|
POLITYKA 2o Twoje zdanie o...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 15:11, 27 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Baron SLD dostał pracę od Gronkiewicz-Waltz!!!
Jacek Pużuk, mazowiecki baron SLD, został członkiem zarządu Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej - dowiedział się "Wprost".
Według tygodnika, to spłata długów za poparcie, którego lewica udziela PO w radzie Warszawy. Pużuk ma pensję wysokości prawie 15 tys. zł brutto, służbowy samochód i służbową kartę płatniczą.
- Nie widzę w tym żadnej niezręczności. Moją kandydaturę zgłosił wydział nadzoru właścicielskiego ratusza. Wyboru dokonała rada nadzorcza spółki - mówi Pużuk.
Jak ustalił "Wprost", w ramach spłacania sojuszowi politycznych długów posadę wicedyrektora departamentu opłat środowiskowych w urzędzie marszałkowskim województwa mazowieckiego dostał też wiceszef stołecznych struktur SLD Dariusz Klimaszewski.
onet.pl
-))))JEDNA EKIPA 17 LAT III RP !!
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 20:00, 27 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Informacje o ważnych śledztwach w rękach mafii!!
Opisy postępowań w sprawie mafii paliwowej i węglowej, szczegóły śledztwa w sprawie zabójstwa Marka Papały, nazwiska funkcjonariuszy i policyjnych agentów. Te dane ktoś nielegalnie skopiował i wyniósł z działającego za czasów rządu Leszka Millera Centrum ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego Terroryzmu - dowiedział się "Wprost".
Kto dokonał skopiowania i gdzie trafiły dane - nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że podważana jest legalność funkcjonowania samego Centrum - informuje wprost.pl.
Ustalenia ABW, do których dotarł "Wprost", mogą dać początek jednemu z największych skandali związanych z rządami Millera. Sprawę bada już warszawska prokuratura.
Okazuje się, że już w momencie powstawania Centrum rządowi legislatorzy zwracali uwagę, że instytucja ta, jako organ pomocniczy prezesa Rady Ministrów, może działać tylko w zakresie kompetencji, jakie posiada premier. A ten zgodnie z Konstytucją nie może zajmować się ściganiem przestępców. Pojawiło się też mnóstwo innych nieprawidłowości. W efekcie Centrum działało jak prywatny folwark gdzie pierwsze skrzypce grali ludzie ówczesnego wiceszefa MSWiA Zbigniewa Sobotki - Józef Semik i Roman Kurnik. Mieli oni nieograniczony dostęp do bazy danych Centrum.
Jak twierdzi informator tygodnika z MSWiA, mogli też wpływać na tok prowadzonych śledztw, także tego dotyczącego śmierci gen. Papały.
Więcej w najbliższym wydaniu tygodnika "Wprost".
onet.pl
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 22:13, 27 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Dane ważnych śledztw w rękach mafii?
To Ludwik Dorn zawiadomił prokuraturę o tym, że tajne dokumenty ważnych śledztw mogły trafić w niepowołane ręce - dowiedział się dziennik.pl. Wcześniej "Wprost" napisał, że te dokumenty może mieć mafia. Chodzi m.in. o opisy postępowań w sprawie mafii paliwowej i węglowej, szczegóły śledztwa w sprawie zabójstwa Marka Papały, nazwiska funkcjonariuszy i policyjnych agentów.
Według tygodnika dane wyciekły z działającego za czasów rządu Leszka Millera Centrum ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego Terroryzmu. Kto je wyniósł? Nie wiadomo. Jak pisze "Wprost" sprawę bada już warszawska prokuratura, a sprawa może zakończyć się jednym z największych skandali związanych z rządami Millera.
W Centrum za sznurki pociągali ludzie ówczesnego wiceszefa MSWiA Zbigniewa Sobotki - Józef Semik i Roman Kurnik. Mieli oni nieograniczony dostęp do bazy danych. Według "Wprost" mogli też wpływać śledztwa, także to dotyczące śmierci gen. Papały.
"Niech prokuratura sprawdzi najpierw obieg dokumentów. Wszystko to odbywało się w kancelariach tajnych" - mówi dziennikowi.pl ówczesny szef MSW Krzysztof Janik. "To jest element atmosfery stwarzanej przez władze wokół SLD. Jeśli są jakiekolwiek dowody, trzeba wszystko wyjaśnić i ujawnić. A nie przez kolejne miesiące i tygodnie mówić, że coś było nie tak" - denerwuje się Janik.
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 9:00, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Będzie zeznawał!!!!
Poszukiwany listem gończym Wiesław Michalski ps. "Olsen", w latach 90. jeden z najbogatszych Polaków i zarazem jedna z najważniejszych osób podziemia przestępczego, zamierza oddać się w ręce CBŚ - dowiedział się "Nasz Dziennik". Ukrywający się od ośmiu lat za granicą "Olsen" obawia się o swoje życie, a może wiele powiedzieć np. o wyprzedaży za bezcen majątku "Juventuru" w czasach, gdy przedsiębiorstwem tym zarządzał Marek Ungier, później szef kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego.
Jak ustaliliśmy, Wiesław Michalski od kilku dni przebywa w Polsce. Jest chroniony przez kolegów z podziemia przestępczego. Po tym jak w trakcie rozmów z dziennikarzem "Naszego Dziennika", opowiedział o kulisach niektórych operacji gospodarczych z udziałem polityków lewicy, Michalski obawia się o życie. W tym tygodniu zamierza oddać się w ręce Centralnego Biura Śledczego i zapowiada, że chce zeznawać. Prawdopodobnie będzie się ubiegał o status świadka koronnego, a jego zeznania mogą rzucić światło na wiele do dziś niewyjaśnionych operacji przejęcia mienia narodowego za bezcen przez "szemranych biznesmenów".
Sam Wiesław Michalski dzięki - jak sam mówi - znakomitym kontaktom z politykami SLD robił w Polsce milionowe interesy. W 2002 r. kupił od "Juventuru" wrocławski hotel, płacąc 1/30 rzeczywistej wartości. Jak twierdzi - dał za to pół miliona dolarów łapówki Markowi Ungierowi, a cała transakcja nie byłaby możliwa bez wiedzy Aleksandra Kwaśniewskiego.
Po naszej publikacji zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking polecił Prokuraturze Apelacyjnej w Lublinie wszczęcie postępowania w tej sprawie. Wcześniej "Olsen" w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" opowiedział o powiązaniach wrocławskich prokuratorów ze światem mafijnym, niszczeniu przez wymiar sprawiedliwości firm "na zlecenie konkurencji". Od tego czasu, jak mówią jego "współpracownicy", Michalski zaczął mieć problemy.
- Po swojej ucieczce z Polski rozpuścił wieść o swojej śmierci. Milczał osiem lat, wielu w to uwierzyło. A tu nagle ukazuje się z nim wywiad w gazecie. We Wrocławiu panika. Ale nie tylko we Wrocławiu - mówi nam jeden z dolnośląskich gangsterów reprezentujący "Olsena" w Polsce.
Jak się dowiedzieliśmy, do "Olsena" dotarły informacje wskazujące na to, że może zostać na nim "wykonane zlecenie". Michalski w latach 90. uchodził za czołowego polskiego przedsiębiorcę. Słynął z rozległych politycznych koneksji. Jak twierdzi, jego gośćmi bywali m.in.: Marek Ungier, Aleksandra Jakubowska, Aleksander Kwaśniewski. W 1999 r. został skazany za "wyłudzenia" na 3,5 roku więzienia. W obawie przed tym uciekł z Polski i do dziś się ukrywa. Według nieoficjalnych informacji CBŚ dysponuje dowodami wskazującymi na to, że Michalski w latach 90. uważany był przez polskich gangsterów za jednego z bossów półświatka, a nietykalność zapewniały mu kontakty z politykami lewicy i przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości.
Wojciech Wybranowski
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 9:03, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Dawcy fortun !!!!
Leszek Misiak
Na oddziale kardiochirurgii szpitala MSWiA zaginęła książka operacyjna zabiegów z okresu, gdy dokonywał ich dr Mirosław G. Zginęły też książki dawców i biorców narządów - dowiedziała się „GP”.
W listopadzie 2006 r. 20-letnia kobieta trafiła po wypadku samochodowym do szpitala Akademii Medycznej w Białymstoku. Zakwalifikowano ją jako dawcę i pobrano od niej narządy. 15 lipca 2006 r. do tego samego szpitala trafił, po uderzeniu w głowę przez byłego żołnierza jednostki specjalnej, 36-letni mężczyzna. Zakwalifikowano go jako dawcę. Według naszych informatorów, także pobrano od niego narządy. Obojga nie ma jednak na liście dawców, których dokumentację badała komisja powołana przez ministra Religę po artykule „GP” o podejrzeniach uśmiercania chorych thiopentalem.
Tymczasem to właśnie ta dokumentacja, zdaniem komisji, ma być koronnym dowodem, że zeznania lekarzy w sprawie thiopentalu, o których pisaliśmy, nie potwierdziły się. Jak więc było naprawdę? Komisja resortowa ograniczyła się do badania dokumentów. Nie przesłuchała nawet lekarzy, którzy złożyli zeznania, ani anestezjologów, którzy mieli markować śmierć mózgową thiopentalem. Mimo to orzekła arbitralnie: zarzuty nie potwierdziły się.
> Przeoczenia komisji?
20-letnia D. w listopadzie ub. roku jechała z siostrą i ojcem samochodem. Ulegli wypadkowi. Samochodem kierował ojciec. Mężczyzna został ciężko ranny, ale przeżył. Jego młodsza, 20-letnia córka wypadku nie przeżyła. Zmarła po trzech dniach w oddziale ratunkowym szpitala Akademii Medycznej w Białymstoku.
- Zakwalifikowano ją jako dawcę i pobrano od niej narządy - mówi nam osoba ze szpitala. Jednak próżno szukać nazwiska dziewczyny na liście dawców z 2006 r., których dokumentację sprawdzała komisja ministerialna. 15 lipca ub. roku 36-letni G. w jednej z białostockich restauracji został uderzony przez byłego żołnierza jednostki specjalnej. Mężczyzna upadł na podłogę i stracił przytomność. Przewieziono go na oddział intensywnej terapii białostockiego szpitala AM, gdzie został zakwalifikowany jako dawca narządów. Według naszych informatorów, także pobrano od niego narządy. Jeśli to prawda, dlaczego także jego nie ma na liście sporządzonej przez komisję? I czy są to jedyni dawcy organów, których dokumentów komisja ministerialna nie zbadała?
Przypomnijmy - 29 marca, niespełna dwa dni po ukazaniu się w „GP” artykułu „Łowcy narządów”, komisja stwierdziła, że w białostockim szpitalu Akademii Medycznej „we wszystkich 32 zbadanych przypadkach [dawców narządów z lat 2005 i 2006 - przyp. LM] przed rozpoczęciem procedury rozpoznania śmierci mózgu wykonano kontrolę poziomu barbituranów lub benzodwuazepin”. Skoro badano poziom barbituranów (do których zalicza się thiopental) LUB benzodwuazepin, to znaczy, że nie zawsze badano poziom thiopentalu. Tymczasem komisja stwierdziła, że wszyscy badani dawcy nie znajdowali się pod wpływem tego leku. Skąd komisja to wie?
Oprócz dokumentacji, na zlecenie białostockiej Prokuratury Okręgowej, badano próbki biologiczne. Jakie? Tego nikt nie chciał nam zdradzić. Ich wyniki, jak poinformowano nas w Ministerstwie Zdrowia, powinny zgadzać się z informacjami z dokumentacji. Adam Kozub, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, powiedział „GP” po opublikowaniu tekstu o thiopentalu: - Na obecnym etapie śledztwa nie ma podstaw do postawienia zarzutów w sprawie opisanej przez „GP”. Nie można wykluczyć, że w przyszłości zarzuty mogą zostać postawione. Czekamy na opinię toksykologiczną.
Gdy po miesiącu zapytaliśmy prokuratora, jakie są wyniki badań, stwierdził, że jest zakaz udzielania jakichkolwiek informacji na ten temat. Dlaczego?
Za dużo w tej szokującej sprawie znaków zapytania, zaniedbań komisji, prokuratury. Nie bez powodu minister Religa chce zmienić zasadę braku sprzeciwu potencjalnych dawców na pobranie od nich po śmierci narządów na zgodę wyrażoną za życia i zmienić zapisy do nowego rozporządzenia o rozpoznawaniu śmierci mózgu. Minister chce, by ludzie podejmowali taką decyzję w pełni świadomie. Lekarze, bez dokumentu darowizny, nie będą mogli pobrać naszych narządów, a więc zabraknie podstaw do podawania leków, które będą powodem do wydania orzeczenia o śmierci mózgowej.
> Zaginione księgi kardiochirurgii
W 2006 r. szpital MSWiA po raz pierwszy wyprzedził pod względem liczby przeszczepów serca Zabrze (29), wykonując 35 przeszczepów, najwięcej w Polsce. Jednym z wątków śledztwa prowadzonego przez CBA jest dostarczanie narządów z białostockiego szpitala do szpitala MSWiA w Warszawie.
Okazuje się jednak, że ustalenie prawdy na ten temat napotkało dodatkowe utrudnienia. - Ostatnio zorientowaliśmy się, że zaginęła książka operacyjna i kilka książek pobrań i transplantacji. Były to dokumenty z okresu, gdy szefem oddziału był dr Mirosław G. - mówi lekarz z Wołoskiej.
Współpracownicy dr. G., z którymi rozmawialiśmy, mówią, że średni personel był „trzymany w ryzach”. - Pamiętam sytuację, jak dziewczyny musiały meldować się co godzinę telefonicznie u przełożonego. Jedna przed operacją aż się cała trzęsła, gdy zakładała fartuch. Dziś atmosfera jest zupełnie inna, ci, którzy odeszli, chcą wracać do pracy - mówi była współpracownica kardiochirurga.
Jednak nadal lekarze i osoby ze średniego personelu, które ze mną rozmawiały, umawiały się pokątnie, i to po kilkakrotnym zapewnieniu, że nie podam ich nazwiska. Obawiają się zemsty układu.
Środowisko transplantologów broni kardiochirurga. - Ostatnio lekarz R., który złożył w prokuraturze zeznania obciążające dr. G., nie zdał egzaminu ze specjalizacji. Członek komisji miał skomentować to do kolegów: dla kapusiów nie ma u nas miejsca - mówi lekarz z Wołoskiej.
Na zjeździe Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego, który odbył się w dniach 11-13 maja, odczytano list w obronie dr. G., pod którym podpisali się znani transplantolodzy.
- Oni trzymają się razem, bo to olbrzymi biznes. Na współpracy z firmami farmaceutycznymi, „obrocie” narządami, przeszczepach. Za każdy przeszczep serca, niezależnie czy jest udany, czy nie (śmiertelność wynosi do 50 proc.), ośrodek transplantacji dostaje 100 tys. zł. To o wiele przeszacowana kwota - mówi lekarz ze szpitala MSWiA. - To spowodowało, że znani kardiochirurdzy, w tym dr G., niemal w ogóle przestali wykonywać „mniejsze” operacje, tylko zajęli się transplantacjami serca. Dzięki dawcom narządów zarabiają fortuny - mówi kardiochirurg spoza układu.
> Biznes na narządach
Podczas Zjazdu Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego przedstawiciel ośrodka wrocławskiego, koordynującego pobieranie i przeszczepianie narządów, zarzucił ministrowi Relidze, że kilka miesięcy temu zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez jednego z miejscowych transplantologów. Minister, jak się dowiedzieliśmy w resorcie zdrowia, otrzymał zawiadomienie z Interpolu, że transplantolog z Wrocławia zamieścił na stronach internetowych w Europie Zachodniej, że ma do udostępnienia organy do przeszczepów. Na stronie podał numer swojego konta bankowego. Ale organa ścigania nie udowodniły mu, że handlował narządami.
Sprawa handlu organami wciąż powraca. W 2005 r. nieznana fundacja zachęcała w internecie do oddawania nerek, powołując się na umowę ze stowarzyszeniem „Życie po przeszczepie”, które jednak odcięło się od niej. Na swojej stronie internetowej fundacja reklamowała usługi, polegające na nawiązywaniu kontaktu między biorcami i dawcami organów na całym świecie. Zdaniem kierownictwa stowarzyszenia „Życie po przeszczepie” organizacja ta pośredniczyła w handlu organami, najpierw w kontakcie między dawcą i biorcą, a następnie chętni wyjeżdżali do Egiptu lub Izraela, gdzie oddawali nerkę. Stowarzyszenie „Życie po przeszczepie” złożyło do prokuratury doniesienie na autorów strony.
- Ustaliliśmy osobę, która ją założyła. Jest to Grzegorz B. ze Śląska, zajmujący się działalnością informatyczną. Proponował on pośrednictwo w przeszczepach, oferując rehabilitację po dokonanej operacji. Jak wynika z logowania, mężczyzna ten zmieniał miejsca zamieszkania, działał na terenie całej Polski, głównie na terenie Rybnika, Wrocławia, Nysy, Warszawy. Poszukujemy go listem gończym. Ma postawiony zarzut handlu organami. Niestety, tak zaprogramował system, że trudno ustalić, kto wypełnił jego kwestionariusz - mówi prokurator Sławomir Stryjakiewicz z Prokuratury Rejonowej w Gorzowie.
W Polsce handel organami do przeszczepów jest zabroniony. W praktyce wymyka się kontroli. Kilka lat temu niemiecki tygodnik „Der Spiegel” opublikował wywiad z Robertem K. ze Szczecina, który twierdził, że zaopatruje niemieckie kliniki transplantacyjne w nerki od polskich dawców. Według niego dokonał około 100 takich transakcji, otrzymując około pół miliona marek za nerkę.
Handel narządami to olbrzymi biznes. Nie łudźmy się, że Polskę ten proceder może ominąć.
> Libijskie petrodolary
Transplantologią polską rządzi od lat „układ” tych samych lekarzy. - W roku 2003, gdy trwały prace nad nową ustawą transplantacyjną [weszła w życie 1 stycznia 2006 r.], „oczyszczono” środowisko, pozostawiono na ważnych stanowiskach swoich ludzi - mówi jeden z transplantologów. - W Krajowej Radzie Transplantacyjnej i Radzie Naukowej przy ministrze zdrowia oraz w Poltransplancie są zwykle ci sami ludzie, związani z Instytutem Transplantologii, szpitalem im. Dzieciątka Jezus i Akademią Medyczną, która w większości mieści się na terenie szpitala.
Ustawa transplantacyjna dała Krajowej Radzie Transplantacyjnej przy ministrze zdrowia dodatkowe uprawnienia - zamiast być ciałem jedynie opiniotwórczym i doradczym, jakim ma być w założeniu, otrzymała uprawnienia decydenckie (wydawanie zezwoleń na działalność transplantologiczną) i kontrolne. Oprócz zapisu o tzw. zgodzie domniemanej, otwierającej furtkę do patologii, nowa ustawa transplantacyjna dała większą możliwość pobrania od tzw. żywych dawców spokrewnionych emocjonalnie - uprościła i rozszerzyła procedury. Można przyjść z kimś, określonym jako przyjaciel (czyli z każdym), jako dawcą. Nie zawsze wiadomo, w jaki sposób biorca uzyskał zgodę dawcy.
- Wszyscy liczący się w tym „układzie” wyjeżdżali w latach 1987-1993 do Libii na kontrakty jako transplantolodzy - mówi jeden z warszawskich transplantologów
Także do Polski, jak opowiadają lekarze, przyjeżdżali pacjenci z zagranicy, m.in. z Libii, Ukrainy, niekiedy z dziećmi.
- Zgodę na prowadzenie tzw. programu libijskiego dał AM ówczesny rektor, prof. Tadeusz Tołłoczko. Dyrektorem Instytutu Transplantologii był wówczas prof. Tadeusz Orłowski, a kierownikiem kliniki, gdzie dokonywano przeszczepień, prof. Mieczysław Lao, który prowadził pacjentów do operacji - mówi jeden z transplantologów. - Potem rektor zakazał kontynuowania programu i wtedy jeździli przeszczepiać tam, w Libii. Realizacja tego programu odbywała się we współpracy z ambasadą libijską w Polsce - dodaje.
Na jakiej zasadzie odbywały się transplantacje zagranicznych pacjentów i jak były rozliczane libijskie petrodolary - nie wiadomo. Zbiegiem okoliczności w szpitalu Dzieciątka Jezus spaliły się akta z tego okresu. Wówczas przy szpitalu działała Fundacja Transplantacyjna, którą kierował prof. Lao. Według naszych informatorów część pieniędzy mogła wpływać do fundacji. Czy rozliczyła się z tych pieniędzy, gdzie są jej sprawozdania finansowe - nie wiadomo. Fundacji już nie ma. Z niewiadomych powodów nie kontynuowano jej działalności, natomiast powołano inną - Zjednoczeni dla Transplantacji.
Zastanawia, że od lat transplantolodzy twierdzą, że brak jest dawców, tymczasem przeszczepiano narządy obcokrajowcom.
- Kiedyś podczas podejmowania decyzji o zakwalifikowaniu chorego jako dawcy był obecny prokurator. Obecnie także minister Ziobro powinien wprowadzić ten wymóg, przynajmniej do czasu, gdy wyeliminujemy patologię. Chodzi o ludzkie życie. Nie tylko tych, którzy mogą przeżyć dzięki transplantacjom, ale także dawców - mówi doświadczony transplantolog.
> Wygwizdany minister Religa
Nacisk firm farmaceutycznych na transplantologów, by stosowano jak najwięcej leków immunosupresyjnych, które każdy po przeszczepie musi brać do końca życia, jest olbrzymi. Transplantolodzy, i to wybrani, ze specjalnej listy, decydują też, jakie leki immunosupresyjne chorym zaordynują. Cały ten dochodowy biznes stworzyło lobby profesorskie transplantologów.
Ustawę transplantacyjną przyjęto w pośpiechu, bez poprawek Senatu. Podobnie jak program „Podyplomowego studium koordynatorów przeszczepiania narządów” - 2 kwietnia br. rektor AM prof. Leszek Pączek przedstawił go senatowi uczelni, tymczasem okazało się, że już od 17 marca szkolenie trwało...
- Zaproszono anestezjologów-koordynatorów, decydujących o typowaniu na dawców. Zaczęli szkolenie wcześniej, bo była duża presja firm farmaceutycznych. Chodzi o to, by jak najwięcej wyszkolić koordynatorów i jak najszybciej, by zgłaszali dawców - mówi nam członek senatu uczelni.
Na ostatnim zjeździe Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego sala wygwizdała ministra Religę za odcięcie się od dr. Mirosława G. i opowiedzenie się w wywiadzie dla „GP” za wymianą starej kadry oraz zmianą złych procedur transplantacyjnych.
„Układ” wygrał. Na miejsce ustępującego prezesa PTT, prof. Zbigniewa Religi, wybrano prof. Wojciecha Rowińskiego. Mimo że wciąż niewyjaśniona jest sprawa plagiatu naukowego - doktoratu, za który odpowiedzialny miał być prof. Rowiński, promotor tej pracy. Potwierdził to „GP” dziekan I Wydziału Lekarskiego AM Marek Krawczyk. - Rada Wydziału nie dopuściła tej pracy do obrony. Stwierdziła, że „doszło do naruszenia zasad dobrej praktyki badań”. Pewne części tej pracy powielały się z inną pracą - powiedział dziekan.
Dlaczego Rada Naukowa przy ministrze zdrowia nie zajęła się sprawą plagiatu?
21 maja rektor AM prof. Leszek Pączek przedstawił prof. Rowińskiego senatowi AM jako kandydata na przedstawiciela Polski do Światowego Towarzystwa Transplantacyjnego.
Wokół tych samych osób powstają różnego rodzaju organizacje, towarzystwa, fundacje transplantologiczne. Chodzi o duże pieniądze. W protokole posiedzenia senackiej komisji zdrowia z maja 2004 r. jest wypowiedź Ewy Kacprzak, dyrektora Departamentu Polityki Zdrowotnej Ministerstwa Zdrowia, że w 2004 r. spadła liczba przeszczepów, bo zostały przesunięte środki na leczenie immunosupresyjne.
Program komputerowy dla regionalnych ośrodków transplantacyjnych przygotowywała firma farmaceutyczna Roche - teoretycznie mogła tak go zaprogramować, żeby dobierał dawców bardziej niezgodnych dla biorców (czym większa niezgodność, tym więcej chory musi zażywać leków immunosupresyjnych). Jednocześnie niektóre osoby, które umożliwiły Roche tworzenie programu, układały w październiku 2006 r. zalecenia dotyczące leczenia immunosupresyjnego po przeszczepach. Zalecenia opracowywał zespół: dr Mirosław G., dr Magdalena Durlik, prof. Piotr Kaliciński, prof. Leszek Pączek, prof. Wojciech Rowiński. Drukiem wydała je Fundacja Zjednoczeni dla Transplantacji prof. Rowińskiego, zaś finansowały koncerny Astellas i Roche.
Po artykułach „GP” Ministerstwo Zdrowia rozpoczęło 27 kwietnia kontrolę w Poltransplancie, który w założeniu ma koordynować pobieranie i rozdział narządów do przeszczepów. Kontrola wciąż trwa.
gazeta polska
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 9:05, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Stan zagrożenia !!!
Rafał A. Ziemkiewicz
Po ubiegłotygodniowej konferencji pod auspicjami Wałęsy i Kwaśniewskiego wielu czytelników, słuchaczy i widzów zapewne zadało sobie pytanie, jak to jest z tą demokracją w Polsce - jest zagrożona czy nie? Jeśli dwóch byłych prezydentów, noblistka, pokaźna grupa profesorów i jeszcze kilku znanych artystów na dokładkę twierdzą, że jest, no to powinniśmy im wierzyć. Ale z drugiej strony, jeśli rzeczywiście jest, to dlaczego takie tęgie mózgi, jak się tu wymieniło, nie potrafią dać ani jednego konkretnego, przekonującego przykładu tego zagrożenia? Ilekroć o takowe pytam, odpowiedź polega zwykle na wzruszeniu ramion i prychnięciu „no przecież wszyscy to wiedzą!?
A ja nie wiem. I z konferencji na Uniwersytecie Warszawskim niestety niczego konkretnego się nie dowiedziałem. Andrzej Wajda bardzo kwietnie mówił, że trzeba dać odpór zagrożeniom, które się spiętrzają, ale co się spiętrza - ani dudu. Zbigniew Hołdys ogłosił, że czuje się teraz gorzej niż za komuny. Współczuję, ale co ma do rzeczy jego samopoczucie? Inny artysta, Daniel Olbrychski, powiedział, że nie chce żyć w kraju, w którym historii uczą, jak to ujął, esbeckie teczki. Ciekawe, czemu nie powtórzył przy okazji tezy, którą kilka dni wcześniej wygłosił w rosyjskiej telewizji - że Instytut Pamięci Narodowej to polski odpowiednik KGB. Czyżby się zawstydził? Czyżby istniała w wygadywaniu bzdur jakaś granica, której Olbrychski nie chce przekraczać? To by bardzo cieszyło, choć, szczerze mówiąc, po jego występach z ostatnich miesięcy niestety trudno w to wierzyć.
No dobrze, zostawmy artystów - artysta nie musi być mądry. Ale byli tam także profesorowie. I oni również stronili od konkretów - mówili o dusznej atmosferze, o tym, że każdy może być podejrzany. Do rangi zamachu na imponderabilia urosło, że premier ośmielił się skrytykować Trybunał Konstytucyjny i odmówić mu prawa do nieomylności, że występujący przed tym trybunałem poseł zrobił to, co robi każdy adwokat, to znaczy podał w wątpliwość bezstronność sędziów, albo to, że minister oskarżył aresztowanego lekarza o spowodowanie śmierci pacjenta - niepotrzebnie, bo wystarcza 45 innych zarzutów, głównie o płatną protekcję, które na sławnym chirurgu ciążą.
No więc jak z tą demokracją, jest zagrożona? Odpowiedzcie sobie państwo sami. Co nie ulega kwestii to to, że lustracja zagraża ujawnieniem, kim był agent „Bolek”, a prokuratorskie śledztwa dotknęły już kilkudziesięciu działaczy SLD, którzy za czasów Kwaśniewskiego pełnili wysokie funkcje. I choć jak na razie potencjalni świadkowie są na tyle uprzejmi wobec towarzyszy, że odszczekują wszystko spod stołu, jak Oleksy, albo popełniają samobójstwa, jak Blida, zarzuty stawiane są coraz wyżej postawionym. I to jest zagrożenie zupełnie realne. Tylko że o demokrację bym się w tym kontekście nie obawiał. Wręcz przeciwnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 20:54, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Kaczmarek: Opowiem sądowi, co wiem o kontach
"SLD nie zbije na mnie kapitału" - ostrzega lewicę szef MSWiA Janusz Kaczmarek. I jeśli SLD pozwie go za zniesławienie - co zapowiada Wojciech Olejniczak - minister opowie sądowi wszystko, co wie o szwajcarskich kontach polityków tej partii.
"Wszystkie moje wypowiedzi są wyważone i mają odzwierciedlenie w faktach" - tłumaczy Kaczmarek. A jeśli sąd go wezwie, będzie musiał te fakty opowiedzieć. Zezna, jakie osoby miały konta w Szwajcarii i w jakich bankach. I z kim te osoby są powiązane.
Brzmi to jak przestroga dla SLD, który zdenerwował się na słowa ministra o politykach Sojuszu. Kaczmarek w czwartek powiedział, że wśród nich są tacy, którzy mają konta za granicą, a pieniądze na nich prawdopodobnie pochodzą ze źródeł przestępczych.
Szef SLD Wojciech Olejniczak twierdzi, że Kaczmarek, a także minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, pomawiają lewicę i SLD w sprawie zagranicznych kont. Zapowiedział, że jeśli te pomówienia nie skończą się, partia wystąpi do sądu o ochronę dóbr osobistych.
dziennik.pl
DO DZIELA POSTKOMUSZKI !!!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 20:56, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Skruszony gangster sypie polityków!!!
Skruszony gangster Wiesław Michalski, ukrywając się od lat za granicą, oskarżał najważniejszych polityków lewicy o branie potężnych łapówek. Teraz - po długich negocjacjach z Centralnym Biurem Śledczym - wrócił do kraju, by opowiedzieć o przekrętach na lewicy. I już na pierwszym przesłuchaniu zaczął sypać - dowiedział się dziennik.pl.
Gangster sam zgłosił się na policję. Teraz przesłuchują go prokuratorzy. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Janusz Kaczmarek ujawnił, że gangster opowiada śledczym o skorumpowanych politykach. O których? Kaczmarek nie chce zdradzić nazwisk.
W zamian za zeznania gangster dostanie "łaskawsze oko wymiaru sprawiedliwości" - mówi dziennikowi.pl informator z kręgów policyjnych. Być może Michalski dostanie status świadka koronnego.
Michalski, dawniej przedsiębiorca, potem skazany za wyłudzenia, zarzeka się, że w 1992 roku dał milion dolarów łapówki Markowi Ungierowi, późniejszemu szefowi kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Chodziło o sprzedaż wrocławskiego hotelu Dwór Wazów, a potem reszty hoteli należących do sieci Juventur. W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" Michalski zapewniał, że o wszystkim musiał wiedzieć sam Kwaśniewski.
Ungier był wtedy prezesem Juventuru, a Kwaśniewski - jednym z czołowych posłów lewicy. A łapówka miała załatwić, że Michalski zapłaci o 30 mld starych złotych mniej, niż wynosiła cena rynkowa.
W 1995 roku wszczęto śledztwo w tej sprawie. Jednak sprawa wyprzedaży majątku Juventuru tak długo była odwlekana i przekładana, że w końcu się przedawniła. I sąd nie sprawdzał zarzutów Michalskiego wobec Ungiera. Teraz jednak do sprawy wróci lubelska prokuratura.
"Chcemy sprawdzić, czy nie ma w aktach informacji przydatnych w innym śledztwie - w sprawie nieprawidłowości w Komitecie ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej kierowanym w latach 80. przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Skarb państwa miał stracić 100 mln dol" - informuje rzeczniczka prokuratury apelacyjnej w Lublinie Ewa Piotrowska.
Ungier i Kwaśniewski od początku wszystkiemu zaprzeczają.
Michalski od ośmiu lat ukrywał się za granicą. W gangsterskim światku znany był pod pseudonimem Olsen. W 1999 roku został skazany na 3,5 roku za wyłudzenia. Od lat był poszukiwany listem gończym.
DZIENNIK.PL
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 20:58, 28 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
IPN chce od nowa sądzić Niezabitowską
IPN nie zgadza się ze styczniowym wyrokiem sądu, który uznał, że nie ma dobitnych dowodów na współpracę Niezabitowskiej z SB. Lustratorzy z Instytutu chcą rozpocząć proces Niezabitowskiej od nowa i złożyli już od sądowego werdyktu apelację.
W styczniu Sąd Lustracyjny I instancji orzekł, że nie ma dostatecznych dowodów na współpracę opozycjonistki, a później rzeczniczki rządu Tadeusza Mazowieckiego z SB. Sąd powiedział wówczas: "Ani nie da się wykluczyć, że Małgorzata Niezabitowska nie była agentem SB, ani nie da się wykluczyć, że nim była. Dlatego wątpliwości należy rozstrzygnąć na korzyść lustrowanego".
Dlaczego IPN chce jeszcze raz lustrować Niezabitowską? Bo w jego archiwach zachował się mikrofilm SB z materiałami o niej. Nie ma w nim wprawdzie zobowiązania do współpracy ani własnoręcznie pisanych meldunków, ale jest m.in. dokument o okolicznościach pozyskania Niezabitowskiej w 1981 roku. Pracowała wtedy w redakcji "Tygodnika Solidarność". Z notatki oficera SB Roberta Grzelaka wynika, że spotkał się on z Niezabitowską kilkanaście razy. Miał dostać od niej m.in. informacje o pracownikach "Tygodnika Solidarność".
Niezabitowska zaprzecza rewelacjom Grzelaka. Twierdzi, że podpisała dokument, ale miało to być tylko zobowiązanie do przestrzegania ładu i porządku w PRL. Później kazano jej spotkać się z Grzelakiem, ale na spotkanie nie przyszła. Niezabitowska twierdzi, że notatki oficera z tych spotkań są sfałszowane. W jej wersję wydarzeń uwierzył Sąd Lustracyjny I instancji.
Teraz, po odwołaniu się IPN-u do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, sprawa nie wróci już do Sądu Lustracyjnego I instancji. Powód? Takich sądów już nie ma. Zniosła je nowa ustawa lustracyjna z 15 marca. Jeśli Sąd Apelacyjny uchyli styczniowy wyrok w sprawie Niezabitowskiej, sprawa trafi teraz do wydziału karnego Sądu Okręgowego w Warszawie.
DZIENNIK.PL
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 7:18, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Mafia integrowała się z lewicą!!!
Wiesław Michalski ps. "Olsen": Kwaśniewski miał słabą głowę. Chłopaki mówili: "Dwie wódki i jest nasz"!!
Wrocławski Dwór Wazów w latach 90. był miejscem spotkań i wspólnych bankietów polityków SLD i Unii Demokratycznej z wpływowymi przedstawicielami świata przestępczego. Tam upijano się do nieprzytomności, robiono interesy i... organizowano fundusze na kampanie wyborcze - ujawnia Wiesław Michalski, w latach 90. jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, a zarazem czołowa postać ówczesnego świata przestępczego. Twierdzi, że na organizowanych przez niego spotkaniach bywali m.in. Aleksander Kwaśniewski, Marek Ungier, Aleksandra Jakubowska, Józef Oleksy, Grzegorz Schetyna oraz Władysław Frasyniuk. Przedsiębiorca - gangster, który od ośmiu lat poszukiwany był listem gończym, wczoraj oddał się w ręce CBŚ. Wcześniej w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" - który jako jedyny dotarł do gangstera - zapowiedział, że będzie zeznawał.
- Nie bywałem na Dworze Wazów w czasach, gdy lokalem zarządzał Wiesław Michalski. Ale bankiety, jakie organizował, były głośne na cały Wrocław. Takie eseldowsko-udeckie klimaty - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Ryszard Czarnecki, wrocławski poseł do Parlamentu Europejskiego.
Wiesław Michalski w latach dziewięćdziesiątych uchodził za jednego z najbogatszych polskich przedsiębiorców. Jest to jednak nieprawdziwa twarz Michalskiego, znanego również pod pseudonimem "Olsen". CBŚ dysponuje materiałami wskazującymi na niego jako jedną z czołowych postaci polskiego świata przestępczego lat 90. W środowisku gangsterskim uchodził za prawą rękę słynnego Jeremiasza Barańskiego ps. "Baranina". Mówi się również, że prawdopodobnie był jedną z osób, która zasiadała w tzw. Komitecie - grupie, która zadecydowała o zleceniu zabójstwa generała Marka Papały.
Michalski uciekł w 1999 roku z Polski. Ostrzeżony - jak mówi - przez prokuratora B., że ma zostać zlikwidowany, rozpuścił wówczas wieści o swojej śmierci. Ostatecznie zdecydował się oddać w ręce funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego i wczoraj przed południem został zatrzymany w Warszawie. Prawdopodobnie ubiegać się będzie o status świadka koronnego. Wcześniej, podpierając się dokumentami, nagraniami i fotografiami, opowiedział nam o kulisach swojej przestępczej kariery, możliwej dzięki powiązaniom z wpływowymi politykami.
- Postać Michalskiego była wtedy znana, ale bez przesady. To była bardzo burzliwa, bardzo szybka, ale też bardzo krótkotrwała kariera. On był gdzieś z Górnego Śląska i jedyny aktyw, jaki miał we Wrocławiu, to był ten słynny Dwór Wazów - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" poseł Bogdan Zdrojewski, przewodniczący klubu parlamentarnego PO i były prezydent Wrocławia.
Jesienią 1992 roku za 1,5 mld starych złotych Wiesław Michalski kupił kompleks hotelowy na wrocławskiej starówce, Dwór Wazów. Nieruchomość należąca wówczas do "Juventuru" kierowanego przez Marka Ungiera warta była 30 razy więcej. Jak twierdzi Michalski, kupił hotel za 1/30 jego wartości dzięki łapówce pół miliona dolarów, jakie miał wręczyć Ungierowi. I jak zapewnia, cała transakcja nie byłaby możliwa bez zgody i wiedzy Aleksandra Kwaśniewskiego. Pytany przez nas przed dwoma tygodniami Kwaśniewski zaprzecza, by znał Michalskiego lub kiedykolwiek się z nim spotykał.
- Kwaśniewski wyparł się? To kłamie. To nie było wspólne chodzenie po ulicach. To były zamknięte spotkania w cztery, pięć osób. I morze alkoholu - opowiada "Olsen".
Pierwotnie Dwór Wazów miał być "perełką" Michalskiego, szybko jednak przekonał się, że luksusowa restauracja, sale bankietowe i dyskoteka to doskonałe miejsce na robienie interesów z politykami, urzędnikami i prokuratorami. Miejsce, gdzie w nieco luźniejszej atmosferze przedsiębiorcy działający poza prawem mogli integrować się i załatwiać interesy z politykami i urzędnikami. Służyła temu - jak opowiada - praktycznie nieograniczona ilość alkoholu fundowanego przez niego i towarzystwo kobiet lekkich obyczajów. Gangster utrzymuje, że na organizowanych przez niego bankietach "integracyjnych" brylowali politycy SLD. - Bywał Kwaśniewski, ale bez Jolki, Ungier wierny Olkowi jak pies, Ola Jakubowska ze swoim kochankiem Jackiem S. i Józef Oleksy, straszny gawędziarz - śmieje się Michalski i dodaje: - Była wódka, były panienki. Ale Kwaśniewski tylko pił. On chyba jest uzależniony. Kwaśniewski miał słabą głowę. Chłopaki mówili: "Dwie wódki i jest nasz" - dodaje "Olsen".
"Chłopaki", o których mówi Michalski, to powiązani wówczas z "Baraniną" dolnośląscy gangsterzy. Kwaśniewski zdecydowanie zaprzecza, by znał Michalskiego i bywał u niego. Z Aleksandrą Jakubowską nie udało nam się skontaktować.
Politycy lewicy budzili zainteresowanie wrocławskich przedsiębiorców powiązanych ze światem zorganizowanej przestępczości jako dysponenci mienia przejętego z państwowych przedsiębiorstw. Mienia, które jak Dwór Wazów można było odkupić za bezcen. Ale w zainteresowaniu Michalskiego i jego kompanów w latach 90. byli również brylujący na salonach politycy ówczesnej Unii Demokratycznej. I jak powiada gangster - skwapliwie przyjmowali zaproszenie na organizowane bankiety. Dziś większość z nich pytana o swoją znajomość z Michalskim vel "Olsenem" reaguje niekiedy bardzo spontanicznie.
- Nie znam, nie spotykałem się. Nie mam nic do dodania - odpowiada na nasze pytania Grzegorz Schetyna, wrocławski poseł Platformy Obywatelskiej uważany za prawą rękę Donalda Tuska, i... rzuca słuchawkę. Jego klubowy kolega, były prezydent Wrocławia - Bogdan Zdrojewski reaguje zupełnie inaczej. Spokojnie i merytorycznie odpowiada na nasze pytania. On jednak nie ma powodów do zdenerwowania. Jak mówi - "o Michalskim słyszał, na bankietach nie bywał". Również sami gangsterzy przyznają, że były prezydent stolicy Dolnego Śląska unikał wszelkich tego typu nieoficjalnych spotkań.
- Zdrojewski nie chodził, nie bywał. Natomiast Schetyna wpadał, nie za często, ale ostro pił - przekonuje Michalski.
Dwór Wazów na wrocławskiej starówce wpadł w oko politykom centrum. To właśnie tam Unia Demokratyczna organizowała swoje spotkania i miniwiece przedwyborcze. Wszystko dzięki uprzejmości gangsterskiego bonza. Jak sam opowiada, w okresie kampanii wyborczej jego kawiarniany ogródek to była taka minicentrala Unii Demokratycznej na Wrocław. Michalski mówi też o zdarzeniu, kiedy to Barbara Labuda właśnie w kawiarni Dworu Wazów urządziła karczemną awanturę Tadeuszowi Mazowieckiemu.
Pieniążki na kampanię
Michalski twierdzi też, że wspierał finansowo kampanię wyborczą polityków Unii Demokratycznej. Dziś śmieje się, że to, co przez polityków przyjmowane było jako hojne datki, dla niego nie stanowiło praktycznie żadnego wydatku. Jak opowiada "Olsen", zaproszono go m.in. na specjalne spotkanie organizowane w hotelu pod Wrocławiem, przy wylocie na Zielona Górę. - Pełno aktywistów, działaczy, urzędników. Każdy musiał dać na nowe 10 tysięcy złotych na kampanię. Dałem - wspomina "Olsen" i dodaje, że niektórzy prominenci UD prosili o finansowe wsparcie również prywatnie. W tym wypadku Michalski utrzymuje, że nie były to już jednak małe kwoty. I mówi, że jednym z tych, z którymi łączyły go najczęstsze, również finansowe kontakty był Władysław Frasyniuk, dziś jeden z liderów LiD.
- Wpadłem pewnie z raz czy dwa do Dworu Wazów, bo wie pan, w tamtych czasach była to jedyna dobrej klasy restauracja w mieście. Na pewno nie spotykałem się z panem Michalskim, nie bywałem u niego w domu ani nie brałem żadnych pieniędzy - tłumaczy Władysław Frasyniuk w rozmowie z "Naszym Dziennikiem".
- Frasyniuk bywał u mnie w domu. Brał pieniądze. Chodziło o pożyczkę 150 tysięcy złotych (nowych) na kampanię wyborczą. Nigdy ich nie oddał. Pytał się, co w zamian za pieniądze. To mówię, że trzeba spłacić, zrobić to i to - komentuje "Olsen".
Michalski zamierza ubiegać się o status świadka koronnego i wówczas przekazać organom ścigania materiały, m.in. zdjęcia, potwierdzające jego słowa.
Michalski już zeznaje
Lubelska Prokuratura Apelacyjna zapozna się z materiałami z umorzonego śledztwa przeciwko lewicowemu politykowi - Markowi Ungierowi, które dotyczyło nieprawidłowości w "Juventurze" - poinformowała wczoraj rzecznik prokuratury apelacyjnej w Lublinie Ewa Piotrowska. Jak podała, chodzi o sprawdzenie, czy nie ma wśród nich dokumentów przydatnych dla śledztwa prowadzonego w sprawie nieprawidłowości w Komitecie ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, którym w latach 80. kierował Aleksander Kwaśniewski. Śledztwo przeciwko byłemu szefowi gabinetu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Markowi Ungierowi, i innym członkom zarządu "Juventuru" warszawska prokuratura okręgowa umorzyła w styczniu 2005 r., uznając, że sprawa przedawniła się w grudniu 2003 r. Zarzuty postawione wówczas członkom zarządu Juventuru dotyczyły działania na szkodę spółki przy sprzedaży hotelu Dwór Wazów we Wrocławiu (wrzesień 1992 r.) oraz hotelu Słoneczny w Zakopanem (październik 1993 r.). Chodziło także o nieogłoszenie w styczniu 1993 r. upadłości Juventuru i poświadczenia nieprawdy w akcie notarialnym sprzedaży Dworu Wazów. Od marca ubiegłego roku lubelska prokuratura apelacyjna prowadzi również śledztwo w sprawie nadużyć w kierowanym w latach 80. przez Aleksandra Kwaśniewskiego Komitecie ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, w wyniku których Skarb Państwa miał stracić około 100 mln dolarów.
Wojciech Wybranowski
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 7:24, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
BIG po Śląskim!!!!!!!!!!
Przewodniczący bankowej komisji śledczej Adam Hofman wciąż ma nadzieję, że była szefowa nadzoru bankowego Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowie na pytania śledczych!!!
Przed bankową komisją śledczą stanie dzisiaj Waldemar Pawlak oraz Jacek Socha. Będzie to kontynuacja przesłuchań świadków w związku z badaniem wątku prywatyzacji Banku Śląskiego. Komisja zapoznała się już z aktami prokuratorskimi w tej sprawie. Analizę tej prywatyzacji śledczy chcieliby zakończyć jeszcze przed parlamentarnymi wakacjami. Pod koniec sierpnia komisja miałaby zbadać okoliczności powstania Banku Inicjatyw Gospodarczych i zakupu przez BIG Banku Gdańskiego oraz udział w tym procesie pieniędzy z FOZZ.
Jako pierwszy przed komisją stanie dzisiaj Jacek Socha, były wiceprzewodniczący Komisji Papierów Wartościowych. Za czasów prywatyzacji Banku Śląskiego był zastępcą w KPW zmarłego przed czterema laty Lesława Pagi. Komisja chce, by podzielił się swoją wiedzą na temat okoliczności związanych z wprowadzaniem tego banku na warszawską giełdę. Jako drugi na pytania śledczych odpowie ówczesny premier Waldemar Pawlak. Komisja chce zbadać m.in. okoliczności ustalania ceny w publicznej subskrypcji za akcje Banku Śląskiego. Ustalono ją jedynie na 500 tys. starych złotych, a na pierwszym giełdowym notowaniu akcje banku osiągnęły 13,5-krotną przebitkę.
Kolejnymi świadkami w badanym wątku będą w czwartek Henryk Chmielak, który przez pewien czas pełnił obowiązki ministra finansów, oraz Marian Rajczyk, były prezes Banku Śląskiego. Na piątek komisja wezwała natomiast byłego ministra finansów Grzegorza Kołodkę oraz wiceministra w tym resorcie Krzysztofa Kalickiego.
Więcej światła na wątek prywatyzacji Banku Śląskiego powinny jednak rzucić przesłuchania zaplanowane na połowę czerwca. Wtedy przed komisją mają się stawić urzędnicy Ministerstwa Finansów: byli ministrowie - Marek Borowski i Jerzy Osiatyński, wiceminister Stefan Kawalec oraz były dyrektor departamentu bankowości i instytucji finansowych Sławomir Sikora. Jak zeznał eurodeputowany Bogdan Pęk, który w okresie prywatyzacji Banku Śląskiego przewodniczył sejmowej komisji przekształceń własnościowych, to podczas spotkania Borowskiego, Kawalca, Sikory i ówczesnego prezesa warszawskiej giełdy Wiesława Rozłuckiego miano ustalić krakowskim targiem cenę akcji banku w publicznej subskrypcji na 500 tys. złotych.
Według przewodniczącego komisji śledczej Adama Hofmana, świadkowie nie będą mogli łatwo zasłaniać się niepamięcią, jak było to w przypadku Józefa Oleksego. Komisja zapoznała się bowiem z aktami prokuratorskimi w sprawie Banku Śląskiego i w razie amnezji świadka będzie mogła przedstawić dla przypomnienia podpisane przez decydentów dokumenty.
Gronkiewicz nie chce
Na zakończenie badania tego wątku śledczy chcieliby, aby swoją wiedzą podzieliła się z nimi Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jako była szefowa nadzoru bankowego mogłaby bez wątpienia wyjaśnić pewne kwestie. Ona jednak uparcie broni się przed odpowiedziami na pytania. Już raz na wezwanie śledczych się nie stawiła, zapowiadając, że nie stawi się na następne. Według Gronkiewicz-Waltz, z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wynika, że skoro była kiedyś prezesem Narodowego Banku Polskiego, to nie może być przesłuchiwana przez sejmową komisję śledczą. - Liczę na to, że pani prezydent się pojawi. Wątpliwości, które przedstawiała, zostały rozwiane w ekspertyzach, które otrzymał marszałek Sejmu Ludwik Dorn - nie ustaje w nadziei Hofman. Komisja chciałaby zakończyć badanie wątku Banku Śląskiego jeszcze przed rozpoczynającymi się na początku lipca parlamentarnymi wakacjami. Po tej części prac śledczych miałoby nastąpić specjalne podsumowanie zrealizowanej pracy, a posłowie zaczęliby już pisać na podstawie dotychczas zgromadzonego materiału raport końcowy z prac komisji. Pod koniec sierpnia śledczy chcą rozpatrzeć okoliczności powstania związanego z postkomunistyczną nomenklaturą Banku Inicjatyw Gospodarczych, zakupu przez BIG Banku Gdańskiego i prywatyzację tego drugiego. Zdaniem Hofmana, zbadanie tego wątku i roli, jaką w nim spełniły pieniądze z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, będzie przełomowym etapem prac komisji. Jak zaznaczył, nie ustalono jeszcze dalszej kolejności rozpatrywania wątków w sprawie prywatyzacji banków. Na końcu jednak śledczy mieliby zająć się tym, co działo się wokół Banku Pekao. W przekonaniu Hofmana, z badaną sprawą śledczy powinni się uporać w ciągu roku. W tym czasie ma powstać raport ukazujący m.in. mechanizmy prywatyzacji polskiego sektora bankowego.
Artur Kowalski
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 16:21, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Prawie trzy czwarte respondentów (72 proc.) źle ocenia działalność rządu Jarosława Kaczyńskiego - wynika z najnowszego sondażu TNS OBOP. Tylko co piąty ankietowany (20 proc.) uważa, że rząd działa dobrze.
Zaledwie 1 proc. Polaków ocenia pracę gabinetu J. Kaczyńskiego dobrze. 19 proc. sądzi, że działa on raczej dobrze. Zdaniem 43 proc. respondentów, rząd funkcjonuje raczej źle, a według 29 proc. - zdecydowanie źle. 8 proc. badanych nie ma zdania na ten temat.
Najczęściej pozytywną opinię na temat działalności rządu podzielają osoby o prawicowych poglądach politycznych (38 proc. ocen pozytywnych) oraz zwolennicy PiS (71 proc.) i LPR (32 proc.).
Najgorzej zaś oceniają pracę rządu respondenci o lewicowych (86 proc. ocen negatywnych) i centrolewicowych (82 proc.), bądź centroprawicowych (85 proc.) poglądach politycznych, a także sympatycy PO (93 proc.), Lewicy i Demokratów (81 proc.) oraz Samoobrony (82 proc.).
Częściej od ogółu Polaków pozytywnie wypowiadają się na temat działalności rządu osoby w wieku 60 i więcej lat (29 proc. ocen pozytywnych). Najgorszą opinię o pracy gabinetu J. Kaczyńskiego mają natomiast osoby w wieku 40-49 lat (78 proc. ocen negatywnych) oraz badani z wykształceniem wyższym (82 proc.).
Notowania rządu J. Kaczyńskiego nie zmieniły się w sposób istotny w porównaniu z kwietniem 2007 r..
Jeśli chodzi o ocenę samego szefa rządu, 66 proc. badanych jest zdania, że premier źle wywiązuje się ze swoich obowiązków. Według 30 proc. robi to zdecydowanie źle.
24 proc. uważa, że J. Kaczyński dobrze wypełnia swoje obowiązki, 3 proc. badanych sądzi, że robi to zdecydowanie dobrze, a 21 proc., że raczej dobrze. 10 proc. ankietowanych nie ma sprecyzowanej opinii na ten temat.
Działalność premiera najwyżej oceniana jest przez sympatyków PiS (84 proc. ocen pozytywnych). Zdecydowanie częściej od ogółu Polaków dobrze oceniają wywiązywanie się premiera ze swoich obowiązków także osoby o prawicowych poglądach politycznych (46 proc.).
Najczęściej pracę szefa rządu pozytywnie oceniają osoby w wieku 60 i więcej lat (33 proc. ocen pozytywnych), a także respondenci z wykształceniem podstawowym (33 proc.) i mieszkańcy wsi (29 proc.).
Premier cieszy się gorszą niż przeciętnie opinią wśród badanych z wykształceniem wyższym (75 proc. ocen negatywnych) oraz wśród osób mieszkających w miastach od 101 do 500 tys. i powyżej 500 tys. (po 73 proc.).
W maju br. ocena działalności premiera J. Kaczyńskiego nie zmieniła się w sposób istotny w porównaniu z kwietniem.
Jeśli chodzi o ocenę działalności prezydenta, to według 64 proc. ankietowanych, L. Kaczyński nie wywiązuje się dobrze z obowiązków prezydenta, w tym 31 proc. pytanych ocenia jego działalność zdecydowanie negatywnie.
O tym, że L. Kaczyński dobrze wypełnia swoje obowiązki uważa 27 proc. ankietowanych. 23 proc. badanych uważa, że robi to raczej dobrze, a jedynie 4 proc. respondentów - że zdecydowanie dobrze. 9 proc. respondentów nie ma zdania na ten temat.
Najczęściej pracę prezydenta dobrze oceniają badani deklarujący prawicowe poglądy polityczne (48 proc. ocen pozytywnych), a także sympatycy PiS (80 proc.).
Najwyższy odsetek osób pozytywnie oceniających pracę prezydenta odnotowano wśród respondentów w wieku 60 i więcej lat (35 proc. ocen pozytywnych). Częściej niż przeciętnie dobrze o wywiązywaniu się L. Kaczyńskiego ze swoich obowiązków wypowiadają się także respondenci z wykształceniem podstawowym (35 proc.) i mieszkańcy wsi (33 proc.).
Negatywną opinię na temat pracy prezydenta mają natomiast najczęściej osoby z wykształceniem wyższym (71 proc. ocen negatywnych) oraz respondenci w wieku 20-29 lat (72 proc. ), a także mieszkańcy miast powyżej 500 tys. (69 proc.).
W maju ocena działalności L. Kaczyńskiego jako prezydenta pogorszyła się nieco w porównaniu z kwietniem 2007 r. O 4 punkty procentowe spadł odsetek respondentów oceniających go dobrze i o tyle samo wzrósł odsetek oceniających go źle.
Sondaż zrealizowano w dniach 10-14 maja na ogólnopolskiej, losowej, reprezentatywnej próbie 1003 mieszkańców Polski w wieku 15 i więcej lat.
BRAWO POLACY BRAWO, letarg mija
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:47, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
-))))))))) BIEDNY ZULU Z MIESCINY ! WG TYCH SONDAZY PAN TUSK JEST PREZYDENTEM , PO RZADZI WRAZ Z LID A PREZIO MAGISTER TO CZLOWIEK NAJWYZSZEGO ZAUFANIA !! -))))))))) A NASTEPNE WYBORU ZULU I TAK WYGRA PIS !!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:47, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Zaskakujący raport ws. przeszłości prof. Miodka!!
Jutro zostanie ogłoszony oficjalny komunikat z prac komisji historycznej Uniwersytetu Wrocławskiego dotyczący domniemanej współpracy prof. Jana Miodka z tajnymi służbami PRL - informuje RMF FM.
RMF FM dotarł do zaskakującego raportu na temat domniemanej agenturalnej przeszłości znanego językoznawcy prof. Jana Miodka. Komisja nie wypowiada się w nim jednak tak jednoznacznie na korzyść prof. Miodka jak czynił to rektor uczelni, otwarcie broniący profesora.
Dwa ostatnie zdania komunikatu mówią, że "sprawa wymaga dalszych, pogłębionych badań" i że "ich dokończenie uniemożliwia na razie wyrok Trybunału Konstytucyjnego".
W komunikacie jest także mowa o większej ilości dokumentów dotyczących współpracy niż podawano wcześniej. Początkowo była mowa o czterech linijkach dokumentu, podczas gdy raport przytacza ich już sześć, w tym zapis z dziennika archiwalnego wydziału C Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych. Jest tam mowa o przekazaniu do archiwum dwóch tomów akt dotyczących profesora. Nie wiadomo jednak gdzie te dokumenty obecnie się znajdują. Członkowie uniwersyteckiej komisji historycznej twierdzą, że właśnie te dokumenty mogłyby wiele wyjaśnić.
ONET.PL
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Wto 22:55, 29 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Kwaśniewski i Kuczma świadkami ws. fundacji!!
Aleksander Kwaśniewski, ukraiński oligarcha Wiktor Pinczuk, a nawet były prezydent Ukrainy Leonid Kuczma - wszystkich chce przesłuchać katowicka prokuratura. Będą opowiadać o finansowaniu fundacji Kwaśniewskiego przez Pinczuka. Śledczy chcą wyjaśnić podejrzenia, że wpłaty na konto "Amicus Europae" mogły mieć związek z prywatyzacją Huty Częstochowa - ustalił dziennik.pl.
Śledczy z Katowic chcą wystąpić do prokuratorów na Ukrainie o tak zwaną pomoc prawną. To oznacza, że Pinczuka i Kuczmę przesłuchają tamtejsi prokuratorzy - ale nasi chcą w tym uczestniczyć.
Dlaczego to katowicka prokuratura się tym zajmuje i co ma z tym wspólnego Kuczma? Tamtejsi prokuratorzy prowadzą już śledztwo w sprawie fundacji Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier". Sprawdzają, czy wpłaty na konto tej fundacji mogły mieć związek z prywatyzacją Huty Częstochowa. Należący do Pinczuka Związek Przemysłowy Donbasu kupił tę hutę.
Jednak pieniądze Pinczuka wpływały także na konto fundacji byłego prezydenta. Poseł Zygmunt Wrzodak uważa, że wpłaty na konto fundacji Kwaśniewskiego "Amicus Europae" miały ułatwić Pinczukowi przejęcie Huty Częstochowa. Dlatego poseł złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Jak twierdzi Wrzodak, pieniądze od Pinczuka to dowód wdzięczności za bezproblemowe przejęcie huty przez Związek Przemysłowy Donbasu.
Katowicka prokuratura sprawdza więc też, czy Huta Częstochowa nie została sprzedana za mniejsze pieniądze, niż była warta. "Interwencja A. Kwaśniewskiego przerwała w końcowym etapie przetarg na nabycie Huty Częstochowa i zapewne przetarg wygrałby Mittal Steel, który złożył ofertę nabycia huty o 13 proc. wyższą od Z.P.Donbas" - napisał Wrzodak w zawiadomieniu.
Co ma z tym wspólnego Kuczma? Prokuratorzy mają informację, że przed przejęciem przez Donbas naszej huty Aleksander Kwaśniewski spotkał się właśnie z Kuczmą. Nasi śledczy chcą wyjaśnić, czy to spotkanie miało cokolwiek wspólnego z ukraińską inwestycją.
Fundacja Kwaśniewskiego dostała od fundacji Pinczuka 892 822 złote, podczas gdy kwoty od innych darczyńców to w sumie 5 tysięcy złotych.
dziennik.pl
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|