a ten przed kamerą potwierdził, że właśnie je miał na myśli oskarżając Wachowskiego. Dla Tomasza Lisa informacja taka była zapewne nieciekawa i mało ważna. Kiedy okazało się, że na zdjęciu rozpoznał się mój znajomy, policjant z Lublina Arnold Superczyński zrobiłem o tym kolejny materiał, co jak rozumiem ma być dowode na moje dziennikarskie nieudacznictwo i polityczną służalczość wobec Jarosława Kaczyńskiego. Tomasz Lis ubolewa dziś, że nie zostałem za to wyrzucony z "Wiadomości". W 1992 roku dyskretnie milczał na ten temat. Widocznie klimat był niesprzyjający, dzisiaj to co innego. Oczywiście, Lis by takich materiałów nie robił. Za duże ryzyko.

Sukces, Lis, Howzan

Tomasz Lis oburza się, że wypominam mu wywiad dla "Sukcesu" w jakim ubolewa nad odrodzeniem dziennikarstwa klakierskiego. Dla zmylenia czytelników "Pressa" Lis przedstawia sprawę tak, jakbym miał mu za złe samo udzielenie wywiadu, bo właściciel "Sukcesu" w 1996 roku instalował ekipę Howzana, weryfikatora ze stanu wojennego zamiast redakcji kierowanej przez Tomasza Wołka. Ergo, robię z Lisa sojusznika Howzana. Tego nie napisałem, ale z tym łatwiej polemizować niż z tym, co napisałem naprawdę.

A napisałem tak:

" Tomasz Lis udzielił wywiadu miesięcznikowi "Sukces". Deklaruje w nim, że gdyby miał 20 lat, wyjechałby z Polski na stałe, bo za granicą lepiej się zarabia. Ubolewa też nad gorzkim losem ojczyzny i stanem polskiego dziennikarstwa. "Dziś ludzie, którzy są klakierami władzy, przypisują stronniczość tym, którzy mówią prawdę. A przecież mówienie prawdy jest powinnością dziennikarza. To nieprawdopodobne, ale z wielką siłą odradza się dziś dziennikarstwo klakierskie."

Potem był mój komentarz: "Dziś"? "Odradza się"? Mówi to w 2006 roku Tomasz Lis, który wielokrotnie publicznie demonstrował, jak z gracją uprawiać dziennikarstwo dworskie (jak na przykład lizusowski reportaż o drodze życiowej Leszka Millera), przyjazne politykom, jednocześnie kreując się na niezależnego publicystę.

Drukuje to magazyn należący do Zbigniewa Jakubasa, tego samego, który w 1996 roku przejął "Życie Warszawy", a na miejsce Piotra Zaremby, Tomasza Wołka i Igora Janke, zainstalował w redakcji ekipę pod wodzą byłego partyjnego weryfikatora dziennikarzy z czasów stanu wojennego Artura Howzana. Trudno o lepszy przykład hipokryzji."

Tę opinie podtrzymuję w całości. A Lisa uważam za dziennikarza zdolniejszego od Howzana i znacznie lepiej umiejącego planować swoja medialna karierę.

Zaplutym karłom reakcji mówimy: nie!

W pozostałej części tekstu moje nazwisko używane jest jako ogólna nazwa dla grupy sfrustrowanych nieudaczników ("armia Łęskich"), którzy zazdroszczą kariery dziennikarzom lisopodobnym. Przypomina to retorykę z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy wroga klasowego należało opluć i zaklasyfikować do nienawistnej kategorii pojęć. Jest też, praktykowane przez agitatorów stanu wojennego, nawoływanie do zdrowej części środowiska, by odcięło się od ekstremy takiej jak ja. Ten poziom dyskusji zawsze mni mierził i czytając Lisa utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłem zmieniając zawód i otoczenie.

Pozostanę przy swoim przekonaniu, że obecne, bardzo ostre podziały wśród dziennikarzy wynikają w znacznej części z tego, że wcześniej duża ich grupa, tak się przypadkiem składa, mająca inne przekonania polityczne niż Tomasz Lis, pozbawiona była w praktyce prawa głosu. Dziś to prawo odzyskali i mówią rzeczy, które medialnym bonzom się nie podobają. To powoduje wściekłość, jaką wyczytać można z tekstu Lisa.

Cena sukcesu

Oczywiście istnieje problem ceny jaką dziennikarze, którzy za czasów Kwaśniewskiego zepchnięci do getta płacą za to, że dziś mogą mówić otwarcie to, co wcześniej mogli szeptać po kątach i publikować w niszowych mediach. Uważam, że niekiedy jest to cena zbyt duża i to jest jeden, ale ważny punkt, w którym się z Lisem zgadzam. We mnie również budzą mieszane uczucia i niektóre kariery dziennikarsko - urzędnicze i niektóre publiczne wystąpienia dziennikarzy, sympatyków obecnej władzy.

Trudno jednak milczeć, kiedy tacy ludzie jak Tomasz Lis zabierają się do surowego recenzowania innych w tej kwestii. Dlaczego?

Dlatego, że sam Lis najlepiej wie, jaką cenę płaci się w Polsce za medialną karierę i jakiej elastyczności kręgosłupa to wymaga.

Charków czyli lisia polityka

Przytoczę tylko jeden przykład i to przywołany przez samego Lisa. Lis napisał: "ujawniając skandal z Charkowa, razem z innymi starałem się w trudnych czasach ocalić tyle, ile się da".

Lis pisze nieprawdę. Nie "ujawnił" skandalu z Charkowa, bo ujawnili go inni: BBC, "Rzeczpospolita", Radio Plus, RTL7 i "Gazeta Polska". "Fakty" kierowane przez Tomasza Lisa mając swój własny materiał telewizyjny z Charkowa milczały przez pięć dni, nie mówiąc na ten temat ani słowa.

Wersja wydarzeń wewnątrz stacji, krążąca wśród dziennikarzy TVN i przekazywana dalej (myślę, że bardzo prawdopodobna) wyglądała tak: Lis poszedł do Waltera mówiąc, że to obciach nie puścić nic o Charkowie, kiedy wszyscy już o tym wiedzą i mówią. Walter ledwie dał się przekonać, ale Lis argumentował, że i tak sprawa jest nagłośniona, więc puścić trzeba i nic się strasznego nie stanie. Warunkiem puszczenia materiału jaki postawiono Lisowi miało być zaproszenie do studia ówczesnego szefa kancelarii Kwaśniewskiego Ryszarda Kalisza. Lis, rad nie rad, złamał zasadę, że do "Faktów" gości się nie zaprasza. Materiał filmowy, dość słaby w porównaniu z tym, co sfilmował "Polsat" został poprzedzony tonującym wstępem, że redakcja puszcza bez własnej oceny, że trudno powiedzieć, co widać na zdjęciach itp.

Na antenie Kalisz nieoczekiwanie odegrał rolę w pozytywną, kłamiąc z takim zapałem i tak nieudolnie, że wszyscy, którzy mogli mieć jakiekolwiek wątpliwości, co do stanu prezydenta, po wystąpieniu Kalisza nabrali pewności, że głowa państwa była zalana. Przyznać też trzeba, że Lis najwyraźniej wkurzony postawą Kalisza przepytał go, jak na swoje ówczesne zwyczaje, dość ostro.

Następnego dnia w "Faktach" ukazał się, nie mający najmniejszego zaczepieni newsowego, materiał o Jolancie Kwaśniewskiej, jej dobroci dla dzieci i ogromnym zaangażowaniu w działalność charytatywną. Było rzeczą dość oczywistą nawet dla nieuważnego obserwatora, że stanowił formę ekspiacji za afront jakim było poruszenie w TVN kwestii pijaństwa Kwaśniewskiego.

Lis zachował się jak klasyk dziennikarstwa oportunistycznego z ambicjami do porządnego.

Najpierw milczał. Kiedy milczenie stało się nie do utrzymania, bo inni nagłośnili sprawę, wynegocjował z kierownictwem stacji puszczenie niewygodnego newsa w możliwie najmniej dotkliwej dla polityków formule. Na koniec w ramach wynagrodzenia dworowi zniewagi, puścił lizusowski materiał, by zatrzeć wrażenie, że jest władzy nieprzychylny.

Luki w pamięci

Kiedy dziś Tomasz Lis recenzuje w bardzo ostrych słowach (i czasem nie bez powodu) dziennikarzy, którzy z sympatii do PiS-u przedkładają racje polityczne nad zasady profesjonalnego warsztatu wydaje mi się, że przekracza granicę przyzwoitości. (Depesza PAP o taśmach Begerowej opóźniona o 100 minut, w porównaniu z pięciodniowym opóźnieniem w sprawie Kwaśniewskiego w Charkowie, nie robi już takiego wrażenia, prawda?)

Podobnie trudno uwierzyć w dobre intencje Daniela Passenta, który dziś chłoszcze biczem satyry dziennikarzy zbyt układnych wobec władzy, a w latach stanu wojennego sam wychwalał partyjnych czynowników i popierał wyrzucanie z pracy niepokornych.

Zapomnieli? Liczą, na to że inni nie pamiętają?

Jacek Łęski"
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 17:26, 03 Mar 2007    Temat postu:

Członkowie komunistycznych band GL - AL stracą uprawnienia kombatanckie
To nie było polskie wojsko


W pierwszej połowie tego roku do Sejmu ma trafić projekt ustawy o kombatantach, uczestnikach walki cywilnej z lat 1914-1945, działaczach opozycji wobec dyktatury komunistycznej oraz niektórych ofiarach represji systemów totalitarnych. Zgodnie z jej zapisami funkcjonariusze PPR i PZPR oraz tworzonych przez komunistyczne organizacje bojówek paramilitarnych stracą uprawnienia kombatanckie. Oznacza to, że po latach zakłamywania historii członkowie kolaboranckich i dyspozycyjnych wobec Związku Sowieckiego band Gwardii Ludowej - Armii Ludowej utracą wysokie świadczenia emerytalne. Zdaniem historyków i żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego - takie działania to zwykła sprawiedliwość.

- Członkom Gwardii Ludowej czy też Armii Ludowej uprawnienia kombatanckie nie powinny przysługiwać z oczywistych względów. Mówiąc najkrócej - te organizacje wywodzące się z Polskiej Partii Robotniczej powstały na polecenie czynników sowieckich, realizowały polecenia czynników komunistycznych, ośrodków decyzyjnych znajdujących się w Moskwie. Nie prowadziły działań na rzecz niepodległego państwa polskiego, natomiast znane są bardzo liczne przypadki działań GL - AL przeciwko polskiej i żydowskiej ludności cywilnej czy przeciw oddziałom państwa podziemnego - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" historyk dr Piotr Gontarczyk, wicedyrektor Biura Archiwizacji i Udostępniania Dokumentów IPN, autor głośnej książki "Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy".
Gwardia Ludowa powstała w wyniku wytycznych przekazanych z ZSRS centrali Polskiej Partii Robotniczej po inwazji Niemiec na Związek Sowiecki. Utworzona w marcu 1942 roku Gwardia Ludowa (od 1 stycznia 1944 r. - Armia Ludowa), będąca zbrojnym organem PPR, nigdy nie podporządkowała się legalnym władzom Polskiego Państwa Podziemnego i realizowała cele międzynarodówki komunistycznej. Co bardzo charakterystyczne - bojówkarze GL nie nosili na swoich mundurach żadnego oznakowania nawiązującego do polskiego wojska, zamiast orła w koronie na czapkach mieli przyszyty czerwony trójkąt z napisem "GL", dopiero w późniejszym okresie zastąpiony wizerunkiem orła piastowskiego. Bardzo szybko okazało się również, że to nie niemiecki okupant jest głównym celem ataków GL. Ofiarami zbrojnych wypadów komunistycznych bojówkarzy stawali się żołnierze AK i NSZ oraz polska ludność cywilna współpracująca z polskim podziemiem niepodległościowym.
Sztandarowym przykładem takich działań może być m.in. oddział GL im. Jana Kilińskiego, mający na swoim koncie szereg napadów rabunkowych na polską ludność cywilną. W sierpniu 1943 r. grupa GL została pod Borowem otoczona przez oddział NSZ dowodzony przez mjr. Leonarda Zub-Zdanowicza, następnie komunistyczni bojówkarze zostali postawieni przed sądem wojskowym i na podstawie jego decyzji rozstrzelani. Po latach jeden z żołnierzy NSZ Piotr Woźniak ps. "Jaszczur", biorący udział w akcji pod Borowem, wspominał: "(...) była to zbieranina kryminalistów wymuszających od ludności haracze, siejących terror, gwałcących i rabujących, co popadło (...)". Przez okres PRL to jednak żołnierze podziemia niepodległościowego - AK i NSZ traktowani byli jak bandyci, podczas gdy faktyczni oprawcy z Gwardii Ludowej cieszyli się statusem kombatantów i bohaterów. Sytuację może zmienić projekt ustawy przygotowywanej przez Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

Niewiele, ale jednak coś...
- Przygotowywana ustawa obejmie jedynie niewielką część byłych żołnierzy GL - AL. Większość z nich bowiem odnalazła się później w milicji czy Ludowym Wojsku Polskim i z tego tytułu korzysta z uprawnień kombatanckich. Tak naprawdę alowcom odebrana zostanie możliwość wstąpienia do tzw. Korpusu Weterana. To niewiele, ale nawet taki symbol odkłamywania historii cieszy - mówi Jan Podhorski, wiceprzewodniczący Rady Naczelnej Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych.
Ustawa o kombatantach, uczestnikach walki cywilnej z lat 1914-1945, działaczach opozycji wobec dyktatury komunistycznej oraz niektórych ofiarach represji systemów totalitarnych, jest dopiero w fazie przygotowywania, jednak niektóre jej zapisy już dziś mogą budzić sprzeciw postkomunistycznej lewicy. Na jej podstawie uprawnienia kombatanckie nie będą przysługiwać byłym funkcjonariuszom organów bądź jednostek organizacyjnych PPR lub PZPR, a za działalność kombatancką nie będzie uznawane pełnienie służby w Armii Czerwonej i partyzantce radzieckiej.
- Gwardia Ludowa nie była polskim, a sowieckim wojskiem. Zresztą trudno tutaj mówić o jakimś wojsku, 50 proc. oddziałów GL to zwykłe bandy rabunkowe, przestępcy i mordercy - komentuje Jan Podhorski.

GL mordowało Polaków i Żydów
Wspomniany wcześniej oddział "Batalion im. Kilińskiego" to nie wyjątek, lecz standard w działaniach Gwardii Ludowej. Identyczne "sukcesy" mają na swoim koncie m.in. oddziały Mariana Baryły "Bartka" czy Franciszka Ciastka "Owijacza" działające w rejonie Grójca. Zasłynęły z napadów na majątki ziemskie, mordów i gwałtów. Jeden z najsłynniejszych dowódców GL - Grzegorz Korczyński "Grzegorz" zamiast walką z Niemcami zajmował się zwalczaniem oddziałów Państwa Podziemnego, ma również na koncie szereg mordów popełnionych na ludności żydowskiej. Bojówkarze Korczyńskiego w listopadzie 1942 r. zamordowali Jankiela Skrzyla oraz pięciu innych Żydów. Na rozkaz Korczyńskiego jego oddział wymordował również grupę trzydziestu Żydów - żołnierzy kampanii wrześniowej, przetrzymywanych w niemieckim obozie w Lublinie przy ulicy Lipowej. - Nie zapominajmy również, że GL - AL to organizacje kolaboranckie, spełniające interesy moskiewskich mocodawców, często kolaborujące z niemieckim okupantem w dziele zwalczania podziemia niepodległościowego. GL nie walczyła o Polskę, a jedynie w interesie radzieckich komunistów - podkreśla poseł Stanisław Pięta (PiS).
Ustawa o kombatantach, uczestnikach walki cywilnej z lat 1914-1945, działaczach opozycji wobec dyktatury komunistycznej oraz niektórych ofiarach represji systemów totalitarnych trafi do marszałka Sejmu najprawdopodobniej dopiero w połowie roku. Już dziś wiadomo, że kontrowersje, jakie wzbudza, spowodują poważne opóźnienie w jej przyjęciu i wielomiesięczne prace w komisjach sejmowych. Krytycznie projekt ustawy oceniają bowiem również niektórzy parlamentarzyści prawicy, sprzeciwi się jej zdecydowanie SLD i PSL oraz prawdopodobnie część posłów PO.
- Ustawa to dobry pomysł, ja jednak unikałbym generalizowania. Odebranie uprawnień kombatanckich powinno być poprzedzone zbadaniem indywidualnie każdej sprawy. W każdej jednostce i organizacji zdarzali się ludzie dobrzy i źli, patrioci i konfidenci - uważa poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS). Kombatanci Państwa Podziemnego mają jednak nadzieję, że ten czysto symboliczny projekt ustawy zostanie ostatecznie przyjęty przez Sejm RP i jasno określi po latach zakłamywania historii, kto był polskim bohaterem, a kto komunistycznym zdrajcą.
Wojciech Wybranowski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 17:27, 03 Mar 2007    Temat postu:

Wejchert i Walter zrezygnowali!!


Założyciele koncernu ITI złożyli rezygnację z zasiadania w radzie nadzorczej telewizji TVN SA, której holding jest właścicielem. W oficjalnym komunikacie stwierdzono, że ten krok jest związany z procesami, jakie Jan Wejchert i Mariusz Walter zamierzają wytoczyć w obronie swoich dóbr osobistych. To ich reakcja na Raport komisji likwidacyjnej WSI, że służby wojskowe pomagały im w budowaniu telewizji. Grożą procesem m.in. ministrowi Antoniemu Macierewiczowi.
W dość enigmatycznym komunikacie koncern medialny ITI stawia zaskakującą tezę, że jest poddawany "nieustającym atakom politycznym", które mają zmierzać do jego dyskredytacji. W związku z tym grupa ma skierować szereg pozwów do sądu o ochronę dóbr osobistych. Władze spółki, samozwańczo przypisując TVN i TVN 24 rolę "najbardziej wiarygodnych mediów", uznały, że spółka jest obiektem bliżej nieokreślonych ataków politycznych godzących w jej niezależność i wiarygodność.

Komunikat ITI zawiera też sformułowania zapowiadające pozwy "wobec każdej osoby lub instytucji, która rozpowszechnia lub będzie rozpowszechniać fałszywe oskarżenia lub informacje o Grupie ITI, jej założycielach, jej spółkach, prowadzonej działalności biznesowej lub jej pracownikach".
Pierwszy pozew, jak zapewnia grupa, już wczoraj wpłynął do sądu. Kolejne będą skierowane w "najbliższych możliwych terminach". Co to za spółka i o co dokładnie chodzi, komunikat nie wyjaśnia, ale można się domyślać, że chodzi o TVN. Z prywatnymi pozwami mają także wystąpić założyciele koncernu: Jan Wejchert i Mariusz Walter. Na okres działań prawnych zrezygnowali oni z członkostwa w radzie nadzorczej TVN i taki jest oficjalny powód ich rezygnacji. Czy jednak nie wpłynęło na ich decyzję stanowisko zagranicznych udziałowców ITI, którzy mogą być niezadowoleni z zamieszania wokół koncernu?
Jedynym szczegółem w komunikacie jest wymienienie nazwiska szefa kontrwywiadu wojskowego Antoniego Macierewicza, przeciwko któremu ma być skierowany do końca tygodnia jeden z pozwów. Jest on związany z treścią wywiadu udzielonego przez ministra piątkowej "Rzeczpospolitej".
Macierewicz opisał w nim ustalenia odnośnie do roli, jaką WSI odegrały przy powstawaniu koncernu ITI, stwierdzając, że ITI powstała przy pomocy Zarządu II wojskowych służb. "Raport ujawnia nowe fakty i zeznania, które opisują mechanizm powstawania koncernu medialnego ITI, pokazują, jak był w to zaangażowany Zarząd II Sztabu Generalnego, czyli wywiad komunistyczny"
- stwierdza szef kontrwywiadu wojskowego. "Proszę przeczytać aneksy do raportu. Tam są informacje i na temat ITI, i na temat przedsiębiorstwa Batax pana Wiktora Kubiaka. To były firmy i osoby współpracujące z wywiadem wojskowym. W sprawie ITI jest także relacja pana Klemby złożona publicznie w 2001 roku w wywiadzie telewizyjnym. Nikt na to nie chciał zwrócić uwagi, ale pan Klemba powiedział wtedy jasno, że ITI i pan Walter byli finansowani z FOZZ i byli związani z Zarządem II" - przypomniał minister. Zapytany o komentarz do zapowiedzi procesów Antoni Macierewicz powiedział nam, że czeka na kroki prawne zapowiadane w komunikacie. Dodał, że wczorajsze dymisje są komentarzem do Raportu WSI.
Zenon Baranowski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 17:31, 03 Mar 2007    Temat postu:

Towarzysze i nowy narybek wychowanków Urbana!!!

Niemalże co tydzień jesteśmy zasypywani przez środki masowego przekazu (czytaj: ogłupiania, manipulowania) oszczerczymi informacjami mającymi na celu ośmieszanie i dezawuowanie rządu Jarosława Kaczyńskiego. Rządu, który z determinacją porządkuje nasz wspólny dom. Środki masowej komunikacji (czy dezinformacji) robią wszystko, by odciągnąć Polaków od Kościoła katolickiego i jego hierarchów.

Wszystko, co służy naprawie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, spotyka się ze zmasowaną krytyką tych dziwnych... polskojęzycznych manipulatorów. Prym wiedzie "Gazeta Wyborcza" - własność Agory, komercyjne stacje telewizyjne TVN czy Polsat, dalej springerowski "Dziennik" i "Rzeczpospolita" - własność koncernu Mecom Group. Złośliwą propagandę, zdecydowanie szkodliwą dla naszej Ojczyzny, prowadzą przy pomocy tzw. sprawdzonych i wypróbowanych "ekspertów" i "autorytetów". W programach telewizyjnych zawsze występują ci sami; czytamy ich wypowiedzi w dziennikach i tygodnikach. Z góry wiadomo, jakie prezentują stanowisko. Ich opinie są, według manipulatorów, niepodważalne. Natomiast celem podstawowym jest przynajmniej zrobienie ludziom wody z mózgu. Uważają "oni", że nasza rodzina - rodzina polska - jest zbyt głupia i naiwna. Można więc wciskać nam ciemnotę. Jednak uważny odbiorca tych zmasowanych ataków musi się niejednokrotnie zastanowić i wyciągnąć właściwe wnioski.
Dziś natomiast, odnośnie do tzw. raportu o likwidacji WSI, stanowisko "onych" jest już zupełnie inne. Biorą w obronę nie tylko agentów, ale i zawodowych, wyszkolonych w Moskwie pracowników WSI. Atakują natomiast ministra Antoniego Macierewicza, który przeciął ten wrzód toczący naszą Ojczyznę. Dziś znów wszystkie środki masowego ogłupiania wbijają na okrągło ludziom do głowy, "ile to zła przyniesie ten raport". Jaki ten Macierewicz "jest nieodpowiedzialny". Próbują również dołożyć prezydentowi prof. Lechowi Kaczyńskiemu. Skompromitowane już wielokrotnie "autorytety" są wszędzie. Grzmią, ile i jak się da. Najgłośniej krzyczą ci, którzy mają powody do strachu.
I tak np. w programie Olejnik "Kropka nad i" panowie z SLD - Szmajdziński, Siemiątkowski i Zemke, ubolewają, co to będzie z polskimi żołnierzami w Afganistanie, którzy - ich zdaniem - pozostają bez zabezpieczenia wywiadu i kontrwywiadu. Podobno nikt nie będzie chciał z nami w tej branży współpracować. Cieszą się, jakże by inaczej, Rosjanie i inni "przyjaciele" z odkrycia i ujawnienia współpracowników służb - wypowiadają te i inne bzdury.
Podobnie było w TVN w programie "Loża prasowa", gdzie wystąpili Mariusz Ziomecki z "Przekroju", Janina Paradowska z "Polityki", koleżanka pani Kwaśniewskiej, czy Jan Wróbel z "Dziennika", który pozwolił sobie na takie oto sformułowanie: "Wałęsa dostaje furii, gdy byle kto krytykuje jego dorobek". Oczywiście do tego jęku rozpaczy dołączają "wielcy działacze" Platformy Obywatelskiej typu Stefan Niesiołowski czy Bronisław Komorowski.
I tak np. Komorowski w "Rzeczpospolitej" z 17-18.02.2007 pisze: "Raport przyniesie ogromne szkody. Lektura nawet tak tendencyjnego dokumentu nie daje do ręki argumentu za koniecznością likwidacji WSI. Opisuje on liczne nieprawidłowości, ale ich skala nie uzasadnia zniszczenia polskiego wywiadu wojskowego. W tym momencie cała rzesza analityków rosyjskiego wywiadu analizuje każde słowo, nazwisko, datę zawartą w raporcie Macierewicza".
Paweł Graś (PO), członek sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, w rozmowie z Anną Wojciechowską na łamach "Dziennika" mówi m.in.: "Konsekwencje tego [raportu - przyp. Z.S.] będziemy odczuwać przez najbliższe 20 lat. Pozyskanie jakiegokolwiek źródła informacji, namówienie do współpracy interesującego człowieka w jakimkolwiek kraju na świecie staje się w tym momencie dla naszych służb praktycznie niemożliwe".
Na pytanie: "Czy uważa pan, że daliśmy na tacy wiedzę obcym wywiadom?", Graś odpowiada: "Tak, i co więcej, podważyliśmy zaufanie do państwa".
Dalej na pytanie: "To po co właściwie ten raport?", odpowiada: "To kolejny element igrzysk. Nie ma chleba, to się robi igrzyska. Minister Ziobro nie może co dzień robić konferencji o złapaniu przestępcy, więc wrzucono taki pakiet, wokół którego opinia publiczna będzie się kręcić".
Natomiast "wielcy" dziennikarze, jak np. Jacek Żakowski z "Polityki", w "Rzeczpospolitej" z 17-18.02.2007 r. pisze: "(...) Cena, jaką zapłacimy za tę publikację, to także dekonspiracja wielu ludzi. Tracimy aktywa międzynarodowe, które zostały zdekonspirowane. Raport z likwidacji WSI powinien stać się skutecznym lekarstwem dla mitomanów, którzy uwierzyli, a być może nadal wierzą, że tajne służby rządziły Polską. To jest jedyny powód, aby go stworzyć".
Janina Paradowska z "Polityki" m.in. stwierdza w "Dzienniku" z 17-18.02.2007 r.: "(...) Teza, że media w znacznej mierze były sterowane przez służby, nie broni się w świetle tego dokumentu. (...) Więcej w raporcie publicystyki niż dowodów. Niektóre sprawy opisywane są w przypisach, ale nic z tych opisów na ogół nie wynika. Są tu jakieś meldunki agentów, ale wszystko niezweryfikowane. Czy to była działalność przestępcza, wykraczająca poza kompetencje WSI? Nie widzę też nagłaśnianego nasycenia WSI sowiecką agenturą".
Katarzyna Kolenda-Zaleska, reporterka TVN, w "Dzienniku" z 17-18.02.2007 r. m.in. zaznacza: "(...) nie widzę aż tak drastycznego - jak sugerowano - łamania prawa, np. handlu bronią itd. (...) Myślę, że PiS szalenie się przywiązało do idei czarnego luda, jakim jest WSI, teraz za wszelką cenę chce udowodnić, że tak właśnie było. Wojskowe służby urosły do roli czegoś najgorszego, co zdarzyło się państwu polskiemu. Nie podzielam tej czarnej wizji (...)".
Co za potworne bzdury wygadują panowie Zemke, Szmajdziński, Olejniczak?! Wręcz szkoda papieru, by to cytować.
Z wielkim zdziwieniem notujemy, że do tego zrozpaczonego krzyku przyłączyli się panowie Roman Giertych i Andrzej Lepper. Przyznajemy, że takiego zachowania tych panów nie rozumiemy.
Dlaczego więc uruchomiono wszelkie możliwe kanały do zwalczania tego, który doprowadził do rozwiązania WSI i pokazał, co te służy robiły i komu służyły?
Co zdenerwowało dziennikarzy i lewicowe "autorytety"? Czego się tak bardzo boją?

Co zawiera ten słynny Raport Komisji Weryfikacyjnej WSI?
Po pierwsze: Raport ujawnia genezę obecnej struktury WSI przygotowanej w połowie lat 80. przez ówczesnego szefa wojskowych służb specjalnych gen. Kiszczaka.
Ujawnia zakres wpływów rosyjskich służb wywiadowczych, które przed rokiem 1990 ściśle kontrolowały wywiad i kontrwywiad PRL poprzez ówczesne związki tych służb z GRU i KGB. Związki wyrażały się w szczególności przez objęcie różnymi formami szkolenia w ZSRS około 800 oficerów późniejszej WSI. Z informacji przekazanych Komisji Weryfikacyjnej wynika, że w ośrodkach służb specjalnych oraz akademiach wojskowych ZSRS i innych krajów obozu socjalistycznego przeszkolono około 300 oficerów z WSW i Zarządu II SG, którzy pełnili służbę w WSI w chwili ich powstania. W 1998 roku służbę pełniła jeszcze ponad połowa z nich (tzn. 153) i w zdecydowanej większości (ok. 75 proc.) zajmowali oni eksponowane i kierownicze stanowiska. Według danych posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną, na sowieckie kursy wysłano oficerów, co do których planowano, iż po zmianach politycznych obejmą w nowych służbach specjalnych stanowiska kierownicze - m.in. trzech szefów i trzech zastępców szefa WSI było na kursach w b. ZSRS. Raport ujawnia, że wszystkie kluczowe ogniwa wywiadu i kontrwywiadu w latach 1991-2006 obsadzone były niemal wyłącznie przez oficerów, którzy przeszli tego rodzaju sowieckie przeszkolenia.
WSI nie były więc zdolne do prowadzenia efektywnej pracy kontrwywiadowczej na kierunku wschodnim. Pomimo intensywnej infiltracji, jakiej byliśmy poddawani po roku 1989 przez wywiady krajów b. ZSRS, przez cały okres swojego istnienia WSI nie zatrzymały ani jednego szpiega rosyjskiego. Wszystkie sukcesy na tym polu były wynikiem działania służb cywilnych (np. zatrzymania ppłk. Czesława Wojtkuna, absolwenta kursu KGB). Sami przedstawiciele WSI podawali w wątpliwość wiarygodność tej służby. W jednym z dokumentów podkreślono: "z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że służby te nie są wiarygodne, a to głównie za sprawą kadry uwikłanej w niewyjaśnione kontakty ze Wschodem". Odnotowywano trafnie, że jedną z przyczyn tej sytuacji "była i jest infiltracja WSI przez wschodnie służby specjalne, których bazę werbunkową i informacyjną mogli stanowić oficerowie szkoleni na Wschodzie".
Po drugie: Raport wykazuje, że po roku 1990 Wojskowe Służby Informacyjne, w szczególności kontrwywiad, zaprzestały pełnienia swojej zasadniczej funkcji, jaką jest ochrona bezpieczeństwa wojska polskiego. W tym okresie - od 1990 r. do końca istnienia WSI - nie został zdemaskowany ani ujęty choćby jeden agent obcego wywiadu, chociaż służby dysponowały materiałem pozwalającym na ustalenie np. przygotowywanych planów przejęcia przez stronę rosyjską sektora energetycznego polskiej gospodarki. Plany te były przez kierownictwo WSI utajnione i nie zostały przekazane miarodajnym władzom państwowym. Dla przykładu, w trakcie realizowania czynności operacyjno-rozpoznawczych ustalono, że firma z Poznania, należąca do obywatela Ukrainy A.W. (pseudonim "Profesor"), sporządziła w maju 2002 r. - dla rosyjskiej firmy, należącej do b. szefa KGB gen. F.J. Bondarenki (pseudonim "Mały Kreml") - analizę ekonomiczną Rafinerii Gdańskiej przed jej prywatyzacją, uwzględniającą różne aspekty jej przejęcia przez konsorcja paliwowe wywodzące się z państw b. ZSRS. Uzyskane dokumenty prezentowały plany Rosjan doprowadzenia do bankructwa polskiego sektora energetycznego i przejęcia go.
Po trzecie: Raport ujawnia zaangażowanie tych służb w największe afery, np. FOZZ, czy nielegalny handel bronią.
Tę działalność uwypukla Piotr Semka w "Rzeczpospolitej": "(...) O wiele ważniejsze w raporcie są jednak konkretne przykłady tworzenia przez służby firm wydmuszek, w których - pod pozorem dbania o interesy państwa - bez żadnej kontroli krążyły pieniądze. Charakterystyczne jest też wyjątkowe nasycenie agentami resortu spraw zagranicznych i placówek handlu zagranicznego. Raport wskazuje, jak łatwo było w tym zaklętym kręgu pod osłoną tajemnicy państwowej prowadzić nielegalne gry przy przetargach na zakup uzbrojenia oraz przy handlu bronią. Dopiero teraz widać, jak niebezpiecznym zaniechaniem był brak weryfikacji WSI po upadku PRL. Wystarczy wspomnieć choćby jedną historię z raportu - gdy oficerowie WSI planowali wykorzystanie niezweryfikowanych esbeków pod płaszczykiem firmy ochroniarskiej. Tak tworzyło się bezpieczniackie państwo w państwie (...)".
Po czwarte: W raporcie określona została odpowiedzialność prawna konkretnych ogniw i osób w kierownictwie samych służb, jak również odpowiedzialność kolejnych ministrów i wiceministrów obrony narodowej sprawujących nadzór nad tymi służbami. Dotyczy to także odpowiedzialności dwóch kolejnych prezydentów RP sprawujących funkcję najwyższych zwierzchników WP.
Po piąte: Raport dokumentuje ingerencję WSI w media. Dziś wiemy, dlaczego podporządkowane media zatruwały umysły Polaków. Wiemy, jak nimi manipulowano.
I po szóste: Raport ujawnia agentów WSI.
Obserwowany obecnie gwałtowny atak medialny na treść przedstawionego raportu Komisji Weryfikacyjnej przypomina nieodparcie podobne zjawisko z roku 1992, kiedy z okazji ujawnienia tzw. listy Macierewicza udało się obalić rząd Jana Olszewskiego, którego polityka kolidowała z interesami środowisk zainteresowanych w kontynuowaniu systemu przejmowania majątku państwowego w ramach tzw. transformacji ustrojowej określonej przez układ Okrągłego Stołu. W tamtym okresie ujawnił się po raz pierwszy w sposób tak oczywisty wspólny front postkomunistów oraz tzw. nurtu liberalnego dawnej opozycji. Podobne zjawisko występuje obecnie w postaci zsynchronizowanej kampanii, w której uczestniczą zarówno środowiska SLD-owskie, jak i kręgi działaczy dawnej Unii Wolności (Demokraci.pl) oraz Platforma Obywatelska, która odrzuciła własne hasło konieczności zlikwidowania WSI, które stanowiło jedno z ważnych elementów jej programu wyborczego. Zjawiskiem równie charakterystycznym jest włączanie do wspólnej walki z raportem Komisji Weryfikacyjnej przywódców dwóch ugrupowań koalicyjnych: wicepremierów Leppera i Giertycha. Nieodparcie narzuca się tu analogia z "koalicją strachu" z czerwca 1992 roku.
Jedno jest natomiast pewne - że po opublikowaniu tego raportu WSI na pewno nie odrodzą się w starych komunistycznych strukturach.
Jak widać z powyższych dwóch przykładów, w zależności od potrzeb te tzw. środki przekazu, ziejąc nienawiścią, wlewają do naszych umysłów truciznę.
Jeśli więc, Czytelniku, czujesz się Polakiem i pamiętasz o tym, że żyjesz i nie jesteś niewolnikiem dzięki tym, którzy przelali swoją krew za ciebie - nie pozwól, by zatruwano cię trucizną. Nie kupuj, nie dawaj ogłoszeń, nawet tych małych, do tych środków masowego ogłupiania i nie oglądaj tych stacji telewizyjnych, a kieruj się tylko swoim rozumem. Wyciągaj właściwe wnioski, oddzielając prawdę od fałszu. Kieruj się miłością bliźniego, a odrzucaj nienawiść.
Róbmy więc dalej swoje według znanego powiedzenia: "Psy szczekają, karawana idzie dalej!".
Zbigniew Sulatycki
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 21:31, 04 Mar 2007    Temat postu:

Miałem dzisiaj ciekawy sen. Śniła mi się rozmowa dwóch ważnych osób w redakcji "Gazety Wyborczej" - nie pamiętam których. Oto jak przebiegała:

----------------------



- G(n)oje znad Wisły.

- Cześć. O kim mówisz?

- Cześć. Jak to o kim?

- A... o naszych kochanych czytelnikach.

- Nie tylko o nich, ale również. Ogólnie - o Polaczkach. Patałachy. Kiedy w końcu dotrze do ich tępych łbów, że dla dobra wolności i demokracji nie wolno głosować na ludzi bez poparcia "Gazety Wyborczej"?

- No... mnie też szlag trafia jak przeglądam kolejne sondaże. Jakbyśmy w poprzedniej kadencji jeździli po SLD tak jak dziś po PiS, to by nawet pół procenta nie dostali.

- Właśnie. Ileż razy mamy powtarzać co jest słuszne, a co głupie?

- Ile profesorskich głów mamy wymęczyć by po raz kolejny tłumaczyli na kogo trzeba głosować.

- Nie pojmuję tego. Codziennie walimy w rząd jak w bęben, a co tydzień robimy dla nich zestawienia opinii wielkich gwiazd publicystyki. Naszych największych gwiazd. Lis, Żawowski, Paradowska, Olejnik i inni znani i lubiani. Wszyscy oni trąbią w kółko to samo, a ten motłoch ciągle jeszcze nie wyszedł na ulice.

- Mało tego. Cała nasza machina medialno-propoagandowa, tu i za granicą, nieustannie emituje, nadaje i drukuje, że Kaczyńscy to podludzie gorsi od Hitlera, a oni wciąż tego nie rozumieją. To naprawdę frustujące.

- Przecież my żyły sobie wypruwamy nadmuchując kolejne niuanse do rozmiarów mega-hiper-giga-afer, a ich nie stać na nic poza śmianiem się z kaczek.

- Jak to możliwe, że cała nasza potęga, mózgi, nazwiska, doświadczenie, agenci, media zagraniczne, tutejsze autorytety i nawet geniusza samego Adama nie wystarczają na nakręcenie niczego więcej niż kilka kpin z kaczek od czasu do czasu. Czyżby tłuszcza się na nas uodporniła?

- Cholera ich wie. Po tej półtorarocznej kampanii powinni już na nich pluć, szczać, srać i rzygać, a oni nawet jednym jajkiem w bliźniaków nie rzucili.

- Hmm... Napiszę o tym w którymś komentarzu, że to dowód na to, iż prowadzimy kulturalną krytykę, bo nasi czytelnicy nie rzucają jajkami tak jak rzucano w naszego Kwacha.

- Eee tam. Przecież wiesz, że nam nie tylko na latających jajkach, ale na kulach zależy.

- Cicho... ktoś usłyszy.

- Kto niby. A nawet jakby, to przecież na Czerskiej to wszyscy nasi - nikt pary z gęby nie puści. Albo myśli tak jak my, albo pożyteczny idiota, albo boi się Adama.

- No tak, wiem. Ale lepiej uważać. Teraz wszędzie są podsłuchy. Jakby się wydała nasza tajna kampania "Narutowicz", to nie pozostałoby nam nic innego jak uciekać do Moskwy.

- Racja, racja. Tylko tam bylibyśmy bezpieczni.

- Więc pilnuj języka.

- OK. Ale wracając do meritum. Może oni są po prostu leniwi?

- Chyba tak. W końcu my sami od lat wpajamy im konsumpcję jako bożka, więc pewnie dlatego tak trudno teraz wyciągnąć ich z domów i hipermarketów, by pokazali swą nienawiść.

- Ale przecież jesteśmy tacy opiniotwórczy. Powinniśmy mieć moc mobilizowania do działania.

- TVN próbowało na całego. Zorganizowali kolosalne szoł wokół Taśm Prawdy, a ludzi pod Sejmem było mniej niż dziennikarzy.

- My robiliśmy wielkie reklamy marszom antygeirtychowskim, a tam ledwo pareset osób się zjawiło.

- Byli dobrze zorganizowani - mieli kukły.

- Ale ich nie palili.

- Hasła były dobre - nawet o topieniu ministra.

- Ale go nie utopili.

- Co zrobić, skoro PiS się twardo trzyma.

- My im wbijamy do łbów taką super-inteligentną POp-partię, a kaczory na wiec tyle samo luda ściągnęło co tamci na swój marsz.

- I to w Warszawie, gdzie powinniśmy mieć miażdżącą przewagę.

- HGW wygrała.

- Bo ja Kwachu wspomógł.

- Psia mać.

- No.

- Dobra, wracam do pracy.

- Kolejna dawna jadu i żółci?

- Jasne. I to z najlepszego źródła.

- Profesorki?

- Pierwszy gatunek - im starsi tym lepsi. Już nawet nie chce im się pisać, więc my wypowiedzi przygotowujemy, oni się podpisują i z głowy.

- Świetny system. Nie to co czytanie ich wypocin i wybieranie soczystych kawałków. Propaganda doskonała. Żeby jeszcze można było ot tak sondaże sobie rysować.

- Ooo! To by dopiero się działo. Na szczęście nasi spece od zadawania odpowiednich pytań i mieszania przelicznikami potrafią czynić cuda.

- Cuda nad Wisłą!

- Codziennie pół miliona nowiutkich cudów propagandy.

- Powodzenia. Ja mam dwa dni wolnego.

- Miłej zabawy.

- Wzajemnie.



---------------------

GW, 03.03.2007:
Konstytucjonaliści: rząd dzieli społeczeństwo
Koalicja rządząca ideologizuje państwo i dzieli społeczeństwo; narusza zasadę wolności i niezależności mediów; lekceważy organizacje pozarządowe oraz obsadza państwowe stanowiska z partyjnego klucza.

Opinię taką zaprezentowali konstytucjonaliści uczestniczący w sobotniej konferencji "Polska na rozdrożu", poświęconej sytuacji polityczno-gospodarczej w kraju.

Konferencję zorganizowała Partia Demokratyczna-demokraci pl. pod auspicjami porozumienia Lewica i Demokraci (SLD,PD,SdPl,UP). Wzięli w niej udział politycy LiD, konstytucjonaliści, ministrowie poprzednich rządów, publicyści.

Geremek: Kapitał moralny Polski jest trwoniony

- Polska wchodząc do Europy i NATO wniosła ogromny kapitał moralny, ale jest on trwoniony, przez tworzenie wizerunku Polski jako przeciwstawnej tolerancji, uosabiającej prowincjonalne myślenie bez poczucia jedności z Europą - powiedział prof. Bronisław Geremek, rozpoczynając debatę nt. zagrożeń polskiej demokracji.

Osiatyński: Obecna ekipa rządząca narusza zasady demokratyczne

- Demokracja zawsze jest zagrożona - podkreślił prof. Wiktor Osiatyński, ale przyznał, że obecna ekipa rządząca narusza zasady demokratyczne.

- Mówi się o powrocie do PRL-u. To za emocjonalne stwierdzenie, ale są tego pewne symptomy - powiedział profesor. Wymienił m.in. ideologizację państwa; wodzowski charakter PiS; ingerencję w sprawy Kościoła; ograniczanie swobody wypowiedzi; tajność podejmowanych decyzji politycznych oraz zamazywanie rozdziału między policją i prokuraturą.

"Niedługo doczekamy się propagandy sukcesu"

Krytykując rząd Jarosława Kaczyńskiego, prof. Osiatyński podkreślił, że narusza on konstytucyjną zasadę równowagi władz, jawności życia publicznego oraz wolności i niezależności mediów. "Niedługo doczekamy się propagandy sukcesu" - mówił. Zarzucił partii rządzącej niechęć do społeczeństwa obywatelskiego i samorządów.

Safjan: Język władzy działa paraliżująco na obywateli

Także b. prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan mówił o naruszania standardów demokratycznych. Jego zdaniem, obecna władza używa języka działającego "paraliżująco" na obywateli. - Kiedy Trybunał zakwestionował konstytucyjność amnestii maturalnej, politycy rządzący komentowali to jako efekt działania układu w Trybunale - przypomniał prof. Safjan.

Winczorek: Ci co dzisiaj rządzą nie będą rządzić wiecznie

- Nie jest tak źle, jeszcze nie siedzimy w celi - ironizował prof. Piotr Winczorek. Są opozycyjne gazety, odbywają się wybory - dodał. Podzielając diagnozę pozostałych konstytucjonalistów profesor, podkreślił, że dzięki obecności Polski w UE nasz kraj ma gwarancje zachowania demokracji.

Konstytucjonaliści postulowali aktywne włączenie się do dyskusji na temat eurokonstytucji i wzmacnianie samorządów terytorialnych. "Trzeba wykorzystać bardzo duże poparcie Polaków dla idei zjednoczonej Europy"- podkreślali.

- Pewne jest to, że ci co dzisiaj rządzą nie będą rządzić wiecznie - podsumował prof. Winczorek.

- Wcale nie jestem pewien, że oni przegrają. PiS cały czas prowadzi kampanię wyborczą. Potrzeba nam geniusza, który znajdzie hasło tak fenomenalne jak hasło IV RP i solidarnej Polski - zakończył Osiatyński.

haribu blog
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 11:56, 05 Mar 2007    Temat postu:

Jaką przyszłość ma kraj w którym :

Radni PiS: Miłosz nie będzie patronem szkoły

Czesław Miłosz nie zostanie na razie patronem gimnazjum w Bochni, bo prawicowym radnym nie podoba się twórczość i życiorys poety. - Nie zrezygnujemy. To jeden z największych Polaków. Jeśli trzeba, ponowimy nasz wniosek - zapowiada dyrektorka szkoły Paulina Joniak....

[link widoczny dla zalogowanych]

Kolejny przejaw ...dyktatury ciemniaków Cisza

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 10:22, 06 Mar 2007    Temat postu:

Ministrowie obrony prywatnej spółki!!!!
Leszek Misiak, Piotr Nisztor

Ministrowie obrony narodowej – Janusz Onyszkiewicz i Bronisław Komorowski – brali udział w wyprowadzeniu do firmy Lilianny Wejchert atrakcyjnego gruntu z terenu Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Chodziło o wybudowanie na tym terenie prywatnej kliniki radioterapii, z której zyski trafiałyby nie do kasy MON, lecz do prywatnych kieszeni.

W Centralnym Szpitalu Klinicznym MON przy ul. Szaserów w Warszawie od wielu lat mówiło się o konieczności stworzenia kliniki radioterapii. Dzięki tej nowoczesnej formie leczenia nowotworów udałoby się nie tylko skutecznie spowalniać przebieg choroby, ale również całkowicie wyleczyć niektórych pacjentów. Okazało się jednak, że sprawą zajęły się osoby, którym nie chodziło o pacjentów, ale o zyski.

Leczenie nowotworów to intratny biznes. Jedno naświetlenie kosztuje około 8 tys. zł. Rocznie taka klinika mogła przynosić zyski rzędu 3–5 mln zł. Gdyby powstała w ramach szpitala, pieniądze trafiałyby właśnie na jego konto.

Z pomysłem inwestycji wystąpiła prywatna firma Euro-Medical, która rozpoczęła starania o część gruntu należącego do szpitala, gdzie planowała wybudować klinikę.

> Krótka pamięć ministrów

Spółkę do istnienia powołali Lilianna Wejchert, była żona współwłaściciela ITI, oraz Cezary Szczylik, szef kliniki onkologii szpitala MON. Mimo protestów władz szpitala Janusz Onyszkiewicz (ówczesny minister obrony narodowej) zdecydował się w 2000 r. przekazać prywatnej spółce wart około 2,5 mln zł teren o pow. 2500 mkw. Powód? Jego zdaniem był to teren… „zbędny dla wojska”. Decyzję swojego poprzednika podtrzymał również kolejny minister, Bronisław Komorowski. Było to o tyle dziwne, że w tej sprawie protestował m.in. ówczesny szef Sztabu Generalnego gen. Henryk Szumski, który uważał, że jest to bardzo niekorzystne dla armii.

Jak przebiegała transakcja? Agencja Mienia Wojskowego, której minister przekazał działkę, powołała wspólnie z Euro-Medicalem spółkę Klinika Radioterapii Euro-Medical. Potem agencja sprzedała swoje udziały firmie Wejchertowej. Ówczesny dyrektor Departamentu Infrastruktury MON gen. Roman Kloc, który brał udział w transakcji, a potem zasiadał w radzie nadzorczej kliniki radioterapii, nie ukrywał w rozmowie z „GP”, że „mogło dojść do wyprowadzenia gruntu”. Do podobnych wniosków doszli kontrolerzy NIK.

Decyzje ministrów Komorowskiego oraz Onyszkiewicza doprowadziły nie tylko do utraty wartego kilka milionów terenu szpitala, ale w następstwie umożliwiły wiele nadużyć i oszustw. Obydwaj byli ministrowie w rozmowie z „GP” zasłaniali się brakiem pamięci.

– Nie pamiętam, bym podejmował jakąś decyzję w tej sprawie, ale pamiętam, że była taka sprawa. Wiem, że szpital nie chciał, by ta klinika powstała. Ale szczegółów nie pamiętam – mówi „GP” Bronisław Komorowski, wicemarszałek Sejmu, wówczas minister obrony narodowej.

– Nie pamiętam sprawy. Podobnych sytuacji było wiele. Za każdym razem byłem jednak przekonany, że AMW działa na korzyść wojska – mówi Onyszkiewicz.

Sprawą zajmuje się Centralne Biuro Antykorupcyjne.

– Badanych jest kilka wątków, wszystkie o charakterze korupcyjnym – powiedział „GP” Tomasz Frątczak, rzecznik CBA.

> Zawrotne tempo

Batalia o wydzielenie działki z terenu szpitala przy ul. Szaserów zaczęła się w czerwcu 1999 r. W tym celu Lilianna Wejchert, prezes zarządu Euro-Medicalu, zwróciła się do komendanta Centralnego Szpitala Klinicznego WAM płk. prof. Eugeniusza Dziuka o udostępnienie lokalu na terenie szpitala „w związku z planowanym rozpoczęciem kooperacji w zakresie usług medycznych pomiędzy CSK WAM a Spółką Euro-Medical”. W piśmie prezes nie podała adresu spółki, jedynie dopisała odręcznie swój telefon komórkowy. Trzy miesiące później Wejchert skierowała do ówczesnego ministra obrony narodowej Janusza Onyszkiewicza ofertę dzierżawy na 30 lat działki o powierzchni 2500 mkw., znajdującej się przy ul. Szaserów 128, a stanowiącej własność Skarbu Państwa. Spółka dysponowała już analizą ekonomiczno-finansową inwestycji, projektem budowlanym kliniki oraz promesą kredytu bankowego. Według naszych informatorów wszystko było już nieoficjalnie załatwione. Wskazuje na to również dokumentacja, która przedstawiała bardzo wyśrubowane i krótkie terminy. Otwarcie kliniki planowano już na listopad 2000 r. – czyli niewiele ponad rok od wystosowania pisma. Jednocześnie spółka informowała ministra, że wystąpiła do komendanta szpitala z ofertą dzierżawy lokalu o pow. 524 m kw. z przeznaczeniem na oddział chemioterapii. Według biznesplanu oddział miał być otwarty już w styczniu 2000 roku, czyli… w dwa miesiące od wysłania pisma do ministra Onyszkiewicza.

> Gorączkowa wymiana pism

Mimo typowej dla wojskowości zasady dyscypliny i posłuszeństwa wobec zwierzchników szpital zaczął się bronić przed wejściem prywatnej spółki na swój teren. Komendant szpitala płk prof. Eugeniusz Dziuk w piśmie do Zarządu Wojskowej Służby Zdrowia z 17 listopada 1999 r. stwierdził, że „wprowadzenie innego przedsiębiorstwa medycznego na teren CSK WAM jest pewnym ryzykiem, albowiem po podpisaniu umowy dzierżawy przedsiębiorstwo może dokonać przeprofilowania działalności”. Dziuk dopuszczał ewentualnie wspólne przedsięwzięcie spółki ze szpitalem, który wniósłby do niego właśnie tę działkę. Odtąd zaczęła się gorączkowa wymiana pism w tonie kurtuazyjno-urzędniczym, z której jednoznacznie wynika, że szpital bardzo mocno opierał się uznaniu wartego kilka milionów złotych terenu za „zbędny”, co w konsekwencji miało oznaczać przekazanie go AMW. Jednak na wiele sposobów starano się przekonać komendanta szpitala do przeprowadzenia inwestycji. Gen. Roman Kloc, dyrektor Departamentu Infrastruktury MON w jednym z pism – obok stwierdzenia, że minister Onyszkiewicz zobowiązał go do „wypracowania decyzji ministra w tej sprawie” – zaproponował prof. Dziukowi spotkanie z udziałem szefa Zarządu Wojskowej Służby Zdrowia gen. bryg. Andrzeja Trybusza. Potem komendant szpitala odbył również spotkanie z prezes Wejchert, która podziękowała mu za nie na piśmie.

> Onyszkiewicz pomógł spółce

Prof. Dziuk nie dał się jednak przekonać do zmiany stanowiska. W lutym 2000 r. poprosił prezes Wejchert o szczegółowe dane dotyczące inwestycji. Chodziło m.in. o bilans za ostatnie 3 lata, zweryfikowany przez głównych księgowych, rachunek wyników, sprawozdania z przepływów środków pieniężnych, akt utworzenia spółki, wypis z rejestru, udziały i akcje w spółkach prawa handlowego i cywilnych, formy wniesienia kapitału do zamierzonej spółki Euro-Szpital, źródła wniesienia kapitału i informacje o doświadczeniu (i ewentualnych rekomendacjach) w prowadzeniu biznesu medycznego. Jednocześnie prof. Dziuk poinformował ówczesnego pełnomocnika ministra obrony narodowej ds. resortowej opieki zdrowotnej, gen. Trybusza, że warunki dzierżawy oraz zasady współpracy z Euro-Medicalem w przyszłej klinice radioterapii są niekorzystne dla szpitala.

Euro-Medical nie przedstawił jednak dokumentów, o które zwracał się prof. Dziuk. W efekcie 6 kwietnia 2000 r. szpital poinformował Liliannę Wejchert, że do czasu otrzymania dokumentów wstrzymuje się z wszelkimi działaniami. Widząc, że prof. Dziuk pozostaje nieugięty, Wejchert zwróciła się bezpośrednio do ministra Janusza Onyszkiewicza. Zwróciła się z prośbą o „wyłączenie działki gruntu o powierzchni 2500 mkw. (…) i zadysponowanie działki na rzecz Agencji Mienia Wojskowego celem przeznaczenia jej w imieniu Skarbu Państwa na realizację projektu budowy Kliniki Radioterapii”.

> Wszystko jest możliwe

Prof. Dziuk próbował jeszcze blokować działania Euro-Medicalu. W pismach do zastępcy dyrektora Departamentu Infrastruktury MON płk. Tomasza Kocona i do gen. Andrzeja Trybusza przekonywał, że inwestycja firmy jest niekorzystna dla szpitala. Skargi komendanta nie zostały jednak wzięte pod uwagę. 6 czerwca 2000 r. minister Janusz Onyszkiewicz wydał Zarządzenie Nr 11 Ministra Obrony Narodowej „w sprawie przekazania Agencji Mienia Wojskowego części nieruchomości położonej przy ul. Szaserów 128” i Zarządzenie Nr 12 MON „zmieniające zarządzenie w sprawie utworzenia samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej”.

Mimo że los działki wydawał się już przesądzony, 19 czerwca prof. Dziuk skierował pismo do ministra, w którym pisał: „Melduję, że w wyniku zarządzenia 12 MON został naruszony interes CSK WAM (…) Do wydania tego zarządzenia doszło w warunkach nierespektowania niektórych przepisów prawa oraz zasad opracowania, uzgadniania, a także wydawania przepisów normatywnych”.

W 1998 r. zarządzeniem Nr 43 MON przekazał szpitalowi w nieodpłatne użytkowanie nieruchomości przy ul. Szaserów, ale przepis wymagał dodatkowo zawarcia umowy o nieodpłatnym użytkowaniu. Mimo zabiegów szpitala tak się jednak nie stało. CSK WAM zajmował więc budynki, ale nie był właścicielem terenu.

Dziuk zwrócił się do ministra Onyszkiewicza z wnioskiem o uchylenie wydanego zarządzenia, dotyczącego wydzielenia działki pod klinikę radioterapii. A dyrektora Departamentu Infrastruktury MON, gen. Kloca, 20 czerwca poinformował, że wydzielona działka znajduje się w środku kompleksu szpitalnego, na styku z głównym budynkiem szpitala, i że na szkicu załączonym do zarządzenia ministra brakuje niektórych budynków i drogi dojazdowej do nich. „Wydzielenie tej działki ze środka nieruchomości jest niemożliwe” – napisał Dziuk. Okazało się jednak, że możliwe jest wszystko. 26 lipca 2000 r. pierwszy zastępca prezesa Agencji Mienia Wojskowego Andrzej Białkowski napisał do Lilianny Wejchert, że AMW „potwierdza wstępne zainteresowanie wspólnym przedsięwzięciem z Euro-Medical sp. z o.o., którego celem byłoby utworzenie na nieruchomości przy ul. Szaserów 128 Centrum Radioterapii i Chemioterapii”.

> „Przyklepał” Komorowski

Decyzję ministra Onyszkiewicza, wydzielającą działkę dla Euro-Medicalu, utrzymał w mocy jego następca, Bronisław Komorowski. Do sprawy włączył się jednak szef Sztabu Generalnego WP gen. broni Henryk Szumski, który wsparł prof. Dziuka. – Generał mocno się zdenerwował, gdy zreferowano mu przebieg sprawy. Następnie niemal od razu napisał pismo do Komorowskiego – mówi jeden z lekarzy szpitala.

29 sierpnia w piśmie do ministra Komorowskiego Szumski podkreślił, że choć szpital dotąd nie otrzymał od spółki Euro-Medical niezbędnych w planowaniu przedsięwzięcia dokumentów i był przeciwny wydzieleniu działki dla spółki, minister Janusz Onyszkiewicz wydzielił proponowaną przez Euro-Medical działkę i zdecydował o przekazaniu jej AMW. „Wobec nieuwzględnienia odwołania Szpitala od zarządzenia ministra Onyszkiewicza i utrzymania w mocy przez Pana Ministra wcześniejszych postanowień, proponuję przyjęcie następujących rozwiązań” – pisał gen. Szumski. Zaproponował, by wydzieloną działkę AMW przekazała szpitalowi, który wniósłby ją do wspólnego przedsięwzięcia z Euro-Medical. „W ten sposób Szpital miałby wpływ na poziom usług medycznych, kontrolę ich jakości, a powstała placówka nie stanowiłaby konkurencji dla Szpitala”. Generał jednak też niewiele wskórał. Minister zarządzenia nie zmienił. – Skoro nawet zdanie szefa Sztabu Generalnego nie zostało przez Komorowskiego uwzględnione, mimo że na pierwszy rzut oka widać było, że sprawa jest „ustawiana” i niekorzystna dla wojska, prawdopodobnie decyzja zapadła jeszcze wyżej – mówi nasz rozmówca z MON. Sprawa kliniki radioterapii według naszych informatorów odbiła się na zdrowiu dyr. Dziuka i w efekcie doprowadziła do jego odejścia ze szpitala. Dziś nie chciał jednak komentować całej sprawy. – To było dawno i są to dla mnie rzeczy zbyt osobiste – stwierdził tylko. Nasi informatorzy twierdzą jednak, że interesy Euro-Medicalu chroniono na wysokich szczeblach. Chodziło bowiem o duże pieniądze. Dlaczego właśnie spółka Lilianny Wejchert miała tak wysokie poparcie – to zadanie dla śledczych.

– Ani na terenie szpitala przy ul. Szaserów, ani w innym szpitalu w prawobrzeżnej Warszawie nie ma placówki radioterapii. Dochód z takiej kliniki byłby zapewniony. Tylko dlaczego na nieruchomości Skarbu Państwa ma robić biznes prywatny przedsiębiorca? – dziwi się jeden z byłych lekarzy szpitala przy ul. Szaserów. Dodaje: – Gdyby oddano działkę szpitalowi, mógłby wziąć pod nią kredyt hipoteczny i wybudować klinikę. Niepotrzebna byłaby mu do tego spółka Euro-Medical.

> Wolontariusze z zanikiem pamięci

O Andrzeju J., ówczesnym prezesie AMW, byłym wicewojewodzie wrocławskim związanym z Unią Wolności, było już głośno. Dwukrotnie był bowiem aresztowany pod zarzutem korupcji. Oskarża się go o przyjmowanie łapówek oraz korumpowanie urzędników państwowych. 12 czerwca 2001 r. to właśnie Andrzej J. upoważnił Klinikę Radioterapii Euro-Medical Spółkę z o.o. jako inwestora do wejścia na teren działki i rozpoczęcia prac. Spółka zaciągnęła kredyt pod budowę. Ustanowiono przy tym „nieodpłatną służebność gruntową”, co oznaczało, że szpital, a nie spółka ponosi koszty utrzymania drogi dojazdowej i zwiększonego ruchu na terenie szpitala. Robiono więc wszystko, by nowa spółka mogła się rozwijać jak najmniejszym kosztem i w przyszłości zbijać krocie na funkcjonowaniu kliniki. Przychylność niektórych decydentów może nie dziwić, kiedy spogląda się na radę nadzorczą spółki Klinika Radioterapii Euro-Medica, która miała wybudować klinikę. Zasiadali w niej m.in.: gen. Roman Kloc – dyrektor Departamentu Infrastruktury MON, gen. bryg. Marek Maruszyński, WIM w latach 2001–2005 gen. Andrzej Trybusz, prof. Cezary Szczylik i szef Kliniki Onkologii CSK WAM, Edward Cegiełkowski, którego nazwisko można też odnaleźć w radzie nadzorczej Bumar-Łabędy, Lilianna Wejchert oraz przedstawiciel AMW płk Mieczysław Jurek.

Dziś wojskowi, podobnie jak ministrowie obrony, w sprawie Euro-Medical zasłaniają się niepamięcią. Gen. Kloc podczas rozmowy telefonicznej ledwie przypominał sobie ten fragment życiorysu. Gdy podpowiedzieliśmy, że był w radzie nadzorczej spółki, żachnął się: „Ech, byłem chyba tylko z pół roku, i to jako wolontariusz”. Na umówione spotkanie generał przyszedł już jednak z pękatą teczką dokumentów. – Wszystko przebiegało zgodnie z prawem. Departament Infrastruktury wywiązał się z zadania, jakim było przygotowanie dokumentacji potrzebnej do przekazania gruntu Agencji Mienia Wojskowego – tłumaczy gen. Kloc. Zaznaczył również, że za zasiadanie w radzie nadzorczej spółki nie pobierał żadnych pieniędzy. Podobnie twierdzi gen. Trybusz. – Dostałem pismo, że zostałem do tej rady powołany. Nie byłem jednak na żadnym jej zebraniu – wyjaśnia. Także gen. Maruszyński mówi, że żadnych pieniędzy nie pobierał. – W radzie nadzorczej reprezentowałem szpital, ale mój udział był znikomy, ponieważ byłem tylko na jednym zebraniu – twierdzi.

> Sprawdzą, czy nie było korupcji

Ostatecznie pod koniec grudnia 2002 r. AMW sprzedała swoje udziały w spółce Klinika Radioterapii – firmie Euro-Medical. Dzięki temu miała ona już na własność grunt, mogła zacząć inwestycję, a zyskiem nie musiała się z nikim dzielić. Gdyby Euro-Medical starał się o kupno tego terenu od wojska, musiałby odbyć się przetarg. Dzięki Onyszkiewiczowi i Komorowskiemu procedura przetargowa została ominięta. Euro-Medical do dziś nie zapłacił jednak AMW wszystkich należnych pieniędzy – firma winna jest jeszcze ponad milion zł. W lipcu 2006 r. AMW została skontrolowana przez NIK. Sprzedaż udziałów Euro-Medicalu przez agencję została określona przez kontrolerów jako niegospodarność i nierzetelność. Nie zabezpieczono bowiem „kwoty należnej zapłaty”. W protokole stwierdzono również, że działania AMW były „obejściem prawa o nieruchomościach”.

Dziś, mimo że minęło już sześć lat, budowa kliniki nie ruszyła, a teren został na razie tylko ogrodzony. Plotki mówią, że sprawę wstrzymał rząd Leszka Millera, gdy doszedł do władzy. Janusz Zemke, ówczesny wiceminister obrony narodowej, mówi jednak, że sprawy budowy kliniki dokładnie nie pamięta. – Coś obiło mi się o uszy. Słyszałem, że szpital ma z tego tytułu jakieś problemy. Więcej jednak nie pamiętam – twierdzi Zemke.

Według Tadeusza Bednarczyka, byłego dyrektora WIM odpowiedzialnego za sprawy techniczno-eksploatacyjne, inwestycja nie powiodła się, ponieważ została zablokowana przez szpital. – Nie mogliśmy pozwolić na paraliż szpitala. Inwestycja spowodowałaby bowiem dwuletnie utrudnienie, a właściwie omal zablokowanie ruchu na terenie WIM – mówi Bednarczyk.

Inwestycja Euro-Medicalu nie mogła się udać także ze względów prawnych. – Nie można było postawić budynku na wydzielonej działce, gdyż jedna ze ścian znajdowała się dokładnie na granicy nieruchomości, czego zabrania prawo budowlane – dodaje Bednarczyk.

Do spółki nie można się dodzwonić – numery podane na pismach firmowych do szpitala i MON są nieaktualne. Według plotek na ogrodzony teren już niebawem mają wjechać buldożery i rozpocząć wreszcie budowę kliniki. Niewykluczone jednak, że inwestorem nie będzie już Euro-Medical. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, spółka negocjuje sprzedaż swoich udziałów innej firmie.

– Nie wiem, czy klinika kiedykolwiek powstanie – komentuje całą sprawę bardzo sceptycznie prof. Szczylik, szef Kliniki Onkologii w CSK WAM, związany z Fundacją „Porozumienie bez barier” Jolanty Kwaśniewskiej, jeden z głównych pomysłodawców powołania wspólnie z Lilianną Wejchert kliniki radioterapii. Lilianna Wejchert jest wiceprzewodniczącą Fundacji „Narodowa Koalicja do Walki z Rakiem Piersi”, nad którą honorowy patronat miała Jolanta Kwaśniewska. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prof. Szczylik poręczył kredyt wzięty przez Euro-Medical pod budowę kliniki. Gdy firma przestała go spłacać, komornik zaczął ściągać należności właśnie od profesora, zajmując mu m.in. jego pensje. Dziś nie chce on jednak odnosić się do tej sprawy. – Na początkowym etapie nadużyto mojego zaufania i dobrego imienia. Miało to dla mnie poważne i przykre konsekwencje. Dlatego też wycofałem się z tej współpracy i nie chcę tego komentować – powiedział. Zaznaczył również, że nie ma nic wspólnego z transakcją dotyczącą gruntu.

Wyprowadzeniem nieruchomości z terenu szpitala zajęło się Centralne Biuro Antykorupcyjne, które przejęło sprawę od Żandarmerii Wojskowej. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że CBA otrzymało mocny materiał dowodowy. – Nie wyklucza się zatrzymań osób, które pełniły wówczas wysokie stanowiska – przyznaje jeden z naszych informatorów.

> Szef szpitala wyjaśni?

Niedawno nowym szefem WIM został płk prof. Waldemar Banasiak. Zmiana komendanta placówki była skutkiem kontroli MON, która wykazała wiele nieprawidłowości w funkcjonowaniu placówki oraz obnażyła panujące w szpitalu korupcyjne mechanizmy. „GP” jako pierwsza dotarła do protokołu z kontroli, opisującego stawiane przez kontrolerów zarzuty. Czy nowy komendant uzdrowi sytuację? Dotarliśmy do dokumentu, który może wskazywać, że Banasiak może nie poradzić sobie z problemem patologii panujących w szpitalu. Zaraz po oficjalnym przejęciu obowiązków zwrócił się z prośbą do gen. Marka Kondrackiego, szefa z WSZ, o urlop. Powód? Wyjazd na zaproszenie jednej z firm farmaceutycznych seminarium kardiologiczne w Nowym Orleanie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że pismo Banasiaka mocno zirytowało gen. Kondrackiego, który wezwał podwładnego na dywanik. – Chciałem wyjechać na to seminarium, aby podnosić swoje kwalifikacje – tłumaczy Banasiak. Do problemu Euro-Medicalu szef WIN podchodzi jednak bardzo ostrożnie. – Niech sprawę spokojnie badają upoważnione do tego instytucje – ucina krótko.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Historia i Przyszłość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 40, 41, 42 ... 62, 63, 64  Następny
Strona 41 z 64

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin