Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiadomości - materiały Gabree
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły,
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 8:15, 13 Lip 2007    Temat postu:

Były szef WSI będzie doradzać Kwaśniewskiemu!!

"Dziennik": Były szef WSI gen. Marek Dukaczewski, były wiceminister obrony gen. Stanisław Koziej oraz były prezes Trybunału Konstytucyjnego prof. Marek Safjan mają doradzać Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i liderom lewicy.
W siedzibie fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego "Amicus Europae" finansowanej m.in. przez ukraińskiego oligarchę Wiktora Pińczuka spotka się rada programowa Lewicy i Demokratów. W trakcie spotkania ma zostać omówiona obsada dziesięciu zespołów mających odpowiadać za sprawy związane z m.in. gospodarką, zdrowiem, edukacją i wojskiem.

Nieoficjalnie gazeta dowiedziała się, że zespołem ds. wojska będzie kierował były minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński. Na liście osób, które mają z nim współpracować, znalazł się m.in. były szef WSI Marek Dukaczewski, zaufany człowiek Kwaśniewskiego. Nazwisko generała kilkakrotnie przewija się w raporcie z likwidacji WSI jako osoby odpowiedzialnej za nieprawidłowości w wojskowych specsłużbach. Antoni Macierewicz, współautor raportu, dziś szef kontrwywiadu wojskowego sugerował również, że Dukaczewski, absolwent kursu GRU (wywiadu wojskowego), mógł działać na zlecenie rosyjskich służb. Współpracy z LiD nie wyklucza też były wiceminister obrony narodowej w rządzie PiS gen. Stanisław Koziej. - Jak taką propozycję dostanę, wówczas się zastanowię - przyznaje. - Jestem niezależnym ekspertem, ale nie odmawiam dyskusji z nikim - dodaje.

Inne zespoły ekspertów nie budzą aż takich kontrowersji - podaje "Dziennik". Na czele zespołu odpowiedzialnego za zdrowie stanie były minister Marek Balicki. W sprawach gospodarki ma doradzać były minister Jerzy Hausner, a wypracowane przez LiD projekty ustaw mają konsultować osoby posiadające doświadczenie z Trybunału Konstytucyjnego - prof. Andrzej Zoll oraz prof. Marek Safjan.

- Nie chcemy bowiem osób kontrowersyjnych ani skompromitowanych - zapewnia członek zarządu jednej z partii wchodzących w skład LiD.
onet.pl
[link widoczny dla zalogowanych]

HEHE. SKAD MY TYCH PANOW ZNAMY . NO I TEN NIEZALEZNY OD POGLADOW POLITYCZNYCH WYDAJACY JEDYNIE SLUSZNE WYROKI TRYBUNAL !!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 8:26, 13 Lip 2007    Temat postu:

Cytat:
były szef WSI Marek Dukaczewski, zaufany człowiek Kwaśniewskiego. Nazwisko generała kilkakrotnie przewija się w raporcie z likwidacji WSI jako osoby odpowiedzialnej za nieprawidłowości w wojskowych specsłużbach. Antoni Macierewicz, współautor raportu, dziś szef kontrwywiadu wojskowego sugerował również, że Dukaczewski, absolwent kursu GRU (wywiadu wojskowego), mógł działać na zlecenie rosyjskich służb. Współpracy z LiD nie wyklucza też były wiceminister obrony narodowej w rządzie PiS gen. Stanisław Koziej. - Jak taką propozycję dostanę, wówczas się zastanowię - przyznaje. - Jestem niezależnym ekspertem, ale nie odmawiam dyskusji z nikim - dodaje.

A M. Dukaczewski, to kto? Głupek? Jak Gabree powtarzasz kopiując - zaufany człowiek, Dldam, że parę stanowsk przeszedł i to dość wysokich, więc jak się umówi z Kwaśniewskim, to ich sprawa. A A.M. niech swoje domniemania współpracy wsadzi spowrotem tam, skąd je wyjął. Takie swoje psidźi-bździ, aby odmniemywać, to źle świadczy o panu mąciarkiiwiczu. Całe życie będzie żył i tropił wrogów. A może Koziejowi należy odmówić dyskusji z kimkolwiek?
Artykuł, Gabree, jak widzisz był na zamówienie! Mr. Green
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 16:21, 13 Lip 2007    Temat postu:

WPIS INTERNAUTY NA TEMAT PLATFORMY OBYWATELSKIEJ :


Cytat:
PRZECZYTAJ. RÓŻNICA POMIĘDZY PIS A PLATFORMĄ POLEGA NA TYM, ŻE
PiS reprezentuje, czyni i mówi to co osobiście myślą jego wyborcy
i za to wyborcy PiSu kochają swoich polityków

natomiast

wyborcy Platformy reprezentują, czynią i mówią to co osobiscie myślą ich politycy
i za to politycy PO kochają swoich wyborców.

Dowody:
1. Pan Zalewski już jest dobry, "widac dla niego miejsce" w klubie.
2. Pan Marcinkiewicz jest dobry i powinien "wspołtworzyc nową lewicową partię".
3. Pan Sikorski jest też w sumie dobry.
4. Pani Gilowska to nieuk i wariatka.
5. Szczyt UE był powodzeniem w pierwszym tygodniu po kompromisie. Teraz, od kilku dni, szczyt UE jest "sromotną porażką".
6. Co z tego, ze ktoś współpracował z SB? "Zajmijmy się gospodarką"
7. "Nie jesteśmy w sojuszu z SLD" ale we wszystkim głosujemy tak samo i nawzajem się bronimy.
8. Gazeta Wyborcza i TVN to są media obiektywne a "TVP łamie prawo prasowe" bo nie chce umieszczać skłamanych spotów Platformy o PiSie. Wina Pisu i TVP.
9. Lepper jest zły ale nie brał tym razem łapówek. Lepper bierze łapówki tylko wtedy, kiedy złapie go na tym `GW' albo `Superwizjer TVN'. Kiedy robi to CBA jest to `prowokacja' i to `wyrafinowana' a Kaczyńscy są zagrożeniem dla `młodej polskiej demokracji'. Ponadto `koalicjantów sie w taki sposób nie traktuje', choć jednych i drugich nienawidzimy.

i tak dalej...

należy też nadmienić, ze tzw. gabinet cieni PO nie istnieje, chyba, ze na papierze. Platforma nie ma swojego programu wyborczego. Platforma nie zgłasza żadnych propozycji do sejmu poza wnioskami o odwołanie z urzędu tego albo tamtego członka PiS, a wszystkie te wnioski oczywiście przepadają i będą przepadać. Posłowie Platformy są niewidoczni, chyba, ze udzielając szyderczych wywiadów TVNowi, który wybiera najbardziej soczyste fragmenty ich wypowiedzi, bądź też zapraszajac/posyłając swoje żony do "Rozmów w Toku". Cała linia polityczna Platformy polega na szerzeniu medialnej zorganizowanej nienawiści do stronnictw konserwatywnych. Służą ku temu nieustanne oskarżenia, ostry język, agresywne reklamówki. Szef Platformy jest wynalazcą najpopularniejszego wyzwiska w dzisiejszej Polsce: "moherowy beret", ukazując swój brak szacunku dla starszych. Platforma jest partią dalece regresywną, cofa się w rozwoju - jej istnienie ma jedynie sens w powiązaniu z istnieniem PiS, jako ze jest tylko zapreczeniem PiSu, jego negatywem podczas gdy PiS jest partią rzeczywistą z rzeczywistymi poglądami reprezentującą rzeczywiście zainteresowanych polityką ludzi z krwi i kości. Platforma Obywatelska, partia-duch ma około 25% poparcia w społeczeństwie a jej elektorat wyzywa innych wyborców od faszystów.
Co wy na to?
Grupka ludzi, która owładnęła umysłami "milionów Polaków"? Na dodatek grupka polityków, którzy mówią co im sie podoba, zeby zyskać władzę?
A moze wysłannicy brukselskiego dominium, którzy mają podtrzymywac liberalny bełkotaizm, zanim to wszystko nie runie?


~Glenn, 13.07.2007 16:10

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 7:25, 14 Lip 2007    Temat postu:

Hiah hiah ha! Lub neh na na na!
Ale jak PiS przetrzyma dwa jeszcze 2 lata?
Zalewskiego już nie ma, bo myślał "oddzielnie".
Marcinkiewicz od razu wyleciał jak tylko został premierem.
Sikorski - jak wyżej, bo nie tak ma wyglądać wojsko.
A o Jurku zapomniano? Też wolał tam nie być.

A są!
Kurski - skandalista i nieważne z kim. Tam mu najlepiej.
Kuchciński - w zaparte, bo na chle zarobić musi.
Wasserman - nie chce wylecieć z roboty.
Dorn - z nim bliźniaki mieli przeprawę, ale jak na razie jest.
Gilowska, Religa - to nie politycy i będą pracowali z byle kim, póki mogą reformować swoje dziedziny. A fachowcami są!
Ziobro - młody i ambitny i wykonuje "błędne polecenia", aby poprawić swoje Ministerstwo i nie zachwiać pozycją PiSa, bo mu się kariera skończy. To mu na dobre nie wyjdzie.

I to tyle PiSa. W krótce zabraknie im ludzi do obsady aparthaidu, który tworzą. Nie pomogą wycieczki na Jasną Górę po elektorat! Ludzie się kapną w końcu co jest grane.

Ale to nie umniejsza, że PO też pomysła na swoją partię i na rządzenie RP nie ma! Mr. Green
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 19:30, 14 Lip 2007    Temat postu:

I co cudaku gabrre cienko przędziesz co? jak tam kaczory brawo? Czy klapa?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 11:16, 17 Lip 2007    Temat postu:

CBA sprawdza łódzką prywatyzację
"Dziennik Łódzki": Centralne Biuro Antykorupcyjne bada głośną sprawę prywatyzacji Zespołu Elektrociepłowni w Łodzi.
O zajęcie się nią poprosiła Najwyższa Izba Kontroli. Według NIK, przy sprzedaży firmy przez Ministerstwo Skarbu Państwa mogło dojść do korupcji i niegospodarności. Odpowiedzialnością za to NIK obarcza m.in. byłych szefów resortu Jacka Sochę (rząd Marka Belki) i Andrzeja Chronowskiego (gabinet Jerzego Buzka).

Skarb Państwa sprzedał Zespół Elektrociepłowni francuskiemu koncernowi Dalkia w 2005 r. Za 85 proc. udziałów Francuzi zapłacili 900 mln zł. Prywatyzacji sprzeciwiał się prezydent miasta Jerzy Kropiwnicki, obawiając się, że sprzedaż elektrociepłowni wraz z siecią ciepłowniczą doprowadzi do monopolu Dalkii i niekontrolowanego wzrostu cen ciepła. Pod petycją do marszałka Sejmu podpisało się 150 tys. łodzian. Protesty nic nie dały, do sprzedaży ostatecznie doszło. Jednak dzięki zamieszaniu i skardze łódzkiej europoseł Urszuli Krupy(LPR), prywatyzacją zainteresowała się warszawska NIK. Podczas kontroli okazało się, że MSP sprzedało zakład na podstawie nieaktualnej wyceny, która pochodziła z 2002 r. Jak zauważyli kontrolerzy, w ciągu trzech lat, które upłynęły od tego czasu, kondycja ZEC-Łódź znacznie się poprawiła - odnotowuje gazeta.

Izba zarzuca też resortowi skarbu, że zgodził się na sprzedaż zakładu, mimo iż nakłady inwestycyjne deklarowane przez Dalkię (272 mln zł w ciągu 4 lat) były wielokrotnie niższe od zakładanych. We wniosku prywatyzacyjnym złożonym siedem lat temu do MSP, szacowano potrzeby inwestycyjne na poziomie 1,3 do 1,5 mld zł. NIK podkreśla, że zobowiązania Dalkii nie zabezpieczają w pełni interesu sprywatyzowanej firmy.

Według NIK, postępowanie urzędników resortu skarbu, to "typowy mechanizm korupcjogenny". Dlatego o zbadanie kulis prywatyzacji zostało poproszone Centralne Biuro Antykorupcyjne. Jak się dowiedział "Dziennik Łódzki", postępowanie już się toczy, CBA występowało o dokumenty m.in. do Urzędu Miasta Łodzi. Niestety, na wyniki prac Biura przyjdzie jeszcze poczekać: "Jesteśmy służbą specjalną. Nie udzielamy informacji na temat prowadzonych śledztw" - ucina Temistokles Brodowski, rzecznik CBA.
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 13:05, 17 Lip 2007    Temat postu:

Milicjant skazany za kierowanie zabójstwem trzech demonstrantów!!!

Siedem lat więzienia, zmniejszone o połowę - to wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu dla b. milicjanta Jana M., uznanego za winnego "sprawstwo kierowniczego" zabójstwa przez MO trzech demonstrantów w Lubinie w stanie wojennym w 1982 r. Wyrok nie jest prawomocny.


Proces Jana M., b. wiceszefa komendy miejskiej MO w Lubinie, toczył się po raz czwarty. Prokurator domagał się dla niego 9 lat więzienia; on sam prosił o uniewinnienie. M. nie było na ogłoszeniu wyroku.

Sąd uznał M. za winnego zabójstwa trzech osób w formie "sprawstwa kierowniczego", bowiem wydał on 31 sierpnia 1982 r. rozkaz użycia broni, aby rozproszyć manifestację "Solidarności" w Lubinie. Od kul milicji zginęli wtedy Mieczysław Poźniak, Andrzej Trajkowski i Michał Adamowicz. (ap)
wp.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 16:21, 18 Lip 2007    Temat postu:

"Ojciec chrzestny byłby dumny z takiego syna"

"Jest schorowany i obolały, ale nie przymiera głodem. Gdy zaleczy rany, znów będzie gotowy zasiąść do brydża. Skompromitował nazwisko, sięgnął dna, ale nigdy niczego nie ujawnił, nikogo nie wsypał. Każdy ojciec chrzestny byłby dumny z takiego syna" - pisze w DZIENNIKU o Lwie Rywinie Luiza Zalewska.
Czyjeś imieninowe przyjęcie w podwarszawskim Konstancinie. Masa ludzi, może nawet setka, a wśród nich były premier Leszek Miller. I Lew Rywin dosłownie kilka dni po rocznym pobycie w więzieniu. Na oczach gości, tej całej setki, rzucają się sobie w ramiona. Część publiczności udaje, że nic się nie stało, inni sztywnieją. - Wyglądało to, jakby ojciec chrzestny witał swego mafioza wracającego z kryminału - opisuje Jerzy Urban. Mafiozo opuścił zakład karny, ale wciąż jest na warunkowym zwolnieniu.

Kochał sławę, pieniądze i kino. Gdy szukał domu w Konstancinie, wybrał okazałą willę w samym sercu snobistycznego uzdrowiska, na wyjątkowo popularnym szlaku między kościołem a tężniami. Źle trafił. Gdy stał się najgłośniejszym symbolem III RP, a z jego nazwiska zbudowano Rywinland, pod posesją koczowały tłumy fotoreporterów i zwykłych ciekawskich. Prywatność w zasadzie zerowa. I nie wiadomo teraz, czy dom Rywina stoi koło konstancińskiego kościoła, czy może raczej kościół stoi koło Rywinowego domu. Ciekawskich wciąż nie brakuje, a kamera przed posiadłością rejestruje nawet tych, którzy przechodzą tamtędy chodnikiem.

W dawnej siedzibie jego producenckiej firmy Heritage Films, przez którą niegdyś przewijali się reżyserzy z najwyższej półki (Spielberg, Polański, Wajda), tynk całymi płatami odpada z obskurnej elewacji. Do nowej siedziby trudno trafić, nie ma żadnego szyldu, firma nie rozpowszechnia adresu. Lew Rywin nikogo do siebie nie zaprasza, bo też nie ma się czym chwalić - podnajmuje skromny pokoik od zaprzyjaźnionej firmy podatkowej. Rozgłosu i sławy już nie chce - w jednej z poprzednich siedzib stróż otrzymał wskazówkę, by nie odbierać od nikogo żadnej korespondencji i nie przekazywać nikomu nowego adresu.

Lew salonowy
W czasach świetności Telewizji Polskiej Lew Rywin marzył, by zostać jej prezesem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale Rywin nie miał powodów do narzekań - przez kilka dobrych lat szefował kodowanej francuskiej stacji Canal+, która cieszyła się wyjątkowymi względami polskich władz. Posada u Francuzów przynosiła nie tylko prestiż, ale i wymierne korzyści - połowę polskiej produkcji, jaką musieli finansować Francuzi, szła bowiem na produkcje w jego prywatnej firmie.

Ale - jak podkreślają znawcy filmowego rynku - był przy tym producentem wybitnym. Na jego "Pana Tadeusza” poszło do kin aż 7 mln widzów, "Pianista”, którego współprodukował, zgarnął w Cannes główna nagrodę, Złotą Palmę.

Miał niezwykłego nosa, talent i odwagę. To dzięki niemu polski widz śledził skomplikowane losy niewolnicy Isaury, która gromadziła 90-proc. widownię! Brazylijski tasiemiec kupił na targach w Cannes jako prezes Poltelu. To także on jako pierwszy wprowadził na polski grunt popularne sitcomy i wyprodukował z sukcesem "13. posterunek” dla Polsatu.

Znał doskonale języki (urodził się w ZSRR, szkoły kończył w Stanach Zjednoczonych, w Polsce karierę zaczął jako tłumacz), był wiceszefem Interpressu, a w Radiokomitecie odpowiadał za zagraniczne zakupy. Niedawno okazało się, że Lew Rywin donosił na amerykańskich dziennikarzy jako współpracownik SB o pseudonimie Eden. Za Drawicza, czyli już w wolnej Polsce, dbał w telewizji o finanse. Bywał wszędzie, gdzie się w III RP bywało. W jednej ręce szklaneczka whisky, w drugiej cygaro, biały szalik. Dla jednych nosił się tandetnie i groteskowo. Inni wspominają: - Kultura przez duże "K”. Dla przyjaciół: Lowka, Lowa. Zyskał sobie przydomek Lew Salonowy.

Lew spokojny
Teraz jest nikim. Na drewnianej łódce na Mazurach łowi ryby. Kupił podwodną sondę, by łatwiej uchwycić ławice. Schudł. Dużo pływa (zalecenie ortopedy ze względu na kłopoty z dyskiem). Reperuje zdrowie (jeśli wierzyć rodzinie, która bezskutecznie błagała ministra sprawiedliwości o odroczenie kary, cierpi na: rozległą chorobę wieńcową, zaawansowaną cukrzycę, zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa plus "stały stres”). Czasem przespaceruje się kilka kroków do cukierni Smakołyk, ale tam nie ma mowy o dyskrecji - gdy uiszcza rachunek, sprzedawczynie proszą o autografy dla znajomych. O pobycie w więzieniu nie rozmawia. Zgaszony, zmęczony, zniechęcony. Słynna afera odwróciła życiowe priorytety. Lew Rywin nade wszystko dziś ceni ciszę i spokój.

Lew świetlicowy
Jego 376 dni w więzieniu w Białołęce (nie licząc 43 dni w areszcie śledczym) wyglądało tak:
6 rano - pobudka sygnałem dźwiękowym dobiegającym z korytarza. „Nie zdarza się” - mówią w zakładzie - "by ktoś chciał poleżeć dłużej”.
6 - 7 - zajęcia porządkowo-higieniczne, sprzątanie celi. W kąciku sanitarnym umywalka i ubikacja oddzielone zasłonką. Woda wyłącznie zimna, ale ręcznik można mieć własny.
7 - 7.15 - apel poranny, czyli strażnicy zaglądają do cel, sprawdzają, czy wszyscy są cali i zdrowi.
7.15 - 7.45 - śniadanie.
7.45 - 8 - chorzy zgłaszają się od lekarza, ci, którzy mają inne problemy, zapisują się do wychowawcy.
8 - 13 - godzinny spacer na tzw. polu spacerowym pokrytym trawą. Na spacerniak trzeba zdjąć dresy, bo wyjście z budynku jest możliwe tylko w więziennym drelichu. Potem można czytać (w więziennej bibliotece czeka 5 tys. woluminów, wypożyczanie bez ograniczeń), oglądać telewizję, video lub DVD (wszystko przywiezione z domu). Regulamin zezwala trzymać w każdej celi maksymalnie pięć kaset lub płyt. Cele otwarte, można spacerować po korytarzu, zadzwonić z telefonu na kartę, zajrzeć do świetlicy.
13 - 14 - obiad. Jak wszystkie posiłki, w celi. Zastawa plastikowa, sztućce plastikowe. Do picia kompot. W upały na korytarzu termos z kawą zbożową.
14 - 17.30 - to samo, co przed obiadem minus spacer.
17.30 - kolacja
18 - 19 - zajęcia własne, czyli to samo, co przedpołudniem i po południu. „Całkowicie wolny czas” - mówią w zakładzie.
19 - 19.20 - apel wieczorny, czyli strażnicy zaglądają do cel i sprawdzają, czy wszyscy nadal są cali i zdrowi.
19.20 - 22 - sprzątanie, mycie.
22 - sen. Żadnych nocnych filmów i innych atrakcji; wyłączają prąd.

Raz w tygodniu ciepła woda i prysznic. Raz w tygodniu wymiana pościeli. Jest możliwość zaprenumerowania gazet. Z własnych ubrań dopuszczone pantofle ranne, dwie pary butów, dresy, ręcznik, ścierka oraz bielizna.

W ciągu 376 dni Lew Rywin dostał pięć paczek żywnościowych. Ponieważ jego nazwisko zaczyna się na "R”, na paczki mógł liczyć tylko w czwartki. Odbył 54 godzinne widzenia, czyli przynajmniej raz w tygodniu miał gości.

Przez jakiś czas zabijał nudę jako świetlicowy - uczył innych więźniów grać w brydża. Próbował też z angielskim, ale zainteresowanie było niewielkie. Świetlicowym był nieodpłatnie.

Gdzieś w połowie odsiadki przeszedł operację angioplastyki (udrożnienie dopływu krwi do serca). Zabieg przeprowadzono w obecności więziennych strażników. Po trzech dniach w szpitalu Rywin wrócił do celi.

W celi obchodził 60. urodziny. Z 61. było tak samo. Dużo czytał. "Jak się komuś nie chciało czytać, to opowiadał, co jest napisane w książkach. Trzeba tylko powiedzieć tytuł książki. A wieczorami opowiadał, jak się kręci filmy i jakie są sztuczki w kinie” - relacjonował w "Super Expressie” jeden z ówczesnych współwięźniów Rywina.

14 listopada 2006 r. o godz. 16.30 warunkowo opuścił zakład karny w Białołęce i oświadczył: "Jadę się umyć i nie będę odpowiadał na żadne pytania, dopóki ten cyrk w Polsce się nie skończy”. I odtąd nie rozmawia z dziennikarzami. Spotyka się bardzo rzadko i tylko prywatnie. Prywatnie pomstuje na prokuraturę pod rządami Ziobry oraz "szachrajstwa szefostwa Agory, które zaprowadziły go tam, gdzie jest”. Czuje się potwornie zraniony przez bliskie mu niegdyś środowisko. Narzeka, że tyle przestępstw popełnia się każdego dnia, a on jeden musiał siedzieć. Ale publicznie nie rzuca oskarżeń, bo cały czas jest na warunkowym zwolnieniu. Jeden wielki potok rozgoryczenia i żalu.

Lew opuszczony
Lew Rywin długo nie mógł się otrząsnąć po powrocie do domu. O pobycie w więzieniu albo w ogóle o całej sprawie, której stał się jedyną ofiarą, chciał napisać książkę albo scenariusz. W świat poszła plotka, że kolejnym krokiem miałby być film na ten temat. - Ale gdy zapytałem, czy sam poszedłby na taki film, Lew trochę się zmieszał - opowiada Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu, dziś jeden z dyrektorów w firmie Aleksandra Gudzowatego. Podobnych reakcji musiało być sporo, bo dziś otoczenie Rywina mówi o tym projekcie: - Kompletna bzdura.

Po Lwie Salonowym nie ma śladu. Prawdę mówiąc, nie jest szczególnie atrakcyjnym gościem - nowinek z planów filmowych raczej nie opowie, młodych aktorek nie przyprowadzi, co najwyżej mógłby rzucić garść anegdot z celi albo rozbawić towarzystwo próbką grypsery. Tyle że temat więzienia to w towarzystwie temat tabu. Salon może by i chciał o coś zapytać, w końcu Rywin nie siedział w ciężkim więzieniu z mordercami i gwałcicielami, wszyscy, tak jak on, skazani byli po raz pierwszy. Ale Lew wyraźnie daje do zrozumienia, że naprawdę nie ma o czym mówić.

Pewnie dlatego nie przebiera w zaproszeniach. W kwietniu zauważono go na imieninach u Ryszarda Fijałkowskiego, byłego ambasadora w Indiach, z którym od lat gra w tenisa ( - Bez względu na to, co się działo, nigdy nie myślałem, by w trudnych chwilach zostawiać go samego - zapewnia ambasador). Był na listopadowym przyjęciu w Konstancinie, podczas którego padł Leszkowi Millerowi w objęcia. Ale zauważono też, że na sześćdziesiątce Zbigniewa Niemczyckiego, gdzie "wszyscy byli, włącznie w Holoubkiem i Zawadzką”, Lwa Rywina zabrakło.

W towarzystwie jak w ruletce wygląda na to, że Rywin raczej wypadł z obiegu. Pewnie dlatego ostentacyjne uściski byłego premiera musiały go podnieść na duchu. - Kilka słów powitania i tyle. Nie wszedłem pod stół i nie schowałem się pod obrusem, jak pewnie chcieliby niektórzy - wzrusza ramionami niespeszony Miller.

Ale ostentacyjne powitanie przypomina, że wciąż nie znamy rozwiązania najciekawszej zagadki III RP - z kim Rywin chciał dzielić 17,5 miliona dolarów wyciągniętych od Agory w zamian za korzystne przepisy medialne? Jeśli Leszek Miller nie był dowódcą tej akcji albo przynajmniej nie dał na nią zgody, to powinien być na Rywina wściekły. Od tej pory datuje się przecież początek końca rządów lewicy. "A mimo to Miller nie wyglądał na człowieka mającego do Rywina żal" - dziwi się Jerzy Urban, który z boku przyglądał się wymianie uścisków. A i Rywin - dodajmy - nie wyglądał na człowieka, który miałby żal do premiera. A mógłby być na niego zły. Bo jeśli tylko reprezentował GTW, to jako jedyny z tej grupy poszedł siedzieć.

Lew budowniczy
"Skąd spółka ma 67 mln dolarów, skoro istnieje zaledwie dwa lata i zbudowała raptem jeden dom? Jakie to są pieniądze i skąd się wzięły?" - gorączkuje się Jerzy Jasiuk, dyrektor Muzeum Techniki. Dobre pytanie, skąd Rywin ma dziś pieniądze?

W lutym Rywin postanowił kupić 2-hektarową działkę w centrum Warszawy z zabytkową, ale zadłużoną fabryką Norblina. Miał powstać kompleks handlowo-rekreacyjno-kulturalny z apartamentowcami na górze. Teren syndyk wycenił na 67,5 mln dolarów. Budowę kompleksu przy uwzględnieniu wymogów konserwatora zabytku szacowano na dalsze 300 - 500 mln złotych.

Tyle że kilka tygodni później sąd wstrzymał transakcję - najpierw chce rozstrzygnąć, czy teren nie należy się Muzeum Techniki na mocy zasiedzenia. Co ciekawe, Andrzej Pietrzak, szef spółki ALM Dom, która formalnie kupiła atrakcyjną fabrykę, nie wygląda wcale na zmartwionego.

"Tragedii nie ma, nawet jeśli to będzie trwało wieki" - mówi. W każdym razie w wyniku decyzji sądu za fabrykę Norblina żadnych pieniędzy jeszcze nie zapłacono. ALM może być skrótem od imion: Andrzej, Lew, Marcin. Lew - wiadomo, Marcin to jego syn, ale kim jest Andrzej? "Przyjacielem rodziny" - ucina Pietrzak. Z zawodu inżynier, pracował w Hydrobudowie, 10 lat spędził w Niemczech, a w 1995 r. wrócił do kraju. Skąd zna Rywina? Nie powie. Skąd mają pieniądze? Z banku. Pozostałe pytania uważa „za zbyt daleko idące”. Koniec rozmowy.

To jego żona Joanna ("Nie porozmawia sobie pani z moją żoną”. Dlaczego? "Bo nie”) wniosła do ALM Domu działkę na warszawskiej Sadybie. Rywin (siedzący akurat w więzieniu) i syn (obaj jako spółka Heritage Films) dołożyli milion w gotówce. I postanowili się przebranżowić.

Wejście na rynek było dość gwałtowne. W cichym, willowym rejonie Mokotowa ("Wieś w mieście” - reklamują sprzedawcy nieruchomości) na oczach zszokowanych sąsiadów ALM Dom kończy właśnie swój pierwszy budynek - 3-piętrowy apartamentowiec z podziemnym garażem na 23 auta. Luksusowy i kosztowny. Cały zbudowany z cegły ceramicznej, elewacja do poziomu drugiego piętra wyłożona piaskowcem. Wnętrze zdobi naturalny kamień sprowadzony z Iranu. W wysokim na 7 m holu mieszkańców witać będzie konsjerż odziany w specjalny uniform. Mieszkańców nie będzie wielu, bo w całym budynku przewidziano zaledwie osiem prawie 200-metrowych mieszkań. Choć budynek jest prawie gotów, a cena raczej atrakcyjna (14,5 tys. zł za metr), połowa apartamentów wciąż nie znalazła właścicieli.

Ale nie wygląda na to, by deweloper zbytnio się tym martwił. Apartamentowiec nie ma właściwie reklamy, przy budynku nie ma śladu po biurze sprzedaży. "Czasem zdarza się przetrzymywać mieszkania, czekając na jeszcze większy wzrost cen, a czasem czeka się na właściwych lokatorów, zwłaszcza jeśli na każdym piętrze są zaledwie dwa mieszkania" - komentuje jeden ze stołecznych deweloperów.

W każdym razie na pewno Lew Rywin nie zarobił sum, za które mógłby kupić Norblin. "W tej inwestycji to prawdopodobnie zagraniczne fundusze inwestycyjne grają pierwsze skrzypce" - spekuluje obserwator rynku. Warszawskie salony dorzucają z kolei, że Rywin zawsze mógł liczyć na zagraniczne wsparcie. "Są tacy, co bardzo mu współczuli i uważają, że w Polsce wyjątkowo źle go potraktowano" - dodaje jeden z bywalców. Akurat gdy rozstrzygano przetarg, Lew Rywin odbywał miesięczną podróż po USA.

Zdarzało mu się już grać rolę pośrednika - przed laty francuski Canal+ potrzebował polskiej spółki, by utrzymać koncesję, i właśnie Lew Rywin jej szefował. Tam, jako główny doradca strategiczny - jak ujawniono przed sejmową komisją śledczą za raportem ABW - zarabiał milion, milion sześćset tysięcy złotych rocznie. W obracaniu cudzymi pieniędzmi ma więc wprawę. Od jednej z telewizyjnych spółek Francuzów kasował osobne kwoty na "rozwijanie stosunków z polskim rządem i innymi organami”.

Jest schorowany i obolały, ale nie przymiera głodem. Gdy zaleczy rany, znów będzie gotowy zasiąść do brydża. Skompromitował nazwisko, sięgnął dna, ale nigdy niczego nie ujawnił, nikogo nie wsypał. Każdy ojciec chrzestny byłby dumny z takiego syna.

Luiza Zalewska
dziennik.pl
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 16:38, 18 Lip 2007    Temat postu:

PAIiIZ o inwestycjach: mamy efekt kuli śnieżnej!!

W I półroczu 2007 roku Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) doprowadziła do rozpoczęcia w Polsce 31 projektów o łącznej wartości 746 mln euro, o 319 proc. więcej niż w I półroczu 2006 roku - podała agencja w komunikacie.
"PAiIZ zakończyła pierwsze półrocze 2007 roku rekordową liczbą obsługiwanych projektów. Ich najważniejsze efekty to utworzenie 10,5 tys. nowych miejsc pracy i napływ środków inwestycyjnych w wysokości 746 mln euro (w porównaniu z pierwszym półroczem 2006 stanowi to wzrost o 319 proc.)" - podano w komunikacie.

W pierwszym półroczu PAIiIZ obsługiwała aż 31 projektów. Dla porównania, w pierwszym półroczu 2006 roku Agencja realizowała 12 projektów, których efektem było stworzenie 5,5 tys. nowych miejsc pracy i napływ inwestycji o wartości 178 mln EUR
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 19:44, 18 Lip 2007    Temat postu:

Ty jesteś jednak prawdziwym cudakiem czy myślisz że pompowanie tlenu w te zwłoki uczyni cud? to agonia czy tego chcesz czy nie, intratną podsadkę trzeba będzie odstapić komuś kompetentnemu a samemu odpowiedzieć za błędy na dole za błędy na górze. Te odgrzewane kotlety z Rywina świadczą że to już koniec dla was tragiczny dla nas zbawienny.
Tak trzymaj BRAWO.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 21:39, 18 Lip 2007    Temat postu:

Dla nas czyli dla kogo?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 15:30, 20 Lip 2007    Temat postu:

Coraz bliżej emerytur małżeńskich

Rewolucja w systemie emerytalnym. Obok normalnych emerytur, rząd wprowadzi za dwa lata tzw. emeryturę małżeńską. Będzie ona korzystna zwłaszcza dla kobiet, które pracowały krótko, bo zajmowały się domem. Jeśli małżonkowie się na nią zdecydują, to mężowi zostanie obniżona emerytura, ale za to żona dostanie więcej.
Mało tego - po śmierci męża żona wciąż będzie dostawała taką emeryturę. To korzystna zmiana, bo dzisiaj kobiety, które przez całe życie zajmowały się domem, nie dostają emerytury. Dopiero po śmierci męża otrzymują tzw. rentę rodzinną w wysokości 85 proc. emerytury zmarłego małżonka.


"Emerytury małżeńskie muszą być wprowadzone, z racji tego, że kobieta ma krótszy okres pracy - przechodzi na emeryturę w wieku 60 lat oraz większy jest średni okres życia kobiet niż mężczyzn" - powiedział wicepremier Przemysław Gosiewski.
DZIENNIK.PL

BRAWO PIS !!!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 22:11, 21 Lip 2007    Temat postu:

Rywingate: walka buldogów pod dywanem!

"Masz buldogi pod dywanem. Coś się rusza, rozumiesz, ale kto kogo gryzie, nie wiesz" - to znane powiedzenie Stefana Kisielewskiego pada z ust Adama Michnika w słynnej, potajemnie nagranej rozmowie Rywina z naczelnym "Gazety Wyborczej". Czy rzeczywiście i dziś widzimy jedynie skotłowany dywan? Co tak naprawdę wiemy, a czego nie, zastanawiają się w DZIENNIKU Piotr Zaremba i Jerzy Jachowicz.

Napad na bank
Aleksandra Jakubowska zapewniała przed komisją śledczą, że jej utrwalone w billingach telefoniczne rozmowy z innymi postaciami podejrzanymi o manipulowanie medialną ustawą w chwili, gdy ważyły się losy oferty Rywina, to czysty przypadek. Jeśli ktoś zadzwoni do sprawcy napadu na bank pół godziny przed tym napadem, to wcale nie oznacza, że jest wspólnikiem gangstera - takie były argumenty ówczesnej wiceminister kultury.

Można by jej odpowiedzieć najprościej: tak, owszem, przypadki są możliwe. Ale jeśli ktoś zadzwonił do sprawcy pięciu napadów na bank za każdym razem na pół godziny przed kolejnym kryminalnym aktem, a na dokładkę wypytywał dokładnie o instalacje bankowego alarmu, a jeszcze ma w tym banku kuzyna zatrudnionego na posadzie szefa ochrony - to sytuacja takiej osoby wydaje się nie najlepsza. Ba, nawet więcej - będzie on najbardziej oczywistym podejrzanym. Czy to wystarczy, żeby go skazać?

Jan Rokita zaoferował się w wywiadzie dla DZIENNIK przekształcić swoją wersję raportu komisji śledczej w akt oskarżenia. Ma to sens - w końcu cóż innego oznacza pojęcie procesów poszlakowych? Czy rzeczywiście Robert Kwiatkowski, Aleksandra Jakubowska, Włodzimierz Czarzasty byli grupą trzymającą władzę wymienianą przez Lwa Rywina w rozmowie z Adamem Michnikiem? Czy dałoby się tego dowieść przed sądem, a tylko opieszałość prokuratorów uniemożliwia taką puentę? Publicysta nie jest na szczęście sądem.

Rywin nie był sam
Zacznijmy od podważenia tezy sformułowanej w raporcie SLD-owskiej posłanki Anity Błochowiak, powtarzanej przez premiera Leszka Millera i niektórych komentatorów, choćby Janinę Paradowską. W ich ujęciu samotny producent Lew Rywin, bywalec salonów i znawca świata mediów, korzysta ze splotu okoliczności. Z trwającej od kilku miesięcy próby sił między rządem a prywatnymi nadawcami przestraszonymi rządowym projektem ustawy utrudniającej łączenie w jednych rękach różnych mediów naraz. Ustawy, którą opinia publiczna zdążyła już ochrzcić mianem Lex Agora.

Rywin idzie najpierw do prezes Wandy Rapaczyńskiej (13 i 16 lipca 2002 roku), potem do Adama Michnika (22 lipca) i żąda łapówki. W zamian obiecuje ułatwienie takich zmian w projektowanej ustawie antykoncentracyjnej, by Agora mogła kupić telewizję Polsat. Ceną ma być nie tylko suma 17,5 miliona dolarów, ale także nominacja Rywina na prezesa tej stacji, dbającego o dobry wizerunek SLD. Producent filmu "Pianista" działający sam byłby jak Zagłoba sprzedający Niderlandy.

Otóż Zagłoba tylko żartował. Natomiast Rywin musiałby być szaleńcem. Próba powoływania się wobec Michnika na premiera Millera, z którym tenże Michnik pozostawał w stałych i zażyłych kontaktach, groziła przecież łatwym zdemaskowaniem. Tymczasem oznak szaleństwa u Rywina dostrzec nie sposób. Musiał być przekonany, że ma potężnych mocodawców. Musiał z nimi rozmawiać, znać ich twarze. Z samym "Leszkiem", na którego wskazywał enigmatycznie w rozmowie z Michnikiem, mógł oczywiście nie mieć kontaktu, był w końcu jedynie listonoszem. Ale z wpływowymi osobami, które umiały się wylegitymować rzeczywistymi koneksjami w obozie władzy, i owszem.

Na jedną z nich, prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, powoływał się zresztą aż dwukrotnie. I w rozmowie z Wandą Rapaczyńską, gdy miał poczucie bezpieczeństwa, i wobec Leszka Millera, gdy stanął już w obliczu zdemaskowania i kompromitacji. Lew Rywin nie mógł działać sam, bo musiał mieć przynajmniej minimalne gwarancje, że ustawa naprawdę zostanie zmieniona po myśli Agory. Jak mógłby, nie mając na to widoków, żądać dla siebie po ewentualnym korupcyjnym porozumieniu posady w Polsacie?

I czy rzeczywiście wierzył, że Agora da mu tak gigantyczną sumę na piękne oczy? Bez choćby minimalnego przetestowania czy porozumienie z rządem zostało naprawdę zawarte? Żeby Wanda Rapaczyńska wyłożyła 17 i pół miliona dolarów, musiałaby - pomijając na chwilę, czy chciała - zobaczyć choć poszlakę, że jej żądania są spełniane. Takiej poszlaki Rywin, według zeznań wielu świadków wcześniej słabo zorientowany w meandrach prac nad ustawą, nie mógł jej sam pokazać.

"Leszek nie jest sam" - powiedział Rywin Michnikowi 22 lipca, gdy obaj pocili się w małym pokoiku naczelnego "Gazety Wyborczej" za zaciągniętymi roletami i w kłębach dymu z cygara. Można to stwierdzenie odwrócić - Rywin nie był sam. Ale jeśli nie sam, to z kim?

Grupa trzymająca władzę
Robert Kwiatkowski, inteligentny, utalentowany, zamknięty w sobie polityk lewicy skierowany przez własną formację do TVP. Zabiegający o to, by kierowana przez niego telewizja publiczna uzyskała przewagę na medialnym rynku. Ma szczegółową wiedzę na temat prac nad ustawą. Jest przecież według ówczesnego ministra kultury Andrzeja Celińskiego i innych świadków członkiem nieformalnego zespołu, który szykował ją na codziennych spotkaniach.

W przeddzień wizyty Rywina u Michnika towarzyszy producentowi w jego domku na Mazurach (przemilcza ten fakt w zeznaniach przed prokuratorem, wyciągnie to z niego dopiero komisja śledcza). Lew Rywin wymienia jego nazwisko dwukrotnie przez nikogo niezmuszany, a mimo to "pomówiony" jak twierdzi Kwiatkowski - zdaje się nie mieć do niego o to pretensji. W kluczowych momentach akcji Rywina (wyprawa do Rapaczyńskiej, a potem do Michnika) komunikuje się systematycznie z producentem przez telefon, podobnie jak z innymi bohaterami tej historii. Przypadki? Trochę ich za wiele.

Aleksandra Jakubowska, zadziorna i ambitna dziennikarka przekształcona w polityka, nazywana "lwicą lewicy", nad projektem ustawy pracuje jako wiceminister kultury. Jeśli ktoś ma możliwość blokowania i uruchamiania prac nad ustawą, to właśnie ona. I robi to. Jakubowska zapowiada, że projekt będzie rozpatrywany po wakacjach, potem zmienia zdanie i podejmuje się gorączkowego mnożenia jego kolejnych wersji dokładnie w tym momencie, gdy Rywin czeka na odpowiedź Agory. Te wersje stają się dobrym argumentem korupcyjnego listonosza. Również Jakubowska cały czas telefonuje - do Kwiatkowskiego, do Czarzastego - w kluczowych momentach zdarzeń.

Już po zdemaskowaniu Rywina jak nałogowiec raz jeszcze podmienia projekty. Wieczorem 22 lipca u premiera pokazuje Helenie Łuczywo wersję korzystniejszą dla Agory. Następnego dnia rano dla rządu przygotowuje mniej korzystną. Czy nie dlatego, że wyprawa producenta z cygarem się nie udała? Że łapówka rozpłynęła się w powietrzu? Na dokładkę przed komisją śledczą Jakubowska zmienia swoje relacje i zostaje parę razy przyłapana na kłamstwach.

Włodzimierz Czarzasty, arogancki, kochający władzę sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, od miesięcy próbuje ręcznie sterować mediami elektronicznymi, uderzając między innymi w interesy stacji radiowych związanych z Agorą. Mimo to pozostanie najbardziej enigmatycznym uczestnikiem tych zdarzeń. Nie zna tak dobrze Rywina jak Kwiatkowski i formalnie nie bierze udziału w mnożeniu kolejnych wariantów przepisów ustawy medialnej, bo to należy do Jakubowskiej. Wiadomo, że jest faktycznym współtwórcą tego projektu, i że mógł zapewnić Jakubowskiej pomoc w pracach nad nim podczas kluczowego weekendu przed wizytą Rywina u Michnika.

Nie zrobili tego urzędnicy Ministerstwa Kultury, chociaż "lwica lewicy" tak początkowo twierdziła. Na jego udział w sprawie wskazują również telefony: do Jakubowskiej i Kwiatkowskiego (choć nie do Rywina). Mimo to twarz Czarzastego pozostaje w dużej mierze zakryta. Przewodniczący sejmowej komisji śledczej Tomasz Nałęcz nazwie go Lordem Vaderem. Gdyby kiedykolwiek doszło do procesu Grupy Trzymającej Władzę, Czarzasty miałby zapewne największą szansę na wywinięcie się.

Widmo kontr-Agory
Te trzy osoby tworzyły, wiele na to wskazuje, grupę trzymającą władzę także w innym znaczeniu. Bo nad korupcyjną ofertą ciąży nie tylko pokusa zdobycia dużych pieniędzy i uzyskania przez lewicę wpływu - na Polsat i na samą Gazetę Wyborczą, która ma być według posłania Rywina od tej pory przychylniejsza dla rządu. W tle widać także marzenie grupy lewicowych polityków zajmujących się mediami o stworzeniu imperium nazywanego potocznie kontr-Agorą.

Co i rusz natrafiamy na kolejne ślady tych starań. A to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji szykuje pierwszą wersję ustawy w taki sposób, by umożliwić prywatyzację drugiego programu publicznej telewizji. Odpowiedni przepis zostaje wprowadzony do projektu w ostatnim momencie nie wiadomo czyją ręką. Tym bardziej można tylko spekulować, kto miał ewentualnie kupić "Dwójkę"? Ten akurat wątek ujawnił tygodnik "Newsweek".

A to znowu wiceminister Jakubowska usuwa z projektu słowa "lub czasopisma", co oznacza, że wydawca czasopism może być udziałowcem stacji telewizyjnej. To dowód na to, że pani minister mogła lepić projekt ustawy, tak jak chciała - w dowolnym momencie. Ale nie tylko. Bo czasopisma wydaje na przykład Muza, firma Czarzastego. To właśnie ona, skądinąd słaba, pozbawiona większego kapitału, miała być jednym z zaczynów kontr-Agory. Zwłaszcza, że dzięki życzliwości Ministerstwa Skarbu o mało nie wygrała przetargu na Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne.

To oczywiście paradoks, bo przecież spełnienie obietnic snutych przez Rywina przyniosłoby wzmocnienie Agory. Ale może to paradoks tylko pozorny? Może mocodawcy Rywina chcieli przechytrzyć Agorę podwójnie? Zabrać jej 17,5 miliona, by wykorzystać je później na dokapitalizowanie coraz potężniejszej i bezwzględnej konkurencji. Firma Rapaczyńskiej i Michnika miałaby w takim scenariuszu finansować zamach na samą siebie. I to są te buldogi w pełni rozpoznawalne, nawet jeśli nie wiemy, czy same ugryzły oraz ile razy. A gdzie jesteśmy skazani na zagadki?

Szyderczy uśmieszek Leszka
"Leszek" miał stać za całą sprawą. Wiemy, że premier Miller nie powiadomił prokuratury. Do dziś opisuje ofertę Rywina jako śmieszną i nieprawdopodobną. Jednak wyrażane przez niego przeświadczenie, że Rywin to potencjalny "pacjent szpitala psychiatrycznego", to jeszcze zbyt mało, by usprawiedliwić sytuację, w której człowiekowi żądającemu łapówkę w imieniu premiera tenże premier oferuje faktyczną bezkarność.

Co więcej, Jan Rokita stawia Leszkowi Millerowi inny ciężki zarzut. Już po zdemaskowaniu Rywina zaoferował Agorze korzystne przepisy ustawy, choć jeszcze niedawno chciał czegoś zupełnie przeciwnego. Czy była to próba kupienia milczenia Michnika dysponującego kasetą z nagraniem? Trudno nie nazwać tego korupcyjnym targiem.Czy to wszystko jednak musi oznaczać, że Leszek Miller wysłał Lwa Rywina do Agory? Że to on chciał łapówki? Że to on oferował Rapaczyńskiej i Michnikowi telewizję Polsat? Producent mógł być przecież jedynie przekonany, że działa na konto premiera. Przez tych, którzy mogli się przed nim wykazać wpływem na rządowe decyzje.

To, co robił Miller w śledztwie, nie wystawia mu dobrego świadectwa. Twierdził, że kompromis z prywatnymi nadawcami zawarto już w czerwcu - w takiej sytuacji wyprawa Rywina do Michnika byłaby bezprzedmiotowa. Przeczą temu jednak inni świadkowie, przeczą dowody. Miller pomniejszał własną rolę w pracach nad ustawą. Był o niej szczegółowo informowany, choćby przez Adama Michnika.

Co więcej, robił wszystko, żeby udowodnić, że korupcyjny listonosz to nikt więcej niż potencjalny klient psychiatrycznej izolatki. Na przykład zapewniając komisję śledczą, że przeznaczenie 17,5 miliona dolarów na cele partyjne (a to wynikało z sugestii Rywina) było niemożliwe, bo przecież odpowiednie prawo zabrania finansowania partii w ten sposób. To tak jakby twierdzić, że nie istnieją złodzieje, bo kradzież została już dawno zdelegalizowana w kodeksie karnym.

Co wszakże powodowało Millerem? Może tylko - jak spekulował Jerzy Urban - lęk przed zdemaskowaniem własnego środowiska. A może szczególne przywiązanie do Aleksandry Jakubowskiej, bliskiej mu politycznie i osobiście aż do samego końca. Aż do załamania się karier obojga.

Może Miller tylko autoryzował politycznie akcję przeciw prywatnym nadawcom, chcąc ograniczyć wpływy biznesowe Agory. Bo mimo że baraszkował towarzysko z Michnikiem, to przecież wiedział o jeszcze bliższych związkach naczelnego "Wyborczej" z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim, jego rywalem o rząd dusz na lewicy. A potem, kiedy pojął, że jego zamysł został wykorzystany przez zmyślnych ludzi, częściowo z jego otoczenia, postanowił ich kryć.

Za niewinnością Millera przemawia jego swoista ambiwalencja w potraktowaniu afery Rywina. Czy gdyby wiedział, że tropy doprowadzą ostatecznie do niego, zgodziłby się na powołanie komisji śledczej? Mógł przecież namawiać swoich partyjnych kolegów, aby zablokowali ją w parlamencie. Ale może to właśnie świadczy o jego winie? Może sądził, że cały układ jest na tyle piętrowy i szczelny, że jego rozebranie na czynniki pierwsze przez najambitniejszych śledczych graniczy z niepodobieństwem.

Okolicznością niewątpliwie obciążającą jest polityczny charakter transakcji, z którą przyszedł Rywin. Można wyłudzić łapówkę pod skrzydłami patronującego spornej ustawie szefa rządu - bez jego wiedzy. Trudniej bez wiedzy szefa partii, a Miller liderował SLD, podjąć grę o przejęcie politycznej kontroli nad ważnymi mediami. Czy jednak Miller autoryzował plan w szczegółach? Czy coś tam tylko wymamrotał z charakterystycznym uśmieszkiem, pozostawiając całą resztę domyślności takich współpracowników jak Jakubowska. Jesteśmy i chyba będziemy skazani jedynie na domysły.

Polisa Agory
Nie mniej tajemniczo jawi się zachowanie szefów koncernu Agora. Pewne jest, że odrzucili pomysł zapłacenia łapówki. O co jednak grali Adam Michnik i Helena Łuczywo, przyjmując 22 lipca wieczorem, zaraz po wyrzuceniu za drzwi skompromitowanego Rywina, korzystniejsze niż wcześniejsze wersje ustawy? Czy było to tylko wykorzystanie zbiegu okoliczności bez kwitowania niczego? Czy może - jak twierdzi Rokita - szantaż obronny? Wykorzystanie ukrytej w agorowym sejfie kasety jako swoistej polisy bezpieczeństwa w dalszych biznesowych grach z rządem.

Odrzućmy naiwne tłumaczenia, że redaktor Michnik to człowiek niezdolny do takiej gry, bo niezorientowany w interesach. Zapewne niezorientowany w szczegółach, ale nieunikający dziwnych konwersacji z biznesmenami (świeższy przykład biesiady z Gudzowatym) i używany cały czas przez Agorę jako swoisty taran w biznesowych negocjacjach. Skoro prowadził je z politykami rządzącego obozu przed wyprawą Rywina, dlaczego miał nie wykorzystać swojej wiedzy - już potem? Dlaczego miał nie użyć dziennikarskiego śledztwa jako środka nacisku?

Rozważmy: po 22 lipca Michnik rozpowiada o sprawie na lewo i prawo, a jego dziennikarze dostają wręcz zalecenie, by puścić całą historię w agorowym sejfie w obieg. Może to być argument na rzecz czystych intencji Agory. Tego dowodził zastępca Michnika Piotr Stasiński, odpowiadając na łamach "Newsweeka" na zarzuty formułowane przez Rokitę. Według tej logiki ktoś, kto tak mówi otwarcie o sprawie, musi się liczyć, że ona nie przyschnie. Że prędzej czy później wypłynie. W takim scenariuszu Michnik miałby publikację odkładać, ale z niej nie rezygnować.

Ale z drugiej strony może podtrzymywanie przy życiu plotek to metoda na szachowanie Millera i jego obozu. Przecież Agora potrafi zablokować wszelkie poważniejsze publikacje na ten temat konsekwentną odmową rozmowy z tymi mediami, które próbowały się całą historią zająć. W tym samym czasie premier nie mógł zapomnieć o spoczywającym w sejfie na ulicy Czerskiej nagraniu. Czy to nie dodatkowa gwarancja, że antyagorowe przepisy ustawy nie wejdą w życie? A być może także i narzędzie w innych rozgrywkach, na przykład w bojach wokół prywatyzacji WSiP.

Tam właśnie ścierają się najwyraźniej konkurujące ze sobą interesy silniejszej kapitałowo Agory z drapieżnymi "młodymi wilczkami" działającymi ongiś w komunistycznych organizacjach. Groźnym rywalem w walce o przetarg okazała się Muza Włodzimierza Czarzastego. Michnik prowadzi grę, brutalnie grożąc Millerowi i ministrowi skarbu Wiesławowi Kaczmarkowi, że "będzie prowadził dziennik pokładowy prywatyzacji WSiP". Czyli, że użyje swojej gazety do obrony własnych biznesowych racji. Ale może miał też w zanadrzu inną broń. Artykuł, który może się ukazać, ale może być też wstrzymywany. Ad Calendas Graecas.

Czy gdyby Agora rzeczywiście używała sprawy Rywina jako oręża, przegrałaby tak łatwo? Lewica cały czas pracuje przecież nad antykoncentracyjnym projektem. Więcej nawet, we wrześniu sejmowa komisja kultury znów go zaostrza w sposób dla Agory niekorzystny. Także gra o WSiP zostaje przez lobby "Gazety Wyborczej" przegrana. Kaczmarek wybiera Muzę, a Miller nie wywiera nacisku, by to zmienić. Zostaje to ostatecznie przesądzone na cztery dni przed publikacją głośnego tekstu opowiadającego o aferze. Może to dowód, że Agora nie grała aferą Rywina. A może odwrotnie - postkomuniści zbyt uwikłani we własne interesy nie byli w stanie ulec "szantażowi obronnemu". I dopiero wtedy Michnik odpalił to, co miało w ostateczności pogrzebać rząd Leszka Millera.

Inny Lord Vader
Możliwe wreszcie, że w tej sprawie jest więcej niż jeden Lord Vader. To rzecz niezwykła, że ostrożna w słowach wiceprezes Agory i zastępca Michnika Helena Łuczywo zdecydowała się wymienić - przed komisją śledczą i przed sądem - Marka Siwca jako osobę kojarzoną z całą historią. Reprezentowała przecież środowisko "Gazety Wyborczej", tyleż dobrze zorientowane w polityczno-towahistorićrzyskich kontekstach całej historii, jak zaprzyjaźnione z prezydenckim ośrodkiem władzy.

Marek Siwiec, wówczas prezydencki minister, miał z punktu widzenia grupy trzymającej władzę jeden istotny atut - to były członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji dobrze zorientowany w grach na pograniczu mediów, biznesu i polityki.

A krąg osób zajmujących się ustawą nie był - wbrew obiegowym opiniom - wyłącznie Millerowski. Z premierem związana była Jakubowska, ale już Czarzasty i Kwiatkowski to ludzie powiązani przede wszystkim z "dużym", czyli z Pałacem Prezydenckim. To samo można zresztą powiedzieć o samym Rywinie.

Szczególnie zastanawiająca wydaje się rola Kwaśniewskiego. To, że wiedział o całej sprawie i nic nie zrobił, jest typowe dla tego środowiska.

To, że próbował się potem kreować na Kasandrę próbującą przestrzegać i Michnika, i Millera przed konsekwencjami jej nieujawnienia - tak postępują politycy. Czemu jednak miał służyć list Rywina do prezydenta przekazany mu na tenisowym turnieju Prokom Open już 28 lipca 2002 roku? Rokita porównuje tę dziwną notatkę do meldunku złożonego bossowi mafii - capo di tutti capi. Czy nie było tak, że wystraszony obrotem spraw producent szukał u Kwaśniewskiego ratunku? W oparciu o jakie przesłanki? Może o domniemanie, że prezydent będzie chciał chronić swoich ludzi. Tak jak chronił ich przed komisją Miller? Czy chodziło tylko o najbardziej pogrążonego Kwiatkowskiego czy o kogoś więcej?

Ale jeśli tak, to dlaczego Kwaśniewski nie tylko pokazał, ale i przekazał tę notatkę Millerowi podczas pałacowej biesiady? I dlaczego drażniąc premiera pouczeniami (w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej"), sprowokował go do ujawnienia listu Rywina opinii publicznej? A może oczekujemy od bohaterów tych wydarzeń zbyt wiele? Możliwe, że wszyscy grali tu nie tylko bez większych skrupułów, ale i konsekwencji. Miller nie potrafił działać tak, by uchronić swoich ludzi. Kwaśniewski coś tam wiedział, a mimo to zamiast trzymać się z dala od afery, wdepnął w nią z podziwu godną lekkomyślnością, skądinąd słusznie przekonany, że nikt go zbyt mocno nie będzie o nic pytał. Michnik tak naprawdę nie wiedział, co robić z aferą. Nie wykluczał jej opisania, ale też wiązał z nią nieokreślone nadzieje na powstrzymanie niekorzystnych dla Agory decyzji rządu.

Nadzieje ostatecznie płonne. Przecież w końcu także członkowie grupy trzymającej władzę, zręczni w szczegółowych zwodach (koordynacja kolejnych wersji Jakubowskiej z wizytami Rywina), okazali się żałośnie nieskuteczni. Albo inaczej - skuteczni w jednym. W wyegzekwowaniu omerty, zmowy milczenia. Trwa ona do dzisiaj. Można się tylko pocieszać, że Czarzasty, Kwiatkowski, Jakubowska lub Miller piszą sekretnie pamiętniki. Bo na film produkowany przez Rywina nie ma chyba co liczyć.
dziennik.pl
publicyści dziennika o aferze
2007-07-21 04:05
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 11:36, 22 Lip 2007    Temat postu:

Taką samą sagę można napisać o naszym forum.
Ktoś coś chce napisać, ktoś mu przeszkadza, wdeptuje w temat, są niesnaski, a wszystkiemu zawsze, w prawie każdej sprawie winną i poszkodowaną jest nasza kochana Jaga i najwyżej jeszcze któś inny. Bo musi interweniować, sama też się wtrąca, wszędzie jest i wszędzie jest wmieszana! I najważniejsze, że forum trzyma i forum jest!

A artykuł? Tak. Prawda, dociekania i próby wrabiania nawet bez przyczyn lub za nic. Mr. Green
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 13:40, 22 Lip 2007    Temat postu:

Pies Dorna ma asystentkę!?
Sznaucer Dorna ma wszelkie powody, by zostać najbardziej rozkapryszonym psem polskiej polityki. Może do woli przechadzać się po Sejmie, chronią go BOR-owiki, a ostatnio pan podarował mu nawet własną asystentkę.
Zdjęcia suczki marszałka Dorna, Saby, w towarzystwie tajemniczej kobiety zaopatrzonej w sejmowy identyfikator opublikował "Fakt". Gazeta twierdzi, że owa dama jest kimś na kształt asystentki zwierzaka. Jak pisze "Fakt":
Saba słucha jej [asystentki - MW], jakby znały się już od dłuższego czasu. Pies reaguje od razu na każdą komendę i grzecznie daje sobie założyć smycz.
I jak Wam się podoba ta pani? Asystentka to czy nie? Niestety, pewności co do charakteru pracy tej pani wciąż nie ma, ponieważ rozmówcy "Faktu" odmówili komentarza na ten temat. Żona Dorna stwierdziła, że jest to sfera prywatna życia pana marszałka, zaś rzecznik Dorna, Witold Lisicki, powiedział, co następuje:
Jestem rzecznikiem marszałka Dorna, a nie jego psa.
I tak oto się okazało, że suczkę co prawda ma kto bawić i wyprowadzać z Sejmu za potrzebą, ale osoby, która by się wypowiedziała w jej imieniu to już nie ma. Najwyższy czas jakoś naprawić to skandaliczne zaniedbanie, uniemożliwiające dziennikarzom kontakt z Sabą!
Rozumiemy co prawda ograniczenia, jakie niesie ze sobą realizacja idei taniego państwa, jednak stanowisko Rzecznika JKM Saby, Wiernej Towarzyszki Marszałka Sejmu zdecydowanie należy do niezbędnych. Dlatego marszałek powinien wreszcie je stworzyć, nie oglądając się na wymysły malkontentów narzekających na rozbuchane wydatki.

[link widoczny dla zalogowanych]

Pozostaje w ramach taniego państwa ustanowić asystenta to kaczej pusi gdyż jako doradca premiera jest cennym zwierzątkiem i wtedy trochę pooszczędzać może uciąć giertychowe fanaberie z dokładaniem kasy na fartuszki a może zamiast keja w szkole wystarczy mietowa herbata będzie zapewne tabiej tak obiecywali w kampanii a jak wszyscy wiemy z obietnicami są konsekwentni na przykład w lustracji.

[link widoczny dla zalogowanych]


[link widoczny dla zalogowanych]

WON kaczory i kaczopodoni.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły, Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26  Następny
Strona 22 z 26

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin